
☆22.07.1995 ☆ wyspa Saint Vincent i Grenadyny ☆ Biegle włada językiem angielskim oraz francuskim. ☆ Niegdyś miała zapędy nauczenia się także japońskiego, jednakże kanji ją zniszczyło.☆ Jako pierwsza z rodziny wyjechała z wysp. ☆ Wykładowczyni astrofizyki, choć w kręgu jej zainteresowań leży także biochemia. Nie przyznaje się na głos. ☆ Córka niszowej pisarki, której dziełami życia były przewodniki turystyczne. ☆ Opiekunka i zatwardziała obrończyni młodszego rodzeństwa. ☆ NajUkochańszą siostrę zabiera ze sobą wszędzie, o ile pozwala na to prawo. ☆ Z nieskrywaną chęcią udziela się na forum kół naukowych, również tych które jej nie dotyczą. Niczym natrętna mucha. ☆ Prowadzi prywatne warsztaty laboratoryjne. ☆ Nieprzerwanie bada właściwości nadprzewodnikowe PbMo6Ti8 skupiając się na zjawisku tunelowania Josephsona. Czy da się kontrolować kwantowe zjawiska? ☆ Po godzinach intensywnie głaszcze swoje papużki nierozłączki momentami zbyt intensywnie. Niedługo biedny ptaki stracą wszystkie piórka na główkach.☆ Brak powiązania ze skandalem z 94’.☆ Liczne publikacje naukowe na temat nadprzewodników wykorzystywanych w "lewitujących" pociągach. ☆ Ciągłe prace nad wykorzystaniem nadprzewodników w układach elektronicznych, jako formy silnego strumienia przeniesienia elektronów na wyższy poziom energetyczny. ☆ Laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie opisu zjawisk kwantowych i przekroczenia bariery kwantowej dla układów opartych na falach elektromagnetycznych. ☆ Wedle plotek dawniej orzekła, iż podobają jej się dziewczyny. Jednakże ludzie po alkoholu wygadują dziwne rzeczy. Prawda? ☆ Swoje pierwsze doświadczenia biochemiczne odbyła w starej szopie na narzędzia, rozpruwając i wykonując sekcje na znalezionych na wyspie zwierzętach. Nie wszystkich martwych. ☆
Geniusz to niebezpieczna choroba. Jakże często lekarstwo bywa gorsze od dolegliwości.
Pot spływa z czoła, gdy obudzona w środku nocy widzi wyniki swoich zmagań. Myśli płyną niczym wartki strumień, przesuwając kolejne klatki filmu. Wiatr z zostawionego w roztargnieniu okna wpada do wyziębionego wnętrza mieszkania. Oddech grzęźnie gdzieś na strunach głosowych. Usta, choć rozchylone, nie wydobywają żadnego dźwięku zawieszone niczym rozwarte wrota do krzyku. Zaczęła się wizja, a raczej olśnienie, którego nie chce się przerwać. Jest lekarstwem, szaleństwem i narkotykiem. Obraz jest zbyt wyraźny, wręcz namacalny, a przez to bolesny. Jego dokładność wypala się na gałkach ocznych jak wybuch bomby nuklearnej. Świat zamiera, a funkcje życiowe niemal się zatrzymują. Koszmar senny będący jednocześnie marzeniem.
Nabrany bardzo gwałtownie oddech, pełen swoistej walki o przetrwanie, przerywa ten stan. Włącznik lampki nocnej i już jesteśmy zatopieni w notatkach z piórem zawieszonym w powietrzu, dotykamy ich niemalże z namaszczeniem. Skrobiemy, widząc niewiele. Czy ten kawałek notesu wyciągniętego z szuflady jest czysty? Czy nie ma na nim niczego już uwzględnionego? Nie ma to znaczenia. Nie ma znaczenia nic poza ideą. Myślą. Geniuszem. Lekarstwo na sen nie ma sensu, jeśli jest on przerywany szaleństwem.
Milionami snów.
Codziennie masz dwie opcje: narzekać na ciemność albo zapalić światło
Nikt nie jest w stanie pojąć jakim cudem, a może kwantowym zjawiskiem, jest w stanie widzieć otaczający ją świat zza tych śmiesznych, różowych okularów. Wydają się one tak nieodłącznym elementem jej twarzy, że widok szaroniebieskich tęczówek przyprawia o prawdziwy zawał. Nosi je niczym prawdziwy sygnet, ostatni symbol wolności i niezależności w świecie pełnym restrykcyjnych, niepisanych zasad świata mody. Łamię tym nie tylko zasady panującego etosu, ale także istnieje plotka, iż udało jej się złamać nimi nos jednego z uczniów gdy ten podszedł zbyt blisko do jej obracającej się postaci. Okulary ponoć wykonała sama, inspirując się dawnymi materiałami, jako formami o wiele trwalszej materii.
Vezera w swoich śmiesznych strojach, godnych pożałowania wedle większości kadry nauczycielskiej, pełnych koloru i nieprzyzwoitości wydaje się mieć niewiele wspólnego z wysublimowanym światem nauki. Można orzec, iż jest kolejną reprezentantką starszego pokolenia, które nie chce zrobić miejsca młodszym wersjom siebie. Starą panną z kotami, której jedyną szansą jest wyglądanie młodziej, jakoby to mogło przyciągnąć potencjalnych kandydatów.
Jej rozsiewanie wokół siebie pozytywnej, wręcz nadmiernie, przyjaznej atmosfery, ma w sobie coś pięknego i przytłaczającego. Będąc w jej otoczeniu, człowiek czuje się aż zanadto zaangażowany w rozmowę, zmęczony oddychaniem oraz natłokiem informacji. Graniczy to z drugiej strony z przyjemnym odczuciem przebywania z osobą porządnie doedukowaną i żywo interesującą się naszym przypadkiem. Mieszający się w głowie obraz czegoś bardzo relaksującego z jakimś elementem przebiegnięcia słownego maratonu, pozostaje z nami na kilka dobrych godzin z dziwnym odczuciem braku zdolności do rozstrzygnięcia, czy na tą karuzelę chcemy wsiadać jeszcze raz.
Zmęczenie? To tylko nowe hobby moich nóg
W trakcie swojego, jeszcze nie tak długiego, życia Vezera poza osiągnięciami naukowymi nabawiła się chorobliwego chodzenia tempem przekraczającym średnią szybkość poruszania się marszem. Jej zamaszysty krok z szybkim odbijaniem się piętą od ziemi spowodował, że chodzi niemalże 13 km/h w trakcie swojego zwykłego “spaceru”. Tym samym i za namową siostry, której zdanie ogromnie się dla niej liczy, postanowiła zapisać się do sekcji lekkoatletycznej. Może jej zdolność napinania mięśni pod dziwnym wręcz nienaturalnym kątem z równie szybkim tempem reakcji pozwoli jej zadebiutować na biegu przez przeszkody bądź skoku o tyczce?
Niezależnie od wybranej dodatkowej profesji, jedno pozostaje niezmienne- jej uwielbienie do wrotek. Oczywistym jest, iż kupiła najbardziej vintage wersje w kolorze różu. Porusza się ona nimi na każde zakupy i często po samym kampusie niejednokrotnie upadając na kolana pod wpływem niewyobrażalnego zjawiska jakim jest krzywy chodnik. Kilka rzuconych pod nosem niecerzuralnych słów i znów z uśmiechem na twarzy jedzie w dalszą podróż. Zatem jeśli w dany dzień nie bije rekordu Guinnessa w kwestii szybkości kroków, to próbuje ustanowić nowy sport olimpisjki.
♥ W godzinach wieczornych, a czasami nawet i nocnych, zakrada się do laboratorium chemicznego i oddaje swe godziny na poczet dawnych zainteresowań. Jedyny kto wie o jej nocnych eskapadach to strażnik, który otwiera laboratorium.♥
♥ Choć na pierwszy rzut oka wydaje się nie zainteresowana astronomią, to fakty przeczą tym pomówieniom. Vezera wychodzi jedynie z założenia, iż aby badać kosmos, trzeba najpierw zrozumieć wszystkie zjawiska na ziemi. ♥
♥ Jej dwie papużki nierozłączki to Iris i Kartis, zmodyfikowane genetycznie jednojajowe, albinoskie mutanty. ♥
♥ Posiada irytujący nawyk żucia gumy z takim tempem i głośnością, iż jest to ciężkie do zdzierżenia. ♥
♥ Pośród swojego licznego rodzeństwa-5 sióstr oraz 8 braci, jedynie Asnyn stała się jej bliska. Choć młodsza siostra nie posiada większych zapędów naukowych, to jest idealną obserwatorką i często z dużą łatwością wyciąga trafne wnioski, nawet jeśli nie zna natury zjawiska, które obserwuje. ♥
♥ Vezera została po raz kolejny laureatką Nagrody Nobla, ale nigdy nie pojechała na rozdanie nagród, co oburza niemalże całą jej rodzinę. ♥
[Dobry. :)
OdpowiedzUsuńPrzez te różowe zdjęcie myślałam, że dołączyła kolorowa uczennica, a tu kolorowa nauczyciela! Taka niespodzianka. 😁 Ciekawa postać, dużo w młodym wieku osiągnęła, ale może niech zostawi papużki w spokoju. Szkoda byłoby ich piórek. 😅 Rodzeństwem również bogato została obdarzona. Chyba jej z tym współczuję, kompletnie takiego chaosu sobie nie wyobrażam. 😅
Milej zabawy życzę i ciekawych wątków. :)]
Ares Tessier</I
[Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńJa również myślałam, że na blogu pojawiła nam się kolorowa uczennica, a tu proszę, nauczycielka! Ciekawy przedmiot wybrała, no i osiągnięć ma już od groma. Mam nadzieję, że zarazi uczniów swoją pasją do tematu. 😉
Od siebie nic nie proponuję, bo mojemu panu z przedmiotami ścisłymi nie po drodze i pewnie na samo słowo fizyka dostaje palpitacji, więc nie widzę tu punktu zaczepienia. Baw się z nią dobrze!]
Lancelot A.
Hej! Tak jak moje poprzedniczki myślałam, że mamy do czynienia z kolejną uczennicą i już zacierałam łapki na myśl, jak taka kolorowa osobowość zostanie przyjęta na korytarzach, a tu proszę: członkini kadry. ^^" Z moją powalającą aktywnością (czy też bardziej jej brakiem) moce przerobowe mam słabe, a że nie widzę punktów zaczepienia zarówno z Lucy, jak i moim tworzącym się panem, pozwolę sobie jedynie pochwalić wizerunek oraz pomysł. Motyw dark academii zdecydowanie potrzebuje kogoś takiego jak Vezera. ;)
OdpowiedzUsuńWitaj na blogu i baw się dobrze!
LUCY WILLIAMS oraz wyglądający z wersji roboczych GIOVANNI SORRENTINO
[Cześć!
OdpowiedzUsuńZ ręką na sercu, jak autorzy wyżej. :) Byłam przekonana, że będziemy mieć do czynienia z pozytywną, kolorowa uczennicą, a tu nauczycielka. W sumie, to całkiem pozytywne zaskoczenie. Dla mnie jednak najbardziej pozytywne odczucia daje sam vibe karty, który zdecydowanie przez kolorystykę, układ i zdjęcie zabiera mnie do minionych czasów blogsfery o ponad dekadę. :D Za to serdecznie dziękuję. :)
Życzę udanej zabawy i owocnego wątkowania. :D]
Theodore & Seraphine
[Moje panie od fizyki zawsze były nietypowe, więc nie dziwi mnie, że Twoja też taka jest, nawet jeśli ona to bardziej astro :D Ciekawa osobowość, bez wątpienia rzucająca się w oczy na korytarzach, a w związku z tym także niezapomniana. Mam nadzieję, że uda Wam się zadomowić tutaj na dłużej, życzę mnóstwa dobrej zabawy na blogu! :)]
OdpowiedzUsuńJared Shamir
Zajęcia dodatkowe prowadzone przez ponoć dość charakterystyczną panią profesor zostały ogłoszone jako swoistego rodzaju paleontologiczne. Nie trzeba właściwie wiele tłumaczyć, iż w związku z tym zdobyły priorytetowe zainteresowanie pewnego studenta siódmego roku. W dokładnym opisie wybrzmiały skomplikowane słowa z zakresów nauk, jakimi wcześniej w aż tak wielkim stopniu Edmund się nie interesował, ale kompletnie go to nie zbiło z tropu, nie zasmuciło ani tym bardziej: nie powstrzymało.
OdpowiedzUsuńWedle zapewnień za pomocą polaryzatora kwantów miano podczas tychże godzin prawdziwego luksusu naukowego ustalić daty. Nie zakresy, którymi od dziesiątek lat posługują się wszyscy naukowcy, ale daty życia prehistorycznych gatunków oraz co więcej: zostanie poznany ich DNA w jeszcze precyzyjniejszy sposób.
Nie chodziło wszakże doktorowi Cavendishowi o kolejne nagrody, które mimo wszystko mile łechtały ego, a w związku z nimi wynikająca z osiągnięć sława czy dodatkowe zastrzyki gotówki… Wszystkie te rzeczy były dla niego tylko e f e k t e m jego działań, a nie ich c e l e m. Och nie, nie dla kogoś jego pokroju. Posądzenie go o gonitwę za takimi mrzonkami Edmund uznawał osobiście wręcz za obelgę. Chodziło właśnie o zrozumienie i rozwiązanie wielkich zagadek przeszłości, poznanie rozmazanych bardziej lub mniej nut dawnych er. Czy było coś w zasadzie bardziej frapującego od tych aspektów rzeczywistości? Na pewno nie w jego życiu, w jakim przez prowadzone badania potrafił zapominać nawet, jak tak naprawdę się nazywał. Ile miał lat. Jaki był dzień tygodnia, miesiąc, rok. Czas nie płynął mu w ten sam sposób, co pozostałym śmiertelnikom, jacy nie poświęcali danego im życia na wszelakie odkrywanie czy inne szalenie fascynujące nauki.
Dlatego też, kiedy w końcu udało mu się złapać po jednym z wykładów rozchwytywaną osobistość, przed otworzeniem ust do niej, dopytał innych studentów, czy to na pewno ona. Kompletnie nie tak wyobrażał sobie młodą panią profesor czegoś takiego jak astrofizyka; żującą gumę młódkę na wrotkach, która spoglądała na świat dosłownie zza różowych okularów. Starły się więc nieoczekiwanie dwie skrajności, gdy po dokuśtykaniu się w jej stronę nie został niemal stratowany i połamany podobnie jak w legendach inny student o tym samym profilu. Po zadaniu litanii niezbędnych pytań oraz oczywistym, niezwykle formalnym przedstawieniu usłyszał jedynie oburzające:
- Zbyt małe masz pojęcie na temat fizyki kwantowej. Twoja obecność zatem będzie bardziej przeszkadzać niż pomagać.
Stanął wówczas w miejscu po odzyskaniu równowagi niczym słup soli, praktycznie nie mogąc oddychać. Przygniotła Edmunda ta prawdziwość, ta bezczelna bezpośredniość i pozostawiła niewidzialny ślad na policzku duszy, posądzając jednocześnie o brak wystarczającego dotychczas poświęcenia wobec największej swojej namiętności. W końcu jednak powrócił do siebie, do żywych, a czas ruszył z przyspieszeniem, gdy odpowiedział jej z nie mniejszym animuszem:
- Uczymy się przez całe życie, a i tak umieramy niedouczeni. W każdym bądź razie jestem zdecydowany nadrobić zaległości, co więcej, ugruntować moją wiedzę potrzebną do zaszczytu przebywania na pańskich zajęciach również dodatkowymi źródłami oraz godzinami poświęconymi na tym, aby się z nich dokształcić. Czy jest coś, od czego mógłbym zacząć i poprosić o przesunięcie tejże daty?
Dzień tychże pierwszych zajęć dodatkowych został przesunięty zgodnie z prośbą bez najmniejszego problemu, aczkolwiek był to jedynie początek tej niespodziewanej przygody. Wyzwanie rzucone Edmundowi niczym rękawica starodawnemu rycerstwu spędziło sen z powiek; oto paleogenetyk od teraz siadywał na wykładach oraz uczestniczył w laboratoriach pani de’Touless od środka siódmego swojego roku, jakby właściwie uczęszczał na nie od zawsze. Dzisiejsze „Tunelowanie kwantowe i efekt tunelowy” żywo go interesowały, gdyż wcześniej zdążył poznać podstawy równania Schrödingera, długo się jednak nad nimi kłopocząc także na konsultacjach u jasnowłosej laureatki Nobla.
Popołudniowe słońce wlewało się wówczas do sali wykładowej, kąpiąc wszystko na swej drodze w blado złotym odcieniu. Postać uosabiająca prawdziwą determinację w pierwszym rzędzie, tuż przed biurkami samej prowadzącej, wyglądała jak prawdziwy pomnik zadumy nad czymś głębszym niż samo istnienie. Nie przeszkadzało tam Edmundowi zupełnie nic: ani teoretycznie gorszący wygląd, ani mlaskanie wtórujące kolejnej gumie z różowego opakowania, szurające wrotki w stylu vintage czy też specyficznie słodki zapach perfum roznoszący się wokół ciała kobiety niczym jakaś aura. „Zmęczysz się tym.” – perorował wyrok przyszłościowy w trakcie krótkich przerw od monologów Vezery chłopak siedzący za nim. „Wielu próbowało tam przetrwać i nikt się nie ostał po ostatniej sesji, po której próbowała zgnieść pytaniami kolejnych upartych jak osły, choć ostrzegaliśmy ich tak jak ciebie.”. Doktor Cavendish nie dziwił się takiej postawie, skoro nie mieli przyjemności wcześniej się poznać. Edmund pojął wówczas, iż niewielu z tutejszych studentów interesowało się w takim samym stopniu historią naturalną, stąd też raczej cieszył się tam niezwykłą wówczas dla niego anonimowością. Młody uczony był też najzwyczajniej w świecie pewien, iż zjawisko, o jakim ów chłopak był przekonany wynikało właśnie z tego faktu, że żaden z jego poległych poprzedników pierwszego rzędu nie nazywał się Cavendish.
UsuńEd
[Wow,
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie lubię tego słowa i zwykle staram się go nie używać, ale tym razem pozwolę sobie zrobić wyjątek, gdyż z pozoru pełen sprzeczności opis Vezery sprawił, że zabrakło mi innych (co swoją drogą, też zdarza się niezwykle rzadko). Z całą pewnością bardzo zazdroszczę jej tej umiejętności bezwarunkowego przeciwstawienia się wszelkim obyczajom i jakby nie wzięcia sobie do serca upływu lat. Bo powiedzmy sobie szczerze, w tym różowym stroju wygląda prędzej na jedną ze studentek niż szanowną panią wykładowczynię i noblistkę.
Życzę samych porywających wątków i masy weny, a w razie chęci, zapraszam.]
Lysander, Abdi & Silverio
[Hej, dobry wieczór,
OdpowiedzUsuńOczywiście moja propozycja dotycząca stworzenia wspólnego wątku jest nadal aktualna, toteż pozwoliłam sobie odezwać się na PW.]
[Co za barwna postać! Zdecydowanie tworzy świetny kontrast z całą 'sztywną' otoczką akademii i jest tam za pewne tym brakującym promyczkiem słońca. Sporo udało jej się osiągnąć, jak na tak młody wiek, fajnie, że robi swoje i nie przejmując się tym, co myślą inni. Życzę dużo weny i wciągających wątków, a w razie chęci, zapraszam do Noah, nawet jeśli to totalne przeciwieństwa :)]
OdpowiedzUsuńNoah Arnault
Ten dzień zdawał się niemal nie mieć końca, choć wczoraj jak zwykle tuż przed położeniem się spać rozplanował go sobie dokładnie niemal minutę po minucie. Jak on nienawidził tych pierwszorocznych studentów, którzy zdawali się przychodzić na jego lekcje wyłącznie po to, by testować wytrzymałość jego nerwów. Gdyby to zależało wyłącznie od jego woli, najchętniej już na wstępie oblałby co najmniej trzy czwarte z nich, otaczając się jedynie wąskim gronem tych najwybitniejszych. Tak się jednak pechowo składało, że tutejsza dyrekcja nawet nie chciała o tym słyszeć. Ba, ta banda starannie wyselekcjonowanych idiotów uparcie wiązała Lysanderowi ręce, przypominając mu, że te biedne dzieciaki to zwykli cywile, a nie zawodowi żołnierze. Przynajmniej nie jeszcze, bo przecież to on miał dołożyć jak największych starań, by kiedyś mieli szansę takimi się stać. Może nie jakimiś wybitnymi, ale na mięso armatnie na pewno wystarczającymi, choć nikt nie powiedziałby tego na głos w obawie przed natychmiastowym zwolnieniem.
OdpowiedzUsuń- Na następną lekcję proszę nauczyć się porządnego wiązania węzłów, bo inaczej spędzisz na tej skale resztę wieczoru. – Mruknął, gromiąc spojrzeniem nastoletniego, wyraźnie zahukanego bruneta o nazwisku, którego nawet nie chciało mu się zapamiętywać. Jednego z tych, którzy nie dotrwają następnego semestru.
Gdyby wszyscy byli tacy jak ten mały, dzisiejszą wspinaczkę rzeczywiście skończyliby zapewne koło północy. A i tak, gdy major opuszczał wreszcie swój gabinet po uprzednim przebraniu się i opłukaniu z resztek błota, niebo poprzecinane było milionami gwiazd.
- Za jakie, kurwa, grzechy… - Wyrzucał z siebie liczne włoskie przekleństwa przechodząc przez niemal opustoszałe o tej porze akademickie korytarze, gdy nagle jego uwagę przyciągnął nikły blask lampki wydostający się zza drzwi jednego z laboratoriów. Wiedziony instynktem, nakazującym mu przewidywać wkroczenie tam kogoś nieuprawnionego, skierował się natychmiast w stronę pomieszczenia i bezceremonialnie otworzył szeroko drzwi, jednocześnie na wszelki wypadek opierając się plecami o najbliższą ścianę. Jakież było jego zdziwienie, gdy zamiast jakiegoś włamywacza lub wyjątkowo nieodpowiedzialnego młodzieńca ujrzał tam ubraną jak zwykle na jaskraworóżowo pannę od astrofizyki. – Można wiedzieć co pani robi tu o tak późnej godzinie ? – Spytał, stając w progu. – Zawsze wydawało mi się, że do obserwacji ciał niebieskich bardziej odpowiednim miejscem od zadaszonych pomieszczeń są ogrody. – Zauważył kąśliwie, zakładając ramiona na piersi.
Lysander