2025/03/21

[K] Jared Shamir

Największa tajemnica? W latach 2018-2023, pod pseudonimem operacyjnym Zev, działał jako agent Kidonu – elitarnej jednostki zabójców izraelskiej służby wywiadowczej. Na usługach Mosadu nieprzerwanie od 2014 roku. Wie o wielkich i małych ludziach więcej, niż może im się kiedykolwiek wydawać. Plotki krążące o nim? Podobno nosi golfy, bo coś pod nimi ukrywa, a nauczanie wcale nie jest jego główną misją w tym miejscu. Ponoć należy do Bnei Baruch. Ponoć zostawił gałązkę tojadu w papierach ucznia, a ten jakiś czas później w tajemniczych okolicznościach rozstał się z uczelnią i nie wrócił nigdy więcej. Czy jest powiązany z dawnym skandalem akademii? Nie jest powiązany ze skandalem, ale jest wtajemniczony. Szczególne nawyki? Splatanie rąk za plecami oraz składanie origami ze wszystkiego, co da się złożyć. Słabe i mocne strony? Znany z wyjątkowej cierpliwości i zdolności do właściwej oceny sytuacji oraz do zachowania zimnej krwi nawet w najgorszych momentach. Zdeterminowany w dążeniu do celów. Czepiający się szczegółów weredyk, który uwali Cię dla zasady, jeśli kiedykolwiek zajdziesz mu za skórę. Pamiętliwy, nieprzystępny i stroniący od zażyłych znajomości. Minimalista skrupulat. Hobby oraz zainteresowania? Pasjonata muzyki klasycznej oraz gry na fortepianie. Nieustannie zgłębia tajniki inżynierii społecznej, która fascynuje go od wielu lat. Uspokaja go obserwacja nocnego nieba przy użyciu teleskopu, a także wieczory przy literaturze filozoficznej. Kolekcjoner broni białej, z nacisiem na sztylety perskie ze stali damaceńskiej, i mistrz czarnego wywiadu. Ulubione miejsce w akademii? Taras widokowy oraz biblioteka. Lęki lub fobie? Demaskacja. Znajomość języków? Języki rodzime: hebrajski oraz arabski. Języki dodatkowe: niemiecki i angielski. Koligacje rodzinne? Yitzhak Shamir — zmarły dziadek, przywódca organizacji Lechi, szef Mossadu na kraje europejskie, przewodniczący Knesetu, minister spraw zagranicznych i siódmy premier Izraela, dwukrotnie pełniący urząd;
Ja’ir Shamir — ojciec, pułkownik izraelskich sił powietrznych, członek Knesetu, izraelski minister rolnictwa;
Zelda Shamir — matka, wiolonczelistka dla Izraelskiej Orkiestry Filharmonicznej;
Jeriah Shamir — starszy o pięć lat brat, instruktor programu Havatzalot, Aman;
Jaron Shamir — starszy o trzy lata brat, Wydział Bezpieczeństwa Ochronnego, Shin Bet; Myśl przewodnia? Szpiegowanie jest sztuką posługiwania się ludźmi, którzy nie wierzą w lojalność, których zachłanność jest ogromna i nieprzewidywalna. Najlepsi szpiedzy to nie ci, którzy pracują dla pieniędzy lecz dla zaspokojenia swoich najskrytszych pragnień. Walutą szpiegów jest wiedza.

Imiona i nazwisko: Yared Yitzhak Shamir Data i miejsce urodzenia: 11/11/1991 r. Herzliya, Tel Aviv, Izrael Miejsce zamieszkania: barnhouse, Saint-Vincent, Szwajcaria Stanowisko: wykładowca Przedmiot: psychologia społeczna i manipulacja opinią publiczną Dodatkowa funkcja: prowadzący zajęcia socjotechniki Członkostwo: Rada Dyscyplinarna Aktualny zawód: szpieg, oficer operacyjny Tzometu, Mosad Kwalifikacje:socjotechnika, kinezyka

Od najmłodszych lat w jego życiu liczyło się wyłącznie jedno – zrealizować zadanie, wypełnić aspiracje i osiągnąć cel. Przekładał to na każdy aspekt swojej codzienności, traktując każdą czynność jak jedno z wielu prozaicznych zobowiązań, które musi odhaczyć na swojej liście. Biernie nauczył się pisać, wcale nie doceniając starań kaligrafisty, który wbijał mu do głowy zasady pisania końcówką ściętą, beznamiętnie przyswoił szkolną wiedzę, doceniając jedynie dobrze odbite ryciny na stronach opasłych podręczników, i bez zaangażowania odnotował pierwsze znajomości, oddzielając się od nich grubą kreską już chwilę później. Nigdy nie obchodziło go to, co nie było warte jego zainteresowania i z tego też powodu nigdy nie został kimś, kto jest zobowiązany stawiać na piedestale kogoś więcej, niż siebie. To pewne, że mimo zamiłowania, byłby beznadziejnym muzykiem, bo nie odnalazłby satysfakcji w pracy zespołowej, i że byłby równie kiepskim prawnikiem, bo pomaganie innym, nawet za pieniądze, to inercja, a jeszcze gorszym byłby lekarzem, skoro życie innych obchodzi go tyle, co zeszłoroczny śnieg, a w zasadzie to nie liczy się dla niego wcale. Istniała tylko jedna ścieżka, którą mógł podążać i wiodła ona śladami dziadka, choć tylko do pewnego momentu, bo jego ponadprzeciętne zdolności marnowałyby się za biurkiem i dlatego on, w przeciwieństwie do dziadka, nigdy za nim nie usiadł. Był doskonałym zdobywcą i realizatorem celów, a został jeszcze lepszym wywiadowcą, a wreszcie chłodnym agentem dysponującym licencją na zabijanie, który nawet przy takiej funkcji zdolny był odhaczać cele – tak po prostu. Pod przykrywką był już każdym, ale dzięki temu znalazł drogę do kilku pasji, które obdarzył szczerym zamiłowaniem, bo w rzeczywistości niewiele jest spraw, które potrafią tak szczerze dotknąć jego serca. W jego życiu od zawsze dominuje pragmatyzm i parcie na osiąganie celów, które najpierw sumiennie realizuje, i od których potem sumiennie się odcina. Człowiek jest dla niego tylko jednym – celem, zwykłą zdobyczą i kolejnym targetem do zrealizowania. I to nigdy się nie zmieni z jednego prostego powodu: podobno nie da się naprawić kogoś, kto urodził się ze złamanym sercem.

Jared Shamir
wykładowca psychologii społecznej i manipulacji opinią publiczną・członek Rady Dyscyplinarnej・oficer operacyjny Mosadu
zapraszamy wszystkich do zabawy :) zdaniezlozone@gmail.com

32 komentarze:

  1. [Aaah 💜 tak przyjemnie będzie nam go próbować rozebrać z golfu, przekonań, dystansu i oziębłości! Skubnąć i obedrzeć go z samotności i takiej pewności, że sam jest kowalem własnego losu... Bo czasami wystarczy chwila i los się odmienia!
    Charakter i wizerunek doskonale dobrany do zawodu, świetna kombinacja. A jednak jakakolwiek forma sztuki ukryta w jego pasjach jest miłą niespodzianką, choć ostatnie czego bym się spodziewała po... ekhem zabójcy skądinąd, to nawet najdrobniejsza forma wrażliwości!
    Podziwiam za budowanie tak dokładnego i szczegółowego tła dla postaci, twoje dopracowanie każdego elementu sprawia, że palę się z wstydu i napatrzeć nie mogę jednocześnie. Znowu. Tak wszystko zgrywasz i dopieszczasz w swoich postaciach, że wcale nie ma ani niedosytu, ani przesady, zostaje za to mnóstwo chęci do porwania w wątek po wspólne przygody!
    Niedługo tu wrócimy!]

    Wasze Światełko 💎✨❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. [Yaay, muszę to napisać, bo zgadzam się z przedmówczynią. Magnetyczna osobowość z pana wykładowcy, ciekawa i świetnie przygotowana. Łatwo dla niego przepaść. Jeszcze mnie tu oficjalnie nie ma, ale chciałam dać znać, że odezwałam się na maila. A korzystając z okazji życzę udanej zabawy. :)]

    przyszła uczennica

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Kreacje twoich postaci jak zwykle zawsze zachwycają! ❤️ Jared to postać, która zdecydowanie budzi respekt. Bardzo też spodobało mi się ostatnie zdanie, bo mieści w sobie tak ogromną ilość różnych emocji. Właśnie to chyba najbardziej lubię w pisaniu. :)
    Oczami wyobraźni widzę, jak Theodore musi się starać, by zdobyć szacunek swojego wykładowcy, ale to może i lepiej? ;)
    Życzę ci mnóstwa udanej zabawy i ciekawych wątków. A jeśli znajdziesz chęci, zapraszam do stworzenia czegoś z kimś z mojej dwójki. Drzwi zawsze będą otwarte :D]

    Theodore von Eisenhart & Seraphine Rousseau

    OdpowiedzUsuń
  4. Największe semestralne wydarzenie było długo wyczekiwane w całej Akademii, ale nic z tego co miało dziś miejsce nie wydawało się odzwierciedlać i odpowiadać na jej wielotygodniowe oczekiwania i nadzieje. Serwowane menu było smaczne, ale bezpieczne. Ludzie prezentowali się pięknie, ale to nie zmieniało istotnego faktu, że niemal każdy z każdym tutaj rywalizuje, walcząc o siebie i swoje największe szanse kosztem innych. Sala była urządzona tak, aż niemal zapierało dech, ale... W Valmont wszystko takie było, zawsze, tak jak kadra i uczniowie - najlepsi z najlepszych. Gdy coś jest doskonałe, może być jeszcze lepsze?
    Długie za łopatki włosy podpieła kilkoma szpilkami z perłami ku górze, odsłaniając nagie plecy i smukłą szyję. Usta pomalowała krwiście czerwoną szminką dla charakteru, bo pod delikatną złotą maską makijaż oczu i delikatne rozświetlenie twarzy nie było praktycznie widoczne. Podobało jej się to uczucie przy gładkich nogach, gdy lekki materiał jedwabiu w spódnicy łaskotał jej skórę, elegancko i ładnie pracując wraz z każdym jej ruchem, a jednocześnie pozwalając jej czuć się swobodnie. Czuła się dobrze, wiedziała, że wygląda pięknie i przyciągnie kilka spojrzeń. Suknię miała jak na Francuzkę przystało - elegancką choć prostą, haute -couture. Zieleń kreacji, podbijającą kolor jej oczu dopełniła drobną złotą biżuterią, delikatnym krótkim łańcuszkiem i podwójną bransoletką na prawym nadgarstku, która przysłoniła dwie cienkie blizny. Ozdobiła uszy kolczykami które były wykonane z surowych pereł tańczących na trzy centymetrowych łańcuszkach od płatka ucha i sprawiały, że przy każdym kroku kilka krótszych niespiętych kosmyków przy twarzy łaskotało ją w policzki. Noor płynęła wśród zebranych na wysokich sandałkach, które oplatały jej szczupłe stópki cienkimi paseczkami wokół kostki i przy palcach, a malutka torebka była drobnym akcentem. Krok miała lekki, wyglądała jak wróżka, albo elficka królewna na tle czerni, czerwieni, złota bądź fioletu, kolorów władzy i siły. Pozory, którymi nie zawracała sobie głowy, wpłynęły na większość uczniów do dopasowania się i spełniania oczekiwań, a ona... Nie chciała wpisywać się w żaden szablon. Chciała być sobą, tak bardzo jak to tylko możliwe. I uważała, że nie musi podkreślać swojej wartości i zaznaczać obecności. Bardzo tego w duchu chciała, aby wystarczyło to, jaka jest. Była mieszanką gorącej arabskiej krwi i francuskiego wyrafinowania, była ekskluzywnym nabytkiem dla akademii i wiedziała, że jej pochodzenie już samo w sobie daje jej wielką wartość. Szczególnie ta strona od ojca, o którą nie pytał nikt oficjalnie. To wszystko to był cyrk, a ona i pozostali uczniowie wystawali z półki jak wypolerowane towary. Czy była sama w tym odczuciu?
    Podobały jej się maski, anonimowość i swoboda jaka za tym szła. Podobał jej się klimat tego wieczoru, choć nie byłoby jej pierwszym wyborem opuszczenie biblioteki na rzecz zabawy. Miała wrażenie, że pewne osoby odkrywały się dziś na nowo, czując zwyczajnie bezpieczniej i odważniej zakryte. Ceniła szczerość i bezpośredniość, choć preferowała rozmowy pełne szacunku i wysokiej kultury oraz empatii, zamiast chamstwa i zuchwałości. Rozpoznała kilka głosów, gdy wdawała się w dyskusje, ale czas mijał szybciej, niż sądziła, a niektórych odwaga przerosła. Szczególnie po wypiciu zbyt dużej ilości ponczu, który najwidoczniej był lekko... zaprawiony. Szczególnie kilku wysokich młodych mężczyzn, których obstawiała z drużyny pływackiej, oceniając po sylwetkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała wrażenie, że po dwóch godzinach fiszbiny gorsetu w długiej oliwkowej sukni zbyt ciasno przylegają do jej ciała, obściskując jej żebra i talię zbyt mocno. Na policzkach malował się jej głęboki rumieniec, a spojrzeniem prześlizgiwała z jednej twarzy do drugiej, nie rozpoznając nikogo. Nie piła ponczu, uważała na to, co wkłada do ust, kosztując głównie przystawek, ale coś musiała dostać, bo oddech jej się zaczął spłycać, a uczucie duszności w drobnej piersi narastało.
      - Źle się czujesz, Iskierko ? - usłyszała za plecami, gdy odeszła bliżej wyjścia na korytarz, obserwując jak pary zaczynają wirować w hipnotyzującym miarowym walcu. Jak pionki przesuwane niewidzialną ręką.
      Rozchyliła usta, najpierw łapiąc głebszy wdech, później ściągając łopatki. Pełen gracji obrót pozwolił jej z uniesionym podbródkiem stanąć naprzeciw niego. Jasne, zielone jak unikalny diament w tej barwie napotkały dwa błyszczące i nieruchome punkty, wbijające się w nią jak sztylety. Spojrzenie posiadacza, choć pełne pogardy, które już znała, a którego nie przyjmowała. Rozciągnęła wargi w subtelnym, słodkim uśmiechu, patrząc z chłodem. Mieli nie rozmawiać, miał się do niej nie odzywać, tylko tego od niego chciała. Miał pozostać obcy i się nie zbliżać. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć, gdy podeszła do ich dwójki wysoka blondwłosa dziewczyna. Uczennica z ich roku, pełna powabu i wdzięku, o umyśle i języku ostrym jak brzytwa. Modliszka, której Noor schodziła z drogi, choć nie miała szczególnie zażyłych przyjaciół, ani wrogów w Valmont. Przeniosła jasne oczy na wypudrowaną do maski twarz koleżanki i chwile obserwowała ten rytuał znaczenia terenu, gdy blondynka ujęła chłopaka pod ramie i przysunęła się na tyle blisko, by oprzeć się o jego tors. Patrzyła też jak zimne, świdrujące ją od kilku sekund oczy uciekają w bok, a szczęki się zaciskają, by zaraz dać upomnienie i w tym momencie, nim padł pierwszy ostrzegawczy syk, skierowała się prosto do wyjścia z sali. Jedwab wokół jej nóg zafurkotał, ale odgłos szpilek uciekł w eter, komponując się z rytem nieustającego obok walca.
      Valmont rodziło szaleńców i geniuszy, dodawało skrzydeł lub je wyrywało na żywca bez znieczulenia, tutaj ci najsilniejsi przerastali samych siebie, a ten kto był Ikarem upadał i sie nie podnosił. Bycie tutaj nie było łatwe, oczekiwań nigdy nie ubywało, a oczu spoglądajacych zewsząd było tylko więcej z każdym rokiem. Noor to znała całe życie, była jedynaczką, klejnotem dwóch obcych sobie rodzin, ale mimo wszystko wymykała się z rąk wszechobecnego nadzoru. Tak jej się przynajmniej wydawało.
      Przycisnęła dłoń do klatki, czując jak jej serce zaczyna bić zbyt szybko i mocno. Parła do przodu, trochę na pamięć znając już akademickie korytarze, a trochę na oślep. Byle nie oglądać się za siebie, a miała wrażenie, że słyszy nadciagające twarde kroki. Skręciło w prawo, dotarła do schodów, zbiegła piętro niżej i skierowała do biblioteki od wschodniego wejścia. Tutaj za dnia nie było wielu osób, a sale w tej części choć zadbane i czasami udostępniane na dodatkowe spotkania kół naukowych, zostały wyłączone z oficjalnych zajęć, bo te przeniesione do większych i prezentujących się lepiej. Jakby cokolwiek w Valmont mogło nie wyglądać dobrze... Ramiączka opadły jej z ramion, ale sukienka szyta na miarę leżała nienagannie i gdyby ktoś miał teraz spotkać Noor, tylko jej rozbiegane spojrzenie i przyspieszony oddech zdradziłby, że coś jest nie tak. Zwolniła, gdy jedna z szpilek poślizgneła się na gładkim gzymsie posadzki, a jeszcze tego brakowało, by skręciła kostkę. Obróciła się i szła tyłem, przełykając ślinę z trudem. Miała wrażenie, że zaraz upadnie, wszystko wokół zaczynało wirować.

      Usuń

    2. Przystanęła na chwilę tylko, nasłuchując. Coś słyszała, ale to chyba jej własne serce i dudniący szum w uszach. A potem rozległ się od strony schodów, którymi zbiegła, trzask jak łamany kij, albo pchniete zbyt mocno drzwi uderzające w ścianę i aż drgnęła, rzucając się dalej korytarzem do biblioteki. Nie dotarła tam.
      Tak się bała, tak bardzo nie chciała tej konfrontacji, nie czując się pewnie, że zdecydowanie wyolbrzymiała własne odczucia, wyobrażając sobie to, co może nastąpić, a co prawdopodobnie się nie wydarzy. Dziś, ani nigdy. Noor mocno ufała swojej intuicji, była bystra i sprytna, umiała czytać ludzi. Ale została dziś oszukana i nawet nie wiedziała kiedy ktoś mógł jej coś dosypać, albo do czego. Nie wiedziała również, że część akademii, którą uważała za opuszczoną o tej godzinie, nie jest pusta.
      Kiedy jedne drzwi od prawej się akurat uchylały, obejrzała się w stronę schodów. Czy słyszała drugi trzask? A w nastepnej wpadła z impetem w wysoką sylwetkę. Jęknęła krótko, a mała torebka z kluczem do pokoju i kartą kredytową wypadła jej z dłoni, bo Dubois złapała się mocno ramion, by nie upaść i wstrzymała oddech. Jej oczy, szeroko otwarte, z łzami zebranymi w kącikach napotkały twarz pana J. (tak go nazywała od kiedy wkurzył ją, rozdzielając w ławce z Michaelem, gdy próbowali umówić się na kawę!) i Noor wiedziała, że już wszystko będzie dobrze. Gdy on był obok, zawsze było.
      - Powietrza... - wydusiła, wbijając paznokcie w jego ramiona i ciagnąc za materiał ubrania tak, jakby to on miał podarować jej kolejny oddech. Bo to że zapewni bezpieczeństwo, było więcej jak pewne, robił to nieproszony od dłuższego czasu, stając jej na drodze w najmniej odpowiednich momentach.

      come into the light✨❤️

      Usuń
  5. [Tak, tak, przyznaję się bez bicia; to Kornélia rozniosła tę plotkę o golfach 😔 Ale co tu zrobić, jak godzinami trzeba się w kogoś na zajęciach wpatrywać. Wyobraźnia zaczyna porywać, co tam takiego się skrywa. I przysięgam, w tej akademii nie ma a) normalnych b) nieatrakcyjny nauczycieli 🥲 A trzeba było się uczyć, nie?
    Co ja będę gadać, dobrze wiesz, że postać świetnie wykreowana i karta miodzio.
    Będziemy grzeczne na zajęciach... 👀 Samej weny i miłego pisania!]

    Kornélia ࣪ ִֶָ☾.

    OdpowiedzUsuń
  6. Noor nie była tchórzem, nie była też szczególnie strachliwa, ale zdecydowanie grała bardziej nieustraszoną, niż była w rzeczywistości. Odwagi jej nie brakowało, miała za to dostatecznie dużo oleju w głowie, by znać swoje możliwości i wiedzieć, kiedy rozsądnie jest zdecydować sie na odwrót i uniknięcie konfrontacji, nawet jeśli miałaby to być tylko potyczka słowna. Nie lubiła się powtarzać, nie lubiła też być stawiana przed faktem dokonanym, ani mierzyć w dyskusji z kimś, kto w istocie nawet nie chce usłyszeć, co dziewczyna ma do powiedzenia. Nie była buntowniczką, a niezadowolenie często przełykała wraz z goryczą rozczarowania, gdy była pominięta, lub ignorowana, bez odpowiedzi. Milczenie jest złotem. W gruncie rzeczy Noor była kimś, kto nie żyje pod cudze dyktando i samodzielnie wybierała kreację swojej codzienności. Była zdeterminowana i dzielna w tym kroczeniu po swojemu przed siebie i nie bała się potknięć, wierząc, że każda pomyłka buduje możliwość wspięcia się wyżej. Jej nazwisko wiele umożliwiało, ale nie polegała jedynie na koneksjach, chcąc udowodnić, że nawet pochodząc z innej rodziny, potrafiłaby równie wiele i to chyba za to najbardziej cenili ją nauczyciele - nie była pyszna, a pracowita.
    Gdy poczuła jak obejmuje dłońmi jej twarz, przesunęła własne z jego ramion wyżej, zatrzymując drobne, szczupłe paluszki na jego nadgarstkach. Nabierając powietrza, zaczęła tonąć w kolorze jego tęczówek, które nie pierwszy raz widziała z tak bliska i które za każdym razem wciągały ją coraz głebiej w jakąś przepaść nieznanego. Zdała sobie sprawę, jak bardzo zmieniła sie ich dynamika od pierwszego spotkania.
    Pan J. na początku był jej drzazgą w oku, był przekorą od losu i człowiekiem, który zwykle pojawiał się znikąd. Gdy przyszedł do akademii, od razu wydało jej się to niecodzienne, gdy w ciągu tygodnia w dwóch losowych i niepowiązanych z sobą sytuacjach, stanął między nią a drugim uczniem, powstrzymując eskalację konfliktu, w której mogłaby stać sie jej krzywda, a już absolutnie stała się wobec nieufna i podejrzliwa, gdy za każdym razem gdy miała się skonfrontować z tym uczniem, którego unikała jak ognia, pan J. był w pobliżu. Skonfrontowała nawet w tej kwestii rodziców, ale oznajmili, że nikt jej nie zapewniał ochrony, uznając, że nie ma takiej potrzeby już szczególnie w murach elitarnej i strzeżonej akademii. Nie miała powodów, by nie uwierzyć. Mimo jej powiązań rodzinnych i historii, które stawiają włoski na karku niejednej osobie na baczność, nie węszyła za teoriami spiskowymi i nie doszukiwała się żadnych powiązań - z reguły. W tym przypadku jednak nadal było to bardziej niż dziwne, że nagle w murach prestiżowego Valmont znalazł się ktoś, kto bawi się w jej anioła stróża, nieproszony, albo wręcz niechciany. Wątpiła, by zauroczyła go swoim słodkim uśmiechem i przejrzystymi oczami, był na to zbyt chłodny i wyrafinowany, zresztą nawet nie zawracała sobie głowy na takie próby. Szczególnie, gdy robił to, co robił w irytujący ją sposób, nienachalny ale bezpardonowy, w poważaniu mając nawet jej własne poczucie komfortu i granice przestrzeni osobistej, miała go dość i szybko traciła cierpliwość. Trwało to jednak już drugi rok, a ona z czasem uwierzyła, że to nie jest żaden spisek i może faktycznie nauczyciel stał się jej stróżem. Nadal ją irytował, szczególnie w momentach, gdy nieco na przekór pojawiał się obok i nie tylko jej pomagał, ale często dawał jej upomnienie i burzył jej plany, ale ani razu z tego powodu nie stała jej się krzywda. Właściwie musiała to przyznać, że właśnie dzięki niemu, nie działo się jej nic złego i to stróżowanie całkiem dobrze mu szło. A z czasem dodatkowo w Noor wykiełkowała pewność, że pan J. zawsze zjawi się obok, gdy bedzie go potrzebowała. Tak jak dziś. I chyba z czasem nie tylko do jego obecności blisko przywykła, co

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaczęła na niej polegać.
      Tym razem bez słowa, bez komentarza, zaczepki, czy podważania polecenia, co zdarzało jej się nierzadko, skierowała się w wskazane miejsce. Nie pamietała, keidy ostatni raz była w jego gabinecie, ale zdecydowanie teraz potrzebowała się znaleźć tam, gdzie nikt jej nie dosięgnie. Nikt, kto nie życzy jej dobrze. Przycisnęła dłonie do piersi, w której serce wciąż jej się niespokojnie tłukło i pilnując rytmu na oddech, który wskazał jej nauczyciel, stawiała drobne kroki, nim nie dotarła pod odpowiednie drzwi. Weszła do środka, nawet nie wahając się sekundy, ale zamiast do okna na niskie siedzisko, udała się w kierunku szerokiego biurka. Na nim oparła jedną dłoń i pochylając się mocno do przodu, sięgneła dłonią w tył, próbując znaleźć zapięcie w gorsecie. Poczuła jak kosmyki przy twarzy łaskoczą ją w policzki i wciskają się pod złotą maskę. Zacisnęła powieki i krótko jeknęła, zniecierpliwiona, wystraszona i zirytowana. Wystarczyło sięgnąć do kilku haftek i lekko je pociągnąć, by kreacja uwolniła jej ciało i mogła odetchnąć. Nie była ściśnięta, to bardziej wrażenie, ale nie myślała teraz trzeźwo.
      - Brak mi tchu - wydusiła, potrzebując go. Tlenu również. - Proszę coś zrobić - spojrzała na niego przez ramię tak bezradnie, jak nigdy dotąd.

      Light ✨ 💖🌟

      Usuń
  7. Cokolwiek się działo w jej życiu, z nią samą albo wokół, nie miała nad wszystkim kontroli i z tym też umiała żyć. Nie szamotała się, nie buntowała, nie walczyła na siłę, przyjmując to, na co nie ma wpływu z godnością i milczeniem. Ale nie była potulna, o nie, znała swoje mocne i słabe strony, znała mechanizmy ludzkich działań i wiedziała gdzie i kiedy najlepiej nacisnąć, by nawet delikatna akcja, wywołała olbrzymią reakcję i dokonała się zmiana. Noor lubiła zmiany, trudno było do niektórych przywyknąć, ale zawsze prowadziły do rozwoju, a ona nie cierpiała tkwienia w miejscu. Była grzeczna i uchodziła za osobę, która szanuje i godzi się z zasadami, a przecież nie była bierna w żadnym calu. Pan J. był kimś, kto jej nie szkodził, ale nawet jeśli ją drażnił i stawał jej na drodze, nie robił nic wbrew niej, więc zaakceptowała jego obecność. I zaczęła się przyzwyczajać, odkrywając że te chwile gdy zjawiał się obok, już nie są wcale najgorsze.
    Powoli zaciskała palce, szorując paznokciami spiłowanymi w kształt migdałka po drewnie blatu. Zapatrzyła się w jeden punkt na biurku, na tabliczkę z wyrytym nazwiskiem nauczyciela, starając się skupić na oddechu, na tym rytmie, który wskazał jaj mężczyzna wcześniej przed swoim gabinetem, ale to nie działało. Nie miewała ataków paniki, nie uciekała, nie bała się aż tak, by tracić zmysły, ale to co teraz się z nią działo... do diaska, nie wiedziała kiedy coś wzięła i kto mógł jej to paskudztwo podrzucić. Kolejny raz jednak potwierdziło się jej przypuszczenie, że nie może ufać nikomu w Valmont. Na dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach lekko zadrżała, ale wiedziała jedno - nigdzie indziej w akademii w tym momencie nie byłaby bezpieczniejsza. I już nieważne było kogo szczerze się boi, kogo nienawidzi, przed kim ucieka, kogo unika, a za kim tęskni nie mogąc w nocy spać, teraz nic nie było ważne, tylko to, by pan J. jej pomógł, jak robił to już wielokrotnie wcześniej. Polegała na nim, na obcym człowieku, który był zagadką i budził wśród ludzi nie tylko duży respekt, ale i sprawiał, że nawet jej niekiedy brakowało języka. A choć zwykle ludzie unikali jego przerażających, chłodnych, przenikliwych oczu, Noor nie unikała ich wcale, mierząc się dumnie na spojrzenia, bo jej własne było równie nieodgadnione.
    Zamkneła oczy, wyjątkowo uległa w tej chwili. Zacisneła też zęby zgodnie z poleceniem, wierząc, że właśnie teraz zrobi coś, co jej pomoże. Tego się jednak nie spodziewała. Zesztywniała w momencie, gdy oplótł jej talię i mocno przyciągnął do siebie, przyciskając jej drobną sylwetkę do torsu. Oderwała dłonie od biurka i wbiła paznokcie w jego rękę, którą ją trzymał, gotowa zedrzeć mu skórę w każdej sekundzie, jeśli stanie się coś złego. Poczuła jaki jest ciepły i twardy i... cholera, wyobrażenie, że pod tymi golfami ma piękne, rozbudowane ciało się potwierdzało, choć doszłaby do tego wniosku, gdyby bardziej skupiła się na nim, niż jego ruchach i swoim stanie. Może to i lepiej. Na pewno... Otworzyła oczy i spojrzała w dół, gdy podciągnął jej sukienkę i wtedy się wystraszyła. Uczucie pieczenia w płucach się nasiliło, gdy powietrza brakowało coraz bardziej, a Noor jekneła krótko w momencie, gdy pen został wbity w udo i szarpnęła się. Zadrapała dłoń panu J., gdy dozował jej adrenalinę, ale zaraz odpuściła, zrozumiała, że robi to wszystko dla jej dobra. Dla niej. Chwilę drżała, wystraszona, a może nawet i w szoku, gdy trzymał ją mocno i podawał środek, ale może właśnie też dlatego drżała, że ktoś w końcu panował nad sytuacją i to nie musiała być ona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Bolało. Zamkneła znów oczy, nie cofając dłoni, choć nadal wbijała paznokcie w skórę nauczyciela zbyt mocno, na pewno boleśnie. Odchyliła głowę w tył i oparła ja na jego piersi, cicho jęcząc przez zaciśniete zęby - jak kazał. Czuła wokół talii mocny ucisk, czuła że jest cały napięty jak struna i nie ma z nim szans. Nie chciała mieć, dobrze było móc na kimś polegać. A teraz miała tylko jego. Czuła na udzie już nie pen i igłę, a jego dłoń, dotykającą jej gładkiej, miekkiej skóry. Uniosła powieki i przytrzymała jego dłoń na brzuchu, gdy zaczął się wycofywać.
      - Nie puszczaj - poprosiła szeptem, zduszonym i cichym. - Dziesięć minut - dodała, jakby chciała ten skrawek czasu wyrwać dla tego momentu. Mogli mieć razem tę chwile, prawda? Mógł jej dać choć tyle?
      Zdumiewające było, że pan J. był człowiekiem owianym tajemnicą, o którym nic nie wiedziała i o którym nic nie można było się dowiedzieć. Gdyby Noor sama nie pilnowała skrzętnie swojej prywatności, gdyby nie pochodziła z rodzin, gdzie najgłebsze sekrety się pogrzebuje, może by złościła się i dociekała bardziej wytrwale, chcąc się o nim czegoś dowiedzieć, albo nawet się go pozbyć. Ale przecież przeszłość nie definiuje człowieka, wyznawała tę zasadę na co dzień bez wyjątków, przyjeła więc też zarówno obecność swojego stróża obok, jak i fakt, że bez niego robi się zwyczajnie pusto. A dzisiaj, z nim, było jej z kolei lepiej.
      Odchyliła głowę, zadzierając podbródek i spojrzała na niego szeroko otwartymi, błyszczącymi oczami. W kącikach tańczyły jej wezbrane łzy, ale jeszcze była silna, jeszcze się trzymała, nie spłynęły po policzkach. Nie chciała już tej maski, chciała, aby pan J. mógł ją zobaczyć całą, bez pozorów i zasłon, ale nie ruszyła się, w obawie że cofnie ręce i znów będzie obcy, zdystansowany. Patrzyła więc na niego, nie czując niepokoju, bo przy nim nie musiała i jedną z dłoni zsunęła niżej, do drugiej ręki mężczyzny, którą wciąż trzymał na jej odkrytym udzie. Boże... to było tak dobre, mieć go obok i... czuć.

      A little sparkle ✨ 💖

      Usuń
  8. Zeina cieszyła się, gdy w akademii postanowiono wystawić Lakmé, szczególnie że jej babcia, Montserrat Caballé, w 1999 roku odśpiewała rolę Malliki, łącząc się w duet z Iną Kanchevą. Dzieło napisał Léo Delibes, opera miała trzy akty i jej najbardziej znanym fragmentem, który zapewne każdy choć raz słyszał, był Duo des fleurs (Duet kwiatów) z I aktu. Nic więc dziwnego, że Zeina zgłosiła się, aby zagrać w operze, jednak celowała w rolę Lakmé, zupełnie odwrotnie niż babcia. Wiedziała, że to śmiały krok i pewnie matka dobitnie jej pokaże, że to błąd i że ta samowolka może kosztować ją wiele. Sara powtarzała, że teraz, gdy zadebiutowała, powinna dbać o głos i o to, by zawsze prezentować się jak najlepiej – nie chodziło więc o ryzykowanie, a o zrozumienie, że najlepiej budowało się swoją pozycję, gdy miało się stabilny grunt i zaplecze.
    Zeina jednak pragnęła więcej. Była uzależniona od presji, od tego łaskoczącego uczucia w brzuchu, od zatrzymującego się w płucach powietrza, które nie chciało uciec ani przez nos, ani przez usta. To wszystko sprawiało, że pracowała jak najciężej. Otaczała się więc muzyką i raczej unikała głębszych relacji, sądząc, że prędzej czy później wszystko się skończy. Nie byłaby ani dobrą przyjaciółką, ani dziewczyną. Właściwie czasem zastanawiała się nad tym, czy urodziła się wadliwa, bo nigdy nikogo nie kochała. Nie kochała rodziców, owszem, czuła podziw i respekt, ale to nie były ciepłe uczucia. Być może czuła jedynie coś względem swojej zmarłej siostry, jednak Zeina skutecznie odcięła się od tego, co się stało. Śmierć to nicość, a nicość to mrok, zapomnienie. Margot została zapomniana, nikt nigdy o niej nie mówił.
    — Źle! — Zeina spojrzała w stronę dziewczyny, z którą miała zaśpiewać Duo des fleurs. — Tutaj za nisko, a tu za głośno. — Spojrzała w tekst, a potem zaprezentowała, jak powinno to brzmieć, wbijając bezlitosne spojrzenie w bladą twarz Sofii Lazzari. — Spróbujmy jeszcze raz.
    Zeina wzięła oddech, rozmasowała gardło, przełknęła ślinę i zaczęła od początku: Viens, Mallika, les lianes en fleurs…. Jej głos charakteryzował się dużą skalą i ruchliwością. W tej operze chodziło jednak o to, aby kontrolować ekspresję emocjonalną i płynnie przejść do bardziej dramatycznych i mocniejszych dźwięków. Zeina wiedziała, że jej głos nie może stać się zbyt ciężki, bo rejestr się zmieniał, a w odpowiednich momentach powinna wybrzmieć subtelność.
    Śpiewając, nie przejęła się intruzem, który zajął jedno z wolnych miejsc gdzieś z tyłu. Zeina tylko zerknęła w tamtą stronę, nie czując się speszona, wręcz przeciwnie, ta jednoosobowa widownia stała się dla niej tłumem, który powinien ulec jej narracji, drżeniom, dźwiękom. Jednak to wcale nie oznaczało, że jest zadowolona z tego, że Jared Shamir się tutaj pojawił.
    Drgnęła, słysząc kolejny fałsz. Sofia znów źle weszła w Sous le dôme épais où le blanc jasmin i zaburzyła harmonię budowaną przez Zeinę. Zacisnęła pięść, boleśnie wbijając paznokcie w skórę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Stop! — Zeina podniosła ręce i wyrwała swojej partnerce plik kartek. Zaraz potem schwyciła za czerwony długopis i zaznaczyła dokładnie, gdzie Sofia powinna zaśpiewać niżej i jak wejść, aby dwa głosy idealnie się ze sobą zgrały. — Czy ty naprawdę nie słyszysz, gdzie popełniłaś błąd? Jesteś głucha? Wchodzisz za szybko, nie trafiasz w tonację…
      — Myślisz, że jak zagrałaś w Gran Teatre del Liceu, to jesteś lepsza? Myślisz, że… — Sofia próbowała się jakoś bronić, szczególnie że czuła zewsząd oceniające spojrzenia. — A może jesteś taka kąśliwa, bo spuściłaś swój dzisiejszy obiad w toalecie? — rzuciła złośliwie, a potem cofnęła się o krok, gdy Zeina gwałtownie wcisnęła jej nuty i wyminęła, uderzając ramieniem o jej ramię.
      — Zasłaniasz swój brak talentu krążącymi o mnie plotkami? Żałosne! Gdybyś śpiewała tak dobrze, jak gadasz głupoty, nie musiałabym tutaj sterczeć od dwóch godzin. — Zeina posłała krótkie spojrzenie w stronę opiekuna grupy, który zarządził krótką przerwę. Ten próbował się do niej odezwać, jakoś zatrzymać, ale Zeina zignorowała wszystko i wszystkich, idąc przed siebie.
      Minęła nawet siedzisko, które zajmował Jared Shamir, a potem z impetem usiadła za mężczyzną. Pochyliła się nieco do przodu, przełknęła ślinę, czując odruch wymiotny, i wzięła oddech. Gdy pierwsze kilka sekund minęło, Zeina wyprostowała się i usiadła sztywno, wpatrując się w tył głowy nauczyciela. Nie miała zamiaru odezwać się pierwsza ani tym bardziej tłumaczyć się z sugestii Sofii, bo była dorosła i ani trochę nie chciało jej się rozmawiać o plotkach.

      Zeina de la Torre-Caballé 🎤👑

      Usuń
  9. Noor nie drążyła za głeboko i nie szukała za długo, chcąc się czegoś dowiedzieć o nauczycielu, który z dnia na dzień pojawił się w pobliżu i stał się jej aniołem stróżem. Jego pochodzenie i nazwisko nie było ważniejsze od tego, że strzegł jej bezpieczeństwa. Motywy za tym stojące były co prawda ciekawe, ale... to też nie było najważniejsze. Liczyło się, że był i mogła na niego liczyć, a tutaj w Valmont sojusznik był cenniejszy niż złoto. Zresztą jej nazwisko co prawda nie było owiane tajemnicą, ale pochodzenie i drzewo genealogiczne od strony ojca już tak i czy to zmieniało jej osobowość, czy to definiowało jej wybory? Nie. Ukształtowało jej charakter i nawyki, zbudowało część jej przekonań, ale z dnia na dzień miała oczy coraz bardziej szeroko otwarte i prawdę powiedziawszy chciała wierzyć, że sama decyduje o sobie niezależnie od tego, czego się od niej wymaga i oczekuje. Chciała jak pisklę wykluć się z bezpiecznej skorupki i rozwinąć samodzielnie skrzydła. Tak więc niezależnie od tego, kim był pan J., chciała wierzyć, że chroni ją bo sam tego chce, nawet jeśli było to nieprawdopodobne.
    Jeśli znałaby te analizy podejść względem ludzkiej osobowości w przypadku zleceń nauczyciela, prawdopodobnie uznałaby, lub chciałaby uznać, siebie za drobne wyzwanie. Nie była introwertyczką, do której musiał się skradać, to prawda, ale nie była łatwą osobą. Dostatecznie skryta, choć serdeczna i otwarta do ludzi, stanowiła zlepek pewnych sprzeczności. Miała swoje wady i ukryte gdzieś głeboko lęki, tak samo jak i najbardziej krystaliczny śmiech, którym obdarzała szczere osoby. Być może wcale sie nie nudził, pilnując jej, choć to już wydawało się oczywiste, że zaakceptowała jego obecność.
    Pozwolił jej się przyzwyczaić, ale wcale nie była bezbronna. Może nie potrafiła obsługiwać sie bronią palna, ale była szablistką i była zwinna. No i brat nauczył ją, jak powinna uderzyć w nos napastnika, jak ułożyć dłoń, by uszkodzić chrząstkę i nie poczuć samej bólu. Poza tym wiedziała, gdzie są czułe punkty w ludzkim ciele, chociaż w jej otoczeniu nigdy nie będzie musiała walczyć o swoje bezpieczeństwo w ten sposób. Dlatego przyda się jej ostry jak brzytwa umysł i cięty język, którym władała bez wahania i bezbłędnie. Chociaż już dzisiaj jego zniknięcie byłoby zauważalne, a wręcz niewygodne, Noor wiedziała, że to kiedyś musi nastąpić i się z tym liczyła. Pan J. odejdzie i nic nie mogła z tym zrobić, choć były momenty, że chciała. Dzisiaj szczególnie, wręcz potrzebowała był był bliżej niż dotychczas.
    W czerni lubiła go najbardziej, jego oczy były wtedy krystaliczne, przejrzyste, czuła jeszcze bardziej jak przenika ją na wskroś, dosięga jej duszy i rozumie wszystko, czego nigdy nie wypowiedziała. To też jedna z tych rzeczy, których mu nie powie, do których sie nie przyzna. Nie mógł przecież wiedzieć, że jest w nim cokolwiek, co jej nie drażni.
    - Życie można sobie wykreować od nowa... - powiedziała cicho, niemal desperacko łapiąc się tylko tych strzępów, tych paru słów które rzucił jej jak ochłapy. Poczuła pustkę, gdy nie było go obok, a na drobne nagie ramiona wpełzły jej dreszcze obiegając odkrytą skórę.
    Stała jeszcze chwilę, ale nie miała nadziei, że znów będzie przy niej. Ten moment minął, jak już wielokrotnie wcześniej. On przywykł do jej zapachu, obok którego nie potrafił przejść już obojętnie, a ona tęskniła za jego bliskością, nawet jeśli obejmował ją asekuracyjnie przez ledwie kilka sekund.
    - Dziękuję, panie Shamir - powiedziała wciąż cicho, już oficjalnie, łapiąc dystans, który im narzucił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Odwróciła się w jego stronę i cofnęła, poprawiając jedwab, by zasłonić odkryte udo. Oparła się pośladkami o krawędź biurka, przysiadając na nim i zatrzymała jasne spojrzenie na twarzy mężczyzny. Lekko zacisnęła usta, opierając dłonie po bokach na drewnie. Od jutra na jego zajęciach będzie siadać w pierwszej ławce, najbliżej jego biurka, by z uniesioną głową chwytać jego spojrzenie. Nie będzie dzielić ich nic, żadne kilka rzędów krzeseł jak dotychczas, gdy zajmowała miejsce na środku sali, niepozorna, wtopiona w grupę. Zrobi to chociażby po to, by pokazać mu, że się myli, bo nie dziesięć sekund, a dziesięć minut wydawało jej się teraz za mało. Nie chciała, by zakładał, co myśli, choć wiedziała, że jej nigdy nie spyta o to otwarcie. A mógłby. Chciałaby, by zapytał. Powinien, widząc, co z nią robi. Widział na pewno.
      Rozchyliła usta i przyłożyła jedną dłoń do piersi. Serce waliło jej jak młot, oszalałe, niespokojne, tłukło się w jej ciele tak, aż czuła to w czaszce. Czuła rumieńce na twarzy, czuła jak drży cała, ale miało być lepiej. Więc czekała, aż coś się zmieni, śledząc twarz mężczyzny.



      Noor

      Usuń
  10. Zeina zawsze była perfekcyjna, a przynajmniej do tego dążyła, gdy chodziło o operę. Nie było dla niej nic piękniejszego, nic ważniejszego, tylko opera – to jej głos, który okazał się wyjątkowy, był jej tarczą i nadał jakąś wartość. Gdyby okazała się beztalenciem, gdyby nie umiała wbić się w tonację, przeciągnąć dźwięków, szczególnie w kadencjach, zostałaby zapomniana. Być może właśnie dlatego Zeina tak bardzo dążyła do tego, aby udowodnić swoją wartość, że upewnić się, że istnieje i że nie stała się duchem, upiorem, który włóczy się po akademii.
    Nie wiedziała jednak, dlaczego Jared tak usilnie próbował zderzać się z jej murem, wygłaszając swoje refleksje, bo gdy on mówił, ona reagowała, kiedy prowokował, ona się broniła. Był od niej wyżej i mimo że czasem chciała po prostu, tak po ludzku, kazać mu się pieprzyć, milczała, czasem jedynie mrucząc coś pod nosem, a innym razem wdając się w dyskusję, pozwalając sobie iść tropem wielkich idei i przemyśleń, których miała zdecydowanie zbyt wiele, a było za mało czasu, aby je wszystkie z siebie wyrzucić. Zresztą sądziła, że Jared usnąłby po kilku pierwszych zdaniach.
    Nie była pewna, czy Shamir przyszedł tutaj po to, aby obcować z kulturą wyższą i rozkoszować się dźwiękami, koloraturą i dynamiką głosów, czy może pojawił się, aby ją rozgryźć, aby swoimi oczami dostrzec coś więcej. Zeina czasem wierzyła w to, że Jared czytał z niej zbyt prosto, że docierał tam, gdzie nikt nie powinien. Może dlatego cały czas czuła się tak… obnażona, nawet bardziej, niż gdyby stanęła przed nim zupełnie nago. Wtedy mogłaby się wstydzić swojego ciała, a nie tego, co miała w głowie. Ten wstyd łatwo by przełknęła, ale jak wyjaśniłaby syf, który w sobie trzymała?
    Nie odezwała się, w ogóle nie miała zamiaru tego robić, wystarczyłaby jej cisza i tyle, bez zbędnych słów, bo czasem milczenie było złotem, ale wiedziała, że Jared się nie wycofa.
    Uparcie milczała, jedynie słuchając, bo Jared zawsze przemawiał swoim wolnym głosem, który niby nie oceniał, ale jednak miał w sobie coś, co ją wkurzało. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo się irytowała. Może dlatego, że każde z nich miało swoją rolę do odegrania? Ale gdy tylko Shamir zerkał w jej stronę, burzył narrację i zostawiał po sobie pieprzony chaos, aż trudno jej było czasem oddychać.
    — Czy to znaczy, że pan też siebie nie akceptuje, panie Shamir? — spytała, wpatrując się w jego twarz, gdy się do niej odwrócił, pokazał się i nie uciekł przed jej spojrzeniem, bo niby dlaczego miał uciekać? Była tylko głupią dziewuchą i raczej dostrzegał jej problem, a nie ją. Prawdziwą ją. Zeina miała ochotę westchnąć, przewrócić oczami, ale uśmiechnęła się jedynie pod nosem, zaczesała włosy w tył i spojrzała gdzieś w bok, cytując Rainera Marię Rilke:
    — „Jeszcze czas, jeszcze jestem miękki i mogę stać się jak wosk w Twoich rękach. Weź mnie, nadaj mi kształt, uczyń mnie doskonałym”. Być może doskonałość da się osiągnąć nie poprzez akceptację samego siebie, a ręce kogoś, kto nada nam doskonały kształt.
    Lubiła te dyskusje, wciągające słowa, wciągające domysły i nie byłoby to takie złe, gdyby kończyło się właśnie w tym momencie, ale Jared szedł o krok dalej i zawsze musiał wyciągnąć coś, co sprawiało, że jej mury się trzęsły. Nienawidziła, gdy tak się działo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co było z obiadem? — powtórzyła wolno, obserwując, jak Jared zmienia nieco mimikę, choć Zeina nie jest pewna, czy wykładowca faktycznie się nią interesuje, czy może raczej ma satysfakcję z tego, że rozgrywa grę i może jej wytknąć zasłyszaną plotkę. Nie do końca wiedziała, co o tym myśleć, ale nie było nic bardziej stymulującego i powodującego skurcz w żołądku od tych rozmów, które najchętniej zakończyłaby ewakuacją albo wręcz przeciwnie, dałaby się wepchnąć w ogień, byleby spłonąć jak najszybciej.
      — Możemy założyć, że to okrutna plotka lub uznać, że to prawda… co byłoby gorsze? W jednej i drugiej sytuacji obiad skończył w toalecie — oznajmiła, wpatrując się w jasne oczy nauczyciela. Czy był sens kłamać? Nie, ale nie miała zamiaru przyznawać się ot tak, bo to wcale nie tak, że czuła się dumna z tego, że nie jest w stanie niczego przełknąć, że dba o linię, że wtedy czuje się lżejsza, ładniejsza, że jest mniej tamtą Zeiną, tamtą brzydką i bezwartościową.

      Zeina de la Torre-Caballé 👸🌟

      Usuń
  11. [Witam! Skromnie mogę przyznać, że wiem, co dokładnie tam między wierszami przedstawiasz i nie jest to tylko ta pięknie ujęta treść... Pan Shamir ma w sobie bardzo drapieżny charakter, który wykorzystał wprost idealnie celując zawodowo w coś, w czym może bezbłędnie się poruszać. Definitywnie zmarnowałby się za biurkiem, a co więcej, nie byłby szczęśliwy, czy też bardziej adekwatnie w jego przypadku: usatysfakcjonowany. Możemy się chyba wspólnie zgodzić, że mamy słabość do tego typu konstrukcji. Od siebie mogę również życzyć dużo weny i powodzenia w rozwijaniu tej postaci!

    P.S Nie mogę niczego obiecać, ale patrząc na zainteresowanie wątkowe Leo, tutejsi studenci nie pozwolą jej pozostać ozdobą!]

    Leo&Ed&Del

    OdpowiedzUsuń
  12. [Bardzo dziękuję za przywitanie. :) Zobaczymy, jak to będzie z tą sympatią, ale myślę, że z Morrigan na pewno można się porozumieć.
    Chęci są, nawet duże, gorzej z pomysłem, bo przyznam szczerze, że nie wiem, jak podejść do tak tajemniczej i autentycznie groźnej postaci, jaką bezbłędnie udało Ci się stworzyć. Aż mnie ciarki przechodzą, kiedy czytam zawartość karty.
    Wbijaj na maila, urządzimy sobie burzę mózgów. :)]

    Morrigan Ó Dubhuir

    OdpowiedzUsuń
  13. Odetchnęła głębiej, czując rumieniec na twarzy i podniosła spojrzenie, zawieszając je na oczach mężczyzny, gdy znów był przed nią. Przy niej. Noor nie uciekała spojrzeniem w bok, nie spuszczała go nawet wtedy, gdy traciła pewność siebie. Jej oczy były jej wizytówką i nie wstydziła się tego, że przez nie można zajrzeć w głąb niej, bo nie miała nic do ukrycia. Stał blisko, a jednocześnie wciąż za daleko. Robił to co zwykle, balansował bezbłędnie między tym co było, mogło być i nigdy się jednocześnie nie powinno wydarzyć. Już poznała jego schemat działań, to bezbłędne operowanie rzeczywistością. Była dla niego pionkiem i paradoksalnie nie czuła się bezbronna. Takie traktowanie innych pasowało do jego chłodu i dystansu, który prezentował sobą zawsze. Był osobą bez litości wykorzystującą szanse codzienności, widziała to nie raz po sposobie w jaki prowadził dyskusje z uczniami, czy nawet innymi pracownikami akademii. Nikomu nie odpuszczał i niczego nie ułatwiał. Przynajmniej był sprawiedliwy i nie faworyzował, to jej się podobało w nim najbardziej.
    Poczuła pod palcami uderzenia własnego serca i pokręciła głową. Nie chciała iść w tę rozmowę. Nie chciała rozmawiać z nauczycielem o tym, kto jej mógł zaszkodzić, bo na pewno nie spożyła nic, co mogłoby wywołać reakcje uczuleniowe. Musiałaby opowiedzieć więcej, potwierdzić plotki, zdradzić szczegóły, które nie dotyczyły tylko jej. Nie była zdrajcą, ani nie skarżyła. Wolała zostawić pewne kwestie za zasłoną milczenia i dźwigać je sama, niż wyjawić nie tylko własne sekrety na głos i ryzykować konsekwencjami. I chociaż nie uważała, aby to ten uczeń coś jej podsunął, niewykluczone, że nie zlecił tego komuś innemu. Tutaj w Valmont nikt nie mógł czuć się pewnie.
    - Jabłka i truskawki - powiedziała tylko, mówiąc o alergiach.
    Czuła, jak w głowie jej nieco szumi, ale za to może już głębiej odetchnąć. Nabrała powietrza mocniej i jej zielone tęczówki drgnęły, gdy zsunęła spojrzenie do ust pana . Przygryzła własne. Jeśli jej wzrok nie mylił, dostrzegła dziś jego uśmiech!
    Oparła obydwie dłonie o blat biurka i odchyliła się, powoli sadzając pośladki na brzegu blatu. Przesunęła się w tył, aż stopy oderwała od posadzki. Poczuła na wargach smak wypitego szampana i przez ledwie chwilę, w jej głowie zaświtała myśl, że jeśli mężczyzna by chciał, mogłaby mu pokazać, jaki był wyśmienity. Teoretycznie wszystko się może zadziać, jesli tylko by się złamała, a w praktyce wiedziała, że nie zdarzy się nic. On się nie złamie, a ona mimo wszystko z sobą zawalczy. Życie było nieprzewidywalne, ale rządziło się swoimi prawami i wcale nie zaskakiwało tak bardzo. Pan J. pojawił się znikąd i kiedyś nagle zniknie, zaskakując ją swoją nieobecnością tak samo, jak na początku zaskoczył tym, że jest. Wiedziała, że niczego nie może być pewna i nie powinna się przyzwyczajać , ale to już się stało i z tym mogła się jedynie pogodzić. Noor miała proste zasady i chciała prostego życia. Musiała zaakceptować własne słabości, jak to że czasem wypatruje na korytarzu wysokiej sylwetki nauczyciela, albo że nie bez powodu na jego zajęcia używa innych perfum, słodszych, bardziej kwiatowych niż zwykle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zwiesiła głowę, opuściła powieki, chowając przed nim swoje oczy. Nie uciekła spojrzeniem, bo się speszyła, zawstydziła, lub poczuła skrępowana. Poczuła się opuszczona, tak jak często jej się zdarzało. Takie miała życie i choć walczyła dziennie każdego dnia o siebie, bycie córką w jej rodzinie miało swoją cenę. Ale była szczęśliwa. Ostatecznie podsumowując, ona również nie powinna pozwalać sobie na marzenia i złudzenia, a jednak... Parła do przodu przekuwając pierwsze w cele, tak jak on, a drugie jedynie na kilka chwil do siebie dopuszczała, by później wrócić znów na ziemię. Nie żyła mrzonkami, bo nie miała na nie miejsca w swoim napiętym i ambitnym harmonogramie, ale nie odcinała się od nich tak zimno. Była wrażliwsza i czulsza od pana J. i nie musiała go wcale dobrze znać, by to wiedzieć. Wystarczyło, że znała siebie i wiedziała, jak na niego reaguje, jak się przy nim czuje, gdy jak on na nią patrzy. A im patrzył chłodniej, tym jej było cieplej.
      Gdyby rozmawiali częściej, więcej i bardziej otwarcie, Noor byłaby przerażona. Mężczyzna wiedział więcej, niż zakładała, może więcej niż ona sama sądziła, że widać po jej twarzy i mowie ciała. Nie była zagubiona, ale poszukiwała siebie i swojej drogi ostrożnie i nieśpiesznie. Była ciekawa świata i możliwości, jakie się przed nią otwierały. Miała swobodę w wyborze i kreowaniu przyszłości, ale faktycznie akurat to, z kim ma ją sobie układać, było z góry narzucone. W akademii nikt nie wiedział o założeniach rodziny Dubois i nikt nie miał jej za buntowniczkę; swoje zdanie wyrażała niezłomnie, ale nie brała udziału w konfliktach, przestrzegała regulaminu, odnosiła się do wszystkich z szacunkiem. W ostrzejszych wymianach zdań broniła swojego własnego i zaznaczała granicę ostrością argumentów, a nie podniesionym tonem. Była w końcu dobrze wychowana i wykształcona, nie uznawała krzyku, a właściwie uznawała takie zachowanie za słabość charakteru która odejmuje respekt. Gdyby jednak zrozumiała, jak dużo już wiedział o niej nauczyciel... Spłoszona chyba wycofałaby się. Nie dopuszczała do siebie ludzi, mając wiele sekretów i nie wiedziała, co się z nimi robi, gdy są już blisko.
      - Panie Shamir, czy mogłabym zobaczyć pana dłonie? - poprosiła, zdając sobie nagle sprawę, że tak jak on ją zaskoczył, tak i ona zareagowała mocniej niż zwykle. Znów na niego patrzyła, celując w jego wyraziste i pewne spojrzenie bez cienia zawahania.
      Stonowana i łagodna, zaskakiwała mocnym i ciętym słowem nie raz, ale nie byli teraz na zajęciach i dyskusja, jaka się między nimi toczyła, była bardziej grą pełną niedomówień i dwuznaczności. Czuła te momenty, jakie się między nimi zdarzały i wtedy coś w niej drgało, niekiedy niespokojnie, a czasami niecierpliwie . Noor płynęła na fali własnych emocji, uważnie i wyważenie je pokazując, bo jedyne czego jej brakowało, aby dostać wilczy bilet z Valmont, to szczere przyznanie się do zauroczenia zakazanym owocem. Nie była głupia, nie miała zamiaru nawet takiej udawać, to by jej uwłaczało. Dumnie podnosiła podbródek nawet wtedy, gdy popełniała błędy, lub samej sobie na nie pozwalała.
      - Skrzywdziłam pana? - spytała jeszcze, prosto, szczerze zatroskana. Z niewinną miną wyciągając swoje własne dłonie w kierunku nauczyciela, aby pokazał jej ręce. I z sekundy na sekundę, mimo że serce nadal mocno tłukło w piersi dziewczyny, ten koszmar, to przerażenie które ją przegnało przez uczelniane korytarze aż tutaj, odchodziło w zapomnienie. Tutaj, z nim, nie musiała się przecież niczego bać, choć możliwe że właśnie jego powinna bać się najbardziej.

      Your little light✨ 💖🌟

      Usuń
  14. Nie miała przed nim nic do ukrycia, ale nie była gotowa całkowicie się odsłonić i wszystkim podzielić. Nie miała takiej osoby, choć znalazła tu przyjaciółkę, kogoś komu uczyła się ufać, komu chciała zaufać i z kim mogła być swobodna, szczera i nieskrępowana. I było to równie zaskakujące jak to, że obecność pana J. pasowała jej lepiej, niż jej brak. Wiedziała jednak, że do tego również przyznać sie nie może, bo nauczyciel jej nie zrozumie, a wręcz była pewna, że ją zgani, pouczy i nie będzie wcale łagodny. Jej oczy za to mówiły za nią i wiedziała, że nie potrafi kłamać, bo spojrzenie ma przejrzyste i szczere. I przynajmniej jej duma nie pozwalała się chować, ani patrzeć w dół, gdy konfrontowała się z kimś, kto mógł ją odkryć, bo Noor mimo wszystko chciała móc iść przed siebie z podniesioną głową i nie przepraszać za to jaka jest. Bo to kim jest, jeszcze nie zostało określone, a ona sama cały czas szukała dla siebie najlepszej, tylko swojej drogi, niepodszytej i niepodyktowanej decyzjami i ustaleniami rodziny.
    Zatapiała się powoli w spojrzeniu mężczyzny, pozwalając mu zanurzać się w jej własnym. Wiedziała, że to ryzykowne, bo akurat ten człowiek potrafił czytać z niej niebywale trafnie, ale wierzyła, że póki nie dotrze tam, gdzie ona mu nie pozwoli i jej nie złamie, nic się nie wydarzy. Miała swoje sekrety, coś o czym nie mówiła głośno, a co spędzało jej sen z powiek i sprawiało, że była chwilami niebywale wystraszona. Były takie tematy, których nie poruszała na głos, które toczyły się tylko w jej głowie i tak miało pozostać. W tych tematach była szczera sama z sobą bardziej, niż niekiedy bywała w stosunku do otaczającej ją rzeczywistości.
    Był sprytny i diabelnie inteligentny, to bardziej niż pewne. Dostrzegała jego manipulacje, ale wszystko było subtelne i niekrzywdzące. A jednak to co widziała, było zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, jaką stanowił jej nauczyciel. I może lepiej, że nie była do końca świadoma z jakim typem człowieka ma do czynienia, bo uciekłaby na pewno. Ba! sama zatrudniłaby sobie ochrone, aby sie nie zbliżał. Była targetem dla rodziny, którą wybrali jej rodzice, chcąc ją wydać za mąż dla interesów i wzmocnienia własnej pozycji i szlag ją trafiał, gdy nie mogła sama o sobie decydować. Właśnie w takich chwilach wrzała w jej żyłach arabska krew i traciła cały spokój, z którego słynęła, a zwykle wyważone i przemyślane kroki zamieniały się w chaos. Gdyby tylko wiedziała, jak się nią bawi pan J.... nie umiałaby spojrzeć na niego tak jak patrzyła w tym momencie. Nie umiałaby podarować u w spojrzeniu tego zaufania, zauroczenia i ciepła, które biło z jej oczu, gdy te trafiały na jego osobę. Zamknełaby się na niego tak, jak zamykała się na najbardziej bolesne wspomnienia i traumy.
    Ale nie wiedziała nic. A teraz nawet o tym nie myślała, gdy pokonał dzielące ich dwa kroki i stanął tak blisko, że czuła nie tylko jego intensywne perfumy, ale przede wszystkim ciepło, które od niego biło. Żar płonący od góry lodowej. Otworzyła szerzej oczy zaskoczona jego zbliżeniem, zadzierając nieco podbródek, by nadal móc sie w niego wpatrywać. Nieustannie śledzić jego tęczówki o unikalnej, intensywnej barwy akwamarynu.
    - To nie strach - zaoponowała od razu, by nie przypisywał jej mylnych reakcji. Nie bała się trudnych tematów i pytań, unikała odpowiedzi na te zbyt głebokie i niewygodne. - Zagrajmy - zgodziła się, posyłając mu słodki uśmiech. Nie oswoił jej sobie jak kota, nie byli jeszcze tak blisko, by mógł wyciągnąć rękę i ją ugłaskać bez ryzyka, że na niego prychnie. Jeśli byłaby kotem, to dziką panterą mglistą, niepozorną, a jednak z kłami dorównującymi tygrysowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Wstrzymała znów oddech, na szczęście uczucie ucisku w klatce piersiowej już zelżało, dzięki zastrzykowi. W momencie gdy pan J. złapał ją za nadgarstki i mocno docisnął jej dłonie obok jej nóg do blatu, pochylił się i zajrzał jej w oczy tak, jakby wyciągał z niej duszę, zawahała się. Jej spojrzenie zdradziło obawę, błysk na zieleni zatańczył, nierówno odbijając delikatne światło żarówki, gdy poczuła wahanie i uciekający grunt, ale nie ruszyła się, nie sprzeciwiła, nie odwróciła oczu. Nie skomentowała tego, co robił i nie uciekała. Chciała, aby robił takie rzeczy wobec niej częściej i czuła, że on to wie. Igrał sobie z nią, wykorzystując to, co do tej pory sobie wybudowali, bezczelnie sięgał po jej zaufanie i oswojenie z tym, że byli obok siebie. Noor nie była jednak zabawką i nie była ani obojętna, ani bezbronna, a nauczyciel w swojej pewności siebie, mógł zapędzić się troszkę za bardzo, prowokując ją i łamiąc tak, jak łamie się gruby lód, który nie wiadomo kiedy skruszeje.
      Zagrał nieczysto. Gdy poczuła jak jego opuszki sięgając pod bransoletkę i dotykają tego miejsca na jej ciele, które nosiło skazę i kazały jej pamietać, zacisnęła zęby. Odetchneła głebiej, na jej policzkach pojawił się głebszy rumieniec i wyprostowała plecy, napinając nieco ramiona, co mógł wyczuć w uścisku swych rąk. Uniosła biodra i przysunęła się na krawędź blatu, zbliżając do niego całą sylwetką. Czuła go teraz wszędzie, niemal stykali się ciałami i było to elektryzujące, tak samo jak atmosfera, którą sami sobie tworzyli. Wystarczyło, że uniesie nogi i obejmie go udami i nawet chciała to zrobić, bo czuła rosnące pragnienie, ale lepszym pomysłem wydawało się odwdzięczenie mu w inny sposób. Chciał odpowiedzi, a tę mógł otrzymać. Zresztą Noor wiedziała, że gdy pan J. czegoś mocno chce, zawsze to dostaje, a ona nie miała powodu, by tym razem mu odmawiać.
      - Złapał mnie pan dziś tak mocno... tak niespodziewanie... drżałam - przyznała powoli, zadzierając podbródek jeszcze na tyle, by prawie muskać jego usta. I wcale jej to nie krępowało, za to sprawiało, że czuła przyjemne ciepło wijące się jak stado węży w dole brzucha. - Wbiłam panu paznokcie... czy to bolało? - spytała, wracając do swojego pytania, które obrócił przeciwko niej. Jej oczy błyszczały, a spojrzenie miała intensywne i wcale nie niewinne, choć to on trzymał ją mocno, nie pozwalając się ruszyć. Lubił mieć władzę, wiedziała to już od dawna. I było mu z tym cholernie do twarzy.
      Noor była niewinna, jakkolwiek niewinna może być osoba o podobnym do niej pochodzeniu i podobnym życiu. Może teraz lepszym określeniem było słowo grzeczna, ale to nie zmieniało faktu, że wie czego chce, ale siega po to roztropnie. Problem z panem J. polegał jednak na tym, że w jego przypadku wszelkie zasady i porządności przestawały obowiązywać. A ona czuła się jak spuszczona z smyczy, którą sama sobie zakładała. I dlatego ulegała momentom, więc znów przysunęła się, niemal zsuwając z blatu i poczuła przy biodrach jego ciało, gdy jej usta musnęły policzek mężczyzny, a ciche westchnienie uciekło spomiędzy jej miekkich warg, gdy ciepły oddech powędrował po jego skórze. Noor opuściła powieki, opierając drobne palca o blat, gdy jej nadgarstki wciąż były unieruchomione i przesuneła delikatnym policzkiem po skórze twarzy nauczyciela, chłonąć tę niezapomnianą chwilę intymności, którą sama musiała sobie wyrwać.
      - Nie dzisiaj - odpowiedziała szczerze, szepcząc mu do ucha prawdę, która mogła go uspokoić i zarazem potwierdzić domysły. Nie okłamywała go, nie wtedy, gdy już rozmawiali.

      red light this time just for you ✨😈 💥

      Usuń
  15. Nigdy nie chodziło jej o to, by cokolwiek między nimi zbudować, no chyba że miałby to być kuloodporny wysoki aż niemożliwy do przeskoczenia mur. Bo od początku, kiedy tylko pan J. stanął na jej drodze, wiedziała, że nie jest łatwym człowiekiem. Był nieprzejednany, nieprzekupny, odporny na piekne oczy i słodki uśmiech, obojętny na prowokacje, miał większą wprawę w manipulacji i znał sztuczki, na które nabierała się zbyt łatwo. Był piekielnie inteligentny, niewzruszony i z każdą chwilą coraz bardziej intrygujący. I Noor z początku całkowicie na niego zamknięta, coraz bardziej rozdrażniona tym, że się pojawiał tam, gdzie nie powinien, z czasem zaczęła mięknąć. Jej bariery zaczęły kruszeć, nieufność topnieć, a ona zamiast uciekać od nauczyciela, zaczęła za nim podążać. Dostrzegała i umiała rozgryźć jego techniki działań, a przekonana, że nie życzy jej źle, odpowiadała zgodnie z oczekiwaniami na jego ruchy. Miała wrażenie, że obydwoje brną wtedy w jednym kierunku, zgodni i zsynchronizowani, choć wciąż nie znała jego motywacji. Była osobą, która potrzebowała poczucia bezpieczeństwa i znajomości tego, co jest blisko, więc prawdopodobnie dlatego to stróżowanie mężczyzny już nie było jej drzazgą w oku. Dzięki niemu poczuła, że już nie jest sama, choć jej samotność była bardzo osobliwa, gdyż Noor nie była odludkiem i otaczała się różnymi ludźmi.
    Zdecydowanie łatwiej i lepiej było żyć w zgodzie z panem J., ale wiedziała, że nie powinna się łudzić, że robi to dla niej. Nie była mu bliska, on dla niej też nie, więc tak kompletnie nie pozbyła się podejrzeń, mimo że chwilami mogło być nawet między nimi dobrze. Byli sobie obcy, choć ostatnio coraz częściej czuła, że go zna. Skreśliła jedynie kilka opcji, które z początku krążyły po jej głowie, bo nie wynajęli go ani jej rodzice, ani nikt od strony rodziny, w którą chciano ją wżenić. Nawet tutaj w akademii było wątpliwe, by ktokolwiek chciał zapewnić jej bezpieczeństwo ponad innymi uczniami, wciąż więc pozostawał dla niej zagadką. Nadal więc nie wiedziała, czemu znalazł się tak blisko niej. Jeszcze. Ale na razie to blisko niekiedy wciąż było za daleko i Noor już była bardziej jak pewna, że to jej największa słabość.
    Wiedziała, że jej nie ulegnie i wiedziała, że trzymał ją właśnie w ten sposób, unieruchamiając drobne i ciekawskie dłonie, bo mimo swojej wstrzemięźliwości i chłodu reagował. Był plątaniną kontrastów i ona nie miała pojęcia jak się przebić przez te wszystkie bariery, jakimi się otoczył. Nie chodziło nawet o to, że chciała go uwieźć, ona po prostu go chciała, ale trudno jej było wyjaśnić po co i w jakim celu. Sama mu ulegała, świadoma że on nie ulegnie jej, ale może właśnie dlatego pozwalała sobie na te wszystkie gesty, na te głodne spojrzenia, kuszące szepty i bezpośrednią bliskość, łamiącą wszelkie zasady i granice przestrzeni osobistej. Bo skoro on mógł to robić, niekiedy burząc jej mury bezpardonowo, ona również sobie na to pozwalała. Nigdy jej nie skrzywdził, nigdy nie dał jej powodu, by myślała, że ma choćby taki zamiar i to sprawiało, że nie wahała się postąpić śmielej krok do przodu. Przy nim łatwiej było zrzucić pozory, choć wciąż nie zdradzała się z tym, czego w duszy pragnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczuła drobne dreszcze, kiedy ciepły oddech połaskotał ją po twarzy, a znaczenie słów rzucanych przez pana J. przebiło ją na wylot jak sztylet, gdy szeptał jej do ucha, muskając jego płatek, aż niemal znów brakło jej tchu. Przechyliła głowę w bok, by poczuć jeszcze na policzku jego usta, ale to minęło. Ten moment już zniknął. Jej zabiegi były niewinnymi zaczepkami w porównaniu z tym, jak celnie, bezpośrednio i bezlitośnie zadawał ciosy mężczyzna, jednocześnie obracając intymność, w jakiej tonęła przeciw niej. Była niczym kociak przy tygrysie, nie tylko bezbronna, ale śmieszna. A on mieszał jej w głowie. Bawił się nią i tym, że miała słabość do każdego jego gestu, tembru głosu i miękła niczym wosk pod naporem jego ciepła. Ale Noor nie brakowało odwagi i nie wycofywała się nawet wtedy, gdy była przyparta do muru.
      - Panie Shamir... - podjęła cicho, zduszonym szeptem, napinając lekko ramiona, by w jednej próbie przekonać się, że choć gładzi z wyczuciem palcami jej bliznę w sposób niemal kojący, chwyt ma nadal pewny, żelazny i jej nie puści.
      Zagryzła wargę, łapiąc jego spojrzenie. Niemo prosiła, by przestał drążyć, choć przecież on nigdy nie ustępował. Niekiedy było to przerażające, że był tak nieczuły i zdeterminowany by osiągnąć swój cel. W jej jasnych oczach błysnęło zawahanie, bo wciąż nie ufała mu w pełni i wciąż nie był osobą, której chce ufać i przed którą odsłonić całkowicie swoje sekrety. Jej życie nie obejmowało tylko jej, zaangażowanych było mnóstwo osób, powiązane rodziny i ich historie, a i tak o jej własnej i najgorszych sekretach, była święcie przekonana, nie wiedział nikt poza nią, jej bratem i tym człowiekiem, który nieszczęśliwie zniknął. Odetchneła głębiej i powoli pokręciła głową. Gry z nauczycielem były niebezpieczne i nieprzewidywalne, tak jak on sam, a ona mimo że czuła się przy nim dość swobodnie, by odkryć część swoich pragnień, wiedziała, że nie może wygrać. Podejmowała każdą rozgrywkę, skazując się na porażke, ale czy to wynik był najważniejszy, czy docenienie rozegranej partii? Lubiła wierzyć, że oboje odnajdują podobną przyjemność w tym, jak rzeczywistość rzuca im siebie naprzeciw.
      - Nie wiem, kto to mógł być - powiedziała szczerze, odpowiadając niejako też na pytanie, czy podejrzewa osobę, na którą jest skazana. Nie, jego nie podejrzewała, nie bezpośrednio. Nie mogła jednak wykluczyć, że chciał jej zaszkodzić cudzymi rękoma, bo też miał swoje układy i dojścia. Miał się trzymać z daleka i mógł to zrobić, nawet skutecznie i na zawsze, jeśli by zniknęła z akademii. Znikneła całkowicie.
      Kącik jej ust drgnął lekko, może tylko odrobinę kpiąco i opuściła powieki. Jej oczy zdradzały zbyt wiele. To było tak proste do przewidzenia, aż zbyt błahe, ale to co ją rozbawiło to fakt, że pan J. wyłapał plotki, jakie o niej krążyły i albo w nie uwierzył, albo chciał je z nią skonfrontować. Przedstawił to tak, jakby już wszystko sam zweryfikował, a więc... sprawdzał ją?
      Noor uśmiechnęła się lekko, czując dreszcz przyjemności, gdy jego oddech musnął jej skórę, bo mężczyzna się nie odsunął.
      - Może to nie jest uczeń, a ktoś zupełnie inny? – zasugerowała, przesuwając spojrzeniem po jego ramieniu, jakby chciała odkryć tajemnicę, która się za nim kryła, skąd wiedział o niej aż tyle. Lub jakby chciała wpłynąć na to, by w końcu uwolnił jej nadgarstki i pozwolił użyć dłoni. - Człowiek z nieznaną przeszłością, który zna wszystkie sekrety i dementuje plotki… Czyżby to była gra, w której oboje musimy ostrożnie stąpać? – dodała, wpatrując się znów w jego oczy, gdy te zdawały się obiecywać więcej niż jedno tajemnicze spotkanie i ratunek. Nie podejrzewała, że to on doprowadził do tego, by spożyła jakiś dziwny środek, ale... jeśli on drążył, ona mogła odbić wyrzuconą piłeczkę w przeciwnym kierunku.

      Usuń

    2. - Może to nie ja miałam wpaść w pułapkę? - zastanowiła się już poza swoją głową, ale znów szeptem, konspiracyjnie i słodko, jakby budowała pułapkę z miodu specjalnie dla pana J.. Tyle że on nie był muchą, która da się szybko złapać i oszukać i Noor doskonale o tym wiedziała, więc może specjalnie odwracała znów jego uwagę od siebie...
      Ale to nie było nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę co się działo w Valmont i tego również wykluczyć nie mogli. Oni, oboje, bo skoro coś przykuło uwagę tego mężczyzny, wiedziała, że nie da spokoju, nie pozostawi pytań bez odpowiedzi. I cieszyła się w duchu, że ma go po swojej stronie, bo dzisiaj... dzisiaj była przerażona.

      Noor ✨❤️

      Usuń
  16. Pan J. nie był łatwym człowiekiem i już nie chodziło o to, że trudno było go rozgryźć. Noor nie wiedziała nie tylko kim jest, ale jaki jest, bo nie sposób było go rozszyfrować. O ile samo pochodzenie niewiele mówiło i właściwie niewiele ją interesowało, o tyle jego niedostępność i chłód tworzyły bariery, przez które było wręcz niemożliwym się przebić i rozeznać w jego osobowości. Może dlatego był tak intrygujący, bo nieodgadniony. Z tym się już jednak pogodziła, choć trudno było przyznać jej przed samą sobą, że popełnia tak błahy błąd jak zauroczenie nauczycielem.
    Podejrzewała, że niekiedy wszystko co robi i mówi, wydaje się nauczycielowi śmieszne. Trudno, niech tak będzie, była gotowa przyjąć taką porażkę, o ile ochroni siebie i swoją prywatność. Nigdy jej nie upomniał i nie dał reprymendy, ale nie wykluczała, że może się to zmienią, jeśli za bardzo będzie sobie z nim pogrywać. Póki jednak on pogrywał z nią, nie wycofywała się. I robiła kolejne uniki, mniej lub bardziej przekonujące. Obserwowała przy tym zawsze jego oczy i lewy kącik ust, wyczulona już na pewną mimikę, tak subtelną i drobną, że ledwie dostrzegalną. Był niesamowity w swoim opanowaniu, czasami wręcz przerażający. Człowiek - głaz, tak chyba powinna go nazywać. Ale wtedy każdy by wiedział, o kim mówi, a ona wolała, zachować go w jakiejś części dla siebie.
    - Panie Shamir... - powtórzyła cicho, troszkę jakby chciała mu przypomnieć, żeby na nią nie naciskał. Jakby chciała go o to prosić. Zadarła podbródek wyżej, wysunęła brodę i pochyliła się w jego stronę znacząco, gdy się odsunął. Był znów za daleko!
    Nie była jego wrogiem, a jednak chwilami czuła, że traktuje ją jak przeciwnika, którego należy złamać. Nie chciała, aby ją łamał, nie chciała, aby wdzierał się siłą do jej głowy i drążył tak, że sama zacznie w siebie wątpić i coś zdradzi. Wiedziała, że by to zrobił, że by mu się udało i to nie dlatego, bo czuła do niego słabość. Nie. Dlatego, bo Noor była silna, ale nie niezniszczalna. Dlatego że miała swoje granice, a pan J. zbyt prędko do nich docierał, zbyt celnie znajdował jej słabe punkty i obalał jej mury. Przed nim łatwiej było się zamknąć, ale przyjemniej było mu ulegać.
    Mogła się szarpać, ale wtedy by się jedynie wygłupiła. Był silniejszy, cięższy i wyższy, nie miała z nim szans. Zresztą czuła jak pewnie ją trzyma, a przy okazji... był blisko. I to w ten niepoprawnie słodki sposób, który jej się podobał. Odetchnęła głośno i szybko, zdradzając, że ma już dość. Dość rozmowy i dość ratowania, cierpliwość, z której raczej słynęła, zaczynała pękać. Miał wyjątkowy talent do tego, by ją zmieniać, by na nią wpływać i wiedziała, że to zdradzało jej uczucia. Ale było więcej jak pewne, że on ich nie zdradzi, bo zaszkodzi również samemu sobie, więc nie bawiła się akurat przed nim w ukrywanie ich. Już nie, te czasy minęły bezpowrotnie i oboje byli tego doskonale świadomi.
    Noor, zaskoczona uniesieniem rąk, wstrzymała oddech. Zmarszczyła brwi, a jej malutki nosek obsypany piegami tworzącymi unikalne wzory na miekkiej skórze wydawał się teraz bardziej zadarty. Ten mężczyzna zaskakiwał ją, znienacka atakował swoją obecnością, torował sobie drogę do niej słowami które trafiały w nią jak sztych bezlitosnego ostrza i wdzierał się do jej głowy łamaniem przestrzeni osobistej, mącąc zmysły. Absolutnie z nią pogrywał. Widząc jak teraz wpatruje się w jej bliznę, zacisneła drobne palce w piąstki w obu dłoniach i staneła pewniej, wciskając jedną stopę między jego nogi. Naparła biodrami na wysoką sylwetkę i z dołu zajrzała mu w oczy, przysuwając się znów niebezpiecznie blisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Nie chcę tam wracać - pokręciła głową, patrząc nadal w jego twarz, gdy się odsunął. Czy naprawdę sądził, że po tym wszystkim, byłaby w stanie znów się tam pojawić? Czy nie widział jej przerażenia, jak zbladła, jak ledwo łapała powietrze? Oh... szkoda.
      Wiedziała, że jej obecność w Valmont nie wszystkim jest na rękę, ale... to było takie miejsce, które jednym sprzyjało, a na innych rzucało nieszczęście. Nie sposób było zadowolić wszystkich, a ona już dawno przestała próbować. Chciała być wolna i to tyle. Od oczekiwań, od pretensji, od roszczeń, od ocen. I nie chodziło jej o to, by go wystraszyć, zwracając uwagę, by uważał. Wszyscy powinni tu na siebie uważać. Czasami wydawało się jej, że ta akademia to niedobre miejsce.
      Opuściła ręce wzdłuż ciała i spuściła wzrok. Nie rozumiała tego człowieka, nie znała i nie potrafiła do niego dotrzeć. Niekiedy były momenty, w których pozwalał jej poczuć się mniej osamotnioną, ale gdy taka chwila mijała, znów uderzało w nią podwójnie, bardziej boleśnie poczucie, że jest sama.
      - A z czym pan łączy adrenalinę? - spytała prosto, choć oczekiwała unikającej , albo niejasnej odpowiedzi. Albo żadnej. Jak zwykle.
      Podniosła głowę, spojrzała na niego przelotnie i ruszyła do drzwi. Najwidoczniej to było jego pożegnanie i rozumiała to na tyle, by nie przeciągać swojej obecności w tym gabinecie.


      Let me be your light through the dark path ✨❤️🌟

      Usuń
  17. Obcowanie z panem J. od początku było wyzwaniem i od początku Noor czuła, że przy nim poznaje samą siebie od nowa. Łamał konwenanse, badał granice, nadwyrężał zasady i to nie tylko te oficjalne i spisane, ale i niewypowiedziane, pozostające w poczuciu dobrego smaku i moralności. Sprawiał, że chciała się buntować, że chciała sprawdzać zarówno jego, jak i samą siebie. Chciała zrzucić pozory i poczuć się wolna, pradziwa. Zaczynał wprowadzać ją w stan, kiedy pragneła więcej, a jednocześnie dawał jasno do zrozumienia, że nic z tego nie dostanie. Igrał sobie z nią, ale to też nie tak, że była ofiarą. Oboje weszli w tę grę i oboje zyskiwali, czerpiąc coś dla siebie. Dzisiaj Noor miała w sobie o wiele więcej pewności i mniej nieśmiałości, więcej zadziorności i mniej zawahania, więcej bezczelności i jeszcze mniej zawstydzenia, gdy nauczyciel był bliżej, niż powinien. I wiedziała, że jemu podoba się to równie mocno jemu, jak jej.
    To co pozwalało jej zachować poczucie komfortu i to niezależnie od tego, co zrobił, albo powiedział pan J. to ich obopólna niewypowiedziana zgoda, aby wszystko działo się tylko między nimi. Mógł jej strzec, ale nie musiał pozwalać na te intymne momenty, które miały miejsce. Jednak pozwalał i sam do nich prowadził na równi z Noor. On był dyskretny, nie pokazywał nic po sobie, a ona przeżywała rosnące zauroczenie sama, udając, że nigdy nic sie nie wydarzyło. To było niekiedy zbyt proste udawać, że nie szuka go spojrzeniem, nie przyciaga go do siebie, wpatrując w niego nieco dłużej, nie czuje jego obecności w pokoju i pomija jego uwagę. Po dwóch latach jednak, nauczyła się już nie tylko rozpoznawać jego zapach, ale i ufać swojej intuicji, gdy podpowiadała, że mężczyzna nie jest wcale tak obojętny na to, co z nią robi. Gdyby był, wiele z tych sytuacji, o których myślała, pozostając już sama, nie miałoby miejsca.
    Pamietała wszystko i mimo, że robiła uniki i nie odpowiadała mu wprost na wiele zadanych pytań, pokazywała mu te jego odpowiedzi inaczej. Ich dialog cały czas się toczył, ale Noor nie potrzebowała słów wypowiadanych na głos, by coś przekazać i wiedziała, że mężczyzna dobrze z niej odczyta to, co go interesuje. Usiadła więc na kolejnych zajęciach tuż przed jego biurkiem, choć nie wystrojona w krótką sukienke, ani nawet rozpiętą o dodatkowy guziczek koszulę, bo nigdy nie była wyuzdana, ani niesmaczna. Nawet wraz z jego ostrzeżeniem naprawdę zaczęła bardziej na siebie uważać, ale to odbiło się tym, że znów była bardziej nieufna i milcząca względem innych uczniów. Nie chciała się wycofywać i nie chciała się chować, więc nie spuszczała wzroku i nie pochylała głowy, ale uczucie zagrożenia i wrogości niedawno ugaszone zostało znów wzniecone i to było czymś, z czym nie umiała walczyć. To jej przypominało kim była i jaka była jej rodzina. oraz czego od niej chcieli.
    Noor nie robiła wokół siebie szumu i nie wszczynała afer. Od dram trzymała się z daleka, interesując głównie swoim życiem i to też nie mogło się zmienić przez jeden epizod. Było wietrznie i dostała przepustkę w środku tygodnia na wyjście z akademii w godzinach popołudniowych na wizytę u lekarza. Chciała zrobić badania krwi i skontrolować swoje zdrowie po tym, co się wydarzyło na balu, ale gdy już wracała z wizyty z powrotem do Valmont, jej uwagę przykuła wysoka, znajoma sylwetka dostrzeżona w tłumie na ulicy. Pan J.... Byłaby idiotką, gdyby nie skorzystała z tej okazji, by przekonać się, co robi i jaki jest jej nauczyciel poza murami uczelni, nawet jeśli już prawie godzinę temu powinna być z powrotem na terenie akademii. Na to nadużycie miała jednak dobre wyjaśnienie i dowód w postaci daty wraz z godziną wystawienia na recepcie na suplementy od lekarza, bo wizyta jej się zwyczajnie przedłużyła... Ta druga, o pierwszej z wynajętym prawnikiem nikt nie musiał przecież wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Pokusa, aby za nim podążyć była zbyt silna i w tym przypadku Noor z nią wcale nie walczyła. Nawet nie miała przebłysku takiej myśli! Skierowała się ku przejściu dla pieszych, które przeszedł mężczyzna i poprawiając kołnierz od kurtki, aby nieco osłonić delikatną szyję przed wiatrem, podążyła w ślad za nim. I to był ten moment, gdy zapomniała o własnej ostrożności, niesiona ciekawością. A potem zwyczajnie, jak wiele razy wcześniej, wpadła wprost na niego, jakby od zawsze na nią czekał i znów tonęła w chłodnym spojrzeniu jego oczu.
      - Panie Shamir... - ostatkiem tchu i całkiem zaskoczona, bo ciężko było przyzwyczaić się nawet po dwóch latach do jego znikania nagle i pojawiania się znikąd równie znienacka, przytrzymała się ciemnego płaszcza, łapiąc w palce rozchylony pogodą materiał. Czarna wełna, w niej lubiła go najbardziej. Szeroko otwarte oczy spoczęły na jego twarzy i błysnęło w nich zdumienie, które ustąpiło po chwili. Nie miała się przecież czego przy nim bać.
      Nie byli w akademii, nie chroniły ich ściany, ani zamkniete na klucz drzwi i jej śmiałość, którą mu ostatnio sprezentowała, szybko topniała w nowym otoczeniu. Rozprostowała palce i powoli opuściła dłonie, puszczając też jego ubranie. Pozwoliła sobie jedynie na to, by szczupłe, blade paluszki przesunęły się choć odrobine po jego ciele i mogła wyczuć twardość mięśni pod swetrem. Pokręciła głową, bo nie zgubiła się i było to chyba aż nadto oczywiste. Nie był to przypadek.
      - Wyglądam na zagubioną? - spytała, obdarzając go niewinnym i słodkim uśmiechem. Nie miała nic złego na myśli, tylko chciała wykorzystać znów nadarzający się moment bycia w towarzystwie kogoś, kto dobrze jej życzy. Miała tylko strzępki takich chwil, a on nawet nie miał pojęcia, ile to zaczyna dla niej znaczyć. Ile on zaczyna znaczyć dla Noor.
      Spojrzała po ulicy, zdając sobie sprawę, że zbliżyli się do dzielnicy, w której było więcej lokali usługowych i rozrywkowych. Może psuła mu plany, szedł się napić do baru, albo był z kimś umówiony.. Na tę myśl, lekko zadrżała i nie miało to nic wspólnego z wiatrem, który bawił się jej włosami, a nawet zarzucił jej jeden kosmyk na usta, a ten przykleił się do truskawkowego błyszczyka. Zielone oczy spoczęły znów na twarzy nauczyciela, a Noor ufna i swobodna przechyliła głowe na bok, unosząc subtelnie kąciki ust.
      - Ma pan wolne popołudnie? - niczego nie proponowała, była tylko ciekawa. Przecież to nie tak, że musiał cały czas chować się w swoim gabinecie na dodatkowych dyżurach, a skoro żadne subtelne metody nie działały i wciąz nie umiała go poznać, prosta komunikacja nie mogła okazać się gorsza od tej, jaką do tej pory stosowali oboje.
      Wyjrzała zza jego ramienia, słysząc śmiechy i głośniejsze rozmowy, nadchodzące z drugiej strony wąskiej ulicy. Oh... wieczór który nadchodził szybko, sprzyjał zabawom, ale zwróciła uwagę na podchodzących chłopaków, bo ich znała. Ich śmiechy i rozbawione tony już nie pierwszy raz obiły jej się o uszy. I pan J. też znał. To byli uczniowie z ich akademii, a to że zobaczą Noor poza murami Valmont i jeszcze w takim towarzystwie, było niedopuszczalne! Jej reputacja, jej dobre imię, szacunek do nazwiska i jej święty spokój... to nie mogło przepaść. Nie myślała, działała. Jej drobne dłonie z niezwykłą siłą i determinacją znów sięgneły płaszcza nauczyciela, a ona cofneła się dwa kroki, by plecami uderzyć o mur budynku za sobą, przyciagnąć mężczyznę blisko i zasłonić się jego sylwetką. Ale to było za mało i gdy tamci podchodzili bliżej, Noor całkiem śmiało i bez żadnego zawahania posunęła się dalej. Nie o krok, a o sto kroków! Wspięła się na palce, uniosła podbródek i wysunęła się, przyciskając usta do ust mężczyzny. Palcami ściskała miękką wełne jego płaszcza zacięcie, ale już nie zapanowała nad westchnieniem, które jej uciekło, gdy poczuła jak ciepłe pan J. ma wargi. Całkiem gorące właściwie, inne od oczu.

      Noor ✨❤️💋

      Usuń
  18. Noor wiedziała, że w tej relacji z panem J. było zbyt wiele niedomówień, dwuznaczności i że wszelkie niepoprawności, jakie miały miejsce, nie były przypadkowe. Wiedziała też, że to chwila która minie, a choć budził w niej za wiele uczuć i za bardzo poruszał ją od środka, to nic nie znaczy. Nie powinno znaczyć nic dla niej i na pewno nie wpływa znacząco na niego. Domyślała się, że gra z nią w gry, w których czuje się pewnie i w których sam chce dyktować zasady, widziała to po tym, z jaką swobodą i pewnością ją traktował. Szła na ten układ, bardzo cierpliwie i łagodnie szukając w tym wszystkim dla siebie miejsca. Nie była roszczeniowa, ani niecierpliwa, kiedy sam pozwala jej się czasami do siebie zbliżyć tylko po to, by później oficjalnym tonem ją upomnieć i odsunąć, bo takie krótkie momenty jej wystarczały. To jej wcale nie bolało, bo przecież nie miała żadnych oczekiwań. Pozwalała mu również sama czytać z jej oczu wszystko, bo niczego się nie wstydziła. Zadurzenie to nie zbrodnia, a zakochanie to nie choroba, Noor z kolei wierzyła, że jest dość rozsądna i przytomna, by otrzepać sie i pewnego dnia wstać, bez oglądania za siebie, bo pan J. zniknie któregoś dnia tak samo, jak się pojawił. To wszystko wiedziała ta rozsądna Dubois. Ale była też druga i ona zaczynała się gubić.
    Ta druga zaczynała chwilami dopatrywać się wyjątków, które dla niej robił. Innego traktowania, łagodniejszego i cieplejszego. Zaczynała szukać śladów większej cierpliwości i wyrozumiałości. Zaczynała liczyć spotkania i ile razy spojrzenie pana J. uciekało z jej oczu do ust. I tu zaczynało się przekraczanie granic, do których nigdy nie powinna się zbliżyć. Nie wcześniej, bo wcześniej to były tylko przypadki. A teraz? Teraz uktneła pomiedzy tym, co wiedziała i czego się domyślała, bo o swoich uczuciach zdawała sobie sprawę, ale czy były jakiekolwiek po stronie nauczyciela? Nie miała pojęcia, częściej powiedziałaby, że nie, ale były chwile, gdy naprawdę miała wątpliwości. I te chwile najbardziej mieszały jej w głowie, bo czasami pozwalał jej na więcej i to więcej, wcale nie było już takie oczywiste.
    Nie wykorzystywała tego, jak łagodnie się z nią obchodził. Nie chciała naginać ich rzeczywistości dla siebie, wiedziała przecież, że byłoby to czystą głupotą. Nie igrała z ogniem. Granice, które niekiedy rozciągał mężczyzna, by później twardo postawić je znów na swoim miejscu między nimi, były wyraźne i wcale nie tak elastyczne, jakby chciała i to nie ona miała nad nimi władzę. A właściwie Noor nie bardzo wiedziała, czego od pana J. może chcieć i może to też był problem. Nigdy nie miała zamiaru go uwodzić, na to była zbyt niewinna, zbyt czysta i skupiona na swoim życiu, z kolei romans wydawał się zwyczajnie banalny. Za prosty dla nich. Ale zbyt łatwo mu ulegała, podążając tam, gdzie ją chciał, albo gdzie jej pozwalał dobrnąć. Po drodze tylko gubiła się niekiedy bardziej, ale nie robiła nic, by go prowokować. Nie umyślnie i nie złośliwie. Nawet jej słowne zaczepki były subtelne i niekiedy rozbrajająco dziecinne mimo dwuznaczności. Pytanie o wolne popołudnie właśnie takie było.
    Pokręciła głową i westchneła. Przypisywał jej jakieś lisie cechy, jakby wcale jej nie znał. To bardzo nieładne z jego strony, bo wiedziała, że znał ją lepiej, niż przyznawał. Nie zgubiła sie i nie szła za nim dziwnym trafem, szła zwyczajnie kierowana ciekawością. Przecież wiedział, że ją interesuje. Nawet nie śledziła go dyskretnie, nie chowała się i nie skradała. Zwyczajnie szła. To on znów ją zaskakiwał, znów obracał sytuację tak, by nastepowały okoliczności jak te, gdy znajdowała się zbyt blisko w jego ramionach. Może to lubił? Oh, to były właśnie takie momenty, gdy zaczynała w niego wątpić i podważać całą jego edukacyjną porządność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Noor unikała konfrontacji, jeśli nie były to oceniane dyskusje na zajęciach. Była typem kobiety spokojnej i cierpliwej, łagodnej i skrywającej swoje myśli i szczere ja, za zasłoną milczenia i subtelnym, uważnym spojrzeniem. Ryzyko przyłapania w nieodpowiednim miejscu, nieodpowiednim czasie i z nieodpowiednią osobą, było zbyt wysokie, by je podjęła i to był moment, gdy wykorzystała pana J.. Nie spodziewała się tylko, że nie tylko nie zaoponuje, ale na ułamek chwili zgubi się dla niej i wraz z nią w tej iluzji, którą chciała stworzyć, by pozostać niezauważona przez kolegów z akademii.
      Westchnęła cicho, z zaskoczenia i przyjemności, gdy rozchylił wargi i pozwolił jej na więcej. Nie wiedziała już, kto kogo wykorzystuje. Gdy poczuła jak jej ulega, a nawet sam pozwala sobie na słabość względem uczennicy, obejmując ją tak, by sie nie wahała, by nie uciekła, zadarła podbródek, pogłębiając pieszczotę. To nie było niewinne muśnięcie, gdy splotły się ich języki, gdy smakowała go starannie, pieczołowicie i dokładnie, chcąc nauczyć sie jego smaku na pamięć i mocniej naparła na jego sylwetkę stęskniona. Złakniona go, puściła jego płaszcz i ułożyła płasko jedną z dłoni na szerokiej piersi, czując pod opuszkami nie tylko twarde mięśnie, ale ciepło i bijące w jego wnętrzu serce. Więc jednak je miał... Drugą dłoń uniosła wyżej, a jej drobne paluszki zawędrowały po ramieniu pana J. i Noor oplotła nimi kark mężczyzny, przyciągając do siebie zachłannie.
      Prawie zabrakło jej tchu, poczuła na plecach wciskający się w łopatki mur, gdy mężczyzna docisnął ją do ściany budynku, zcałowując z niej oddech, ale póki ta chwila trwała, nie odrywała od niego warg. Przepadła. Czuła jak obejmuje jej twarz, jak jest coraz bliżej i było to oszałamiające, cudowne, niezrównane z niczym. A potem uniosła roziskrzone zielone oczy do tych ciemniejszych, niebieskich i odetchnęła głeboko, gdy się odsunął. Nie znała poprawnej odpowiedzi na jego pytanie. Taka, jaką mogłaby udzielić, nie uratowałaby ich i nie pomogła przywrócić dystansu.
      - Wszystko, co uważa pan za słuszne - odezwała się w końcu równie cicho, szeptem, zsuwając dłoń z jego karku odrobinę, by opuszkami musnąć gładki policzek przy osłonietej ciemnym golfem szyi.
      Nie ruszyła sie, nawet nie drgnęła w obawie, że stanie się zaraz coś okropnego. Bo przecież to, co stało się do tej pory, było cudowne.


      Noor ✨🥰

      Usuń

✉️ Wiadomość od Sekretariatu✉️

Drodzy Uczniowie,

Rozumiemy, że anonimowość internetowa kusi do kreatywności, ale przypominamy, że formularz komentarzy służy do merytorycznych uwag, kulturalnej wymiany myśli i waszego wątkowania. Jeśli ktoś zdecyduje się używać go do teorii spiskowych czy też plotek o Pani Williams – prosimy, zachowajcie umiar (i pamiętajcie, że Pani Williams ma naprawdę dobry słuch!).

Z poważaniem,
Elise Kramer 🏛️✒️