2025/03/19

[K] Noor Dubois

NOOR DUBOIS
ur. 6. maja 2004 roku pod Paryżem · biegłość w francuskim, arabskim, angielskim i rosyjskim · przedostatni rok na ścieżce specjalizacyjnej profilu polityczno-społecznego · mieszana krew · nieprzespane noce · niewyjaśnione lęki · wysoka wrażliwość · brak uśmiechu · brak łez · determinacja · duma bez uprzedzeń · gra na fortepianie przekazaną pasją od matki · sokolnictwo obowiązkiem wobec ojca · INFJ · wyśmienita szablistka dla brata · wielogodzinne debaty oksfordzkie i argumentacja logiczna dla jedynego niepoznanego dziadka · socjotechnika dla siebie · członkini klubu Concordia · pokój 106 w Rezydencji Czarnej
Muśnięta słońcem skóra obsiana piegami jest ciepła i rumiana, ale magnetyzujące spojrzenie powstrzymuje od zaczepek chłodem jak kostki lodu, które uwielbia przegryzać o każdej porze roku. Subtelny uśmiech byłby kluczem do sukcesu, gdyby nie cięte riposty i gorąca krew, gdy zabraknie cierpliwości. Lotny umysł, elokwencja i słodka aparycja otworzyłyby niejedne drzwi, gdyby nie milczenie budujące wokół niej grube mury, które wybiera częściej niż głośną odpowiedź na pytanie. Słucha i zapamiętuje, nie walcząc o uwagę, bo zna swoją wartość. Bardziej ceni suchy niedosyt, niż duszący przesyt. Preferuje noc od dnia, mimo że jej imię otrzymane po babci z Syrii oznacza światło.

Chowa w sobie zbyt wiele emocji, nie potrafiąc ich wyrazić, ani zrozumieć. Ukrywa gamę nieodkrytych kolorów, nosząc beże i szarości. Długie kasztanowe włosy zwykle nosi rozpuszczone, aby gęstą kaskadą zalały jej drobne ramiona i plecy, pobudzając poczucie własnej atrakcyjności. Jest niepozorna, śliczna i wie więcej, niż się wydaje. Spojrzeń pełnych podziwu, pytań, pożądania i zazdrości nigdy nie ma dość, chociaż nic nie znaczą. Opinie na swój temat ma w głębokim poważaniu, nie czując potrzeby prostowania niesłusznych ocen i wyłapuje z uniesionym podbródkiem cudze spojrzenia w tłumie. Gardzi złośliwymi plotkami i tymi, którzy je rozsiewają.

Zbyt łatwo obcy zanurzają się w jej jasnym spojrzeniu, zbyt szybko w nim toną, lecz jej zbyt łatwo przychodzi to wszystko ignorować, by odwrócić się i odejść. Nigdy nie brakowało jej ambicji, od dziecka udowadniała na każdym kroku jaka jest chciwa wobec codzienności, bystra, jak wielkie ma pragnienia i ile oczekuje od życia. Nie należy jednak do tych osób, które oczekują, aż wszystko zrobi się samo i sukces sam do niej przyjdzie. Chwyta każdy dzień garściami, wymagając od innych, ale przede wszystkim od samej siebie. Dlatego prędzej, czy później zawsze osiąga to, co sobie zamierzy i jest w stanie ustrzelić każdy wcześniej obrany cel. Uparta i zdeterminowana żałuje tylko tego, że nie potrafi innych zarazić tą wewnętrzną zawziętością i odwagą do podejmowania wyzwań. Zbyt łatwo się irytuje tylko wobec tych, którzy są dla niej ważni, nie ma problemu z kłamaniem prosto w twarz, a póki sama nie jest krzywdzona, potrafi wiele wybaczyć. Dba o innych tak, by nie dopuścić ich zbyt blisko, a tu w Valmont zarówno nauczycieli jak i uczniów traktuje z szacunkiem i bez przesadnej serdeczności.

Nie musisz wiedzieć, jaka byłam kiedyś, aby nauczyć się mnie rozumieć. Jesteśmy tu i teraz, na tym się skupmy, bo to co nas czeka, jest ważniejsze od tego, co skończyło się wczoraj. Nic nas nie definiuje, prócz tego, co sami chcemy nakreślić na swej drodze.

Nie lubi się powtarzać, nie prosi zbyt gorąco i nie przeprasza zbyt wylewnie. Pozuje na osobę, która się nie waha, a własnej prywatności strzeże niezwykle starannie. Jest córką członkini Rady Bezpieczeństwa ONZ, która nie spełniła oczekiwań swoich rodziców o karierze lekarki i analityka taktycznego wojsk francuskich, który odciął się od rodziny na Bliskim Wschodzie. Boi się tylko ponad piętnaście lat starszego brata, który niezwykle rzadko utrzymuje kontakty z nią i rodzicami i podążył bliźniaczą ścieżką za dziadkiem, który rekrutował do jednej z najlepszej agencji wywiadowczej, o czym się nie mówi. Ukochana wnuczka pary zaangażowanej w finanse Francji. Byłaby również oczkiem w głowie drugiej strony rodziny, gdyby nie spalone mosty. Kiedyś, tylko raz, słyszała, że od strony ojca posiadają złoża ropy naftowej o wartości umożliwiającej wyburzyć i zaraz potem odbudować niejedno miasto, ale to tajemnica, której nikt nie chce nawet odkrywać.

Nie powie, że uczucia nie są ważne, bo zwykle wpływają na szybkość i trafność dokonywanych wyborów, ale wierzy, że to nie serce poprowadzi człowieka w górę i do przodu. Odwzajemnia każdą surowość w ocenie innych, bo sama tylko z taką się spotyka, potykając wciąż o stereotypy. Niedobrze reaguje na brak kwalifikacji, chęci nauki i obycia, szczególnie w fatalnym połączeniu z zuchwałością. Nie jest naiwna, tylko trochę romantyczna, a marzenia po prostu spełnia, zamiast nad nimi dumać. Chce czuć, że żyje i nie godzi się na aranżowanie jej życia przez umowy między rodzinami, choć plotki o jej planowanym zamążpójściu dawno rozeszły się po kątach, tak samo jak gadanie o tym, że blizny sprzed dwóch lat na jej prawym nadgarstku nie są jedynymi, jakie nosi, tylko teraz wybiera bardziej dyskretne miejsca na skórze.

Jeśli czegoś pragniesz, chwyć to. Kiedy będziesz już to mieć, zobaczysz i przekonasz się, czy jest ci rzeczywiście potrzebne.

Nigdy nie pamięta swoich snów, za mało sypia. Boi się jedynie tego, czego nie zna, lecz nie zdarza jej się skupiać nad własnymi lękami. Ucieka od nich. Żyje teraźniejszością, bo powrót do przeszłości mógłby ją złamać. Widziana jest w wykreowanej niezłomności, nieomylności, której inni od niej oczekują, trzyma się tego jak ostatniej deski ratunku. Nie płacze, nie uśmiecha się też za często, pokazując raczej ograniczoną gamę emocji, choć serce ma żywe i gorące. Pełne niewygojonych blizn.

Jesteś sam na świecie. Zawsze jesteś tylko ty sam i na sobie jedynie możesz i musisz polegać. Nic się samo nie zrobi, nic się nie zmieni, nikt nic za ciebie niczego nie osiągnie. Nikt za ciebie nie przeżyje kolejnego dnia.

Cześć, zapraszamy po wątki, dramy i intrygi. Przygarniemy wszystko, szukamy niechcianego narzuconego narzeczonego. Wygląd karty zawdzięczam niezastąpionej smole :3. Wizerunek nieznany. Poniższe wpisy mogą zawierać elementy przeznaczone dla dorosłych czytelników [+18].

54 komentarze:

  1. Noor, witamy w Valmont Academy! Cieszy mnie Twoja obecność w murach naszej Akademii — miejsce to docenia zarówno wybitne umysły, jak i charaktery, które potrafią wytrwać przy własnych wartościach. Życzę Ci, byś odnalazła tu przestrzeń do rozwoju i wyzwań na miarę Twoich ambicji!

    OdpowiedzUsuń
  2. [Sol! Ona jest cudowna i przepiękna! ❤️ Drzemie w niej wojowniczka i oby pokazała światu, na co ją stać. Mój Theo na pewno zgodziłby się z określeniem, że nie lubi się powtarzać. Zresztą, kto to lubi? :D Nasze postaci są w jednym klubie i na tym samym profilu, więc muszą się znać. Jeśli nie masz mnie dość, to wiesz gdzie mnie szukać ;)
    Baw się dobrze ❤️]

    Theo

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hmm, nie mogę – jakby to powiedzieli – położyć palca na tej pannie palca 🤔 W dobrym tego znaczeniu, bo nie wpisuje się ona w żaden oklepany archetyp. A przymuszony narzeczony, muah muah, jakże ja to lubię 🤌🏻 Arranged marriage trope, they'll never make me hate you 🫶🏻
    Nasze dziewczyny muszą się teoretycznie znać, więc jeśli macie ochotę, zapraszamy w nasze skromne progi. Życzymy dużo dram i miłego pisania!]

    Kornélia ࣪ ִֶָ☾.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jego przenikliwe spojrzenie wędrowało po monumentalnej sali balowej, przystrojonej dekoracjami w stylu maskarady, na które padało ciepłe światło kryształowych żyrandoli. Pomieszczenie wypełniała elegancka muzyka tła, która mieszała się z lekkim gwarem rozmów i szczękiem szkła, które dźwięczało na stole, tuż przy wazie z ponczem, do którego znów ustawiła się kolejka rozswawolonych uczniów. Nastroje dopisywały, a wraz z nastrojami aura tajemniczości, którą tworzyły błyszczące maski, doskonale pasujące do dobrze skrojonych kostiumów, i ta pozorna anonimowość, z której dziś co niektórzy korzystali tu wyjątkowo bardzo, jakby dostali szansę jedną na milion, żeby zrobić coś, czego nie odważyliby się zrobić tak na co dzień, bez ukrywania tożsamości. W rzeczywistości to, że ktoś ma na twarzy kawałek ozdobnej dekoracji, nie oznacza, że doszczętnie traci osobowość i nie zostawia po sobie żadnych śladów, bo ciało potrafi zdradzić człowieka w najmniej oczekiwanym momencie i w sposób zupełnie niekontrolowany. Wprawne oko nie musi znać twarzy, żeby dopasować sylwetkę do konkretnej osoby, dlatego odszukanie tych kilku konkretnych uczniów, których obecność na sali determinowała jego chwilowe przybycie, nie sprawiło mu problemu. Splótł dłonie za plecami i ulokował wzrok w wysokim chłopaku, który nachylał się lekko w stronę brunetki w zielonej, jedwabnej sukni. Obserwował ich sobie nienachalnie, stojąc dużo dalej, niemal przy głównym wyjściu, a był jedyną osobą na całej tej sali, która nie miała zakrytej twarzy. Nie przyszedł tu jednak balować. Przyszedł skontrolować sytuację i sprawdzić, jak bawi się jego uczennica, która od dłuższego czasu jest również jego targetem, nad którym miał dla odmiany czuwać, a nie którego miał stopniowo eliminować. W standardzie to roześmiałby się w głos, gdyby ktoś przyszedł do niego z takim zleceniem, bo zabawa w bodyguarda to nie jego biznes, ale w tym przypadku zdecydował się je przyjąć wyłącznie dlatego, że spłynęło ono od nie byle jakiego człowieka. Już mniejsza o to, jaką zapłatę mu zaoferowano – dziadek Noor był kimś szczególnie ważnym dla jego dziadka, Icchaka, w czasach, w których ten jeszcze żył, i Jared miał tego świadomość, dlatego nie odmówił. Skoro i tak miał tutaj robotę, a nawet dwie, to dodatkowe zobowiązanie nie zrobi mu różnicy, zwłaszcza, że chodziło o dziewczynę, która nie słynie w akademii z tego, że jest najbardziej zbuntowaną jednostką, mającą w głębokiej dziurce wszystkie zasady. Nie musiał użerać się z nią, jak z jakąś rozkapryszoną trzpiotką, co nie zmienia faktu, że były momenty, w których zbyt radykalnie natarł na jej przestrzeń osobistą, a wtedy ona pokazała swoje pazury, ale przynajmniej dowiedział się, po której rodzinie je ma – na pewno nie po tej francuskiej.
    Zmrużył lekko oczy, gdy do ich dwójki dołączyła jasnowłosa uczennica, a po chwili był już na pustym korytarzu, który przemierzał szybkim krokiem w kierunku biblioteki. Zanim Noor wybiegła z sali, zdążył wyłapać kilka sygnałów, które uświadomiły go, że ona wcale nie czuje się dobrze, i że nie chodzi wyłącznie o to psychiczne samopoczucie, zszargane spotkaniem ze swoim ulubieńcem. Gdyby jej nie znał, całkiem możliwe, że znalezienie jej na terenie akademii zajęłoby mu całą wieczność, ale wiedział o niej dużo – nie wszystko, ale naprawdę wiele, jak na człowieka, który teoretycznie tylko ją uczy. Potrafi rozpoznać ją po tym, jak porusza się jej ciało, więc złota maska nie była dziś żadną przeszkodą, i znał miejsca, w których spędza najwięcej czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał świadomość jej lepszych i gorszych stron, ale przede wszystkim był w stanie przewidzieć jej zachowania, dlatego korzystając z innej niż ona trasy, obrał azymut na wschodnie skrzydło, żeby w odpowiednim momencie z powodzeniem zastąpić jej drogę i ją zatrzymać. Nie myślał jednak, że stanie się to z takim impetem, ale gdy wyszedł na korytarz Noor akurat wpadła mu prosto w ramiona i sama się w nich zamknęła.
      Chwycił w dłonie jej delikatną twarz i zajrzał głęboko w jej oczy, konfrontując wiosenną zieleń z własnym, krystalicznym akwamarynem. Przebiegł uważnym spojrzeniem po jej źrenicach i zadarł jej twarz nieco w górę, do źródła światła, żeby sprawdzić ich reakcję.
      — Oddychaj — nakazał, bo wstrzymała oddech, więc nic dziwnego, że jej ciało domagało się powietrza. Nie spuszczając spojrzenia z jej oczu, wziął razem z nią dwa głębsze wdechy, żeby złapała odpowiedni rytm, po czym zsunął dłonie na jej nagie ramiona i mocniej zacisnął na nich palce, lekko gładząc kciukiem aksamitną skórę nad obojczykiem. — Do mojego gabinetu, panno Dubois — powiedział, nakierowując ją w odpowiednią stronę, a potem nachylił się po jej torebkę i podniósł ją z podłogi razem z tym, co się z niej wysunęło. Od jego gabinetu dzieliło ich tylko kilka drzwi. W środku otworzy jej okno i będzie mogła usiąść przy nim na szerokim, niskim parapecie, zaaranżowanym na siedzisko. Poza tym, w gabinecie trzyma jeszcze wiele innych przydatnych specyfików na takie wypadki, więc to rozsądniejsza opcja, niż wyjście na taras, skąd nawet do łazienki będzie daleko, jeśli się okaże, że Noor poczuje potrzebę zwrócenia tych kilku przyjemności, na które skusiła się podczas balu.

      Jared Shamir ✨🌒

      Usuń
  5. [O! Nie spodziewałam się, że tak szybko skuszę jakąś duszę na tę rolę współlokatorki. Nie miałam w planach z tą propozycją na wstępie, bo wiem, że nie każda jest na tyle odważna, aby stać się nieproszonym obiektem adoracji koleżanki. Ale proszę bardzo, mówi pani i ma 😏
    Chcąc nie chcąc, mogły się jednak zaprzyjaźnić i trzymać razem w tym zaciętym środowisku. Mogą być swoim wzajemnym słabym punktem i jedyną osobą, z którą zaciekle nie rywalizują, mimo że tego głośno nie powiedzą; cóż, przynajmniej Kornélia, która kiepsko maskowałaby także swoją zazdrość zarówno o domniemanego narzeczonego, jak i każdego kawalera, który kręciłby się w pobliżu Noor (mam cię na oku, panie Shamir 😒) pod pretekstem bycia nadopiekuńczą przyjaciółką. Ona nie jest przyzwyczajona do takich ścisłych relacji, więc szybko mogłaby pomylić czystą, bezwarunkową przyjaźń z czymś romantycznym. I jak najbardziej Noor może być jedyną osobą, której do tej pory wiadomo było o atakach paniki Kornélii, a ona odwzajemniłaby się, dotrzymując Noor towarzystwa w jej bezsenności. To wcale nie pretekst, żeby dzielić łóżko, skądże... 😳]

    Kornélia ☾⭒.˚

    OdpowiedzUsuń
  6. Kornélia przekręciła się, wybudziwszy się z płytkiego snu. Jej powieki zamrugały ciężko, rejestrując panującą w pokoju ciemność, przełamaną jedynie nieśmiało zaglądającym przez zasłonę światłem księżyca. Mimo mroku i pozornej ciszy nocy potrafiła jednak wyczuć niespokojną energię, która świadczyła o tym, że nie była jedyną osobą, której umknął sen.

    Dzieląc wspólną przestrzeń ciężko było oczywiście ukryć fakt męczącej bezsenności. Kornélia szybko się przekonała, że jej współlokatorka nie tyle cierpiała na słabą organizację czasu i kładła się do łóżka zbyt późno w stosunku do porannego alarmu, co całkowicie unikała nocnego odpoczynku, jeśli nie z wyboru, to z wewnętrznego przymusu. Zawsze jednak starała się nie obarczać Kornélii swoim własnym problemem. Gdy wracała późno do pokoju, robiła to lekkim krokiem, aby jej nie obudzić, mimo że Kornélia była zawsze świadoma jej obecności; a gdy wybierała pozostać w łóżku, nie kręciła się bez potrzeby, ani nie zapalała nawet lampki na stoliku nocnym. Być może niewiele osób spodziewałoby się tego po Noor Dubois, którą prezentowała światu, jak troskliwą przyjaciółką potrafiła być, gdy jej na kimś zależało.
    No właśnie. Przyjaciółką. Kornélia nie była pewna, czy ktokolwiek inny w jej życiu zasługiwał na to miano. Nawet patrząc w przeszłość, na beztroskie dziecięce lata. Nikt wcześniej nie przedarł się przez mury, które wokół siebie zbudowała, w taki sposób, jaki zrobiła to ona.
    Od pierwszego dnia, w którym spotkała Noor, nie miała w planach traktować jej inaczej od całej reszty. Analizowała ją pod tym samym kątem; jakie korzyści mogła jej przynieść i jak jej zagrażała. Jednak jedną korzyścią, która nigdy wcześniej nie znalazła się na żadnej liście, była przyjaźń. Ciepła, bezwarunkowa więź, której Kornélia bała się, jak przystało na coś nieznanego.
    Kornélia nie knuła już, jak popchnąć ją ku dnu. Za to panicznie obawiała się wypuścić jej rękę w drodze na szczyt. Odczuwała niemal irracjonalną potrzebę postawienie się między Noor a kimś, kto śmiał spojrzeć na nią krzywo. Podobnie czuła się też, gdy jakiś niczego wart chłopak chociażby uśmiechnął się w jej stronę. Tyle że w tym przypadku mniej chodziło o obronę Noor, a bardziej o potrzebę ukrycia jej przed światem... Ale przecież od tego były przyjaciółki, nieprawda?

    Kornélia przemrugała senność z powiek, obejmując poduszkę i popatrzyła na skrytą w mroku sylwetkę swojej współlokatorki. Zawsze chciała ją wtedy zapytać, o czym w tych momentach myślała. Czy były to myśli, które były przyczyną jej bezsennych nocy, czy właśnie myśli, które miały ukołysać ją w końcu do snu. Kornélia chciała wiedzieć, kto jest w tych myślach i dlaczego nie jest to ona. Czasami, w bardzo rzadkie poranki, Kornélia budziła się jako pierwsza i wiedziała, że Noor musiała zasnąć nad ranem. Wsłuchując się wtedy w spokojny oddech z drugiej strony pokoju, pozostawała w łóżku, aż do ostatniego możliwego momentu, kiedy obie musiały wstać, żeby nie spóźnić się na pierwsze zajęcia.
    Przez chwilę pozostała bez ruchu i bez słowa, obserwując Noor, ale w obawie, że z powrotem bezwiednie zaśnie, postanowiła się w końcu odezwać.
    — Przepraszam, nie chciałam cię obudzić — powiedziała żartem przytłumionym przez policzek spłaszczony na poduszce. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy był lekki i prosty; ten, który niewielu osobom było dane doświadczyć. — Która godzina? — zapytała, nie mogąc powstrzymać ziewnięcia.

    roomie ☾⭒.˚

    OdpowiedzUsuń
  7. To, co ona nazywała stróżowaniem, on nazywał zobowiązaniem wynikającym z umowy, której warunki spełnia już od dłuższego czasu, za co otrzymuje stosowną gratyfikację w izraelskich szeklach, regularnie spływających do niego w białych kopertach. Dodatkowa fucha, na którą się zgodził z dwóch bardzo prostych powodów: po pierwsze, chodziło o lojalność względem organizacji, na której usługach jest już od dekady, a po drugie, chodziło o człowieka, który zatwierdził jego kandydaturę i jako pierwszy złożył pod nią swój podpis. Był mu w pewnym sensie winny przysługę i tak się składa, że godząc się na to dodatkowe zobowiązanie, właśnie ją wyświadczył. Skoro i tak tutaj był, choć w zgoła innych celach, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby przyjąć to dodatkowe zlecenie. Miał czuwać nad bezpieczeństwem Noor, więc czuwał, starannie uwzględniając wszelkie drobiazgi związane z tą odpowiedzialnością, mając na uwadze główny obiekt, w związku z którym całe to przedsięwzięcie w ogóle powstało, czyli chłopaka, który potencjalnie w przyszłości wciśnie obrączkę na jej palec – o ile tej przyszłości dane mu będzie zasmakować, bo przecież wypadki chodzą po ludziach, a seryjny samobójca nieustannie krąży po świecie. Kto wie, co lub kto czeka na człowieka gdzieś za rogiem. Przykładał się do każdego zadania, nie ważne, czy było ono trywialne, czy tak pochłaniające, że angażowało każdą komórkę ciała, i nie szczędził dokładności nawet najmniejszym szczegółom, z doświadczenia wiedząc, że ich niedopilnowanie może okazać się początkiem końca, ale akurat w tym stróżowaniu wcale nie zachowywał subtelności. Nie przebierał w środkach, bo nie musiał – był wykładowcą, z którym Noor prawie codziennie mija się w auli, więc wiele swoich działań mógł podciągnąć pod nauczycielskie obowiązki i to też robił, choć były momenty, które zdradzały czasem, że jego zachowanie ma jakieś drugie dno. Swoją chłodną postawą nie zachęcał jednak do zadawania osobistych pytań, zresztą, to było więcej jak pewne, że udaremni wszelkie próby dotarcia do odpowiedzi, których świat nigdy nie powinien poznać, więc nic dziwnego, że śmiałków do przekopywania się przez jego warstwy nie było. W końcu nawet sama Noor zaakceptowała to, że po prostu był, że pojawiał się znikąd w sytuacjach, w których ratował ją z opresji, albo które rujnował ku jej niezadowoleniu, zawsze znajdując sposób, by skutecznie zablokować jej pole manewru. I nie obchodziło go wtedy jej zdanie, ani trochę, mimo że Noor z reguły zawsze miała coś do powiedzenia. Wykonywał zadanie, więc grunt to zrealizowanie celu, a otoczenie to może sobie nawet spłonąć, jeśli będzie trzeba.
    Teraz sytuacja wydawała się o tyle poważna, że Noor nawet nie zaoponowała, a na jej twarzy przebijały oznaki paniki i bezradności. Oddychała płytko, starając się zaczerpnąć choć jeden głębszy wdech, żeby pozbyć się wrażenia, jakby ktoś zacisnął palce na jej szyi i odciął jej dopływ tlenu. Gdy wsparła się o biurko, on zatrzasnął za nimi drzwi i przekręcił klucz w zamku, a potem podszedł do antycznej komody i wysunął jedną z szuflad, w której trzymał małą walizkę z zamkiem szyfrującym, wielkości kopertówki. Przesunął palcem cyfry na zamku, układając z nich trzycyfrowy kod, a potem podniósł wieko walizki i wyjął ze szlufki ampułkostrzykawkę w formie pena, który mieścił się w jego dłoni. Odwrócił się i ruszył w kierunku Noor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Proszę zamknąć oczy... — polecił, i stanął tuż za jej plecami. Był wyjątkowo opanowany jak na kogoś, kto właśnie miał podać adrenalinę osobie, która prawie się dusi, w dodatku targetowi, któremu nie mógł zaszkodzić, bo miał wobec niego zgoła inne zobowiązania. I wyjątkowo spokojny jak na kogoś, kto ostatnimi czasy nie potrafił przejść obojętnie obok tej dziewczyny i jej zapachu. — I zacisnąć zęby — dodał i oplótł ramieniem jej talię, po czym przycisnął do swojego torsu, żeby nie uciekła pod wpływem niespodziewanego bólu. Drugą ręką podciągnął materiał jej sukienki i ni stąd ni zowąd wbił pen z adrenaliną w jej udo, przez kilka kolejnych sekund mocno dociskając igłę do jej mięśnia. Mógł to zrobić przez materiał sukienki, ale nie chciał jej niszczyć, do czego doszłoby na pewno, gdyby Noor nagle się wyrwała, bo wtedy igła w sekundę rozdarłaby jedwabistą tkaninę. A teraz było już po wszystkim – zastrzyk domięśniowy wykonany, substancja ruszyła w obieg.
      Zaczął masować palcami miejsce wkłucia, żeby nie został jej po tym brzydki siniak, i żeby substancja rozeszła się szybciej, nie rozciągając nieprzyjemnego bólu w czasie.
      — Dziesięć minut — oznajmił, cały czas trzymając ją mocno w talii. — Tyle potrzebuje organizm, żeby zareagować na adrenalinę — wyjaśnił, stopniowo luzując swój chwyt w jej talii. — Zaraz będzie lepiej — zapewnił, bo adrenalina z pewnością zwiększy ciśnienie i rozszerzy drogi oddechowe, chociaż nie zniweluje tak do końca działania tego czegoś, co nieświadomie spożyła.

      Jared Shamir 💉✨

      Usuń
  8. To, że jego osoba jest owiana tajemnicą, nie jest wcale przesadnym określeniem, bo na próżno szukać o nim jakichkolwiek informacji w ogólnodostępnych mediach. Co prawda, jego nazwisko da się odnaleźć w internecie, bo ono zapisało się na kartach historii i to nie tylko izraelskiej, ale on, choć faktycznie jest z nim powiązany, nie istnieje w żadnym rejestrze, nie licząc tego jednego urzędu w Tel Awiwie, który odnotował jego przyjście na świat. Odkąd oddał się pod pełną dyspozycję Mosadu, jego dane osobowe otrzymały status informacji niejawnych i zostały opatrzone klauzulą zastrzeżenia, a co za tym idzie – zniknęły zewsząd, tak samo jak jego osoba. Dlatego nie da się go znaleźć, nie da się go ubiec i nie da się iść po jego śladach, bo on tych śladów zwyczajnie nie zostawia, a co więcej – minimalizm, którym się otacza, sprawia, że może spakować całe swoje życie w jedną podręczną walizkę i w dowolnym momencie rozpocząć je na innym kontynencie, jako ktoś inny. Ułatwia mu to brak jakichkolwiek powiązań, brak jakichkolwiek zażyłości i brak jakichkolwiek sentymentów, które mogłyby go omotać i przypadkiem uzależnić od danego miejsca, ale taki jest właśnie jego cel – działać skutecznie i wciąż pozostawać nieuchwytnym jak cień. Wcielać się w rolę wykładowcy, dostrzegać tych, którzy mają rzeczywiście coś do zaoferowania, przekazywać wiedzę i szkolić, a przy okazji robić to, co do niego należy, czyli inwigilować i zdobywać dane w miejscu, w którym skupiają się nieprzypadkowe nazwiska, reprezentowane przez samochwalcze jednostki, i które to właśnie dzięki temu stanowi doskonałe źródło informacji. Pyszałkowaci ludzie sami podają mu wszystko na tacy, nie trzeba ich nawet maglować. Większych starań wymagają introwertycy, którzy barykadują się murem, bo w ich przypadku najpierw trzeba skuć beton, potem dostać się do środka, a później jeszcze wyciągnąć stamtąd akurat to, czego się chce. Trzeba rozbierać ich z warstw powoli, tak, żeby nie spłoszyć ich zbyt intensywnym natarciem. Przy nich trzeba wykazać się odpowiednią dozą delikatności – i to jest dla niego wyzwanie, bo tej delikatności zwykle mu brakuje, a w ich przypadku raz zburzone poczucie bezpieczeństwa ciężko jest potem połatać, więc czasami szansę ma się tylko jedną. Dlatego ratuje go cierpliwość i gotowość do tego, by do niektórych informacji docierać naprawdę powoli. Kropla drąży skałę, jak to mówią, a on lubi drążyć, choć potajemnie.
    Zdawał sobie sprawę, że w pewnym momencie Noor przyjęła to jego stróżowanie za pewnik – coś, co będzie miało miejsce niezależnie od sytuacji, która spadnie jej na głowę, ale to nie było wcale dobre, bo on był ostatnią osobą, na której powinna polegać w tym miejscu i gdziekolwiek indziej. Wykonywał swoje zadanie i przestanie to robić w chwili, w której umowa wygaśnie, więc głupotą było przyzwyczajać się do tego, choć prawda jest taka, że on sam był tego przyzwyczajenia sprawcą. On sam pozwolił tej świadomości, że jest, zagnieździć się w jej umyśle. Nie wzbudzało to w nim poczucia winy, bo wiedział, że takie będą efekty uboczne jego działania na jej rzecz, ale zastanawiał się czasem nad wpleceniem nieco radykalniejszych rozwiązań, żeby Noor nie traciła instynktów obronnych tylko dlatego, że przyjęła go za swego stróża. Musiała umieć bronić się sama i radzić sobie w pojedynkę, bo przecież on nie będzie przy niej do końca życia.
    Czuł siłę z jaką wbijała paznokcie w jego skórę, ale nie poruszył ręką, wciąż przyciskając do siebie jej filigranowe ciało, a że miał na sobie kaszmirowy, czarny golf, to jej nagie plecy wtapiały się w ten miękki materiał, który dzielił je od jego klatki piersiowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy spojrzał jej w oczy, gdy odchyliła głowę i odszukała wzrokiem jego własne, a jakiś cień zadowolenia przemknął przez jego usta, gdy nakryła palcami jego dłoń, którą trzymał jeszcze na jej udzie. Prześledził powierzchnię tęczówek jej zielonych oczu, które przez tą unikatową barwę zdradziłyby jej tożsamość nawet gdyby przeszła operacje plastyczną twarzy, i przechylił lekko głowę, żeby płynnie zsunąć spojrzenie na jej usta, których nie zakrywała złota maska.
      — W innym życiu, być może, bym tego nie zrobił... — odparł, podnosząc wzrok z powrotem do jej oczu. — Panno Dubois — dodał, znacząc granicę tego układu. — Ale w tym życiu, w tej formie, nie zechciałabyś spędzić ze mną nawet dziesięciu sekund — zapewnił, a w kąciku jego ust zamajaczył subtelny uśmiech. — Bezpieczniej dla nas, gdy dzielą nas rzędy krzeseł, panno Dubois — rzekł, rozluźniając mięśnie, i zaraz zabrał rękę z jej uda i odsunął się od jej pleców. Zerknął na zużyty pen i zamknął go w dłoni. Zutylizuje go niespostrzeżenie, gdy zakończy dzień i wróci do swojego tymczasowego lokum w centralnej części Saint-Vincent.

      Jared Shamir 😈🌙

      Usuń
  9. Gdy pokój zalany został niebieskim blaskiem z telefonu, Kornélia sama przymknęła zmęczone oczy na tyle, aby nie przegapić całkowicie rozświetlonej twarzy współlokatorki. Jej źrenice zmniejszyły się pod jaskrawym światłem, dzięki czemu jej oczy wydawały się jeszcze jaśniejsze, a kiedy zmarszczyła nos, kąciki ust Kornelii automatycznie uniosły się do góry. Nawet w swoim zmęczeniu jej uroda miała moc powalania na kolana lub – w przypadku dziewczyny, która nie lubiła okazywać tych złych czy dobrych emocji – chęci złamania własnych zasad.
    Wbrew sobie, nie miała nic przeciwko dotrzymaniu Noor jej bezsennego towarzystwa, nawet jeśli jej o to nie prosiła. Normalnie, gdy ktoś zagroził snu potrzebnemu jej, aby obudziła się w dobrym – a przynajmniej rozsądnym – humorze, nie cofnęłaby się przed groźbą rzucenia na niego klątwy. Czasami wystarczyło z odpowiednią intonacją wymamrotać pod nosem coś po węgiersku, aby nieszczęśnik zastanowił się dwa razy, w co tak naprawdę wierzył. Ale dla niej mogła poświęcić odrobinę snu. Prezentacje z Teorii i praktyki rządzenia w ciszy nocy wydawały się odległym problemem.

    — To nie mnie tutaj trzeba kołysać do snu — odpowiedział ledwo słyszalnie przez kolejne, jeszcze intensywniejsze ziewnięcie.
    Kornélia nie miała wątpliwości, że gdyby przyjaciółka zaczęła jej czytać do snu, w niecałą minutę byłaby już w innym, tym lepszym świecie. Noor miała delikatniejszy i słodszy głos od niej samej. Słyszała czasami, jak dziewczyna rozmawiała w swoim rodzimym francuskim i choć sama Kornélia rozumiała go na poziomie co najwyżej podstawowym, w tych chwilach nie miała wątpliwości, dlaczego wielu nazywało go językiem miłości. Noor mogłaby jej przeczytać ulotkę od leków, która z jej ust brzmiałaby jak najpiękniejsza poezja.

    Uwadze nie uszło jej również szuranie spod kołdry na drugim łóżku. Zauważyła, jak Noor pociera stopami, które bez wątpienia były lodowate. Dałaby się założyć, bo jej były takie same. Umieszczenie elitarnej akademii w zabytkowym zamku miało swoje niezaprzeczalne uroki, ale nawet najnowocześniejsze rewitalizacje czasem były bezradne wobec grubych murów, które przez stulecia pochłaniały chłód. Zimowe noce w Valmont nie należały do najłatwiejszych.
    Kornélia już otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale zamiast tego tylko przekręciła oczami pod ukryciem mroku. Jej ciało spięło się w obronie przed nadchodzącym chłodem już na samą myśl, a kiedy wyturlała się spod kołdry, zabrała ze sobą tylko poduszkę. W pośpiechu przeleciała na palcach przestrzeń dzielącą ich łóżka i zatrzymując się przy Noor, zaczepnie trzepnęła ją poduszką w twarz.
    — Suń się, zanim zamienię się w kostkę lodu — rzuciła, pospieszając bez wątpienia zaskoczoną dziewczynę.
    Kornélia bez zawahania wślizgnęła się pod jej kołdrę, układając swoją poduszkę i nie mogła się powstrzymać przed cichym śmiechem, kiedy ich wyziębione nogi się splątały.
    — Przez moment musi być gorzej, zanim będzie lepiej — powiedziała, pozwalając sobie na szept teraz, kiedy już nie dzieliła ich ciemna otchłań pokoju.
    Nagle niezwykle świadoma swoich dłoni i bez pojęcia, co z nimi zrobić, zacisnęła palce na kołdrze między nimi. Kornélia nie należała do nieśmiałych. Wiedziała, czego chciała i nie bała się po to sięgnąć. Nie było jej obce łamanie serc, jednak z Noor... Z Noor była bliżej złamania własnego serca. Nie mogła zaryzykować utracenia najlepszej przyjaciółki. W przyjaźni nie było miejsca na samolubność. Kornelia znała pożądanie, znała pasję. Ale w przypadku Noor nie chodziło o jej ciało, ani o jej ideę. Chodziło o to, że była i że widziała Kornelię, kiedy ona sama w lustrze patrzyła przez siebie.

    bed buddy ☾⭒.˚

    OdpowiedzUsuń
  10. [Cześć!
    Dziękuję bardzo za powitanie! I tak, Zeina to takie połączenie nieprzystępnej diwy z zagubionym szczeniaczkiem, więc zobaczymy, co z tego wyjdzie. xD
    Wrócę do Was z pomysłem na wątek, jak mi coś przyjdzie do głowy, bo też nie lubię wisieć ot tak, więc prosimy o cierpliwość. ❤️
    Poza tym życzę samych wspaniałych wątków. ❤️]

    Zeina de la Torre-Caballé 🎤👑

    OdpowiedzUsuń
  11. Być może i jej ciało wydawało się wyziębione, ale od środka nie mogłaby czuć się lepiej, niż kiedy chłodny nos Noor wtulił się w jej ramię. Nie była to gorąca pasja czy płomienne pożądanie. Dla Noor było to stabilne ciepło, do którego grawitowała, i za którym tęskniła wśród nieznajomych. Nie była ona przyzwyczajona do takiej prostej, niewinnej intymności dzielenia z kimś łóżka bez zamiaru ogrzania się w zupełnie inny sposób, niż Noor pewnie miała na myśli.
    — Zaraz będzie lepiej. Musi być — zaśmiała się cicho, pocierając swoimi bosymi stopami o łydki przyjaciółki niczym w próbie rozniecenia ognia. — Okej, ale sama się o to prosiłaś... — ostrzegła.
    Zakopawszy się po brodę pod kołdrą – co posłużyło dobrze do zamaskowania jej rumieńca – zgodnie z poleceniem wsunęła dłonie pod spód, gdzie zawędrowały na szyję drugiej dziewczyny. Przycisnęła lodowate palce do jej skóry wbrew jej lichemu wierzganiu, próbując skupić się na rozkosznym cieple, które od niej promieniowało i zignorować rytm serca skaczący pod jej opuszkami.

    Pod osłoną nocy, w ciszy ich pokoju, dzień wydawał się już odległą przeszłością. To była ich mała bańka – nawet jeśli była ona niewidzialna dla Noor. Kornélia nie chciała myśleć, ani o minionym dniu, ani o tym, co przyniesie świt.
    — Bynajmniej — westchnęła, choć starała się, aby zabrzmiało to beztrosko. — Eisenhart wkurwił mnie do reszty na strategiach propagandy. Wpędził mnie w debatę, na którą nie byłam gotowa. Pieprzony dupek zawsze musi się popisać moim kosztem... — burknęła, wpatrując się nad głową Noor w ścianę.
    Powoli zabrała palce z jej szyi, kładąc ręce na poduszce między nimi. Nie zasługiwała, żeby jej dotykać w ten sposób; nie tymi samymi dłońmi, które zaledwie kilka godzin wcześniej dotykały jego. Noor nie oswoiła Kornélii w stu procentach; wciąż miała przed nią więcej niż jeden sekret. Krępowała się nawet wyobrazić, co jej przyjaciółka pomyślałaby o niej, gdyby wiedziała, jak zapominała o niej, gdy łamała z nim wszystkie swoje reguły.

    Dzięki Bogu jednak za to pytanie, które szybko sprowadziło ją z powrotem na ziemię; tam, do łóżka jej współlokatorki. Uśmiechnęła się automatycznie, wbrew swojej woli. Bez myślenia o tym, co jej uśmiech mógłby tym razem osiągnąć, komu się przypodobać lub co ukryć. Jej przyjaciółka zawsze otrzymywała od niej tą najlepszą wersję Kornélii, bo tylko na nią zasługiwała. Kiedy były same – czy to w prywatności ich dzielonego pokoju, czy wśród ciszy drzew – maska otrzymywała swój moment wytchnienia.
    Zima w sercu Alp nie sprzyjała stuprocentowym treningom w terenie. Śnieg i lód na szlakach były zbyt ryzykowne. Dlatego podczas najsurowszych miesięcy Kornélia odbębniała konieczne treningi na hali, a kiedy mogła, zabierała Enikő poza kampus akademii, gdzie obie mogły poczuć namiastkę prawdziwego cross-country, do którego były przyzwyczajone; nawet jeśli była to wersja mocno okrojona, aby nie narażać się na kontuzje. To właśnie wtedy czuła największą wolność; kiedy po treningu wracała po kolana upaprana błotem, a nogi miękły jej z wysiłku.
    Na początku Kornélia nie była przyzwyczajona do towarzystwa tej trzeciej; czas z Enikő był dla niej momentem wytchnienia, w którym mogła po prostu być. Jednak szybko przekonała się, że obecność Noor w niczym nie zawadzała, a nawet była wyjątkowo miłą odskocznią od ciągłej samotności i gry osobowości.
    — Mhm... jeśli obiecujesz, że nadążysz — odpowiedziała z nutą zaczepności w głosie, powstrzymując serce, które aż wyrywało się, żeby po prostu powiedzieć, że niczego bardziej nie chciała. — Enikő o ciebie pytała. Nie śmiej się. Nie zmyślam. — Kornélia szturchnęła dziewczynę pod kołdrą nogą. Jej głos nocą był lżejszy, z ciągnącym się tonem rozleniwienia, który wyostrzał się za dnia. — Pytała się na swój sposób, okej? Ostatni raz, jak ją zabrałam bez ciebie, to całą drogę prychała, bo było jej za cicho. Przekupiłaś ją tymi jabłkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość osób, które znały Kornélię na co dzień, pewnie byłaby zaskoczona, gdyby wiedziała, jak bardzo miękło jej serce, kiedy chodziło o jej klacz. Zwierzęta już chyba po prostu miały ten efekt na ludzi; nawet z tych najtwardszych i najzimniejszych wydobywały tą troskliwą, opiekuńczą naturę, ten absurdalny impuls zwracania się do nich spieszczonym głosem; nawet kiedy ważyły dziesięciokrotność ich opiekuna. Jednak co było jeszcze bardziej absurdalne, nie tylko Enikő działała na Kornélię w taki sposób. Z Noor jej zgryźliwe słowa rozpływały się na języku, a jej ostre krawędzie stawały się gładsze.
      — Możemy pójść jutro, zanim zrobi się ciemno — zaproponowała, odpychając na tył głowy wszystko, co pewnie powinna zrobić następnego popołudnia. To nie miało teraz znaczenia. — A jak tam twój dzień? — zapytała.
      Jej dłoń znalazła drogę na poduszkę przyjaciółki, gładząc między palcami delikatny kosmyk jej włosów.

      Kornélia ☾⭒.˚

      Usuń
  12. W jego egzystencji nie było miejsca na dwie rzeczy: na marzenia, bo wszelkie swoje dążenia od zawsze przekuwał w cele, a te stawiał wyłącznie po to, żeby je zdobyć, a nie patrzeć sobie na nie z daleka, i na złudzenia. Owszem, z zewnątrz był jak błędne wyobrażenie i jedna wielka iluzja, żonglująca prawdą zależnie od sytuacji, ale zawsze wedle swojego widzimisię, jednak dla niego samego istota działań zawsze jest klarowna. Jeżeli wypełniał obowiązek, to nie oszukiwał się, że robi to w jakimś wyższym celu. Jeśli działał w imię osobistych korzyści, nie wmawiał sobie, że istnieje cokolwiek, co może obchodzić go bardziej, niż wspomniana korzyść. To było więcej jak pewne, że nie chciał brać na siebie tego stróżowania, i że wziąłby tego zlecenia, gdyby nie kilka istotnych zależności, na których wszyscy mieli wyjść na plus. Nie jest przecież działaczem charytatywnym – obchodzą go wyłącznie wymierne korzyści, które otrzymuje za równie wymierny efekt własnych działań. Ale poza angażowaniem się w zlecenia, miał też skłonności do wysysania z każdej sytuacji tyle, ile się da, dlatego to, że stróżował, a obecność Noor była już w jakiejś części skrawkiem jego aktualnej codzienności, toczonej w murach tej akademii, wiązało się automatycznie z wieloma innymi, pobocznymi celami oraz planami, które sobie przy okazji zakładał. Żeby być skutecznym, musiał ją trochę poznać, a nie wszystko dało się zrobić tylko za sprawą obserwacji, nawet jeśli wniosły one naprawdę wiele, więc rozmawiali – na różne sposoby, czasami krócej, czasami dłużej, czasami ze spokojem, a czasami z rozmachem, zbliżając się do niewidzialnej granicy oficjalnego tonu i balansując na niej przez kilka zbyt długich minut. Noor jest wyzwaniem, głównie dlatego, że stanowi plątaninę kontrastów, które momentami się uzupełniają, a w innych chwilach trochę ze sobą konkurują. Cały czas jest w procesie szukania siebie i kształtowania swojej osobowości, ale to, co jest w niej stałe, to autentyczność i wysoko rozwinięta inteligencja emocjonalna. Emocje są jak fale – nie da się ich kontrolować, ale da się nauczyć na nich pływać, a Noor zdawała się już całkiem dobrze po nich surfować, zwłaszcza w kontekście akademickiej rywalizacji. Potrafiła być ponadto, zyskując przewagę już samym swoim podejściem. Wiedziała, w którym momencie trzymać się wyzwania z determinacją, a w którym momencie wyskoczyć z wagonu i pozwolić na to, by pociąg rywalizacji wykoleił się bez niej.
    Życie, oczywiście, można wykreować sobie od nowa, ale on był ze swojego wyjątkowo zadowolony i tak długo, jak uda mu się trzymać je w takiej formie, tak długo będzie przy nim trwał. A jest to o tyle paradoksalne, że wcielał się w różne role, co kilka lat będąc kimś zgoła innym, więc to życie na rzecz swojej wywiadowczej pracy kreuje w zasadzie non stop, ale to właśnie to pasuje mu najbardziej – że jego prawdziwa tożsamość dostępna jest wyłącznie dla niego i dla tych, których obdarzy tak wielkim zaufaniem, że da im do siebie dostęp. Mógł za to ze śmiałością przyznać, że w tej akademii większość nie ma tego przywileju kreowania własnego życia, bo jest im ono odgórnie narzucone wraz z całą mentalną otoczką. Jedni przejmą interesy po rodzicach, inni przejmą ciepłe posadki na wysokich stołkach w polityce, czy pokrewnej im branży... a Noor? Do czego ona dąży? Akurat jej przyszłość była dla niego zagadką, mimo że miał świadomość, kim są jej rodzice, z jakiej rodziny pochodzi, i że jej bratem jest facet, któremu kiedyś dyskretnie chciał sprzedać kulkę. To było dość ciekawe, bo miał wrażenie, że w kontekście kariery rodzice dali jej wolniejszą rękę, niż w kontekście zamążpójścia, które rozplanowali ze szczegółami. Mogła być kim chce, ale nie z kim chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odpowiedział na podziękowanie, bo nie robił niczego dla zwykłego dziękuję, aczkolwiek Noor o tym nie wiedziała. Nie miała pojęcia o niczym i nie mogła mieć, bo to zatrzęsłoby jej światem w posadach.
      — Jest pani na coś uczulona? — Zapytał, wracając do szuflady, w której spoczywała walizka. Włożył w szlufkę zużyty pen i zaszyfrował zamek, po czym z lekkim trzaskiem wsunął szufladę do antycznej komody. Pytał, bo niekoniecznie musiała paść ofiarą jakiejś substancji, co po prostu dostać coś, co wywołało reakcję anafilaktyczną, a objawy miała do tego bardzo podobne. Po GHB zachowywałaby się inaczej, po MDMA też. Środka na przeczyszczenie raczej nikt jej do płynu nie dosypał, bo nie siedziałaby tu teraz tak spokojnie.
      Odwrócił się na pięcie, lokując spojrzenie w sylwetce Noor i nieznacznie zmarszczył brwi. Zlustrował spojrzeniem jej ciało, zbliżając się do niej wolnym krokiem, wyprostowany w plecach, z dłońmi założonymi za plecami, analizując jej samopoczucie.
      — Kogoś pani podejrzewa? — Zatrzymał się naprzeciwko, w odległości dwóch kroków. To, że dostała adrenalinę i sytuacja była względnie opanowana, to jedno. Wytropienie potencjalnego podejrzanego, to drugie i tego wcale nie zamierzał odpuszczać.

      Jared Shamir 🌙💫

      Usuń
  13. [Witam! Iskierka zawsze się przyda, czemu nie! Mówiłam już przyjaciółce, że masz prześlicznie rozwinięty kunszt i w naprawdę poetycki sposób potrafisz ująć przeróżne cechy! Smołce też udało się zrobić dla Twojej postaci wspaniale dopasowany kod (mi niestety jeszcze brakuje takich umiejętności ;^;). Z wielką chęcią dopiero poznamy się z Noor albo i już się znaliśmy z poprzednich lat, bo przecież nie ma sensu wykluczać, iż mogli się wcześniej spotkać, chociażby przelotnie! Gdyby Ci nie przeszkadzało, z chęcią wciągnęłabym Twoją pannę do kręgu moich bohaterów poprzez zasypywanie Cię ich perspektywami w scenach grupowych lub też solo osobno, czy też nawet łącząc obie te opcje w niecodzienny wątek. Moja trójka jest ze sobą bardzo bliska, o czym też zamierzam wspominać w postach fabularnych!]

    Leo&Ed&Del

    OdpowiedzUsuń
  14. [No hejka! I wzajemnie, chociaż przyznam szczerze, że nie wiem co tutaj robię... 🫣 OMG, czyżby Ares miał mieć stalkerkę? Hah, żartuję oczywiście, ale nie ukrywam, że to byłoby całkiem ciekawe połączenie. Noor ma tak piękne zdjęcie w karcie, że nie idzie oderwać wzroku. Próbuję, ale ciągle wracam do tych błyszczących zielonych oczu i już wiem, że one będą przekleństwem Aresa. 😶‍🌫️
    Ślicznie dziękuję za powitanie i takie miłe słowa. Właśnie tak planowałam, aby chociaż z gram tajemniczości tu zagościł i (chyba) mi się udało. 😇
    Gdyby jednak chciała go stalkować to uderzaj śmiało. 👀]

    Ares Tessier

    OdpowiedzUsuń
  15. Może uważała, że nie ma nic do ukrycia, ale w rzeczywistości ukrywała wiele, tak jak większa część osób w tej akademii, która gromadzi członków enigmatycznej elity, jednak to, co naprawdę wychodzi ze strony Noor bezpośrednio i nieskrywanie, to emocje w jej oczach. One zawsze są autentyczne, zawsze są bezdenne, wciągające jak wir i zasysające w głąb siebie. One i właśnie to, że istnieją, sprawia, że on czasami patrzy w nie zbyt długo, rejestrując wszystkie interesujące go smaczki i przeciągając kontakt wzrokowy do absolutnego maksimum. To prawda, że te reakcje fizjologiczne i psychologiczne, które są integralną częścią życia, go fascynują, że emocje go pociągają, mimo że on sam – a może właśnie dlatego – wyróżnia się chłodem i brakiem ekspresji. Zobaczyć czasami coś szczerego w twarzach ludzi, którzy nieustannie noszą maski i ukrywają pod nimi swoje oblicza, to taki prezent od życia, a jeśli jemu zdarzało się go otrzymać, to właśnie w oczach Noor, bo z nich zawsze płynie szczerość, nawet, jeśli w danym momencie ona nie jest szczera sama ze sobą. Musiał przyznać, że ta dziewczyna coś w sobie ma, i że jest to coś, czego na pewno nie ma on sam i co jest słabo dostrzegalne także w każdym innym, przeciętnym człowieku, którego mija się na ulicy w drodze po bułki. Mogłaby tylko częściej się uśmiechać i pozwalać tym oczom w kolorze rajskiej wiosny błyszczeć radością. Może kiedyś znajdzie powód, dla którego uśmiech nigdy nie zgaśnie.
    To, że traktuje ludzi jak pionki, to jedno z trafniejszych określeń, jakimi można podsumować jego podejście, ale to wcale nie jest równoznaczne z tym, że patrzy na wszystkich z góry. Na próżno oczekiwać od niego jakiś szczególnych względów, czy atencji, bo nie dzieli się swoimi zachwytami bardziej, niż to wskazane, ale jeżeli ktoś naprawdę zasłuży na słowa uznania to z pewnością je od niego usłyszy. Jego słownik wcale nie jest tylko zlepkiem neutralnych, czy pogardliwych wyrazów – znajdą się również te przyjemne, które wplecie w zdania, gdy nadarzy się odpowiednia okazja. Albo potrzeba. A potrzeba trafia się nawet częściej, niż okazja, bo operowanie słowem dla własnych korzyści to taka codzienność tych czasów, zwłaszcza w otoczeniu, w którym piękne słowa najskuteczniej łechcą przerośnięte ego.
    Nie był ukontentowany jej odpowiedzią, ale nie liczył na to, że zacznie dla niego śpiewać i zwierzać się z sekretów, które pociągną za sobą kilku innych pionków, bo nie byli wcale tak blisko, żeby dzielić się swoimi troskami. I prawdopodobnie nigdy tak blisko nie będą, choć trzeba przyznać, że Noor czuła się przy nim już znacznie swobodniej. Dwa lata temu nie dałaby do siebie podejść, tymczasem sama go do siebie zapraszała, znajdując w jego towarzystwie na tyle dużo ufności, by swobodnie usiąść na biurku i porzucić gotowość do ucieczki. Zależało mu na tym, żeby w jakimś stopniu znalazła się przy nim pod otuliną bezpieczeństwa, bo tylko w ten sposób mógł wykonywać swoje zadanie, którego ona była targetem. Zresztą, rzeczywiście miał ją chronić, więc samo to wymagało zbudowania dla niej ostoi, do której będzie chciała wracać z zamkniętymi oczami. Nie mogła się go bać, bo wtedy jego zadanie nie wypali, ale nie mogła też wierzyć, że jest aniołem, bo to ostatni byt, którego znaczenie kiedykolwiek można by mu przypisać.
    — Boi się pani trudnych pytań? — Zauważył bezceremonialnie i dał te dwa kroki, wyraźnie skracając wolną przestrzeń między nimi. — Szkoda. Miałem ochotę zagrać z panią w otwarte karty.
    Spojrzał na jej wyciągnięte ręce i chwycił za jej nadgarstki, po czym przycisnął jej dłonie do blatu biurka obok jej ud. Pochylił się do niej, mocno trzymając swoje dłonie na jej i zaglądając bezczelnie w jej oczy, których zieleń wydawała się jeszcze głębsza w otoczeniu złotej maski, okalającej twarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego miał robić coś dla niej, skoro ona nie zrobiła czegoś dla niego? Oczekiwał prostej odpowiedzi na pytanie, którego w prostszy sposób zadać nie mógł. Jeżeli chciała grać w grę, to jest taka możliwość, ale będzie to gra na jego zasadach – jak zawsze.
      — A uważa pani, że mnie skrzywdziła? — zapytał, zastanawiając się, co w ogóle mogła mieć na myśli, mówiąc o krzywdzeniu go. — Może jednak powinna pani zapytać o to samą siebie? — Zasugerował zaraz, przesuwając dłoń po jej nadgarstku i podciągając znajdująca się na przegubie bransoletkę. — Czy skrzywdziła się pani, panno Dubois? — Cały czas patrząc jej w oczy, pogładził opuszkami palców nieznaczne zgrubienia w postaci blizn, które dekorowały jej nadgarstek. Wiedział, bo dlaczego miałby nie wiedzieć po dwóch latach nieustannego obserwowania jej i przebywania w jej otoczeniu, ale nie znał powodu. Jeszcze.

      Jared Shamir 💣✨

      Usuń
  16. Gdy w jej sercu rozpalały się iskierki głęboko sięgających doznań, jego wciąż było jak kamień, o który wszystko rozbija się bez reszty, dlatego nie zabolałoby go, gdyby Noor zamieniła się w bryłę lodu i poskąpiła mu ciepła, bo jego celem nie było zaskarbienie sobie jej szczególnej sympatii, czy stworzenie miedzy nimi zażyłości. Nie potrzebował ciepła, żeby robić z nią, co swoje, bo jego brak akurat w niczym tutaj nie przeszkadza, zwłaszcza komuś, kto od najmłodszych lat nieustannie obraca się w zimnym, surowym towarzystwie i to w większości właśnie na nim się ukształtował. Mogła się dystansować, mogła zamykać się na wszystkie możliwe spusty, ale to niczego nie zmieni, bo nie trafiła na człowieka, który da się zniechęcić takimi przeszkodami, tylko na kogoś, kto do ostatniej możliwości szukałby sposobu, żeby zmęczyć ją jej własnymi zagrywkami i w którymś momencie ją złamać. Miałaby go serdecznie dość do takiego stopnia, że sama oddałaby mu to, czego chce, byleby przestał być dręczącą zmorą i wreszcie zniknął z jej otoczenia. Oczywiście, o niebo łatwiej było wywiązywać się ze swoich zadań, mając po swojej stronie jej zaufanie i przychylność, więc nie zamierzał narażać się na utratę czegoś tak cennego, jednak w tej konfiguracji, kiedy ona jest uczennicą, a on wykładowcą i obowiązują ich pewne zasady, nie musi o to dbać. Ale na pewno działa to w dwie strony, bo szacunek jest obopólny i on rzeczywiście go ma, a jeśli w pewnych sytuacjach zdarzało mu się docierać do granicy dobrego smaku, nigdy nie zrobił niczego, czym mógł ją upokorzyć. Stał na straży jej bezpieczeństwa, a w wielu przypadkach też na straży jej dobrego imienia, choć nie nad wszystkim mógł panować tak bezwzględnie i nie nad wszystkim chciał w ten sposób panować, bo są zdarzenia, z których Noor sama musi wyjść obronną ręką, ale mieszać jej z błotem też nie pozwoli. I to już wcale nie dlatego, że był uwiązany jakimś zleceniem, co bardziej z przekonania, że na to nie zasługuje. Jeżeli istnieje więc coś, co robi w jej przypadku z własnej nieprzymuszonej woli, to karanie z przyjemnością każdego, komu przyjdzie do głowy ją znieważyć.
    W tej chwili niejeden przeciętny mężczyzna uległby jej prowokacjom, dając się porwać atmosferze intymności, która budowała się na równi z napięciem. Niejeden mężczyzna zapomniałby teraz o bożym świecie i uległ bliskości ślicznej dziewczyny, mając ją podaną na tacy na szerokim biurku, bo takie momenty to przecież kadry żywcem wyjęte ze sprośnych filmów i grzechem byłoby nie skorzystać... ale Jared nie jest ani przeciętny, ani nie jest jednym z wielu. Analizował jej ruchy kawałek po kawałku, doskonale wiedząc, do czego będzie dążyć, gdy znajdą się w takim położeniu – nie bez powodu pozbawił ją możliwości używania rąk, bo te już dawno wędrowałaby zachęcająco po jego ramionach i karku, a odważniejszej wersji pod materiałem jego swetra. Pozwalał jej na to, by przeciągała granicę, by była blisko, muskała jego skórę i chłonęła unikatowy zapach orientalnych aromatów, przełamanych ciepłem zapachów drzewnych, które kusiły na jego ciele, bo ona tego potrzebowała. Ale on również tego potrzebował, tylko w zgoła innym sensie – on potrzebował tego do realizacji celów i założeń. Jej bliskość była kusząca, szczególnie z myślą, że w tym cielesnym położeniu obnażyłby ją ze wszystkich najskrytszych pragnień i fantazji, dając jej rozkosz nieporównywalną do tych, które doświadczyła z chłopcami w swoim wieku, o ile w ogóle doświadczyła, ale zasada jest taka, że im mniej tego typu bodźców, tym lepiej dla sprawy. A dla niego sprawa zawsze będzie istotniejsza, niż cokolwiek poza nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie bardziej, niż to, co wbija pani sama sobie — zapewnił, szepcząc przy jej skroni, tuż pod materiałem maski, która stale zdobiła jej twarz. Przesunął kciukami po skórze jej nadgarstków, zdając sobie sprawę, że wystarczyłby jeden ruch, żeby wylądowała przed nim na plecach, a po chwili lekko uniósł kącik swych ust, bo jej odpowiedź była dość wymowna. — Nie dzisiaj — powtórzył z wolna, biorąc nieco głębszy wdech. — Bo dzisiaj próbował skrzywdzić panią ktoś inny... — ciągnął temat, szepcząc i stopniowo nachylając się mocniej, żeby musnąć dolną wargą płatek jej ucha. — Uczeń, na którego jest pani skazana — powiedział, krojąc powietrze słowami bez cienia skruchy, powoli, ale wyraźnie. — Czy to jego pani podejrzewa? — Zapytał, odsuwając się na tyle, żeby obrzucić spojrzeniem jej twarz, a ostatecznie zatrzymać je w jej oczach. Zgodziła się grać, więc kontynuował, choć nie potrzebował żadnego przyzwolenia. Grunt, że Noor do tej gry zobowiązała teraz samą siebie.

      Jared Shamir 🔪😈

      Usuń
  17. Przede wszystkim, nie znalazł się tutaj dla niej, bo w tym miejscu miał zupełnie inne zadanie, a to, że zajmował się stróżowaniem, było czymś, co robił przy okazji, bo dopisywała temu taka możliwość. Nikt o zdrowych zmysłach nie przysłaby go tutaj po to, żeby siedział na tyłku i pilnował młodej dziewczyny, bo to byłaby jawna profanacja ponadprzeciętnych zdolności, które do tej pory wykorzystywano we wszystkich kluczowych dla państwa operacjach. Najpierw był skutecznym zabójcą na zlecenie, który wykonywał swoją robotę z gracją godną prawdziwego artysty, bo jedyne, co po sobie zostawiał, to martwe ciało, na którym nie dało się doszukać żadnych niedbałych śladów działania, a był w tym doskonały, bo nie obchodziło go, kto był celem – czy winny, niewinny, czy młody lub stary, czy gruba ryba czy jakiś pionek na niższym szczeblu, bo jeśli jego zadaniem było zabić, to płynnie wcielał się w rolę kata i wykonywał wyrok na każdym bez wyjątku. A potem przyjął funkcję oficera operacyjnego, stając się precyzyjnym specjalistą od czarnego wywiadu, działając pod wieloma przykrywkami i rozsyłając agentów tam, gdzie akurat uważał, że są potrzebni. W tej chwili był wykładowcą, i to już od dobrych dwóch lat, bo tyle trwa jego aktualna misja, ale za kilka kolejnych lat może będzie ambasadorem, a może finansistą patrzącym na ręce największym bankierom tego świata. Inwigilacja jest jego domeną – trudzi się tym od ponad dekady, a sprzyja mu fakt, że nie bierze żadnych jeńców i jest w tym bezczelnie wręcz bezwzględny. Nie zawaha się przed wykorzystaniem dobrego serca, jeśli będzie to jedyna droga i nie spokornieje, nawet jeśli ostatnią rzeczą, która po sobie pozostawi, będzie żal. Nie istnieje na tym świecie nic, do czego jest przywiązany, a ponieważ może spakować całe swoje życie do podręcznej walizki, to równocześnie nie ma nic do stracenia. A jeśli człowiek nie ma nic do stracenia, to nie odczuwa strachu ani skruchy i zdolny jest do wszystkiego. On rzeczywiście jest.
    Nie była w stanie namieszać mu w głowie odbijaniem piłeczki i próbami zasiania w nim niepewności, bo zbyt dobrze zdawał sobie sprawę z jej zagrywek. W dodatku wiedział o niej więcej, niż sama prawdopodobnie zakłada, mając świadomość momentów, w których próbowała za wszelką cenę coś ukryć lub zatuszować. Akurat w tym przypadku jej odpowiedź nie miała najmniejszego znaczenia, bo on dobrze już wiedział, na kim w jej otoczeniu ma się skupiać i kto jej może zagrażać, ale drążył temat, żeby ją sprawdzić – trochę dla hecy, a trochę też z ciekawości, chcąc wybadać, jak się zachowuje w sytuacjach, w których ktoś usilnie próbuje wyciągnąć z niej sprawy, o których ona usilnie nie chce mówić. To dawało mu do zrozumienia, na co musi rzucić głębsze spojrzenie, ale spokojnie – kropla drąży skałę, a oni z pewnością dojdą do chwili, w której Noor powie mu wreszcie to, co chce usłyszeć, i może będzie to chwila o takim nastroju, że ona zrobi to zupełnie spontanicznie.
    Odsunął się na długość wyprostowanych ramion i spojrzał na nią, a w kącikach jego ust pojawił się nonszalancki uśmieszek, bo Noor szczerze go teraz rozbawiła. To, że snuła takie insynuacje, zakładając, że go w nie wciągnie, to było z jednej strony zabawne, a z drugiej śmieszne. Nie była w stanie go w to wciągnąć, to po pierwsze, a po drugie: przecież jego nie miało być na tym balu, więc po co ktoś miałby zastawiać pułapkę na niego w miejscu, w którym prawdopodobnie go nie spotka, w dodatku licząc na to, że zamoczy usta w jakimś nędznym ponczu? Chyba tylko ktoś, o wyjątkowo bujnej wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli ktoś spostrzegł, że pojawia się przy Noor w tych sytuacjach, w których chodzi o jej bezpieczeństwo, to chyba nie myślał, że wykładowca od psychologii społecznej ma mózg wielkości fistaszka i bez pomyślenia połasi się na balowe łakocie, dając się nadziać na dorzucony do nich syf. Równie dobrze to ona sama mogła zastawić na niego pułapkę, ale chyba nie wierzyła, że nabierze go na tak oklepane schematy?
      — Proszę się nie oszukiwać, panno Dubois — zaczął, stale trzymając jej dłonie przyciśnięte do blatu i zdając sobie sprawę, że siedziała przed nim naprawdę grzecznie, bo nawet nie próbowała się wyszarpywać. Możliwe, że odpowiadała jej ta pozycja, ale jemu również – inaczej nigdy by się w niej nie znaleźli. — Oboje wiemy, że jest to uczeń i oboje wiemy, że jeżeli ktoś musi stąpać ostrożnie, to wyłącznie pani — zauważył otwarcie, intensywnie patrząc w jej oczy, jakby przestrzegał ją nie tylko przed tymi, o których ona ma pojęcie. A jeśli chciała mu zasugerować, że sam powinien uważać, to nie zadziałało – nie wystraszył się.
      Poderwał jej rękę do góry i prostując się w plecach, spojrzał na blizny, które czuł pod palcami, a potem wypuścił ją z uścisku i odsunął się od biurka, zwracając Noor komplet ruchów i wolność. Był ciekawy, jak grube było ostrze, które wbiła sobie kiedyś w nadgarstek.
      — Adrenaliny nie należy łączyć z alkoholem, więc jeżeli zamierza wrócić pani na bal, to proszę zaopatrzyć się w soczek, byle nie jabłkowy i tym razem nieotwarty — zaznaczył, chociaż to wydawało się oczywiste. Noc jest jeszcze młoda i wcale nie musi kończyć się na tym jednym, niefajnym epizodzie.

      Jared Shamir 🎭🌟

      Usuń
  18. [Hej, dobry wieczór,

    Serdecznie dziękuję za miłe słowa pozostawione pod kartą Abdiego. Tak po prawdzie w tym konkretnym przypadku nawet ja nie wiem jeszcze dokładnie co chciałam osiągnąć. Ale czyż nie takie zagrania va banque okazują się niejednokrotnie z czasem najciekawsze ?
    Tobie również życzę samych porywających wątków i masy weny.

    PS. Pozwoliłam sobie odezwać się do ciebie na maila. ]

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak się akurat składa, że wcale nie traktował jej jak wroga, bo tych traktuje znacznie gorzej, a gdyby tak przyjrzeć się tej kwestii i szczerze ją zweryfikować, to trzeba by przyznać, że większa część jego wrogów dawno już nie żyje. Jared nie otacza się ani wrogami, ani przyjaciółmi – nie dopuszcza do siebie nikogo, bo charakter jego pracy dokładnie reguluje zasady jego życia towarzyskiego, a mówiąc dosadniej po prostu je wyklucza, więc ze świecą szukać tak skrajnych relacji w jego towarzystwie. To, że bywa szorstki i bezwzględny wynika z jego osobowości, i to dotyczy każdego, kto ma z nim jakąkolwiek styczność, ale to prawda, że Noor stanowi wyjątek, choć wcale nie w kontekście traktowania jej z pogardą. Ona wykroczyła już poza pewne normy i wylądowała w nieco innym, niż reszta, położeniu, dając sobie dostęp do tej jego mniej oczywistej wersji, natomiast on nie próbował jej wypchnąć, bo nie dość, że taka sytuacja mu nie zagraża, to na dodatek czerpie z tego osobistą przyjemność. Burzył jej spokój, bo lubił badać jej granice; prowokował ją, bo z ciekawością analizował jej reakcje, kierując swoją uwagę na jej uczucia. Miał świadomość, że wiele ich w niej wzbudza, ale nie do końca był w stanie rzetelnie określić każde z nich, bo nie wszystko da się rozgryźć za sprawą obserwacji. Pewne rzeczy, szczelnie zamknięte w cudzej głowie, można jedynie usłyszeć, dlatego dążył czasami do tego, żeby Noor zdradzała się na głos z tego, co czuje, nawet, jeśli nie bezpośrednio, i nawet jeśli w danym momencie odczuwała jedynie potrzebę zamordowania go. Ale z racji tego, że lubił czytać z niej emocje, to równocześnie lubił ją w nie wprawiać, trzeba jednak przyznać, że one nie zawsze są takie oczywiste, jasne i klarowne, by mieć co do nich stu procentową pewność. Ona też nie jest wcale łatwym człowiekiem. Jest mieszanką różnych cech i kilku sprzeczności, co wplata w jej usposobienie element nieprzewidywalności, z którego akurat on dobrze zdawał sobie sprawę, bo niejeden raz już go doświadczył. Wiedział też, że stać ją na naprawdę wiele, gdy chodzi o dopięcie swego lub zrealizowanie jakiejś wizji, i że Noor zawsze na swój sposób spróbuje sięgnąć po to, czego chce, mniej lub bardziej dyskretnie, nawet jeśli tylko, żeby sprawdzić czy było warto. To, że bawili się w kotka i myszkę,to nie jest przecież przypadek. Oboje tego chcą. Oboje chcą zbliżać się do granic i bezwstydnie na nich tańczyć.
    Nie odpowiedział na jej pytanie, głównie dlatego, że brzmiało ono dwuznacznie, a to z kolei oznacza, że odpowiedź nie byłaby wcale prosta i krótka. Noor natomiast kierowała się już do wyjścia – i słusznie, bo nie powinna przesiadywać w tym miejscu dłużej, niż jest to wskazane, z wielu różnych powodów, dlatego poczekał, aż przekręci klucz w drzwiach i je otworzy, a potem pożegnał się krótkim dobranoc. Adrenalinę łączy z dobrą zabawą, jeśli mowa o tej, którą organizm produkuje samoistnie. Jeśli chodzi o tą, która miał w walizeczce, to zależy od sytuacji, bo mógł ratować nią życie, ale też je niszczyć, aczkolwiek dla Noor zawsze przewidywane jest to pierwsze.
    Niewiele było takich momentów, kiedy rzeczywiście mógł pozwolić sobie na odrobinę relaksu, bo może nie prowadził wykładów co godzinę, żeby w ogóle nie opuszczać auli, ale miał też inne zobowiązania, w tym bezpieczeństwo jednej ze swoich uczennic. Obserwował ją nienachalnie podczas zajęć, gdy tym razem faktycznie usiadła w miejscu, które nie dzieliło ich rzędami ławek, a później, po wykładach, dowiedział się w pokoju nauczycielskim, że Noor opuści szkołę na kilka godzin z powodu wizyty lekarskiej w mieście. Należał do tutejszej rady dyscyplinarnej, więc dostęp do takich informacji miał na porządku dziennym, z czego oczywiście korzystał i czemu w przypadku Noor nie zamierzał pozostać bierny. Upewnił się, że opuściła szkołę i rzeczywiście udała się do kliniki, a potem, nie mając już nic konkretnego do zrobienia, udał się do baru w centralnej części Saint-Vincent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podmuchy górskiego wiatru targały co jakiś czas połami jego czarnego, wełnianego płaszcza, gdy szedł spokojnym krokiem, mijając ludzi, których kontrolował oszczędnymi, ale uważnymi spojrzeniami. Latarnie rzucały mnóstwo ciepłego światła na brukowany deptak, na którym jeszcze miesiąc temu kładł się gęsty śnieg, a wąskie uliczki chowały się w cieniu wysokich kamienic. Urokliwe miejsce, z czymś na kształt rynku, przyciągało ludzi, a zwłaszcza turystów, co dało się dostrzec po pękających w szwach lokalach, w których dźwięczały kufle z piwem, kolejkami stawiane na bar. Jest środek tygodnia, więc to zaskakujące, że nocą wszystko tutaj żyje niemalże tak, jak podczas weekendów, ale pobliskie stoki narciarskie zawsze gwarantowały włodarzom tego miasteczka wysokie obroty.
      Wraz z grupką osób zatrzymał się przy przejściu dla pieszych, czekając aż kilka samochodów przejedzie brukowaną uliczką, i rozejrzał się nieznacznie, a wtedy jego spojrzenie zahaczyło o sylwetkę, którą rozpoznałby wszędzie, nawet w pełnym kamuflażu. Noor jest jedyna w swoim rodzaju, a on przez dwa lata dobrze jej się nauczył, więc nie miała szans ukryć się przed nim nawet w tłumie ludzi. Oczywiście, nie dał po sobie niczego poznać, wiedząc, że ona nie znalazła się tu przypadkiem, tylko ruszył przed siebie, zmieniając całkowicie cel swojej podróży. Przeszedł na chodnik, krocząc tym samym tempem bezpośrednio pod kamienicami, a potem skręcił w przecznicę i zniknął za rogiem. Tam się zatrzymał, będąc przekonanym, że lada moment w jego ramiona wpadnie to, co nigdy nie powinno zbliżać się do niego na mniej, niż metr, i tak rzeczywiście się stało. Kilkanaście sekund później jego dłonie spoczywały już na przedramionach Noor, tuż po tym, gdy ona wpadła na niego, nie spodziewając się, że ktokolwiek będzie stał za rogiem. Pasma jej włosów zatańczyły przy lekkim uderzeniu, a jego palce zacisnęły się mocniej, chroniąc ją przed ewentualnym upadkiem.
      — Zgubiła się pani, panno Dubois? — zapytał, unosząc brew i patrząc jej prosto w oczy. Nie był zły, co bardziej nieodgadniony, może trochę rozbawiony, ale tylko trochę, bo bardziej zastanawiało go, co tak właściwie przyszło jej do głowy, żeby za nim podążać. Już pomijając cholernie istotny fakt, że o tej godzinie była tu nielegalnie, a konsekwencjami takich nielegalnych ucieczek zajmuje się między innym on.

      Jared Shamir 🌖💖

      Usuń
  20. Przyjaźń z Noor była niczym posiadanie kota. Nic bardziej nie cieszyło niż jej miękkie ciepło, które sama darowała, ale Kornélia wiedziała, kiedy potrzebowała swojej własnej przestrzeni i towarzystwa samotnych myśli. Zawsze puszczała ją wolno w obawie, że poczuje się przytłoczona i cierpliwie czekała, aż wróci, gotowa ponownie się przed nią otworzyć.
    Sama Kornélia natomiast była jak pies obronny. Lojalna do bólu i nieufna, gotowa rzucić się na wyciągniętą do niej rękę i stanąć obronie tej swojej jedynej osoby, choćby miała sama przelać krew. Ale w tych rzadkich momentach, kiedy czuła się kompletnie bezpiecznie, pozwalała sobie zarówno na okazanie, jak i przyjęcie czułości.
    W jej oczach Noor była łagodna, ale nigdy nie powiedziałaby, że zbyt. To nie była jej wada. Była łagodna w taki sposób, którego Kornélia momentami jej zazdrościła. I tak już tkwiły w tym paradoksie wzajemnego pożądania swoich cech, które to właśnie sprawiały, że były do siebie tak dopasowane. Tkwiły w niespodziewanej harmonii sprzeczności.

    Gdy Noor splotła z nią palce, ćmy w jej brzuchu zatrzepotały niebezpiecznie skrzydełkami, łaskocząc ją od środka. Tak, Kornélia nazywała to uczucie ćmami, ponieważ żaden motyl by w tej dziewczynie nie przeżył, mówmy sobie szczerze. Tym bardziej miało to sens, że aktywne były z reguły nocą. A jej współlokatorka była dla nich małym światełkiem, które doprowadzało je do absolutnego szału w zaciszu i przytulnego mroku pod numerem 106. Nie możesz tak robić, błagała ją w duchu, ale bez protestu łapała jej rękę niczym tonący chwytający się tratwy. Nie możesz tak mówić, myślała, słuchając jej żartów i tłumionego śmiechu. Kornélia zastanawiała się czasami, czy jej przyjaciółka śmiałaby się w ten sam sposób, gdyby dowiedziała się, co tak naprawdę chodziło po jej głowie w tych momentach. Nie czułaby się wtedy źle... przynajmniej nie gorzej, niż gdyby z zakłopotaniem wycofała się od niej, przytłoczona intensywnością Kornélii, której nie potrafiła stonować.
    — Tak, mamy randkę — powtórzyła cicho. — Mam tylko nadzieję, że na kolację będzie coś więcej niż marchewki — dodała, aby poczuć się normalniej.

    Z głową na poduszce wsłuchiwała się jej słowom, czytając je prosto z jej ust, gdy jej palce lekko gładziły kostki jej dłoni.
    — Nie wróżę ci dobrej oceny z psychologii, jeśli nie rozumiesz ludzi. Chyba cały w tym sens — powiedziała z zaczepnym uśmiechem.
    Może lepiej, że nie rozumiesz, pomyślała niemal samolubnie. Czy byłaby w stosunku do niej równie ufna, gdyby rozumiała to, w jaki sposób na nią działała? Czasami nachodziły ją te intruzywne myśli, kiedy miała ochotę ukryć Noor przed światem i zatrzymać ją dla siebie w słodkiej niewiedzy.
    — Uuu... niegrzeczna. Kłamanie, żeby wymknąć się do miasta? Skandaliczne — skomentowała, przybierając konspiracyjny ton. Na ustach miała ten sam zaczepny uśmiech i starała się, aby naturalnie wyglądało to, jak szybko go zrzuciła, kiedy dotarła do niej waga wyznania przyjaciółki. Jeśli nie miała wystarczająco dobrego powodu, aby opuścić mury akademii, co było tym sekretem, dla którego musiała się wymykać? I co najważniejsze: z kim? — Skoro nie masz prawdziwej wymówki, to co takiego chcesz tam robić? — zapytała, próbując utrzymać neutralność w jej głosie i ukryć podejrzenia. — Mogę z tobą pójść. Jako wsparcie emocjonalne — zaproponowała, czując, że Noor znowu wymyka jej się spomiędzy palców.
    Miała już to trujące uczucie w brzuchu, które nie miało nic wspólnego z jej ćmami; wiedziała, że przyjaciółka delikatnie odmówi i odpowie jej w taki sposób, aby na nic nie odpowiedzieć, ale będzie na tyle słodka, że Kornélia jak zawsze spije z jej ust każde słowo, za którym ukryje prawdę.
    Z nią nie potrafiła być na tyle konsekwentna, na ile była z resztą świata. I być może była przez to naiwna, ale nie lubiła postrzegać tego jako swoją słabość. Ona wydobywała z niej swoistą delikatność. Noor nie była jej słabym punktem, a jej największym miękkim punktem. Dla niej była miękka w brzuchu i w kolanach, w sercu i w przekonaniach.

    Kornélia ☾⭒.˚

    OdpowiedzUsuń
  21. Zdawał sobie sprawę, że doprowadzał ją do różnych stanów, i że wzbudzał w niej różne uczucia, również te, których nie powinna lokować w nim nigdy, już nie tylko ze względu na to, że ona jest uczennicą a on wykładowcą, co z samego faktu, że ma do czynienia z facetem, który nigdy nie da jej tego samego. W jego życiu nie ma miejsca na sentymenty, ani na nierozerwalne więzi, bo jego życie polega na pojawianiu się i znikaniu w co rusz innej roli, nie zawsze tak chwalebnej, jak pozycja wykładowcy w prestiżowej uczelni, którą piastuje teraz. Lekką ręką zaczyna znajomości i równie lekko je kończy, nie dając nikomu klucza do własnego świata, a sememu wchodząc do czyjegoś tyko w takim zakresie, jaki uzna za potrzebny, żeby zrobić, co swoje. To prawda, że w większości nie liczy się z ludźmi ani trochę, że nie ma dla nich politowania, bo ich los wcale go nie obchodzi, ale... no, właśnie – ale są wyjątki i do takich wyjątków musiał zaliczyć Noor, która od dwóch lat jest częścią jego aktualnego życia tutaj, w murach tej akademii. Pozwolił jej zbliżyć się do siebie i prowadzić ze sobą różne, niejednoznaczne gierki, bo potrzebował jej zaufania, żeby móc wykonywać swoje zadanie, ale z drugiej strony – to wcale nie musiało zajść aż tak daleko. Nie musiał doprowadzać do sytuacji, w której granice służbowej relacji się zacierają, a już tym bardziej nie musiał ze stoickim spokojem pozwalać na to, by ona znajdowała się w obszarze jego przestrzeni osobistej w sposób, w jaki nie przystoi to żadnej uczennicy. Chciał tego i dlatego do tego doprowadzał, chociaż to chcenie nie było podyktowane niczym konkretnym. Lubił zbliżać się do granic, bo dopiero na ich krańcu da się dostrzec to, co nie jest zauważalne w normalnym trybie, opartym na sztampowej pogawędce o niczym, a Noor ma sporo do zaoferowania, gdy ląduje przy swoich granicach. Przepadał za tym, jak namacalne potrafią być emocje, które jej towarzyszą, że w jej oczach odbija się dużo z tego, co dzieje się w jej sercu, a ona sama jest zdolna przekazać dużą część siebie za pomocą ciała. Oczywiście, miał świadomość, że w pewnym momencie mogą przegiąć, że to może wymknąć się spod kontroli, a oni wraz z kolejną grą dobrną do czegoś, co całkowicie zburzy granice, których jeszcze się trzymają, ale nie bał się tego z prostego powodu – zostawi to w tyle za sobą, dokładnie tak jak wszystko inne, co kiedyś przy nim było, a co porzucił bez cienia skruchy. To, że do tej pory nie doszło do czegoś takiego między nimi, to tylko z tego względu, że Jared miał za zadanie ją chronić, w tym także przed samym sobą. Starał się trzymać tych postulatów, bo miał świadomość, że Noor niczego nie zostawi w tyle, co wciąż nie zmienia faktu, że czasami sam miewa ochotę udowodnić jej, że nie jest mu wcale taka obojętna.
    — Nie wygląda pani i w tym jest rzecz — powiedział, cofając swoje ręce. — Bo powinna pani, biorąc po uwagę godzinę i to, że jakimś dziwnym trafem podąża pani moimi śladami — zauważył, posyłając jej znaczące spojrzenie, bo dobrze wiedział, że szła za nim i nie zamierzał owijać w bawełnę. Sama się zresztą przyznała, pytając zaraz o wolne popołudnie, jakby miała już zaplanowane, żeby dowiedzieć się, czy ono faktycznie takie jest. W normalnym przypadku, gdyby był to ktoś inny, z przyjemnością wyciągnąłby konsekwencje i doprowadził tę osobę do porządku dość radykalnymi metodami, ale ze swoim wyjątkiem zwykł postępować trochę inaczej, i chyba Noor sama trochę z tego faktu korzystała. Inaczej nigdy nie zapytałaby go z taką swobodą, czy ma wolne popołudnie – zwyczajnie wiedziała, że nic jej za to nie grozi.
    Rozchylił już nawet wargi i nabrał powietrza, żeby odpowiedzieć, ale zanim cokolwiek opuściło jego usta, poczuł dłonie Noor zaciskające się na materiale jego płaszcza i zaraz za nim zdecydowanie szarpnięcie w przód.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odruchowo położył rękę na ścianie, o którą Noor uderzyła plecami, a palce drugiej zacisnął na jej nadgarstku. Jego spojrzenie przybrało gniewny wyraz, ale gdy Noor uciekła przejętym wzrokiem w bok, w stronę uliczki, zrozumiał, że pojawił się tam ktoś, kogo obecność mogła im zaszkodzić. Stanął więc szerzej, choć nie rozluźnił mięśni, ale kiedy przyciągnęła go jeszcze bardziej, nie oponował. Co prawda, pomyślał, że będzie chciała ukryć twarz w jego szyi, więc dreszcz zaskoczenia przebiegł po jego plecach, gdy poczuł na ustach jej miękkie wargi o truskawkowym posmaku, którymi przywarła do niego bardziej, niż było to wskazane. Zaprosił ją jednak do pieszczot, rozchylając usta i muskając językiem jej dolną wargę, a gdzieś w międzyczasie wsuwając palce w jej włosy z tyłu głowy, żeby pogłębić pocałunek i wyciągnąć z tej chwili tak dużo, jak tylko się da, tym bardziej, że ona może się nie powtórzyć. Nawet ujął jej twarz w obie dłonie i naparł sobą na jej ciało, scałowując z jej ust ciche westchnięcia, które działały na niego bardzo, za bardzo, ale ta przyjemność okazała się jedną z tych, której nie potrafił sobie odmówić.
      Odsunął ją wreszcie na taką odległość, żeby móc spojrzeć jej w oczy, ale nie zabrał rąk.
      — Co powinienem z panią zrobić, panno Dubois? — Zapytał szeptem tuż przy jej ustach, wbijając w jej oczy swoje spojrzenie, z jednej strony trochę pożądliwe, z drugiej nieco drapieżne, podkreślone przez pociemniały błękit tęczówek, które teraz przypominały barwą tajemniczy kianit. Nie znalazła się tu z przypadku, naraziła ich na problemy, ale z drugiej strony im zapobiegła. Czy zasługiwała na karę?

      Jared Shamir 👄🔥

      Usuń
  22. Nie przypisywał jej lisich cech, bo podążała za nim i był to niezaprzeczalny fakt włącznie z tym, że chciała pozostać przy tym niezauważona. Jeśli miałaby zgoła inne zamiary, nie szłaby za nim, tylko obok niego, bo jeżeli była tylko ciekawa, to mogła zawołać go od razu, gdy tylko dostrzegła go na ulicy, a potem po prostu zapytać dokąd niosą go nogi, a z jakiegoś dziwnego powodu wolała iść i trzymać się na odpowiedni dystans, który dawał jej prowizoryczną dyskrecję. I gdyby nie to, że on zatrzymał się za rogiem, a w efekcie ona zatrzymała się na nim, z tą dyskrecją śledziłaby go dalej, aż dotarliby do jakiegoś celu, a ona mogłaby odnotować sobie jakąś nową informację na jego temat. I mogła oszukiwać samą siebie, że sytuacja wygląda inaczej, że to nie ma ze śledzeniem nic wspólnego, ale on doskonale wyczuł jej zamiary w momencie, w którym ją dostrzegł. Poza tym – znał ją, to fakt, a w związku z tym wiedział, że intrygował ją i ciekawił, ale nie wystarczyłoby jej odwagi, żeby zapytać go o pewne rzeczy wprost, w obawie, że zderzy się z twardą, lodowatą ścianą. Wybrała pozornie bezpieczniejszą opcję, licząc na to, że może uda się dowiedzieć czegoś po cichu, choćby dotyczyło to sposobu spędzania przez niego wolnego popołudnia, tyle że pan J. ma oczy dookoła głowy i niespodziewanie ją nimi przyuważył. A potem złapał. W zasadzie to, że lubił, gdy znajdowała się w jego ramionach, to akurat prawda, ale jeszcze prawdziwsze jest to, ona lubiła te momenty bardziej. Inaczej powstrzymałaby się przed całowaniem go, bo przecież wcale nie musiało do tego dojść. To, że się pocałowali, nie sprawiło, że znaleźli się pod peleryną niewidką i stali totalnie niezauważeni dla przechodniów. Przytulając się, osiągnęliby to samo, a przy tym nie przekroczyliby dopuszczalnych granic, które w tej chwili zatarły się mocniej, niż zwykle. W tej chwili Noor igrała z ogniem – i to dość odważnie.
    Co prawda, on nie określiłby tego momentu słabością względem uczennicy, co bardziej wykorzystaniem okazji, która sama do niego przyszła, choć już dawno powinna być z powrotem na terenie akademii. Noor mogła się wahać, mogła chcieć uciekać, ale Jared nie dbał o to. Znajdowała się w tej chwili w jego ramionach, doprowadziła do momentu, który wyrzucił ich nieoczywistą relację do jeszcze bardziej pokręconego poziomu, a on nie zamierzał ot tak zrezygnować z okoliczności, które dobrowolnie zechciała mu dać. Jeśli już odważyła się na taki krok, byłoby dobrze, gdyby dokończyła to, co zaczęła, a to nie udałoby się, gdyby on stawiał opór, aczkolwiek on nie jest człowiekiem, który odmawia sobie takich przyjemności, szczególnie, jeśli są one powiązane z kimś, kto potrafi wzbudzić w nim chęć. Jakkolwiek niepoprawne było przeciągnie tej chwili – wszedł w to, bo jego edukacyjna porządność jest bliska zeru i dobrze, że Noor zaczynała zdawać sobie z tego sprawę. Dobrze też, że chwytała go z taką zachłannością, bo to sprawiało, że miał ochotę na więcej, a przy okazji poznawał te aspekty jej zainteresowania, które tak na co dzień Noor skrzętnie skrywa. Pragnęła go? Prawdopodobnie. Zamierzał się dowiedzieć jak bardzo i zrobi to, prędzej czy później.
    Zsunął dłonie na jej szyję i ramiona, a potem podążył nimi wzdłuż jej rąk, aż zacisnął palce na jej nadgarstkach i odciągnął od siebie jej dłonie. Przycisnął je do ściany po bokach jej głowy i wymierzył spojrzenie w jej oczy, nieznacznie unosząc kącik ust na jej odpowiedź. Dopuszczał do siebie bliskość na własnych zasadach, a Noor bez wątpienia wykorzystała już dzienny limit dotykania go.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie byłaby pani zadowolona, gdybym zrobił teraz to, co uważam za słuszne — zapewnił, szepcząc tuż przy jej policzku, którego skórę muskał wargami przy każdym wypowiadanym słowie. Słusznym byłoby wyciągnięcie konsekwencji z jej nielegalnego paradowania poza szkołą. To po pierwsze. A po drugie, słusznym byłoby ukaranie jej za śledzenie go, które ona nazywała zwykłym chodem, ale to zrobiłby na własnych warunkach, korzystnych przede wszystkim dla niego. — Dlatego zrobię to, co uważam za niesłuszne... — zaczął, składając pocałunek najpierw na jej policzku — ...ale przyjemniejsze — dodał zmysłowym tonem, po czym wpił się w jej usta, tym razem całując ją gwałtowniej i głębiej, jakby to miał być ten ostatni raz. Jakby to była jej kara. I nie przeszkadzały pierwsze krople deszczu, rozbijające się o brukowany chodnik, a przynajmniej na razie, gdy wydawały się błahe w porównaniu do pasji, z jaką Jared scałowywał z Noor oddechy, a równocześnie trzymał ją przy ścianie, mocniej zaciskając palce na jej nadgarstkach.

      Jared Shamir 💞✨

      Usuń
  23. Tego rzucania w ramiona on nie zrzuciłby akurat na karb losu, bo nic z tego, co działo się między nimi nie było przypadkowe. Był przy niej, bo takie miał zadanie, a wszystkie sytuacje, gdy bezwzględnie burzył jej akademicki spokój, wynikały przede wszystkim z kontraktu, który narzucał mu pewne zobowiązania. Musiał robić to, co do niego należało, niezależnie od chwili, niezależnie od towarzystwa, własnego nastroju, czy osobistych pobudek i od samego początku na tym polegał. Noor od samego początku była targetem, do którego musiał się zbliżyć, żeby móc wykonywać swoją robotę, a przy którym musiał równocześnie dbać o uczniowsko-nauczycielskie zasady i przede wszystkim o nich nie zapominać. Dlatego ciężko przewidzieć, jak wyglądałaby ich codzienność, gdyby nie to stróżowanie, które doprowadziło ich właśnie do momentu, w jakim znaleźli się dzisiaj. Czy mieliby tyle okazji do naginania granic? Czy w ogóle doprowadziliby do sytuacji, w której kiedykolwiek poruszyliby tymi granicami bardziej, niż to wskazane? Noor nie jest rasową uwodzicielką, żeby zachęcać go do czegoś niemoralnego, natomiast on nie jest człowiekiem, który zainteresowałby się uczennicą i umyślnie naraził się na ryzyko konsekwencji. Zaciągniecie młodej dziewczyny do łóżka byłoby banalnie proste, szczególnie w miejscu, w którym poziom egoizmu bije rekordy, a próżność łatwo połechtać schematycznymi zagrywkami, ale to byłoby totalnie bezmyślne, natomiast on nie jest idiotą, żeby połasić się na zgrabne ciało, a potem pluć sobie w brodę, bo w tej grze życie ma tylko jedno i szczytem głupoty byłoby stracenie go przez taki wybryk. Z Noor było jednak inaczej. Nie znali się prywatnie, a ona nie wiedziała o nim w zasadzie niczego, ale po dwóch latach spędzonych w akademii, pojawiła się między nimi ta specyficzna nić zaufania, która pozwalała im odsłaniać przy sobie trochę więcej. Oboje wiedzieli, że cokolwiek by się zadziało, mogą na sobie polegać, bo jedyne czego dla siebie chcą, to żeby było dobrze, a nie źle, dlatego on nie wpakowałby jej na żadną minę i ona go raczej też, a w ostateczności, gdyby chodziło o jej bezpieczeństwo, stanąłby za nią, nawet, jeśli musiałby łgać jak pies. Miała jego wsparcie, choć on się z tym wsparciem nie obnosi, ale była pod płaszczykiem specjalnego traktowania, które dyskretnie wplatał w swoje nauczycielskie obowiązki, trochę ułatwiając jej edukacje na swoich zajęciach. Chyba, że świadomie doprowadzała go do szału – wtedy nie ułatwiał jej niczego, a wręcz przeciwnie: wtedy utrudniał tyle, ile się da. Bywały przecież momenty, w których miała go po dziurki w nosie, jeśli zamieniał w proch jej plany, zwłaszcza, gdy chodziło o jakieś zaloty, czy umawianie się na kawki i herbatki z chłopakami, których on uważał za zbyt nieodpowiednich, mogących narazić ją na dodatkowe niebezpieczeństwo. A trzeba przyznać, że był w tym bezwzględny, tak, jak bezwzględna była klasyfikacja, którą kierował się w swojej ocenie potencjalnych adoratorów.
    Wiedział, że chciała mieć wolne dłonie, bo czuł to, zanim skutecznie ich nie zblokował. Sposób, w jaki go dotykała, mówił wszystko, a może nawet zbyt wiele, jak dla kogoś, kto potrafi nie łączyć tego typu zbliżeń z żadnymi szczególnymi uczuciami. Noor dotykała go tak, jakby go potrzebowała, a on doskonale rozumiał dlaczego, ale wolał, żeby tym razem jej zmysły skupiły się na innych odczuciach – na tym żarze, niedalekim do przeobrażenia się w ogień, który rozpalał się między nimi, gdy całowali się z pełnym zaangażowaniem pod ścianą wysokiej kamienicy. Chciała go dotykać, bo potrzebowała go mieć na wielu różnych płaszczyznach, i z tego też zdawał sobie sprawę, dlatego zblokował jej ruchy, a nic się nie stanie, jeśli zacznie dokuczać jej niecierpliwość z tego powodu. Może to nawet lepiej, może z czasem, jeśli nie powie mu jak bardzo go pragnie, z tej niecierpliwości po prostu mu to pokaże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im szybciej i mocniej krople deszczu rozbijały się o ich ciała, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie mogą dłużej tutaj stać, bo ulewa nie zostawi na nich suchej nitki. Z westchnięciem niezadowolenia odsunął się od jej ust i zlizał ze swej dolnej wargi jej słodki smak, zmieszany z górskim, zimnym deszczem. Obrzucił krótkim spojrzeniem jej mokre włosy i krople spływające po jej skórze, a potem wypuścił jedną z jej rąk, a za drugą sugestywnie pociągnął ja za sobą w kierunku, z którego oboje przyszli. Krople deszczu zaczęły przybierać na sile, a co niektóre nie były już tylko wodą, a kuleczkami gradu, który odbijał się od brukowanego chodnika.
      — Nie możemy tutaj zostać! — oznajmił głośniej, puszczając jej dłoń, gdy znaleźli się z powrotem na szerszej ulicy. Ludzie rozchodzili się w biegu, znikając w kamienicach, albo chowając się pod zadaszeniami, a samochody wyraźnie zwolniły, jakby to mogło uchronić je przed gradobciem.
      — Tamtędy! — wskazał i ruszył szybszym krokiem w kierunku rynku, który musieli przemierzyć, żeby skręcić w ulicę, prowadzącą do innej części górskiego miasteczka, gdzie kamienice ustępują już miejsca domkom i chatkom, a w oddali rysuje się widok na wysokie pasma górskie. W tym trochę-biegu zdjął z siebie płaszcz i dostosowując krok do tego, którym podążała Noor, rozłożył go nad ich głowami. Na pewno przemoknie, ale przynajmniej uchroni ich przed tymi kuleczkami, które bezlitośnie bombardowały ich z ciemnego, mrocznego nieba. Nie zapowiadali na dziś gradu, ale w górach wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, a o tej porze roku wskazanym jest brać pod uwagę każde zjawisko.
      Po kilkunastu minutach znów padał deszcz, a oni byli już w spokojnej okolicy, w której drewniane chatki w starym alpejskim stylu prześcigały się o ilość z tymi nowoczesnymi w typie barnhouse. Jared zatrzymał się przed nowoczesną chatą w kształcie trójkąta z przeszklonym przodem, opuścił płaszcz i wygrzebał z jego kieszeni klucz, a potem otworzył zamek i pchnął drzwi, zapraszając Noor do środka. Włączył światło, a przestrzenne wnętrze w drewnianym stylu rozjaśniło się ciepłymi tonami zawieszonych wysoko żyrandoli, choć mimo panującej już na zewnątrz nocy, mnóstwo ulicznego światła wpadało przez przeszkloną ścianę. Wystrój był surowy, a w zasadzie to wcale go nie było. Żadnych zdjęć, żadnych pamiątek, żadnych elementów, które mogłyby zdradzać o nim cokolwiek. Tylko książki z literaturą, którą się interesuje i płyty z muzyką, której słucha.
      Strzepnął płaszcz, zamknął za nimi drzwi i rozwiesił mokry materiał na dwóch wieszakach, a potem otaksował Noor spojrzeniem, sprawdzając w jakim stanie były jej ciuchy, a te, podobnie jak jego, były przemoczone.
      — Łazienka jest tam — oznajmił, wskazawszy palcem na jedyne drzwi, które znajdowały się na parterze. Antresola robiła za sypialnię; znajdowała się tam też nieduża garderoba i biurko, na którym leżał laptop i trochę szkolnych papierów. Na dole łazienka, kuchenny aneks i przestrzenny salon z kawałkiem przestrzeni zaadaptowanej na jadalnię. Doskonałe dla takiego minimalisty, jak on.

      Jared Shamir 🌨️☔😘

      Usuń
  24. [Uuu, henlo! Lubię motyw pretty privilege, bo on często idzie w parze z efektem aureoli. Czy możemy ich zaprzyjaźnić? Nie dość, że są w jednym tajnym klubie, mają pokój obok siebie, to uczęszczają na te debaty oksfordzkie, a mam wrażenie, że fajnie mogliby nam się zgrać na fabule. ;>
    To jest trafne spostrzeżenie — Lennart jest bardzo wytresowany i on rzadko wychodzi z roli, którą na poczet tego przyjmuje, więc może akurat Noor wybijały go z tych ram? Dla niego taką formą ucieczkową i posmakiem wolności jest ten dresaż ze współpracą z koniem i wrażeniem wiatru we włosach. A czy wie o takiej emocji, coś tam wie, ale nie wiem, czy by się przyznał! ;’)]

    Lennart

    OdpowiedzUsuń
  25. Stonowana pogoda w późnych godzinach wieczornych zupełnie nie wskazywała na prawdziwą burzę nadchodzących wydarzeń. Wszystko wydawało się dziwnie spokojne, wręcz irracjonalnie i trochę na przekór, złośliwie przypominając Leonili, że świat przecież kręcił się dalej, nawet bez jej trosk oraz przemyśleń. Obie Rady, w tym współpraca Uczniowskiej oraz Samorządowej potencjalnie nie wróżyła niczego dobrego, a rzuciły pannie Cortés rękawicę, niby testując jej prawdziwe umiejętności organizatorskie. Tak naprawdę, jak sądziła wezwana studentka do gabinetu na rozmowę przy kawie od szanownej pani Kramer (nigdy nie widziano jej bez kubka lub kubków dla innych), chodziło o zrobienie podwalin do zaproszenia jej do uczestnictwa w Radzie Samorządowej po dostąpieniu zaszczytu bycia wkrótce jedną ze starszych roczników... Z czego Leonila będzie musiała, tak czy siak, wkrótce grzecznie zrezygnować. Widocznie jej sieć została przyuważona przez baczniejszych obserwatorów o większych wpływach i ten sam ktoś (lub kilku z nich) pragnął (bądź też pragnęli) teraz za wszelką cenę ukrócić już i tak jej skromne możliwości... Jako że panna nie była członkinią żadnego z elitarnych klubów ani nie posiadała za sobą wielkiego rodu, którego sam posmak nazwy na ustach potrafiłby odstraszać natrętów swoją gorzkością. Cortés było zamiast tego słodkie, wręcz powabne, nęciło prawdziwe drapieżniki skrywające się w cieniach murów Valmont, jakich oczy błyszczały niewypowiedzianymi chęciami obalenia.

    Nie zmieniało to faktu, że wyzwanie zostało przyjęte. Leonila zgodziła się bowiem przewodniczyć Zespołowi Studentów (i kilku profesorów) wyznaczonych przez powyższe Rady we współpracy podczas Dni Otwartych Valmont. Po raz pierwszy od tak długiego czasu drzewo w lesie miało się wysunąć nieco bardziej na front. Niezmiernie ją to martwiło. Dużo już zostało poświęcone oraz przepracowane w związku z prywatną Grą, a to wyzwanie może być wspaniałym wyróżnieniem, które może okazać się niezwykle kosztowne w przyszłości.

    Przed kolacją oznaczającą zderzenie się z przyjaciółmi, a w tym też z przyznaniem na głos o ciążącej na niej odpowiedzialności, pewna dziewczyna przemaszerowała w stronę przeciwną do najchętniej aktualnie obieranego kierunku, czyli stołówki. Panna Dubois albo jej wspominała osobiście o tej lokacji, albo też wcześniej ją tam znalazła; Leonila już sama nie pamiętała podczas kroczenia z dumnie uniesioną głową oraz zerkania na tablet z wyświetlonymi propozycjami harmonogramu nadchodzącego głośnymi krokami dnia. To przełożyła w Notionie segment na inną godzinę, żeby za chwilę wrócić do pierwotnego zamiaru. Gdzieś pomiędzy intensywnymi zmianami nie zostało zauważone lekkie zagubienie; zamiast skręcić do zachodniego wejścia do biblioteki i archiwum, wybranka przeznaczenia krążyła korytarzami w kółko niczym zjawa nawiedzająca wieżę Valeriusa.

    Gdy w końcu udało się Leonili skupić na tyle, żeby trafić, wnet zauważyła znajomą postać, jakiej czas smacznie zwolnił, by w końcu dać odpocząć. Nie było ciężko wpaść na to, iż Noor cieszyła się (bądź też bardziej trudziła) bezsennością, z której wynikały niektóre jej zachowania przykryte uprzejmością oraz niezwykle częste i terminowe oddawanie prac. Szczerze jej tego współczuła, choć niekiedy wydawało się, że zegary bardziej sprzyjały dobrej koleżance wtedy, gdy dla panny Cortés wykazywały się brakiem litości na dodatkowe poprawki.

    - Hej. - Zagadnęła miękko właścicielka beżowego kardigana, która przysiadła na pojedynczym stoliku z braku innych przedmiotów w pustej sali. - Wybacz, że cię budzę, ale będziesz potem definitywnie głodna, a już zaczęła się kolacja… Mam też pewną propozycję, jaką chciałabym z tobą koniecznie omówić. Zgoda?

    Spontaniczny pomysł zaświecił gdzieś na granicy świadomości i mógł okazać się naprawdę wspaniały, o ile Noor pozwoliłaby jej się poprowadzić w arkana tego przedsięwzięcia.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  26. Gdyby kiedykolwiek poznała prawdę, gdyby dowiedziała się o nim wszystkiego, wnikając głęboko w warstwy jego życia zawodowego czy prywatnego, musiałaby przestać istnieć. Dlatego, dla własnego dobra, Noor nigdy nie powinna pokładać w nim jakichkolwiek nadziei na to, że mogliby dzielić ze sobą rzeczywistość inaczej, niż robią to teraz, gdy łączy ich akademia, bo nie mogą. W jego życiu nie ma na to miejsca, bo jego życie skupia się na wykonywaniu zleceń dla organizacji, która wyklucza normalną egzystencję w każdym stopniu, na każdej płaszczyźnie i w każdej możliwej sferze. Tu nie ma miejsca na rodzinę, nie ma miejsca na miłość, ani nawet na przyjaźń, bo cała jego osoba jest opatrzona klauzulą zastrzeżenia, a to oznacza, że każdy nieuprawniony, który zyska do niego dostęp, dla dobra organizacji musi zostać usunięty. Jest niebezpiecznym człowiekiem i to wcale nie przesada mówić o nim w ten sposób, bo wciela się w rolę kata, jeśli nie osobiście, to ciągnąc za sznurki i posługując się agentami, których jako oficer operacyjny ma pod swoim dyktatem. Akurat w przypadku Noor musiał wcielić się w rolę stróża, ale to nie zmienia faktu, że sprawa nie może wymknąć się spod kontroli, bo w takim przypadku musiałaby podzielić los tych, którzy wiedzieli za dużo, a dziś wąchają kwiatki od spodu. Jej dziadek, zlecając tę ochronę, dobrze zdawał sobie z tego sprawę, ale miał też świadomość, że szanse na wymknięcie się czegokolwiek spod kontroli są bliskie zeru – i to akurat fakt, tylko że staruszek nie brał pod uwagę możliwości, w której dochodzi między nimi do jakichś bliższych doświadczeń. I Jared również nie brał tego pod uwagę. Oczywiście, musiał się do niej zbliżyć, musiał sprawić, żeby mu zaufała, żeby zawierzyła, że jego obecność wiąże się z tym pewnikiem, którym jest bezpieczeństwo, ale nie zakładał, że mogliby dojść kiedykolwiek do etapu, w którym kruszą bariery i całują się pod ścianą kamienicy. Nie powinni tego robić. Tym sposobem narażał bezpieczeństwo Noor dość świadomie i o stokroć bardziej, niż gdyby odpuścił jej raz czy dwa randkę z kimś, kogo uważał za nieodpowiedniego, bo to była akurat pestka w porównaniu do pozwalania jej na zbliżanie się do samego siebie. I chyba pierwszy raz od bardzo długiego czasu, sięgającego lat, zaczynał czuć coś na kształt wyrzutów sumienia. W normalnym przypadku jej los, życie i istnienie byłoby mu obojętne, nawet sam byłby w stanie wykonać na niej wyrok, gdyby wymagała tego sytuacja, aczkolwiek te dwa lata, podczas których obecność Noor stała się również jego codziennością, trochę w tym normalnym przypadku namieszały. Nie była mu obojętna tak do końca, a powinna być, tak jak każdy inny target, którym zajmował się w życiu w ten lepszy, czy gorszy, a zazwyczaj gorszy, sposób.
    Oparł się dłonią o ścianę, gdy zaczął ściągać buty, a placami wolnej ręki przeczesał wilgotne włosy i przetarł twarz. Byłby naprawdę zdumiony, gdyby jakimś cudem miała przy sobie coś na zmianę, bo to jasne, że nie planowała nocować poza akademią. Nikt nie planował ulewy, a on nie planował, że wylądują właśnie tutaj, w jego lokum, bo na to zdecydował się dopiero w momencie, w którym na dobre się rozpadało, a grad zaczął rozbijać się o bruk. Nie powinien tego robić, co więcej – to był najgłupszy pomysł na jaki wpadł w ostatnim czasie, ale Noor nie mogła wrócić do akademii o tej porze, bo to naraziłoby ją na konsekwencje i rozmowę, w której musiałaby się srogo tłumaczyć, a w której niewiele mogło ją usprawiedliwić. Opóźnienie w przychodni to oczywiście jakaś możliwość, ale nikt nie uwierzyłby w taką bajkę, bo kilka godzin to może opóźnić się kurs pociągu, a nie wizyta u lekarza. Zdecydowanie łatwiej będzie jej niespostrzeżenie wrócić na teren akademii za dnia, gdy na zewnątrz toczą się różne zajęcia i da się płynnie wmieszać w tłum, bo nocą, gdy wykładowcy pełnią dyżury w rezydencjach, nie ma szans na dyskretne przemknięcie do akademika. Akurat on doskonale o tym wie, bo sam takie dyżury pełni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszedł po schodach na górę, gdy Noor zniknęła za drzwiami łazienki. Będą musieli ustalić pewne zasady tego nietypowego noclegu, bo to, że ją przenocuje, jest już więcej niż pewne, ale najpierw musieli doprowadzić się do porządku. Na górze minął równo pościelone łóżko i otworzył drzwi do niewielkiej garderoby, do której wszedł, od razu sięgając po dresowy komplet spodni z bluzą w ciemnoszarym kolorze. Nie posiadał żadnych ciuchów, w których Noor mogłaby czuć się tutaj swobodnie, ale dresy powinny spełnić swoją rolę o tyle, że da się je podwinąć w nogawkach i ściągnąć sznurkiem w pasie, a bluza, nawet jeśli za duża, zadba przynajmniej o odpowiednie ciepło. Dla siebie wziął spodnie garniturowe i sweter – czarne, prawie tak, jak jego serce, a potem zszedł po schodach i zatrzymał się przy drzwiach do łazienki.
      — Może wrzucić pani wszystko do suszarki — oznajmił, bo pralka jest tu równocześnie suszarką, i uchylił lekko drzwi, wsuwając do środka tylko rękę z dresowym kompletem. — A na ten czas musi poradzić sobie pani w tym — powiedział, oparty bokiem o ścianę przy drzwiach, wręczając Noor ciuchy. — Ręczniki są w szafce na górnej półce. Suszarka też, tylko niżej — wyjaśnił, zastanawiając się jeszcze nad tym, czego mogła potrzebować, żeby doprowadzić się do porządku, ale cała reszta stała już na otwartej przestrzeni, więc nie było potrzeby jej kierować, dlatego wysunął rękę ze środka, gdy Noor odebrała zestaw suchych ubrań, i odszedł od drzwi.
      W tym czasie, w którym ona zajmowała łazienkę, on porzucił swój zestaw na kanapie, rozebrał się ze spodni i trochę nimi otarł, a później wsunął się w suche, do których przełożył pasek, starannie przekładając go przez szlufki i zapinając. W następnej kolejności zdjął z siebie przemoczony sweter z golfem. Drobny dreszcz oprószył jego skórę, gdy chłód musnął wilgotne ciało na plecach, które zdobiło kilka blizn po udanej kilka lat temu akcji spy swaps, czyli wymianie schwytanych szpiegów, gdzie to właśnie on był jedną ze stron. W dole karku nosił piętno w hebrajskim języku, przedstawiające ערי – Yud Resh Ayin, jedno z siedemdziesięciu dwóch imion boga w kabale, znanych jako Aniołowie Szemhamforasz. Jeżeli coś zakrywał golfami, to właśnie ten wypalony w skórze znak, który przedstawiał imię jego duchowego przewodnika.
      Sięgnął po suchy sweter i przeszedł z nim do odtwarzacza muzyki. Uruchomił sprzęt, z którego głośników cicho wypłynęły po chwili Gymnopédie francuskiego kompozytora Erika Satiego. Z pierwszymi nutami fortepianu, wsłuchując się w melodyjne dźwięki, skupił się wreszcie na swetrze, który zamierzał już założyć.

      Jared Shamir 🌒💜

      Usuń
  27. Nie zamierzał udawać, że nic się nie wydarzyło, bo wydarzyło się dużo, zdecydowanie za dużo, ale prawda jest taka, że to niczego nie zmienia. To po prostu nie ma takiej mocy, żeby cokolwiek zmienić. Możliwe, że w innym życiu zrobiłby wszystko, żeby Noor była jego i nie obchodziliby go nawet jej narzuceni przyszli małżonkowie, serwowani przez rodzinkę, ale w tym życiu są dla siebie nieosiągalni, bo jego egzystencja nie dopuszcza możliwości zawiązywania stałych relacji. Zniknie jej z pola widzenia prędzej, czy później, bo taka jest kolej rzeczy narzucona przez jego zawód, ale nie mogło im się udać też z wielu bardziej przyziemnych powodów. Po pierwsze, on jest nauczycielem, a ona uczennicą i już samo to wyklucza cokolwiek, dopóki oboje znajdują się w tej akademii. Po drugie, on z pełną świadomością zataił przed nią całe mnóstwo faktów, więc całkiem prawdopodobne, że gdyby dowiedziała się, jak wiele o niej wie, z kim się zna, kogo miał ochotę sprzątnąć, i na czyje zlecenie działa, znienawidziłaby go natychmiast chociażby za to, że wdarł się do jej życia podstępem. Ich znajomość jest oparta na zaufaniu, bo zbudowanie go było pośrednim celem, bez którego żadne zlecenie nie miałoby szans płynnie się realizować, ale jest to cienka nić, którą bardzo łatwo zerwać, ponieważ powstała na półprawdzie, która ma drugie, cholernie głębokie dno. Noor jest inteligentna, więc gdyby dowiedziała się tych kilku szczegółów, szybko połączyłaby kropki i wyciągnęła odpowiednie, wcale nie mylne wnioski, co do tego kim dla niego jest. I gdzieś w tym momencie runęłoby nie tylko zaufanie, ale wszystko, co wiąże się z całym tym przedsięwzięciem dotyczącym stróżowania. W tej chwili jej bezpieczeństwo jest jednym z kilku priorytetów, o które Jared musi dbać, i o które będzie w stanie dbać tak długo, jak długo Noor pozostanie nieświadoma realnych celów oraz tego kto stoi za kurtyną tych działań. A im bardziej on pozwoli jej zbliżać się do siebie, tym większe będzie ryzyko, że Noor dowie się czegoś, czego dowiedzieć się nigdy nie powinna.
    Wyczuł jej obecność w salonie, ale odwrócił się w jej kierunku dopiero, gdy zadała pytanie. Nieśpiesznie otaksował spojrzeniem jej sylwetkę, w milczeniu uznając, że w dresowym, męskim komplecie wygląda nienagannie, ale tak to już jest, że ładnemu we wszystkim ładnie. Popatrzył na podwinięte nad kostkami nogawki, po czym podniósł spojrzenie wyżej, do mocno ściśniętego na pasie sznurka, który jakoś radził sobie z trzymaniem materiału na tej szczupłej talii. Po chwili podszedł do Noor wolnym krokiem, trzymając w palcach własny sweter, i wycelował uważne spojrzenie w jej zielone oczy. Gdyby znała hebrajski, nigdy nie zapytałaby go, co oznaczą znaki na jego karku, więc to utwierdziło go w przekonaniu, że każda jego ewentualna komunikacja tutaj jest bezpieczna. W tym domu, jeżeli zauważyłaby cokolwiek w formie pisanej, to wyłącznie w języku hebrajskim. Doceniał jednak jej spostrzegawczość, bo napis wypalony w skórze rzuca się w oczy znacznie mniej, niż chociażby tatuaż, ale najwidoczniej chwila, którą Noor zyskała, żeby mu się przyjrzeć, wystarczyła do wyłapania szczegółów z miejsc, które na co dzień pozostają skryte pod materiałem. Ale one ciekawią nie tylko ją, z tego też zdawał już sobie sprawę. Różnica jest jednak taka, że tylko ona mogła dostać szansę ujrzenia ich.
    — To imię — odpowiedział krótko, na tych dwóch słowach poprzestając. Patrzył jej nieustannie w oczy, gdy w kąciku jego ust zamajaczył nikły uśmiech. Denerwowała się – widział to i czuł. I słusznie, skoro znajdowała się na jego terenie, w dodatku w swojej możliwie najbardziej bezbronnej wersji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mógł zrobić z nią tutaj dosłownie wszystko, ale to było oczywiste, że nie zrobi z nią niczego. Satysfakcjonowało go jednak to, że Noor nie podchodziła do aktualnej sytuacji beztrosko, bo to oznaczało, że jest w posiadaniu odpowiednich instynktów obronnych i samozachowawczych nawet w przypadku kogoś, komu w jakimś stopniu ufa. Warto zachowywać rezerwę wobec każdego, kogo nie jest się w stu procentach pewnym.
      — Zostanie dziś pani tutaj, panno Dubois — oznajmił, płynnie zmieniając temat na bardziej istotny, zwłaszcza dla niej. Przechylił głowę lekko w bok, obserwując ją swobodnie z tej niedużej odległości, w jakiej znajdowały się ich sylwetki. — Powrót do akademii o tej porze narazi panią na konsekwencje, z których nawet ja pani nie wyciągnę, więc żeby tego uniknąć, tę noc spędzi pani u mnie — kontynuował na tyle stanowczo, żeby dać jej do zrozumienia, że nie ma sensu próbować odmawiać i się szarpać, chyba że miała w miasteczku kogoś innego, u kogo mogła bezpiecznie przenocować, bo dopiero wtedy ewentualne negocjacje wchodzą w grę. Chociaż o istnieniu kogoś takiego na pewno dawno by już wiedział. — Ale obowiązują zasady. Pierwsza jest taka, że zapomni pani o tym miejscu w momencie, w którym je pani opuści — zaznaczył, nie łudząc się, że zapomni, bo to była bardziej przenośnia. Istotne jest to, żeby nie dzieliła się z nikim wiedzą o tym miejscu. — A druga, że pomyśli pani nad wytłumaczeniem swojej nieobecności szczególnie przed panną Báthori, z którą dzieli pani pokój — powiedział, unosząc lekko brew w niemym pytaniu, czy te zasady są jasne. Nie miał wątpliwości, że panna Báthori potrafi trzymać buzie na kłódkę, ale ściany w akademii maja uszy, dlatego ta noc powinna na zawsze zostać ich tajemnicą. Co prawda, jeśli nie ma ciała, to nie ma również zbrodni, a pomówienia to codzienność tych czasów, ale nie ma potrzeby ściągać na siebie uwagi osób trzecich, bo ta na pewno nie będzie im w żaden sposób służyć.

      Jared Shamir ☝️🌙🛏️

      Usuń
  28. Akurat o swoją twarz nie bał się w tym przypadku w ogóle, bo dobrze wiedział, że wyszedłby z tej sytuacji obronną ręką. Autorytet działa na jego korzyść, poza tym, ma całe mnóstwo sposobów na to, żeby wyswobodzić się z ciężaru pomówień, niezależnie od ich kalibru. Jako członek akademickiej rady dyscyplinarnej zawsze będzie miał więcej do powiedzenia, niż którykolwiek z uczniów, a zadzieranie z nim w jakiejkolwiek formie to zwykłe samobójstwo, zwłaszcza, że jego wrażliwość jest bliska zeru, a traktowanie drugiego człowieka przedmiotowo to jego codzienność. Potrafi krzywdzić, nawet bardziej, niż jest to wskazane, nie mając przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Z jej dziadkiem łączy go umowa, która zawiera zarówno prawa, jak i obowiązki, a to oznacza, że zostałaby zerwana w chwili, gdy któryś z jej punktów zostałby zaniechany. Nie zakładał, że Noor kiedykolwiek spróbowałaby mu zaszkodzić, bo już pomijając fakt, że na razie nie miała takiej sposobności, to nie miała również powodu, ale gdyby doszło do takiej sytuacji, umowa przestałaby obowiązywać, a on pociągnąłby Noor za sobą i bez wahania zrzucił ją na samo dno piekła. Ten scenariusz wydawał się jednak fantastyką, bo oni, zamiast rzucać sobie kłody pod nogi, korzystają z okazji, żeby zatańczyć na granicach przyzwoitości i wynieść z tego tańca jak najwięcej przyjemności. Żadne z nich nie dąży do tego, żeby sobie zaszkodzić. Żadnemu z nich nie zależy na tym, żeby robić drugiemu pod górkę. Ich relacja jest ponadprzeciętnie niepoprawna, ale oboje sycą się tą niepoprawnością i doszczętnie jej ulegają, odnajdując w całym tym pokręconym układzie osobliwą fascynację. Jared dobrze zdawał się sprawę z aspektów, które pociągają go w Noor. Lubił jej grzeczność, tą niewymuszoną subtelność osadzoną w sposobie jej bycia, którą słychać w lekkim głosie, i którą widać w gestach ciała. Chciał rozciągać jej strefę komfortu i sprawdzać, gdzie znajdują się granice, bo wiedział, jak wiele prawdziwych emocji w sobie skrywa. Potrafi czytać z jej ciała, ale to mu nie wystarcza – pragnął więcej, pragnął odkryć każdy szczegół, żeby zaspokoić własne zaintrygowanie i zobaczyć na co tak naprawdę ją stać. Oczywiście, to wszystko w granicach rozsądku, mając na uwadze jej bezpieczeństwo i ten obszar własnego życia, do którego nigdy nie może jej wpuścić. Są bowiem takie strefy, które na zawsze muszą pozostać niezbadane.
    To, że dostrzegała punkty wspólnie w jego obecności i pomocy, która z jego strony najczęściej pojawia się znikąd, to akurat duży plus, bo jeśli ona rozumiała, to on dzięki temu może działać efektywniej. Jeśli ona wiedziała, że nie musi się przed tym bronić, bo jest to jakaś jego powinność, to on mógł wywiązywać się z tego bez przeszkód i zbędnych przepychanek, które znacząco utrudniałyby ich realizację. Tym bardziej cieszył go fakt, że przyjęła to z taką łatwością i nigdy nie próbowała dochodzić szczegółów. To była bezproblemowa i idealna wręcz współpraca, o ile tak można nazwać to, że on robił co swoje, a ona mu nie przeszkadzała. Rzadko miewał tak uprzejme targety. Zbyt rzadko.
    — Nie, panno Dubois — odpowiedział na pierwsze pytanie. — Przed samym sobą nie.
    Jako członek rady dyscyplinarnej z pewnością miałby swój udział w obarczaniu Noor konsekwencjami nocnego paradowania poza akademią, a jeśli z czegoś słynie w tej radzie, to raczej z tego, że w zastosowywaniu kar nie zostawia miejsca na żadne sentymenty. Teraz nie mówił jednak wyłącznie w tym kontekście, a jeszcze w wielu innych, które Noor mogła dopowiedzieć sobie sama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ochroni jej przed samym sobą na absolutnie żadnej płaszczyźnie życia, dlatego pilnował się cały czas. Cały czas dbał o to, żeby trzymać ją na odpowiedni dystans, żeby ich znajomość zawsze sprowadzała się do tej służbowej – bezpieczniejszej, bo pozbawionej ryzyka. Gdyby nie to, już dawno skorzystałby z fascynacji, którą w niej sobą wzbudza i pozwolił fali z pełną intensywnością nieść ich w otchłań nieznanego.
      Przyglądał się temu procesowi wiązania sznurka w chwilowym milczeniu, aż w końcu założył na siebie kaszmirowy sweter, który trzymał w dłoniach. Wsunął materiał w spodnie i poprawił rękawy przy nadgarstkach.
      — Pani śpi na górze — powiedział, kiwnąwszy głową w kierunku antresoli. — Ja śpię tutaj — dodał, tym razem kierując spojrzenie na welurową kanapę, nieopodal której stali. — Lodówka jest do pani dyspozycji, a jeśli chodzi o resztę... — uśmiechnął się zaczepnie, znów śledząc zieleń jej oczu. Dał dwa swobodne kroki w jej stronę i pochylił się, żeby zajrzeć w nie głębiej. — Pani światopogląd może runąć, dlatego radziłbym nie szukać niczego na własną rękę — zaznaczył, a chociaż w zdaniu kryło się mnóstwo prawdy, w jego głosie przebijała wyraźna, żartobliwa nuta, która czyniła te słowa psotnym ostrzeżeniem. Powiedziawszy to, skinął lekko głową na podziękowanie, wyminął jej sylwetkę i przeszedł do schodów, którymi zaczął podążać na antresolę. Musiał wziąć kilka osobistych rzeczy i zorganizować sobie jakiś koc, bo ogrzewanie podłogowe robi tutaj genialną robotę, ale nie wystarcza na te chłodne wciąż noce.

      Jared Shamir 💞✨

      Usuń
  29. [Myślę, że możemy wrzucić ich w grę na spontanie i zobaczyć, gdzie nas to zaprowadzi! Musiałam poprzeglądać lokalizacje i poza tym, że mogłaby go znaleźć w jego pokoju, to mogę podsunąć: archiwum, wybieg dla konia (chociaż tu jeszcze czekam na konkretniejsze informacje od pani Kramer, jak to wygląda), ogrody, dziedziniec, Wieża Valeriusa, taras widokowy lub salon gier. ;D]

    Lennart

    OdpowiedzUsuń
  30. Uśmiechnął się pod nosem, pokonując stopnie schodów, które były znacznie chłodniejsze niż podłoga w salonie. Lubił wyzwania, ale zasada jest taka, że podejmuje je tylko w przypadku lepszych od siebie lub równych sobie, o ile zjawia się w ogóle ktoś, kto takie wyzwanie ośmieli się mu rzucić. Noor w ogóle nie brał pod uwagę w kontekście jakiejkolwiek rywalizacji, bo nie było powodu, dla którego mieliby się ścigać. Jego zadaniem było ją uczyć, przekazywać wiedzę w tematach, w których rzeczywiście jest biegły, a tak przy okazji zadbać o to, żeby mogła bezpiecznie skończyć tę szkołę i ruszyć dalej w kierunku, który obrała, albo który został już dla niej przygotowany przez rodzinę. Nie wnikał w szczegóły, bo w tym przypadku one go nie interesowały. Nie był nawet do końca pewny, co wydarzyło się przed paroma laty w ich rodzinie, chociaż dziadek Noor mu wspominał, ale nie zagłębiał się, bo nie potrzebował tych informacji, żeby skutecznie realizować swoje zobowiązania. Teraz, mając już dwuletnie rozeznanie, gdy poznał Noor na kilku innych płaszczyznach, włącznie z tymi, o których jej dziadek nie ma nawet najmniejszego pojęcia, był zwyczajnie ciekawy, ale wciąż nie na tyle, żeby mieć potrzebę pozyskania tych szczegółów.
    Ale to dobrze, że Noor się go nie bała, ponieważ to oznacza, że wszystko idzie zgodnie z założeniami i planem będącym od dwóch lat w trakcie realizacji. Gdyby zależało mu na tym, żeby wzbudzać w niej lęk swoją własną osobą, to na pewno nie siedziałaby dziś tutaj, a co więcej, nigdy nie chciałaby przebywać z nim sam na sam w jednej przestrzeni. Gdyby miała się go bać, skutecznie doprowadziłby do tego, że już na samą myśl o nim i jego zajęciach stres zżerałby ją żywcem. Ale nie ma w akademii takiej osoby, która rzeczywiście miałaby z nim tak bardzo na pieńku, więc to drzemiące w nim złe oblicze od dłuższego czasu słodko sobie śpi. Noor zainteresowała go jednak tym dwukrotnym zapewnieniem, i to do takiego stopnia, że chciał sprawdzić, ile jest w nim prawdy, a ile złudnego przekonania, że nie czuje w jego obecności żadnego niepokoju. Tym drobnym muśnięciem, ledwie przekraczającym granice przestrzeni osobistej, próbowała przekonać jego, czy jednak samą siebie? Dla niego odpowiedź była jasna, ale to nie zmienia faktu, że nabrał ochoty przetestować Noor na tym polu. I to dość odważnie.
    Stanął naprzeciwko niej, gdy usiadła, i pochylił się, kładąc dłonie po jej bokach na materacu łóżka, który ugiął się w tych miejscach pod naporem jego palców. A miał wziąć tylko kilka rzeczy, poduszkę i koc. Doprawdy, z Noor wszystko zmienia się w oka mgnieniu.
    — Zamknie pani oczy, panno Dubois? — zachęcił na początek, zniżając głos i chwilowo zsuwając spojrzenie na jej usta, pełne i piękne, które nie tak dawno scałowywały z jego warg rosnące pragnienie.
    Pochylił się jeszcze bardziej, wracając błękitnymi oczami do tych zielonych, które miały zniknąć pod powiekami, a kiedy to się stało, uśmiechnął się do siebie. Ufała mu. Doceniał to.
    Podniósł rękę i złapał palce jej dłoni, a potem zaczął przesuwać ją powoli po satynowej pościeli w stronę poduszek pod które zanurkował ich palcami, aż te zetknęły się tam z chłodną stalą.
    — Doskonale — pochwalił cicho, kładąc jej rękę na kanciastym kształcie i wraz z nim zaczął wycofywać ich dłonie spod poduszki. Zacisnął palce mocniej na jej dłoni i podniósł kanciasty kształt w jej ręce, aż przyłożył go do jej skroni. Lufa oparła się gładko nad jej uchem. Celowała sama do siebie, tylko jego dłonią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wyświadczy mi pani przysługę — zaznaczył, patrząc uważnie w jej oczy. — Zabawimy się, panno Dubois — oznajmił z przebiegłym uśmiechem, po czym wyprostował się odrobinę i sięgnął wolną ręką do paska w swych spodniach, który zaczął ostentacyjnie rozpinać. — Będzie pani grzeczna i zadowoli mnie pani, dokładnie tak, jak będę chciał, z dokładnie takim finałem, jakiego sobie zażyczę — zażądał, wciąż mając na ustach ten sam przebiegły uśmiech, a lufę nieustannie trzymając przy jej skroni i ciasno na jej palcach. Znów podparł się ręką o materac i zbliżył do niej usta. — Nie boi się pani, prawda? — zapytał szeptem i zajrzał z powrotem w jej oczy, wpatrując się w nie tak intensywnie, jak intensywnie jej pragnął. Ale nigdy nie zrobiłby z nią tego w taki sposób. Teraz odgrywał tylko rolę, znów testował jej granice, a nawet forsował, przeciągając je mocno, może za mocno, ale Noor sama musiała zrozumieć, na jak wiele jest mu w stanie pozwolić, a przy okazji sobie samej. Gdzie kończy się jej gra, a gdzie zaczyna rzeczywistość. Dokąd sięga fascynacja – czy nie jest tylko powierzchowna? Odda mu się, czy jednak spróbuje uciekać? A może powie, żeby przestał?

      Jared Shamir 😈💥

      Usuń
  31. Kornélia była z natury sceptyczna; podejrzliwa, analityczna, nigdy w pełni nie usatysfakcjonowana. A Noor była jej wyjątkiem od reguły, i to niejednej. Dla niej była ślepo gotowa nagiąć swoje wszystkie zasady, stanąć w jej obronie, a nawet uwierzyć we wszystkie białe kłamstewka. W jej oczach ta dziewczyna nie mogła zrobić nic złego. Była jej spadającą gwiazdą. Tą, którą z czystego przypadku dostrzegła w ciemności, i która płonęła zbyt jasno, aby można od niej tak po prostu odwrócić wzrok. Tą, która poruszała się zbyt szybko, aby mieć czas na wymyślenie prawdziwego życzenia, więc Kornélia zuchwale pomyślała tylko: Chcę ją mieć.
    Życzenie wypowiedziane zbyt pochopnie, zbyt beztrosko, i z którego konsekwencjami musiała żyć od tamtej pory. Bo do pewnego stopnia się spełniło, ale miało swoją cenę. Miała ją przecież; z jej jasnymi oczami, które patrzyły na nią ze zrozumieniem, z lekkim uśmiechem, który kompletnie wytrącał ją z równowagi, w jej łóżku, gdzie mogła bezpośrednio poczuć ciepło jej skóry, ale wciąż była nieuchwytna; wciąż nie była jej.
    — Przecież wiesz, że lubię wszystko, co robisz — odpowiedziała i tylko po części miała na myśli jej wypieki, których słodycz brała się z samego gestu. Z tego, że Noor wkładała swój czas, wysiłek i pasję, aby stworzyć coś z myślą o niej.
    Dom, w którym dorastała w niedzielne poranki nie pachniał jak cukier, masło i wanilia. Z niego wyniosła również swoją powściągliwość do okazywania uczuć i kontaktu fizycznego. Dorastając, nauczyła się, że dotyk mógł służyć jako narzędzie do przyjemności i kompletnie pominęła jego aspekt, który po prostu zapewniał komfort.
    To dlatego te momenty z Noor były dla niej tak wartościowe. I choć z czystym sumieniem nie mogła nazwać ich relacji siostrzaną, to nie odczuwała jej dotyku jako drogi do celu; nie przyspieszał tempa, nie nabierał intensywności, miał być stateczny i trwać jak najdłużej.
    Aż jęknęła w duszy, gdy przyjaciółka splotła ich palce z taką naturalnością, jakby ich dłonie zostały stworzone do trzymania siebie nawzajem. Miała ochotę wyszarpnąć swoją dłoń, gdy położyła ją sobie na brzuchu; powiedzieć jej, aby skończyła ją w końcu torturować. Jednocześnie miała ochotę zacisnąć na niej palce; poczuć, jak jej miękkie ciało ulega jej dotykowi i zobaczyć, co zmieni się w jej oczach, gdy Kornélia przestanie ukrywać się ze swoimi pragnieniami.
    Ale ze strachu, że ten moment zaraz nieuniknienie minie, nie zrobiła nic; pozwoliła Noor dyktować bliskość, jakiej sobie życzyła. Była gliną w jej palcach gotową przyjąć jaki tylko kształt zechciała. Komfort, nie przyjemność.

    — Być może. Zobaczymy, jak wszystko pójdzie — odpowiedziała na jej propozycję wspólnego wypadu do Saint-Vincent. — Ten semestr zapowiada się intensywnie. Nie wiem, w co ręce włożyć.
    Kornélia nie wiedziała, jak to jest nie dawać z siebie stu dwudziestu procent. Kiedy zaczynało jej brakować rywali, wiedziała, że musi pobić samą siebie, aby nie ulec kompletnej porażce.
    Zostawały jej tylko takie momenty, jak ten, kiedy jej gonitwa myśli na chwilę się zatrzymywała, kiedy pozwalała sobie tak po prostu być. Przed Noor nie musiała niczego udowadniać, nie musiała jej imponować. Potrzebowała jej, ponieważ widziała ją jak nikt inny.
    Widziała ją i na nieszczęście Kornélii patrzyła na nią w taki sposób, który był jej własnym małym zatraceniem. Tymi ciepłymi, błyszczącymi oczami mimo zmęczenia, z tymi delikatnie zarumienionymi policzkami, który było widać nawet pod mrokiem nocy. Gdyby to nie była Noor, gdyby to był ktokolwiek inny, Kornélia odczytałaby to jako znak. Zamknęłaby dystans między nimi bez wahania i uległa pokusie. To była Noor, jej Noor, i nie ważne, jak bardzo tego chciała, nie mogła stracić jej zaufania, które udało jej się zyskać, i które tak wiele Noor kosztowało. Noor nie wiedziała, że za każdym razem, gdy patrzyła na nią w ten sposób, zostawiała ją w ruinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może dlatego, aby odwrócić o siebie to jej spojrzenie lub po prostu odwrócić uwagę od niebezpiecznego terytorium, w którym znalazły się jej myśli, uniosła dłoń do twarzy przyjaciółki i żartobliwie przesunęła po jej twarzy dłonią, aby zamknąć jej powieki.
      — Szzz... — uciszyła ją łagodnym, ale zaczepnym głosem. — Czasami mam wrażenie, że ty nawet nie chcesz zasnąć, gaduło.
      Schyliła głowę, przykładając nos do jej ramienia i została tak na moment. Jej usta musnęły jej skórę na tyle delikatnie, że nietrudno było ten gest przegapić. Daleko temu było do pocałunku, ale Kornélia pozwoliła sobie to przez chwilę wyobrazić, zanim schowała te fantazje głęboko na dnie swojego serca. Nie mogła. Noor nie wiedziała i być może nigdy nie miała się dowiedzieć. Być może te uczucia nigdy nie znikną, ale być może pewnego dnia Kornélia w końcu nauczy się z nimi żyć.

      Kornélia ☾⭒.˚

      Usuń
  32. Można być zdyscyplinowanym i rozsiewać wokół idealny chaos – jedno nie przeczy drugiemu, co więcej: to właśnie dyscyplina pozwala mu ciągnąć za sznurki i kontrolować ten chaos tak, żeby zawsze wyciągać z niego same korzyści, dlatego jego chaos bywa lepiej zorganizowany niż porządek. A czy jest poprawnym człowiekiem? Na zewnątrz wypada mu takim być i jeśli taki obraz swojej osoby stworzył, to doskonale, ale wewnątrz z poprawnością nie ma zbyt wiele wspólnego, bo już sama jego szpiegowska funkcja tej poprawności przeczy. Jest człowiekiem pozbawionym wszelkich sentymentów, dlatego to czy jest dobry, czy zły, jest determinowane przez jego zadania i cele. Jednych musi ocalić, drugim musi zniszczyć życie, a pozostali są mu obojętni tak długo, jak długo trzymają się na dystans, choć wniknięcie do jego świata jest wyjątkowo trudne i raczej mu nie grozi, ale lepiej zapobiegać szkodzie niż ją naprawiać. Lepiej gasić cudze zamiary w zarodku.
    Okazji, w których mógł wykorzystać Noor, było już wiele, również takich, którym oparł się z trudem, ale jego zadanie jest jasne, a im bardziej oni zbliżają się do siebie w ten nieprzewidywalny sposób, tym mocniej wzrasta poziom ryzyka, od którego on powinien trzymać ją z daleka. Musiał ją chronić, także przed sobą, i robi to cały czas – również teraz, dając jej tym przedstawieniem do zrozumienia, że nie ma pojęcia, z kim ma do czynienia, i że jej wyobrażenia o nim mogą być w dużym stopniu mylne. Nie mógł jej niczego powiedzieć, ale mógł przynajmniej pokazać, że jedyne, co powinna do niego czuć, to zaufanie, bo to oczywiste, że nie zrobi jej krzywdy, skoro od dwóch lat pojawia się w jej otoczeniu, żeby ją chronić. Wiedział jednak, że Noor czuje znacznie więcej, i nie chodzi wcale o respekt, ani platoniczną fascynację, bo ten etap ma już dawno za sobą. Noor myśli o nim w kontekście, w który ich znajomość nigdy się nie wpasuje, bo prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy, że są takie uczucia, których on jest zwyczajnie pozbawiony. Jej serce jest czyste jak łza. Jego serce jest zlepkiem niewybaczalnych skaz.
    Zależało mu na tym, żeby przegiąć, bo straciła czujność i dała się zapędzić w kozi róg, a chciał, żeby zawsze pamiętała o tym, że nieszczęście nie woła z daleka, że nadchodzi, tylko wdziera się powoli i niespostrzeżenie. Pozwoliła mu się zbliżyć i zaprowadzić do domu, nie znając jego intencji, ba! Nie mając żadnych informacji na jego temat. Chciał wierzyć, że był wyjątkowym przypadkiem, któremu dała tyle swobody, a nie, że kluczem do jej osoby jest zaledwie odrobina zaufania, o które może postarać się każdy, kto zna te techniki manipulacji. On mógł ją chronić i będzie to robił, ale są sytuacje, przed którymi jej nie ocali, jeśli ona sama da im do siebie otwarty dostęp. W akademii, która skupia doskonałe umysły, rywalizujące ze sobą na wielu płaszczyznach, za brak ostrożności można słono zapłacić i Noor musi o tym pamiętać. Ale mogła być też pewna, że broń byłaby ostatnim narzędziem w jego rękach, którym spróbowałby zrobić komuś krzywdę. Ma na to o wiele ciekawsze sposoby, ale i czystsze, czyli takie, które nie zostawiają za sobą śladów. Broń służy mu tylko do obrony własnej.
    Westchnął nieznacznie, gdy jej palce spoczęły na jego policzku, i opuścił rękę z bronią. Mógł ciągnąć to przedstawienie, aż rzeczywiście wyzwoliłby w niej instynkt samoobronny, zmuszając ją do błagania o to, żeby przestał, ale nie chciał zabrnąć tak daleko. Wiedział już, że czuła się przerażona zajściem, bo drżała, nawet jeśli nie zdawała sobie z tego sprawy, a niepewność w jej oczach mówiła wszystko. Był totalnie urzeczony delikatnością, która przemawiała przez Noor nawet w tak nieprzewidywalnych momentach. W innym życiu ona bez wątpienia byłaby jego, a on byłby jej. Miała w sobie coś, co go kupowało bez reszty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ja pani nie skrzywdzę, bo nie miałbym z tego żadnego pożytku — oznajmił, prostując się i wsuwając broń z tyłu w materiał swych spodni. Między innymi po to tutaj przyszedł: żeby wziąć broń. — Jednak ktoś inny może mieć z tego bardzo duży pożytek i wcale nie zacznie od przedstawienia — zauważył, chociaż sytuacja na balu mówiła sama za siebie, będąc namacalnym potwierdzeniem tych słów. Nachylił się, ponownie kładąc dłonie na materacu po jej bokach, ale tym razem tylko na chwilę, żeby z bliska spojrzeć jej w oczy. — Powinna pani uważać, kogo wpuszcza do swojego życia i do kogo próbuje się zbliżyć, bo to, że ktoś chce dla pani dobrze, wcale nie oznacza, że jest dobrym człowiekiem — powiedział, a po chwili sięgnął po jedną poduszkę, wyprostował się i podszedł do fotela, na którym leżał koc. Zabrał go, przerzucając sobie przez ramię, a poduszkę wsunął pod pachę i zaczął zapinać pasek u swych spodni. Wziął jeszcze laptop z biurka, bo może przed zaśnięciem uda mu się dopisać trochę pytań do nadchodzącego testu dla uczniów pierwszego roku specjalizacji, a potem zerknął na Noor, bez słowa kierując się do schodów na parter.

      Jared Shamir 🩹❤️

      Usuń
  33. Skrzywdził ją, ale to była mrzonka w porównaniu do tego, jak będzie musiał ją skrzywdzić, gdy zbliży się do niego bardziej, niż to wskazane. Wtedy będzie marzyła, żeby wrócić do tak lekkich sytuacji, bo kaliber tych, na które się narazi, będzie nie do zniesienia z wielu powodów, z których na razie nie zdawała sobie sprawy. Nie ostrzegał jej dla zasady, bo nie musiał niczego jej udowadniać. Ostrzegał ją, bo mogła zacząć stąpać po naprawdę grząskim gruncie, a jego obecność w akademii jest podyktowana czymś zgoła innym, niż opieką nad przyszłymi decydentami o losach świata. To, że chroni Noor, to jest jedynie dodatek, na który przystał ze względu na znajomość, ale jego rzeczywiste cele są inne, a jeśli dodatek zacznie być istotniejszy, niż główna powinność, zrezygnuje z niego. W pewnym momencie przestanie wokół niej krążyć; nie pojawi się, gdy ktoś dosypie jej czegoś do napoju, i nie zareaguje kiedy zostanie przyparta do ściany, a potem zgorszona czymś znacznie dotkliwszym, niż rozpięcie paska w spodniach. Mogła mieć nazwisko, ale co z tego, skoro tutaj wszyscy je mają. Nazwisko jej nie ochroni, milczenie i elegancja również. Jeżeli rzeczywiście nie potrzebowała ratunku, to dlaczego on cały czas miał powody, żeby nad nią czuwać? Akurat żeby zrobić komuś krzywdę, nie trzeba się wcale zbliżać, co skutecznie udowodnił im moment na maskowym balu. Jej ostrożność jest zbyt wybiórcza, dlatego tam gdzie traci czujność ona, tam nie traci jej on. Może Noor zrozumie to dopiero w dniu, w którym będzie liczyć na jego obecność, ale będzie zdana jedynie na siebie – tak jak te kilka lat temu, gdy wydarzyło się coś, przed czym nie uchronił jej żaden przybrany anioł stróż.
    Zszedł po schodach, nie podejmując tematu. To, że go nie zapraszała, to akurat prawda, bo trochę się do niego wprosił za sprawą kontraktu, ale starał się nie forsować granic jej prywatności. Nie chodził za nią krok w krok, nie słuchał o czym rozmawiała z koleżankami, ani nie zastępował jej drogi, jeśli nie zaistniała realna potrzeba. Był wykładowcą, który pokazywał się tylko w tych momentach, które tego wymagały, a i tak starał się zachowywać przy tym odpowiedni dystans. Nie zawsze się dało, bo czasami musiał wkroczyć w sam środek akcji, ale z reguły wystarczało, gdy tylko pojawiał się w zasięgu wzroku. Z czasem to wszystko stało się swobodne na tyle bardzo, że we dwoje zaczęli wplatać w to własne pobudki, które wykraczały poza dozwolone gesty. Tańczyli na granicy przyzwoitości, ale potrafili przestać w odpowiednim momencie, a teraz te granice zaczynały niebezpiecznie się zacierać – i na to Jared nie mógł pozwolić z prostego powodu: w jego życiu nie ma miejsca na sentymenty, na poznawanie się, kochanie i trwanie. Seks bez zobowiązań? To jasne, ale kontrakt na stróżowanie wyklucza jakąkolwiek bliskość między nim, a Noor. Tą samą bliskość wyklucza jego rzeczywisty zawód poza murami akademii, jak i ten w akademii. Generalnie rzecz biorąc: ich bliskość jest wykluczona przez wszystko. Mogli to złamać, bo cokolwiek wydarzy się między nimi, prawdopodobnie między nimi pozostanie, ale seks jest więziotwórczy, a on wiedział, że Noor nie pozbędzie się tych więzi, bo jest zbyt wrażliwa, żeby spłycić taki akt do czystej cielesności.
    Porzucił wszystkie rzeczy na kanapie, zaniósł te mokre do suszarki, którą uruchomił na odpowiednio szybki tryb, i wrócił do przestrzennego salonu. Najpierw wyłączył muzykę, w następnej kolejności światło, a potem wygodnie ulokował się w rogu kanapy z laptopem na kolanie i uruchomił plik z testem, do którego zaczął dopisywać pytania. Ciche stukanie w klawiaturę ustąpiło po jakimś czasie, gdy rzucił kontrolne spojrzenie na antresole i zamknął ekran laptopa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedział, czy spała, chociaż on na jej miejscu na pewno nie zmrużyłby oka, ale ponieważ był na swoim miejscu, zamierzał odpocząć na tyle, na ile pozwoli mu świadomość. Odłożył urządzenie na stolik i wsunął się pod koc, jedną rękę wkładając pod poduszkę razem z bronią, drugą mając swobodnie na swoim brzuchu. Obróciwszy się na bok, przymknął oczy, wsłuchując się w bezdenną ciszę i pozwalając samemu sobie wprowadzić się w tryb uśpienia, choć takiego, które jest równocześnie czuwaniem. Wiedział, że nie ma w domu intruza, ale potrzeba czuwania była silniejsza.
      Nie przeszkadzało mu, że spacerowała po wnętrzu, ale gdy zbliżyła się, a on poczuł ten drobny ruch spod chłodnego palca na swoim czole, od razu otworzył oczy, celując spojrzenie w te zielone, należące do Noor. To było naprawdę zabawne, że była w stanie oceniać go tak przychylnie, nie mając pojęcia, czym zajmuje się w chwili, w której nie wykłada przed nią zajęć. Gdyby wiedziała, ilu mężów odebrał kochającym żonom, ilu świadków unicestwił, nie patrząc na ich wiek, gdyby wiedziała, że zabijał z zimną krwią dla państwa, które ma wszystko i wszystkich w głębokim poważaniu, prędzej zwymiotowałaby tymi myślami, zanim zdążyłaby jej wypowiedzieć. Był dobry człowiekiem? Naprawdę? Jeśli jego zwierciadło jest krzywe, to jej musi być popękane i poskładane w jakiś totalnie pokręcony sposób. Albo Noor musi być naprawdę wyjątkowa, jeśli dostrzega resztki dobra, które w nim pozostały.
      Złapał ją nagle za rękę nieopodal łokcia i uniemożliwił odsunięcie się. W kącikach jego ust widniał lekki, subtelny uśmiech, a spojrzenie było intensywne – jak zawsze zresztą – ale tym razem łagodne i lekkie. Nie sądził, że po tym, co sprezentował jej na górze, odważy się podejść tak blisko, żeby sobie na niego popatrzeć, więc był trochę zaskoczony, ale z drugiej strony – interesował ją, a skoro nie mogła spać, a zdobyła okazję, żeby zobaczyć go w tak niecodziennej wersji, to oczywiste, że skorzystała. On sam też korzystał.
      — Zostań ze mną, Noor — szepnął, przyciągając ją do siebie i zmuszając, by usiadała na tym wolnym skrawku kanapy. Odsunął się nieco i puściwszy jej rękę, podniósł koc, żeby mogła wsunąć się pod materiał i ułożyć przed nim w pozycji takiej, jak on. Razem mogli leżeć na łyżeczkę. Nie bez powodu zrezygnował na ten moment z oficjalnego zwrotu, o którym tak dbale pamiętał podczas codziennych rozmów. Przez tą jedną chwilę mogli być w tym innym życiu – pozbawionym reguł i zasad codzienności.

      Jared Shamir 💖😇

      Usuń
  34. Na to, żeby zaczęła się go bać, raczej nigdy nie będzie za późno – wystarczy doprowadzić do kilku sytuacji, w których zmieni jego postrzeganie. Wystarczy ją skrzywdzić tak dotkliwie, żeby kojarzyła go z nieprzyjemnym incydentem, a nie z tymi, które rozpalały w jej sercu ogień. Oczywiście, nie mógł do tego doprowadzić z oczywistego powodu, jakim był kontrakt, ale doskonale wiedział, że byłby w stanie sprawić, że Noor zmieni o nim zdanie, albo że go znienawidzi, i to bez jakiegoś szczególnego starania się o to. Zresztą, kilka godzin temu, gdy rozpinał przed nią pasek, też nie zrobił niczego, co wymagałoby od niego nie wiadomo jak wielkich starań – po prostu nastraszył ją tym, co akurat miał pod ręką, grając na prymitywnych emocjach i ubierając przedstawienie w zbereźny ton. Można tylko pomyśleć, do czego byłby zdolny, gdyby rzeczywiście chciał, ale jemu nie zależało na tym, żeby Noor się go bała. Zależało mu wyłącznie na tym, żeby trzymała się na odpowiedni dystans – mogła mu ufać, ale powinna mieć na uwadze, że jest obcym człowiekiem, z którym nie powinno łączyć jej nic więcej, ponad tą dziwną współpracę, która bądź co bądź wtargnęła w jej życie nagle, nawet nie pytając o pozwolenie. Nie wiedziała, do czego on tak naprawdę dąży robiąc to, co robi, ale na podstawie kilku doświadczeń zawierzyła, że nie chce dla niej źle. I to akurat prawda – chciał dla niej dobrze, jednak nie od dziś wiadomo, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Mógł się nią posłużyć, wykorzystać jej zaufanie do własnych celów, ciesząc się tym, że nie próbowała dociekać, dlaczego stała się targetem, któremu poświęcał więcej uwagi, niż komukolwiek innemu w akademii, jeśli nie był zesłany do tej roboty przez jej rodziców. Mógł zrobić dosłownie wszystko, korzystając z faktu, że była gotowa mu się oddać, jeśli okaże jej trochę więcej czułości. I z tego też powodu wolał nie myśleć, ilu może być na świecie facetów, którzy wykorzystaliby ją, grając na jej uczuciach, bo już w samym jego wywiadowczym otoczeniu byłoby ich co najmniej kilku. Może oni nie byli mistrzami socjotechniki, ale sztuka uwodzenia nie jest jego agentom obca, tak samo jak i jemu. Jak wiele dzieli go teraz od tego, żeby się w niej zatracić? Z pewnością niewiele, żeby nie powiedzieć, że nic. W normalnym przypadku miałby w głębokim poważaniu to czy ją zrani, czy nie zrani – wykorzystałby tę bliskość śmiało, po swojemu, ale nie miał teraz przed sobą normalnego przypadku, tylko Noor. Nie bez powodu chciał, żeby ułożyła się nie przodem, tylko tyłem – żeby nie kusiła go bardziej, niż jest to konieczne, ale wybrała tę opcję, która będzie wymagała od niego znacznie większych pokładów samokontroli. Da radę. Nie mógł się do niej zbliżać, a ona nie mogła zbliżać się do niego, ale wiedział, że przy nim będzie łatwiej jej zasnąć. Jeśli był jej gwarantem bezpieczeństwa, a jej podświadomość skutecznie to sobie zakodowała, to oczywiste, że przy nim pozwoli sobie na rozluźnienie bardziej, niż w obcym łóżku. Musi tylko dać to do zrozumienia również jej świadomości – i właśnie to robił. Właśnie ją przekonywał, że na tej kanapie, pod tym kocem, może uciec przed codziennością i zniknąć z niej chociaż na chwilę. Że może zamknąć się w bezpiecznej bańce i odpocząć, bo tego, że Noor miewa bezsenne noce, zdążył się już domyślić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przebiegł wolnym spojrzeniem po jej twarzy, gdy ta znalazła się na wysokości jego własnej, w tej niedużej odległości, jaką narzucała im szerokość kanapy. Puścił materiał koca i położył rękę na swoim biodrze, a gdy poczuł jej dłonie na swoim torsie, który unosił się lekko i opadał pod wpływem spokojnych oddechów, i usłyszał cichą prośbę, wrócił spojrzeniem do jej oczu. Nie mógł dostrzec zbyt wiele w ciemności, która wypełniała salon, ale światło padające zza szerokich okien, wystarczyło, żeby odnaleźć jej wzrok, lekko błyszczący i wciąż jakby zaskoczony. Rzadko spełniał czyjeś żądania ot tak, ale to nie kosztowało go wiele. Mógł to dla niej zrobić.
      — Noor — powtórzył, przyglądając się z bliska jej twarzy, rejestrując to, jak nieznacznie zmieniała się jej mimika, gdy wypowiadał jej imię w sposób, który będzie mogła odtwarzać w samotności w myślach jeszcze nieskończenie wiele razy, włącznie z tym, co czego doszło między nimi pod ścianą kamienicy, nie zapominając też o tym, do czego był zdolny, gdy oparł lufę na jej skroni. Jest niebezpiecznym człowiekiem, ale ma za zadanie ją chronić i będzie to robił tak długo, jak długo ona pozostanie dla niego targetem. Jeśli ta reguła zostanie złamana, nic nie będzie tak proste, jak jest teraz. Jeśli ta reguła zostanie złamana, ona będzie skazana na jego krzywdę. Cała ta relacja opiera się przecież na układzie – na kontrakcie, który jako jedyny spaja ich w całość.

      Jared Shamir 💓

      Usuń

✉️ Wiadomość od Sekretariatu✉️

Drodzy Uczniowie,

Rozumiemy, że anonimowość internetowa kusi do kreatywności, ale przypominamy, że formularz komentarzy służy do merytorycznych uwag, kulturalnej wymiany myśli i waszego wątkowania. Jeśli ktoś zdecyduje się używać go do teorii spiskowych czy też plotek o Pani Williams – prosimy, zachowajcie umiar (i pamiętajcie, że Pani Williams ma naprawdę dobry słuch!).

Z poważaniem,
Elise Kramer 🏛️✒️