Luna Myers-Collins
13.06.2006 | uczennica Valmont Academy na profilu polityczno-społecznym | urodzona w Wielkiej Brytanii | córka byłej amerykańskiej korespondentki wojennej i emerytowanego brytyjskiego generała broni, obecnie ambasadora Wielkiej Brytanii w USA | podwójne obywatelstwo | przyszła pani premier | Panna Idealna | zmuszona do małżeństwa dzień po osiemnastych urodzinach | biegła w odczytywaniu mowy ciała i mikroekspresji | nienawidzi przedmiotów ścisłych | nie bierze udziału w życiu akademickim | szanuje kadrę, choć w duszy wszystkim pokazuje środkowe palce |tajemnica: kiedy tylko ma okazję, dosypuje ojcu do jedzenia środki usypiające|plotka: sypia z bratem swojego męża| niepowiązana ze skandalem
Oślepiający błysk fleszy towarzyszył jej jeszcze zanim wiedziała, czym jest aparat fotograficzny. Nienagannie ubrana, pięknie uczesana, Dziewczynka z Kokardką, tak określały ją media, bo matka nie wypuszczała jej z domu bez wpiętej we włosy różowej kokardki, jakby się obawiała, że bez tego elementu ktoś pomyli jej cudowną córeczkę z chłopcem.
A może chodziło o coś innego? Może Ona miała nadzieję, że ten maleńki rekwizyt sprawi, że jej córka będzie zbyt niewinna, żeby ją skrzywdził? W końcu nic tak nie krzyczy o słodyczy i niewinności jak białe falbaniaste sukieneczki i kokardki wpięte w jasne włoski.
Ale to nie miało znaczenia. Podarte falbanki, wyrwane włosy, siniaki na ciele, płacz do utraty przytomności. On nie zwracał uwagi na niewinność. On nie widział w niej dziecka i własnej córki. Dla świata ciepły i uśmiechnięty, kochający mąż i ojciec. Za drzwiami tyran, który potrafił bić i gwałcić tak, że fizycznie niemal nie zostawiał śladów. Manipulant i psychopata potrafiący obarczyć winą za swoje zbrodnie ofiarę. Wcześniej żonę, później córkę. Ona o wszystkim wiedziała, ale zamiast pomóc, cieszyła się, że jego agresja przestała skupiać się na niej. Odwracała wzrok od krwi i siniaków, udawała, że nie słyszy płaczu i krzyków. Uśmiechała się, stała ramię w ramię ze swoim mężem i czuła się szczęśliwa, bo w końcu to nie Ona cierpiała.
Od zawsze wiedziała, że pójdzie do Valmont. To miejsce miało być ucieczką, nowym początkiem z daleka od człowieka, który ją krzywdził. Ale On znalazł sposób. Jak zawsze. Tylko z daleka od rodzinnego domu posługiwał się czyimiś rękami.
Zamknięta, krucha, nieszczęśliwa, choć skrywająca wszystko pod maską pewności siebie, chłodu i wyrachowania. Z bliznami, które nigdy się nie zagoją. Z przeszłością, która nieustannie wraca do niej w snach. Zakładniczka własnego strachu, bo przecież wystarczyłoby powiedzieć nie.
Ale wtedy znowu będzie boleć. A ból jest tym, od czego uciekać będzie zawsze.
❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńLuno, witaj w murach Valmont Academy w kolejnym roku. A co następny rok szkolny, to nowe możliwości – choć w Twoim przypadku zapewne również nowe strategie i rozgrywki. No i, mam nadzieję, same dobre wyniki w nauce. Powodzenia!
OdpowiedzUsuń[ Powiem Ci - okrutnaś jesteś. Taki los zgotować swojej postaci, takiej niewinnej osóbce! Ach, mam nadzieję, że chociaż masz w planach jakkolwiek jej ulżyć? Choć, wiadomo jak jest ;)
OdpowiedzUsuńZarówno ja jak i moja Mel, mamy ochotę ją schować za sobą i bronić przed okrutnym światem!
A tak w ogóle to: hej!
Nie wiem czy masz ochotę na wątek z moją panią nauczycielką - jeśli tak, możemy zrobić burzę mózgów. :D
Mnóstwa weny i dobrej zabawy! ]
panna Rochford
— Żadne kurwa, Collins — warknął, mocniej przyciskając dłoń do jej brzucha — bądź grzeczna — rozkazał, nie przejmując się kłójącym bólem spowodowanym wbijanymi przez nią paznokciami. Spojrzał prosto w jej oczy, uśmiechając się jednocześnie kącikiem ust. Dobrze wiedział, że nie byłaby w stanie tego zrobić, bo za bardzo chciała dojść na jego kutasie. A Ledger… jeszcze nie był pewien, czy zamierzał jej w ogóle na to pozwolić tej nocy. Na jej kolejne słowa, jedynie uśmiechnął się krótko, skupiając się na jej ociekającej sokami cipce i jej dłoniach przy niej.
OdpowiedzUsuń— Właśnie tak, grzeczna dziewczynka — zamruczał, nie mogąc oderwać od niej spojrzenia. Obserwował uważnie, jak poruszała dłonią, wsuwając w siebie palce, jak dotykała nabrzmiałej łechtaczki. Musiał walczyć ze sobą, aby nie odepchnąć jej rąk i nie zastąpić ich własnymi dłońmi. Oblizał wargi, obserwując jak dochodziła dzięki samej sobie. Zaciągnął się słodkim zapachem unoszącym się w powietrzu i zamruczał z uznaniem. — Nie jestem pewien, kwiatuszku — Wychrypiał cicho, zaciskając mocno pięść, aby nie przybliżyć się twarzą do jej cipki i nie zlizać z niej wilgoci — jestem pewien, że mogłabyś mi dać jeszcze lepszy pokaz — stwierdził schrypniętym głosem. Był cały napięty, w wyczekiwaniu, aż będzie mógł ją dotknąć. Co przecież, zależało tylko od niego. Cofnął się, kiedy uniosła się na łokciach i spojrzał prosto w jej oczy. — Kto powiedział, że skończyłaś z wykonywaniem rozkazów? — Spytał, uśmiechając się kącikiem ust. Rozchylił wargi, aby mogła swobodnie wsunąć z jego usta palec, który starannie oblizał. — Czy podobało mi się, jak doszłaś? Oczywiście, ale… w którym momencie powiedziałeś, że możesz już teraz dojść? Nie pozwoliłem ci na to teraz. A ty… dałaś sobie spełnienie, bez mojej komendy Luna — jego głos brzmiał ostrzegawczo — dlatego teraz będziesz grzeczną dziewczynką i uklękniesz na podłodze z otwartymi ustami — poinformował. Tak, to nie była propozycja, to nie było pytanie. Oczekiwał, że jego żona będzie robiła to, co będzie jej kazał. Zwłaszcza, że pieprzyła się wcześniej (może nadal?) z jego bratem. Kiedy była z nim, musiała wiedzieć, kto rządził. Zresztą, wiedział, że to, kurwa, lubiła. — Na kolana — uśmiechnął się kącikiem ust. Przekręcając się samemu na plecy, czekał, aż wykona jego polecenie, a kiedy już klęczała przy nogach łóżka, sam usiadł na skraju i wpatrując się prosto w jej oczy, skinął lekko głową — wiem, że nie możesz się doczekać — wychrypiał — później będzie tylko lepiej — tym razem była to złożona obietnica, której zamierzał dotrzymać. Bo jeden orgazm z Luną, to było za mało. Mimo, że dobrze wiedział, że jej nie kocha, musiał przyznać, że z nikim innym nie było mu tak dobrze w łóżku i zawsze był jej spragniony. Za każdym, jebanym razem. Dlatego zgarnął jej jasne włosy w kucyk i chwycił go mocno — lepiej nie każ mi długo czekać… pamiętaj, że pracujesz cały czas na swoją nagrodę — wychrypiał, patrząc prosto w jej oczy.
😈
— Kiedy mówię, że masz być grzeczną dziewczynką, masz mnie słuchać — spojrzał na nią surowym wzrokiem — nic więcej, niż mniej. Masz robić to, co mówię, że masz robić. Jak mówię, dotykaj się, to się dotykasz, ale czekasz na magiczne dojdź dla mnie — wyjaśnił, jasne jak dla niego zasady. Liczył, że teraz wszystko będzie oczywiste i dla niej, i nadal będzie mogła dawać mu to, czego od niej w prosty sposób oczekiwał. — To nic trudnego, słuchać tego, co mówię — wymruczał jeszcze cicho, przesuwając wysuniętym językiem po jej palcu, nim zdążyła cofnąć całkiem dłoń. — I co z tego, że widziałem? — Spytał, oblizując wargi. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak dużo samokontroli musiał mieć, aby faktycznie nie odciągnąć jej rąk i wsunąć się po prostu w nią, nim doszła. Tak bardzo chciał czuć już jej cipkę na sobie. Ale lubił się znęcać. Zastanawiając się nad tym czy lubił się znęcać nad nią, czy nad sobą samym.
OdpowiedzUsuń— Luna — syknął jej imię, bo zdecydowanie to ona za dużo gadała, za mało robiąc. Jej usta powinny poruszać się na jego kutasie, a nie wypowiadać słowa — ssij — rozkazał, pozwalając jednak na to, aby opadła do niego w swoim tempie. Zresztą, jej pocałunki były przyjemne. Oparł się dłońmi o materac, odchylając się odrobinę w tył, gdy zsuwała się niżej. Pocałunki sprawiały, że bardziej się nakręcał, więc kiedy jego kutas został w końcu uwolniony ze spodni i bielizny, sterczał gotowy na jej różowe usta, z małą kropelką, czekając, aż Myers ją zliże.
— Ty wciąż też nie — warknął, spoglądając na nią z góry. Ścisnął mocniej jej włosy — albo sama weźmiesz go całego, albo sam go wepchnę, kwiatuszku — to było pierwsze ostrzeżenie, kolejnego miało już nie być. Zachowywał się w ten sposób, bo wiedział, że wyrazili oboje zgodę na takie zabawy — chyba, że nie masz ochoty dzisiaj poczuć niczego większego w cipce, skarbie — wychrypiał, chociaż tuż po wypowiedzeniu tych słów, od razu zaczął ich żałować. Bo jeżeli zdecydowałaby się zakończyć to w tym momencie, potrzebowałby, kurwa, Długiego prysznica, aby porządnie spuścić z siebie całą tę parę, która się w nim zgromadziła na własne życzenie. Dlatego trzymając jej włosy, zdecydował się poruszyć biodrami, aby poczuć wilgoć jej ust, jej język na długości penisa, poczuć ściankę jej gardła. Chciał ją zerżnąć na wiele sposobów. I zamierzał to zrobić.
😈
— Wmawiaj sobie, że mógłbym cię tak traktować — powiedział z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
OdpowiedzUsuńBył jednak mniej chętny do gadania, kiedy to Luna zaczęła całować jego ciało, obniżając się do jego krocza. Kurwa, mógł przewidzieć, że nie będzie dla niego łaskawa, ale liczył, że sama będzie wciąż za bardzo spragniona jego kutasa i będzie posłuszna.
— Nie? — Spojrzał na nią, nie wierząc, że tak swobodnie mu się przeciwstawiła. Nie podobało mu się to, ale nie był idiotą. Nie zamierzał wchodzić z nią w tym momencie w dyskusję.
Nie wiedział kiedy, ale złapał dłonią zmiętą pościel i ścisnął mocno pięść. Wpatrywał się w Lunę klęczącą między jego nogami, i czuł, jak zbliża się do granicy nie tylko swojej cierpliwości, ale przede wszystkim wytrzymałości. Sam wcześniej pozwalał sobie cierpieć, kiedy słodka cipka Luny była w jego zasięgu, a on sam pozbawił się możliwości jej dotknięcia czy posmakowania.
Chciał.
Chciał nad sobą panować.
Chciał być ponad to wszystko, ale nie mógł dłużej ze sobą walczyć. Dlatego zdecydował się na ruch bioder, wtargnięcie głęboko w jej gardło. Liczył, że się ugnie, odpuści. Da mu to, czego chciał. Kurwa, liczył na to z całych sił.
Puścił jej włosy i przełożył dłonie na biodra dziewczyny, kiedy już rozsiadła się na jego kolanach.
— Kwiatuszku — warknął cicho, kiedy dotarło do niego znaczenie wypowiadanych słów. Nie mogła tak po prostu go zostawić — wracaj na kolana — sięgnął jedną dłonią jej policzka, powracając do siadu. Przesunął po przyjemnej skórze, palcami zahaczając o jej wargi i naciągnął delikatną skórę — a nim zrobisz coś innego, zastanów się dwa razy czy na pewno właśnie tego chcesz — wyszeptał, nie przestając jej dotykać. Przesuwał kciukiem po jej dolnej wardze, aż wsunął palec do jej ust — naprawdę masz ochotę dzisiaj być niegrzeczna, co? — Spytał, kiedy poczuł jej wilgoć na swoim kutasie. Miał ochotę ją przytrzymać i jednym pchnięciem wejść w nią. Poczuć jej ciepło i wilgoć na całej swojej długości. Patrzeć jak jej twarz wykrzywia się od spełnienia. Jak niej ciało drży… i znowu niepotrzebnie to sobie robił. Myślał o tym. O niej. Ciągle była w jego głowie, sprawiając, że jeszcze trudniej było mu zachować spokój, cierpliwość, kutasa przy sobie…
— Zamiast nagrody będzie kara — wymruczał tylko, nim przyszło jej do głowy zejście z niego i zamknięcie się w łazience — sama to sobie zgotowałaś kwiatuszku — dodał i mocnym chwytem złapał jej biodra. Nie przejmował się ewentualnymi siniakami, które miały pojawić się na jej skórze kolejnego dnia. Przycisnął ją do siebie, wydając z siebie cichy pomruk, kiedy jego penis otarł się o jej mokrą cipkę. Sprawnym ruchem odwrócił ich ułożenie, tak, że to ona znajdowała się teraz pod nim, a na ustach Ledgera pojawił się łobuzerski uśmiech — Tylko spróbuj, się kurwa ruszyć — ostrzegł, bo na krótką chwilę musiał się odsunąć. Sięgnął swoich spodni, z których wyciągnął pasek i powrócił nad Lunę, z satysfakcja pokazując trzymany przez siebie przedmiot — poproszę o ręce — oznajmił, a kiedy miał przed sobą jej nadgarstki, sprawnie wykonał ze skórzanego paska coś na wzór kajdanek. Spiął ją, a następnie zawisł nad nią — zapomniałaś kochanie, że nie drażni się lwa — wymruczał wprost do jej ucha, a następnie przygryzł płatek i zaczął całować jej szyję i dekolt, schodząc pocałunkami niżej. Może i była o orgazm do przodu, ale zamierzał doprowadzić ją do stanu, w którym będzie błagała o jego kutasa.
🥵
— Jesteś pewna, że chcesz mnie prowokować, skoro już i tak drżysz? — Jego głos był głęboki, niemal leniwy, chociaż w jego ciemnych oczach czaiło się coś z drapieżnika. Wpatrywał się w Lunę, jakby była jego zdobyczą. W zasadzie… można właśnie tym była? Może i została mu dostarczona, może i właśnie dokładnie tego od nich oczekiwano: znalezienia wspólnego języka, ale prawda była taka, że nienawidzili się właśnie przez to. Oczekiwania, których nie chcieli spełniać. A jednak. Ich ciała właśnie się stykały, ich oddechy niemal się ze sobą mieszały. Upolował ją. W pokręcony sposób ją upolował. — Bo wiesz… mam wrażenie, że to nie ja znajduje się na przegranej pozycji — pochylił się nad nią, muskając ustami jej szczękę — i z chęcią to wykorzystam — wymruczał, wpatrując się w jej twarz.
OdpowiedzUsuńPrzesunął palcami od jej obojczyka, po złączone nadgarstki. Na widok jej związanych rąk jego paskiem, jego kutas drgnął.
— Naprawdę myślisz, że pozwolę ci cokolwiek przewidzieć? — Spytał, a następnie nachylił się, aby przesunąć językiem po jej szczęce, jednocześnie dociskając biodra do jej uda — jeśli myślałaś, że będziesz miała jakąkolwiek kontrolę… nie teraz, kwiatuszku — szepnął, uśmiechając się połowicznie.
Wpił się w jej wargi namiętnym pocałunkiem, a następnie odsunął się. Spojrzał na nią i kolejny raz odrobinę się odsunął. Tym razem po to, aby sięgnąć po jej bieliznę.
— Daj mi znać, gdybyś jednak musiała stać się potulną — mówił, zagniatając w dłoni jej majtki, a następnie wepchnął je do ust dziewczyny, kneblując ją w ten sposób — a teraz nogi szeroko, mam ochotę na tę słodką cipkę — poinformował, ale nawet nie czekał na jej reakcje. Umiejscawiając się pomiędzy jej nogami, rozsunął je sprawnym, stanowczym ruchem. Przysiadł na piętach, chwytając ją pod udami i unosząc jej tyłek w górę, tak, aby bez problemu wbić się w jej wnętrze. Jednym długim ruchem, centymetr za centymetrem zanurzył się w jej cipce, wydając przy tym z siebie niski, gardłowy jęk. Przyciągnął ją bliżej siebie, wchodząc głęboko w nią.
Sam nie wiedział, co dokładnie chciał z nią zrobić. Jedno było pewne, nie zamierzał być delikatny. Bo w jego mniemaniu zasłużyła na karę, nawet jeżeli tylko się z nim droczyła.
— Zapytałbym czy ci się podoba, ale… cóż, nie możesz odpowiedzieć — sapnął cicho, przyspieszając ruchy bioder. Obserwował jednak dokładnie reakcje jej ciała. Bo mimo wszystko, chciał, żeby w ostatecznym rozrachunku nie była w stanie zapomnieć o jego kutasie.
🥵
Nie lubił tracić kontroli, bo traktował to jako słabość, ale prawda była taka, że przy Lunie… starał się za każdym razem robić z tego grę. Z tych wymuszonych i tych całkiem dobrowolnych interakcji. Z wszystkiego, co wychodziło poza seks i tak właściwie z samego zbliżenia też.
OdpowiedzUsuńBo nigdy nie pozwoliłby sobie do przyznania, że mógłby stracić przy niej, a raczej przez nią kontrolę.
Chociaż jej ciało… sposób w jaki na niego działało. Z drugiej strony sama Luna… może była tego świadoma, a może robiła to całkiem bezwiednie, ale stawiała mu wyzwania, a to sprawiało, że chciał dostać nagrodę - jej ciało, jej cipkę, jej orgazmy - jeszcze bardziej.
Nie powiedziałby tego na głos, ale miała nad nim władzę. Każdy jej ruch, każdy, nawet najcichszy dźwięk wbijał się w niego, wytracając go z rytmu. Próbował odrobinę zwolnić, przejąć z powrotem kontrolę nad ruchami ich ciał, ale Luna mu niczego nie ułatwiała. I przez to, była dla niego niebezpieczna. Czuł to, za każdym pieprzonym razem. I sam nie zamierzał przestawać, bo ich seks był za dobry. Musiał… Musiał po prostu pamiętać, że to nic nie znaczyło.
Opadł ciężko na jej ciało, kiedy osiągnął spełnienie i mając pewność, że Luna również doszła. Wplótł palce w jej włosy i przyciągnął do siebie jej głowę, aby wpić się w jej usta. Nie powinien tego robić. Pocałunki były zbyt intymne, sprawiały, że pewne sprawy stawały się osobiste, ale i tak nie mógł się powstrzymać przed jej idealnie zarysowanymi ustami.
— Czekam na tę zemstę, kwiatuszku — wyszeptał, powoli osuwając się z niej i zostawiając ją na łóżku.
Rodzinnej kolację były ostatnim na co miał ochotę, ale miał świadomość, że nie będą w stanie się z tego wykręcić. A szkoda.
Siedział przy stole, znużonym spojrzeniem przyglądając się swojemu ojcu. Sam nie wiedział, po co się na nim skupiał. Liczył na coś? Na słowo uznania? Na jakąkolwiek pochwałę, uwagę? Cokolwiek? Sam nie wiedział. Powinien być przyzwyczajony do stanu rzeczy, a i tak za każdym razem na coś się łudził. Liczył… sam nie wiedział na co.
Nie zareagował od razu na słowa Luny, dopiero po chwili dotarło do niego, że dziewczyna coś mówiła.
— Tak długo, jak trzeba — odparł sucho, zerkając na nią — jesteśmy dorośli, Luno, chyba potrafisz wysiedzieć te kilkadziesiąt minut przy stole? — Spytał, wiedząc dobrze, że gdy byli sami… nie okazywał jej sympatii, ale bywał nieco milszy. Mniej oschły. Zwłaszcza, gdy w pobliżu nie było jego ojca, na którym za każdym razem próbował zrobić dobre wrażenie. Jakby liczył, że kiedyś mu wybaczy śmierć najstarszego z synów.
— Jak masz ochotę odejść od stołu, mogę ci potowarzyszyć w dotlenieniu się — Aiden wykorzystał okazję i posłał Lunie całkiem uroczy uśmiech — Ledger jest za bardzo zapatrzony w czubek swojego nosa, żeby zwrócić uwagę na twoje potrzeby, moja słodka bratowo.
Ledger uniósł brew, spoglądając na brata.
— Nie musisz martwić się o potrzebny mojej żony, gówniarzu — mruknął, spoglądając na osiemnastolatka.
— Chłopcy — matka odezwała się, spoglądając na nich chłodno.
🙂