
femme fatale
(n.) a seductive and mysterious woman who uses charm, beauty and allure to ensnare others, often leading them into dangerous or disastrous situations. She is both irresistible and destructive, embodying both desire and danger.
synonyms: heartbreak in heels, soft poison, elegant chaos
synonyms: heartbreak in heels, soft poison, elegant chaos
you're such a strange girl, I think you come from another world
właść. Seraphine Geneviève Rousseau ♢ Sera ♢ urodzona 26 października 2006 roku w Mediolanie jako Livia Vittoria Bianchi ♢ Francuzka włoskiego pochodzenia ♢ córka Philippe Rousseau (zm. 2021), francuskiego magnata finansowego, oraz Anny-Marie Rousseau, kobiety o niejasnej, choć wątpliwej przeszłości ♢ dziedziczka fortuny Rousseau ♢ w wieku pięciu lat otrzymała nową tożsamość dzięki swojemu ojczymowi, który otoczył ją opieką, nadał jej swoje nazwisko i podarował szansę na nowe życie ♢ jedynaczka; przez ojczyma zyskała przyszywanego brata, Gabriela ♢ dostała się do Valmont Academy dzięki wyjątkowemu talentowi malarskiemu oraz głęboko rozwiniętej synestezji, co czyni jej obrazy niczym żywo wyjętymi z wizji ♢ profil artystyczno-humanistyczny; przyszła malarka światowej klasy, wnosząca świeżość do sztuki i kultury ♢ trzeci rok nauki w Valmont Academy na etapie Specialization Years ♢ jest pilną uczennicą, której nauka przynosi przyjemność, a już szczególnie sztuk wizualnych i psychologii twórczości ♢ w dalszym ciągu dba o dobre wyniki, nawet z matematyki, której szczerze nie znosi ♢ uczęszcza na zajęcia dodatkowe z eksperymentalnych technik malarskich oraz teatru i aktorstwa filmowego ♢ wyróżnia się zagadkowym podejściem do nauczycieli; jeśli wchodzą jej w drogę, odwzajemni się w nieoczywisty sposób ♢ outsiderka, z własnej woli trwająca w cieniu akademickich elit ♢ posługuje się biegle językiem angielskim, francuskim i niemieckim; nie mówi po włosku odkąd jako dziecko przeprowadziła się do Paryża ♢ tajemnice, które zabierze ze sobą do grobu, dotyczą jej prawdziwego pochodzenia, tej jednej rozmowy przed śmiercią ojczyma oraz zakazanego, lecz jakże słodkiego romansu ♢ ponoć sypia z jednym z profesorów (nieprawda, uważa to za zbyt banalne) ♢ ponoć pali papierosy na tarasie akademii i notorycznie z kimś romansuje (częściowo prawda...) ♢ ponoć jej matka przyczyniła się do śmierci swojego męża ♢ ponoć nie potrafi żyć bez męskiej atencji i adoracji ♢ ponoć prawdę o sobie maluje w prywatnych obrazach, które nikomu nie pokazuje ♢ ponoć jest taka sama jak swoja matka ♢ ponoć jest klasycznym przypadkiem femme fatale — piękną katastrofą w ludzkim wydaniu — niepowiązana ze skandalem z 1994

she looked untouchable...
Jej pamięć nie sięga czasów, gdy ojciec stworzył dla niej i jej matki nowy początek. Zbyt młoda, by to zrozumieć, a jednak wystarczająco świadoma, by zapamiętać coś innego — wszechobecną ciszę i chłód, który na zawsze osiadł w marmurowych ścianach paryskiej rezydencji. To właśnie tam poznała smak samotności; smak tak przenikliwy, że na zawsze odcisnął się na jej sercu. Pamięta ten dzień, gdy przestała biegać po włoskich placach, śmiejąc się z kuzynkami, a zamiast tego usiadła prosto przy ciężkim dębowym stole, ucząc się, jak trzymać filiżankę i kiedy należy spuścić wzrok. Od tamtej chwili dzieciństwo stało się jedynie sennym wspomnieniem, a jej rzeczywistość wypełniły lekcje etykiety i niekończące się godziny zgłębiania zasad elitarnego świata, który miała nie tylko zrozumieć, ale którego miała stać się częścią.
Od najmłodszych lat czeka na nią imperium — potęga, którą Philippe Rousseau zbudował od zera i którą w przyszłości miał jej przekazać. Z niemal obsesyjnym uporem powtarzała więc zasady, podczas gdy inne dziewczynki wciąż tuliły lalki w swoich biednych mediolańskich pokojach. Tamten świat zgasł w niej szybciej, niż mogła przypuszczać, a wartość pieniądza zrozumiała wcześniej, niż powinna. Pamięta ten moment doskonale — chwilę, gdy Philippe po raz pierwszy kupił jej coś, co dotąd było poza jej zasięgiem. Wtedy właśnie otworzyła się puszka Pandory.
Z czasem zrozumiała, jak wiele może osiągnąć spojrzeniem swoich orzechowych oczu pełnym niewinności i rozbrajającym uśmiechem, który skruszyłby najtwardsze serce. Matka powtarzała jej, że uroda jest kluczem do każdego zamka — Anna-Marie wyczarowała ich przyszłość krok po kroku, mądrze rozgrywając każdy gest i słowo. Nigdy jednak nie kochała Philippe’a, ale pokochała za to wygodę i splendor, który ofiarował jej ten uległy mężczyzna. Nie przewidziała jednak, jak bardzo pokocha jej córkę. Tak bardzo, że bez żalu odsunął własnego syna na bok, by mała Seraphine mogła rozkoszować się dzieciństwem utopionym w prestiżu i luksusie.
Pamięta więc dni, gdy jej najcichszy szept przywoływał służbę, a krokodyli płacz potrafił wpędzić matkę w kłopoty. Świat nauczył ją więc wiele, a przede wszystkim tego, by nigdy nie marnować szansy. Pieniądze szybko przestały być dla niej celem, stały się za to narzędziem.
Od najmłodszych lat stąpa po gruncie pozornej niepewności, sprawiając wrażenie kruchej i chwiejnej. W rzeczywistości każdy jej krok jest przemyślany, a spojrzenie hipnotyzuje jak syreni śpiew. Zawsze trzyma się bliżej ścian, ale nie ze strachu, lecz z wyrachowania. Obserwuje z dystansu, by wkroczyć do gry w najodpowiedniejszym momencie, jak lwica polująca na bezbronną ofiarę. Nigdy nie szuka okazji, wie bowiem, że los sam podsunie ją na srebrnej tacy. Przyzwyczajona do nieustannej adoracji, stała się mistrzynią perswazji. Manipuluje otoczeniem z taką gracją, że nikt nie potrafi się oprzeć. Jeden jej ruch, jedno spojrzenie, a mężczyźni padają żałośnie do jej stóp, gotowi zrobić wszystko, by zasłużyć na jej uwagę. Trwa więc w tym teatrze, grając swoją rolę z wdziękiem i wyrachowaniem, gotowa podporządkować sobie nawet cały wszechświat.
Od najmłodszych lat czeka na nią imperium — potęga, którą Philippe Rousseau zbudował od zera i którą w przyszłości miał jej przekazać. Z niemal obsesyjnym uporem powtarzała więc zasady, podczas gdy inne dziewczynki wciąż tuliły lalki w swoich biednych mediolańskich pokojach. Tamten świat zgasł w niej szybciej, niż mogła przypuszczać, a wartość pieniądza zrozumiała wcześniej, niż powinna. Pamięta ten moment doskonale — chwilę, gdy Philippe po raz pierwszy kupił jej coś, co dotąd było poza jej zasięgiem. Wtedy właśnie otworzyła się puszka Pandory.
Z czasem zrozumiała, jak wiele może osiągnąć spojrzeniem swoich orzechowych oczu pełnym niewinności i rozbrajającym uśmiechem, który skruszyłby najtwardsze serce. Matka powtarzała jej, że uroda jest kluczem do każdego zamka — Anna-Marie wyczarowała ich przyszłość krok po kroku, mądrze rozgrywając każdy gest i słowo. Nigdy jednak nie kochała Philippe’a, ale pokochała za to wygodę i splendor, który ofiarował jej ten uległy mężczyzna. Nie przewidziała jednak, jak bardzo pokocha jej córkę. Tak bardzo, że bez żalu odsunął własnego syna na bok, by mała Seraphine mogła rozkoszować się dzieciństwem utopionym w prestiżu i luksusie.
Pamięta więc dni, gdy jej najcichszy szept przywoływał służbę, a krokodyli płacz potrafił wpędzić matkę w kłopoty. Świat nauczył ją więc wiele, a przede wszystkim tego, by nigdy nie marnować szansy. Pieniądze szybko przestały być dla niej celem, stały się za to narzędziem.
Od najmłodszych lat stąpa po gruncie pozornej niepewności, sprawiając wrażenie kruchej i chwiejnej. W rzeczywistości każdy jej krok jest przemyślany, a spojrzenie hipnotyzuje jak syreni śpiew. Zawsze trzyma się bliżej ścian, ale nie ze strachu, lecz z wyrachowania. Obserwuje z dystansu, by wkroczyć do gry w najodpowiedniejszym momencie, jak lwica polująca na bezbronną ofiarę. Nigdy nie szuka okazji, wie bowiem, że los sam podsunie ją na srebrnej tacy. Przyzwyczajona do nieustannej adoracji, stała się mistrzynią perswazji. Manipuluje otoczeniem z taką gracją, że nikt nie potrafi się oprzeć. Jeden jej ruch, jedno spojrzenie, a mężczyźni padają żałośnie do jej stóp, gotowi zrobić wszystko, by zasłużyć na jej uwagę. Trwa więc w tym teatrze, grając swoją rolę z wdziękiem i wyrachowaniem, gotowa podporządkować sobie nawet cały wszechświat.
...but bled easily
Gdy jednak przychodzi kolejna bezsenna noc, a cisza w złotej rezydencji zdaje się dusić ją jak ciasny gorset, wyciąga dłonie po pędzle… To im potrafi powierzyć prawdę, od której tak skrupulatnie ucieka. Maluje więc to, czego nie potrafi wypowiedzieć — tęsknotę tak głęboką, że czasami zdaje się nią dławić. Maluje pragnienie miłości, której kiedyś doświadczyła od mężczyzny, którego nigdy nie potrafiła nazwać ojczymem. Dla niej był ojcem, kimś więcej niż tylko opiekunem — był filarem jej dzieciństwa, ramieniem, które dawało ciepło i bezpieczeństwo, jakiego nie potrafiła znaleźć nawet w ramionach własnej matki. Był jej ciepłem pośród chłodu tamtej paryskiej rezydencji… Tęskni za tym uczuciem bycia kochaną bezwarunkowo, bez względu na niedoskonałości, na rysy, które przeszłość wyryła w jej historii jak nożem na marmurze. Pragnie powrotu do chwil, gdy jedno spojrzenie wystarczyło, by poczuć się ważną — chwil, które zniknęły bezpowrotnie, pozostawiając ją pośrodku niczego. Dziś więc każdego dnia udaje, że żałoba nie rozdarła jej serca na strzępy, a śmierć ojca nie zniszczyła jej świata. Udaje jednak nie przed innymi, a przed sobą samą…
W głębi duszy jest jak kwiat, który więdnie w cieniu — zabrano mu słońce, zabrano mu deszcz, a on wciąż próbuje kwitnąć. Hipnotyzuje spojrzeniem, czaruje gestem, ale za tym spojrzeniem kryje się pustka, a gest jest tylko pozorem, za którym kryje się lęk. Lęk przed tym, że w pewnym momencie nie zauważy jej nawet promień słońca… W przeciwieństwie do swojej matki, która bezwstydnie karmi się swoją urodą, ona wie, że piękno przemija. Doskonale rozumie, że kiedyś na tej twarzy pojawią się linie, a oczy przestaną przyciągać niczym magnes. I wtedy zostanie tylko serce — to samo, które już teraz jest nadgryzione przez rozczarowania i zatruwane samotnością. Serce, które coraz bardziej przypomina ruinę, jakiej nikt nie zechce podziwiać.
Rozumie, może lepiej niż ktokolwiek inny, że prawdziwe szczęście nie jest jej pisane. W jej świecie miłość zawsze będzie ustępować miejsca pożądaniu, a ciepło dotyku stanie się tylko narzędziem do osiągania celów.
Maluje więc kolejny obraz, z każdą smugą farby wykrzykując cicho swoje lęki, tęsknoty, żale. Z każdym pociągnięciem pędzla opowiada historię pragnienia, którego nikt nigdy nie zaspokoi, tęsknoty za tym jednym dotykiem, który byłby czysty, niewinny, nieobciążony warunkiem czy interesem. Tym dotykiem, którego nigdy nie miała zaznać…
Nie ma już jednak odwrotu – nie, gdy smak tego uzależnienia jest tak słodki, tak perfidnie przyjemny, że aż nierealny. To uzależnienie od atencji, od kontrolowania spojrzeń i oddechów innych, od bycia marzeniem, choćby na chwilę daje jej siłę do trwania. To tylko wtedy czuje, że istnieje. To przy nim czuje, że jest…
W końcu odkłada pędzel, a jedyne co otacza jej ciało, to ta sama dziecięca samotność, która dręczy ją niczym najgorsze fatum. Otula ją ciasno, jak gdyby chciała przypomnieć, że nawet wśród ludzi, wśród spojrzeń, dotyków i pustych słów, Seraphine Rousseau wciąż nosi w swoim sercu tę małą włoską dziewczynkę czekającą na coś, co nigdy nie nadejdzie.
W głębi duszy jest jak kwiat, który więdnie w cieniu — zabrano mu słońce, zabrano mu deszcz, a on wciąż próbuje kwitnąć. Hipnotyzuje spojrzeniem, czaruje gestem, ale za tym spojrzeniem kryje się pustka, a gest jest tylko pozorem, za którym kryje się lęk. Lęk przed tym, że w pewnym momencie nie zauważy jej nawet promień słońca… W przeciwieństwie do swojej matki, która bezwstydnie karmi się swoją urodą, ona wie, że piękno przemija. Doskonale rozumie, że kiedyś na tej twarzy pojawią się linie, a oczy przestaną przyciągać niczym magnes. I wtedy zostanie tylko serce — to samo, które już teraz jest nadgryzione przez rozczarowania i zatruwane samotnością. Serce, które coraz bardziej przypomina ruinę, jakiej nikt nie zechce podziwiać.
Rozumie, może lepiej niż ktokolwiek inny, że prawdziwe szczęście nie jest jej pisane. W jej świecie miłość zawsze będzie ustępować miejsca pożądaniu, a ciepło dotyku stanie się tylko narzędziem do osiągania celów.
Maluje więc kolejny obraz, z każdą smugą farby wykrzykując cicho swoje lęki, tęsknoty, żale. Z każdym pociągnięciem pędzla opowiada historię pragnienia, którego nikt nigdy nie zaspokoi, tęsknoty za tym jednym dotykiem, który byłby czysty, niewinny, nieobciążony warunkiem czy interesem. Tym dotykiem, którego nigdy nie miała zaznać…
Nie ma już jednak odwrotu – nie, gdy smak tego uzależnienia jest tak słodki, tak perfidnie przyjemny, że aż nierealny. To uzależnienie od atencji, od kontrolowania spojrzeń i oddechów innych, od bycia marzeniem, choćby na chwilę daje jej siłę do trwania. To tylko wtedy czuje, że istnieje. To przy nim czuje, że jest…
W końcu odkłada pędzel, a jedyne co otacza jej ciało, to ta sama dziecięca samotność, która dręczy ją niczym najgorsze fatum. Otula ją ciasno, jak gdyby chciała przypomnieć, że nawet wśród ludzi, wśród spojrzeń, dotyków i pustych słów, Seraphine Rousseau wciąż nosi w swoim sercu tę małą włoską dziewczynkę czekającą na coś, co nigdy nie nadejdzie.
she was made of steel...
♢ błyskotliwość i niezwykła inteligencja ♢ władczość i charyzma, ale bez otwartej dominacji ♢ spostrzegawczość i przenikliwość ♢ doskonałe wyczucie estetyki ♢ zdolności przywódcze (choć unika formalnych ról) ♢ cierpliwość i samodyscyplina
...and shattered glass
♢ pycha ♢ cynizm i dystans emocjonalny ♢ prowokacyjność ♢ nadmierna duma ♢ potrzeba adoracji, która powoduje, że bez uwagi więdnie niczym kwiat ♢ poczucie wyższości intelektualnej
she was both poision...
INFJ ♢ regularna bywalczyni Biblioteki szkolnej, gdzie tonie w tytułach najlepszych książek psychologicznych ♢ ponad to, często można ją spotkać w pracowni artystycznej, gdzie oddaje się procesowi tworzenia ♢ za dnia lubuje się w mitrężeniu czasu w La Petite Pause, gdzie kosztuje swoją ulubioną czarną kawę ♢ wieczory, a nawet późne noce, spędza na tarsie widokowym, a czasami na dziedzińcu, gdzie cieszy się smakiem samotności ♢ po godzinach, poza malowaniem i szkicowaniem, oddaje się pływaniu ♢ miłośniczka sztuki secesyjnej ♢ gra na fortepianie ♢ kolekcjonuje biżuterię vintage oraz perfumy premium - sama zawsze pachnie niemal doskonale ♢ jej dłonie zawsze zdobią złote pierścienie oraz długie, bordowe paznokcie ♢ najbardziej lubi deszczowe wieczory, zapach starych ksiąg, ciemne i aksamitne kolory oraz głębokie rozmowy ♢ poza tym, uwielbia igrać z losem i uwodzić, by ostatecznie móc porzucić ♢ z kolei nie znosi braku elegancji i klasy, małostkowości i publicznego kompromitowania się ♢ nie lubi również jaskrawych i pastelowych kolorow ♢ ponad wszystko nienawidzi bycia niezauważoną ♢ twierdzi, że ma klaustrofobię, choć w rzeczywistości niczego nie boi się tak bardzo, jak bycia nikim
...and remedy
Cześć! Mamy do oddania postać :) Zapraszamy.
✉️ cinnamoonlattee@gmail.com 📝 limit: .../...
✉️ cinnamoonlattee@gmail.com 📝 limit: .../...
[Rawr 😩 Always cooking good 🩷]
OdpowiedzUsuń[Absolutely stunning💖 dużo tajemnic, dużo niewiadomych, same zagadki... Ogólnie to ona jest kimś, wokół kogo wyobrażam sobie unoszącą się lekko niepokojącą aurę 😎 i dreszcze obsypujące kark każdemu, kto się zapatrzy i zostanie przyłapany! To taka kokietka i modliszka, czy jednak słodka trufelka? Powiem szczerze, że sama nie wiem, czego się po niej spodziewać i jak ją odbierać, jest wielowymiarowa i każda jej odsłona mieni się jak diamencik.
OdpowiedzUsuńPięknie napisana karta, oddajesz klimat. Chętnie poczytałabym więcej, dowiedziała się czegoś o tych przeżyciach, które odcisnęły na niej piętno. Także no... Zamówienie na pisanie już masz ☺️
Dzięki za powitanie mojej zagubionej kruszynki, życzę Wam udanej zabawy i takich przygód, aż szkoda będzie nocy na sen! ]
Noor
[Twoje karty zawsze mnie powalają, a postacie są tak świetnie opisane, że aż zazdroszczę! Morza weny i samych dobrych pomysłów z Seraphine ❤️]
OdpowiedzUsuńOctavia
[Serdecznie dziękuję za powitanie Lysandra i miłe słowa pozostawione pod jego kartą. Pewnie cię zaskoczę, ale jest to też jedyna postać, z którą pokłóciłam się już w trakcie jej tworzenia. Pierwotnie miał być bowiem artystą wzorowanym na filmie i książce Stowarzyszenie Umarłych Poetów, a wyszło coś bardzo lekko opartego na Pacyfikatorze. Cóż, zdarza się i tak.
OdpowiedzUsuńPo tym wstępie pozwolę sobie również stwierdzić, że sposób w jaki przedstawiłaś losy swojej panny sprawił, że pochłonęłam je niemal na jednym tchu i teraz naprawdę nie wiem, czy powinnam się bardziej na nią wkurzać za sposób w jaki traktuje ludzi (zwłaszcza mężczyzn), czy też raczej jej współczuć za to w jak okrutny sposób ją samą potraktował los.
PS. Coś mi mówi, że masz jakiś szalony pomysł na wspólny wątek, więc wpadam na maila.]
[Pozwoliłam sobie od razu napisać gmaila <3 nie mogę się doczekać!!!]
OdpowiedzUsuńLeo&Ed&Del
[Bardzo dziękuję za powitanie. <3 Myślę, że Seraphine ma ogromne pokłady potencjału, nie tylko związanego z malarstwem. Taki potencjał odkrywa się zazwyczaj wtedy, kiedy przestaje się potrzebować innych — a przynajmniej tak powiedziałaby Morrigan.
OdpowiedzUsuńW razie chęci zapraszam do siebie i życzę Ci dużo weny oraz dobrej zabawy. <3]
Morrigan Ó Dubhuir
Błysk mikropipety rozświetlił przyciemnione laboratorium. Edmund zdjął rękawiczki, przeciągnął się i spojrzał na ekran komputera. Dane powoli się ładowały, a on niecierpliwie popijał zimną kawę. To była kolejna noc, którą naukowiec spędzał nad sekwencjonowaniem genomu Diacodexis; prastarego krewniaka dzisiejszych koni.
OdpowiedzUsuńZanim doktor Cavendish trafił na doktorat z inżynierii genetycznej w Valmont, spędził lata nad badaniami paleogenetycznymi, zgłębiając losy wymarłych gatunków. Teraz, łącząc obie dziedziny, ten sam człowiek próbował czegoś, co dla wielu brzmiało jak szaleństwo: rekonstruował brakujące fragmenty genomu Diacodexis i śledził ich zmiany aż do pierwszych przedstawicieli rodzaju Equus. W skrócie Edmund chciał zrozumieć, jak mały, niepozorny ssak z eocenu mógł wyewoluować w potężne, szybkie konie, które znamy dzisiaj. Obecne badania opierały się na szczątkowym DNA wydobytym z osadów liczących sobie ponad 50 milionów lat. Większość współpracowników grupy badawczej uważała, że taki materiał jest zbyt zniszczony, by dało się z niego wyciągnąć jakiekolwiek sensowne dane. Edmund był jednak jak zwykle pewny siebie oraz przekonany, że jeśli odpowiednio oczyści próbki i użyje nowoczesnych algorytmów rekonstrukcji, może poskładać brakujące fragmenty niczym układankę...
Ekran wreszcie pokazał pierwsze wyniki. Edmund spojrzał na wykresy i zaczął szybko przesuwać palcami po klawiaturze. Oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia. „Niemożliwe...” – wyszeptał. Jeden z sekwencjonowanych fragmentów DNA był niepokojąco podobny do genu odpowiedzialnego za rozwój kończyn u współczesnych koni. Jeśli wspomniany szaleniec się nie mylił, miał przed sobą dowód na to, że proces stopniowej elongacji kończyn rozpoczął się wcześniej, niż do tej pory sądzono. Odkrycie to mogło zrewolucjonizować wiedzę o ewolucji ssaków kopytnych. Zmęczenie zniknęło więc jak ręką odjął. To była tylko jedna noc z wielu, ale potomek Laureatów Nobla już wiedział, że warto było zarwać sen dla takich chwil. Z drżącymi dłońmi doktor zaczął przygotowywać wyniki do publikacji—świat miał się dowiedzieć o tej małej (wielkiej) rewolucji w paleogenetyce.
Wraz z upływem czasu organizm badacza wykazywał znaczące zmniejszenie reaktywności na kofeinę, co mogło wynikać z rozwijającej się stopniowo tolerancji. Efekt pobudzający ulegał osłabieniu, sugerując adaptacyjne zmiany w układzie nerwowym oraz zmniejszoną wrażliwość receptorów adenozynowych... Zamiast jednak udać się na zasłużony spoczynek po napisaniu ponad trzech czwartych publikacji, doktor Cavendish wolał zrobić sobie kolejny zastrzyk wspomagający trzymanie się jawy zamiast snu. Ku zniesmaczeniu Edmund odkrył jednak, że w ostatnich dniach zdążył definitywnie nadużyć sporego, zgromadzonego wcześniej zapasu i na moment obecny nie mógł już uszczęśliwić się w ten podstawowy sposób. Tymczasem przez okna laboratorium zaczęły przemykać pierwsze słoneczne promienie świtu. Zaspany i zmęczony mężczyzna postanowił więc, że dokończy ów pracę i uda się do słynnej na cały uniwersytet kawiarni za kilka godzin, które aktualnie spędzi przede wszystkim na poprawianiu swoich błędów.
Ostateczne podzielenie się triumfem Edmund przełożył na chwilę lepszego samopoczucia. Nikt bowiem nie deptał mu po piętach jak w poprzednich latach, podczas których musiał ścigać się w liczniej obleganych celach badawczych, które były lepiej sponsorowane przez uczelnie oraz muzea. Teraz szczęśliwie wystarczyło jego nazwisko, aby przyciągnąć do siebie uwagę oraz podkreślić swoją autentyczność, drobiazgowość czy też ambicję. Zależało mu na bezbłędnym trafieniu w sam środek tarczy, jak za większością poprzednich razy. Zdecydowanie doktor Cavendish nie chciał wystawić swojej reputacji na ciężką próbę, przez którą mógłby utracić obecne poparcie.
Dumny z postępów naukowiec w końcu przekroczył próg La Petite Pause nieco lunatycznie, ogarniając wnętrze pół przytomnym wzrokiem, jakby duszą nadal był przy swojej pracy. Opierając się o słynną laskę, Edmund zbliżył się nieporadnie do lady, czytając już zawczasu nazwy ledwo co przygotowanych smakołyków, mających tylko ulepszyć smak tutejszych napojów, a zarazem znacząco poprawić nastrój. Ze zdumieniem doktor odkrył, iż był fatalnie głodny, podczas gdy wcześniej kompletnie nie dopuszczał do siebie przez tak długo podstawowych potrzeb. Nie było to rzecz jasna zdrowe podejście, wręcz tragiczne, aczkolwiek smagając się w ten sposób znacząco poprawił samodyscyplinę, a także wynikające z tego skupienie na jednym zadaniu.
Usuń- Dzień dobry. - Zachrypnięty głos wydawał się pochodzić z jakiegoś innego miejsca niż jego organizm. Edmund odchrząknął w międzyczasie, gdy sprzedawczyni odpowiedziała mu równie serdecznie, choć znacznie przytomniej, po czym dodał: - Poproszę sernik dyniowy z bitą śmietaną oraz doppio.
Uniesione brwi tlenionej blondynki w dobrze skrojonym na jej sylwetkę fartuszku podpowiedziały mu, że postradał do reszty zmysły. Dodatkowo ten lekki, pełzający na granicy dołeczków młódki pół uśmiech upewnił go w tym mniemaniu.
- Z czystej ciekawości, jeśli można oczywiście zapytać, jak długo jest pan na nogach?
W ramach wyjątków od zasady, jakimi są tego typu ludzie, czyli niewinni pracownicy bądź też profesorowie obdarzeni przez niego głębokim szacunkiem, Edmund pozwalał nazywać się po prostu „panem”. Nie znaczyło to jednak, iż jego ego wcale na tym nie cierpiało.
- Dość długo. - Odparł lakonicznie wezwany, nie lubiąc zbytnio wchodzić w pogawędki, jakie rzadko kiedy prowadziły do czegoś sensownego… Zwłaszcza, kiedy nie miał na nie zupełnie nastroju ani siły.
Pracownica zapewniła go podczas płatności kartą, że Edmund może spokojnie usiąść, ponieważ przyniesie mu zamówienie do wybranego stolika. Stanowiło to kolejny powód, dla którego doktor Cavendish tak rzadko bywał w miejscach publicznych o charakterze usługowym, albowiem k t o ś musiał go często wyręczać w tak podstawowych czynnościach, jak odbieranie czy też noszenie zamówień. Szczególnie upokarzającym był moment, gdy wbrew wychowaniu, które wyniósł z domu, to właśnie kobiety musiały go w t y m wyręczać.
Powieszenie na wieszaku skórzanego płaszcza od Brunello Cucinelli podszywanego ekskluzywnym kaszmirem i wełną wikunią okazało się dla Edmunda nieco zajmujące w tym stanie, podobnie jak ostrożne siadanie, aby nie przewrócić podwójnych stolików wokół czworga foteli. Sprzedawczyni po wykonaniu jego zamówienia faktycznie mu je podstawiła pod nos, ale coraz słabiej przychodziło mu rejestrowanie rzeczywistości. Smak jednego z ulubionych serników też był gdzieś za mgłą, jakby ktoś otępił mu naraz wszystkie zmysły. Doktor Cavendish faktycznie pamiętał, że zjadł kawałek ciasta, ale potem?
Edmund zasnął z dziecinną łatwością lekko przechylony w stronę szyby, za którą był widok na Las Valmont.
Obudziło mężczyznę z powrotem dopiero delikatne oraz subtelne stukanie łyżeczki o filiżankę znacznie większą od tej z jego doppio. Po drugiej stronie na przeciwległym fotelu usiadła do stolików pewna cudownej urody istota. Przetarcie oczu nie poprawiło zbytnio ostrości spojrzenia, trzeba było się dobudzić cudem bez tego. Edmund był przekonany, że oto nawiedziła go mara senna, a obraz tej młodej damy to najwyżej wytwór wspaniałej wyobraźni, zgubionej na granicy świadomości. Faktem okazała się zaraz rzeczywista obecność, ponieważ charyzmatyczna nieznajoma zwróciła się z czymś do niego. Ale z czym? Słowa na początku przyjął bardzo nieskładnie, gubiąc ich sens po drodze.
- Przepraszam, ale czy zechciałabyś powtórzyć?
Naukowiec przysiągł sobie w międzyczasie, że tym razem skupi się szybciej na wypiciu kawy niż wpierw pałaszowaniu słodyczy.
Sen to druga rzeczywistość, gdzie piękno przychodzi bez zapowiedzi i znika o świcie, ale Ty postanowiłaś zostać dla Edmunda