2025/03/21

[K] Jared Shamir

Największa tajemnica? W latach 2018-2023, pod pseudonimem operacyjnym Zev, działał jako agent Kidonu – elitarnej jednostki zabójców izraelskiej służby wywiadowczej. Na usługach Mosadu nieprzerwanie od 2014 roku. Wie o wielkich i małych ludziach więcej, niż może im się kiedykolwiek wydawać. Plotki krążące o nim? Podobno nosi golfy, bo coś pod nimi ukrywa, a nauczanie wcale nie jest jego główną misją w tym miejscu. Ponoć należy do Bnei Baruch. Ponoć zostawił gałązkę tojadu w papierach ucznia, a ten jakiś czas później w tajemniczych okolicznościach rozstał się z uczelnią i nie wrócił nigdy więcej. Czy jest powiązany z dawnym skandalem akademii? Nie jest powiązany ze skandalem, ale jest wtajemniczony. Szczególne nawyki? Splatanie rąk za plecami oraz składanie origami ze wszystkiego, co da się złożyć. Słabe i mocne strony? Znany z wyjątkowej cierpliwości i zdolności do właściwej oceny sytuacji oraz do zachowania zimnej krwi nawet w najgorszych momentach. Zdeterminowany w dążeniu do celów. Czepiający się szczegółów weredyk, który uwali Cię dla zasady, jeśli kiedykolwiek zajdziesz mu za skórę. Pamiętliwy, nieprzystępny i stroniący od zażyłych znajomości. Minimalista skrupulat. Hobby oraz zainteresowania? Pasjonata muzyki klasycznej oraz gry na fortepianie. Nieustannie zgłębia tajniki inżynierii społecznej, która fascynuje go od wielu lat. Uspokaja go obserwacja nocnego nieba przy użyciu teleskopu, a także wieczory przy literaturze filozoficznej. Kolekcjoner broni białej, z nacisiem na sztylety perskie ze stali damaceńskiej, i mistrz czarnego wywiadu. Ulubione miejsce w akademii? Taras widokowy oraz biblioteka. Lęki lub fobie? Demaskacja. Znajomość języków? Języki rodzime: hebrajski oraz arabski. Języki dodatkowe: niemiecki i angielski. Koligacje rodzinne? Yitzhak Shamir — zmarły dziadek, przywódca organizacji Lechi, szef Mossadu na kraje europejskie, przewodniczący Knesetu, minister spraw zagranicznych i siódmy premier Izraela, dwukrotnie pełniący urząd;
Ja’ir Shamir — ojciec, pułkownik izraelskich sił powietrznych, członek Knesetu, izraelski minister rolnictwa;
Zelda Shamir — matka, wiolonczelistka dla Izraelskiej Orkiestry Filharmonicznej;
Jeriah Shamir — starszy o pięć lat brat, instruktor programu Havatzalot, Aman;
Jaron Shamir — starszy o trzy lata brat, Wydział Bezpieczeństwa Ochronnego, Shin Bet; Myśl przewodnia? Szpiegowanie jest sztuką posługiwania się ludźmi, którzy nie wierzą w lojalność, których zachłanność jest ogromna i nieprzewidywalna. Najlepsi szpiedzy to nie ci, którzy pracują dla pieniędzy lecz dla zaspokojenia swoich najskrytszych pragnień. Walutą szpiegów jest wiedza.

Imiona i nazwisko: Yared Yitzhak Shamir Data i miejsce urodzenia: 11/11/1991 r. Herzliya, Tel Aviv, Izrael Miejsce zamieszkania: barnhouse, Saint-Vincent, Szwajcaria Stanowisko: wykładowca Przedmiot: psychologia społeczna i manipulacja opinią publiczną Dodatkowa funkcja: prowadzący zajęcia socjotechniki Członkostwo: Rada Dyscyplinarna Aktualny zawód: szpieg, oficer operacyjny Tzometu, Mosad Kwalifikacje:socjotechnika, kinezyka

Od najmłodszych lat w jego życiu liczyło się wyłącznie jedno – zrealizować zadanie, wypełnić aspiracje i osiągnąć cel. Przekładał to na każdy aspekt swojej codzienności, traktując każdą czynność jak jedno z wielu prozaicznych zobowiązań, które musi odhaczyć na swojej liście. Biernie nauczył się pisać, wcale nie doceniając starań kaligrafisty, który wbijał mu do głowy zasady pisania końcówką ściętą, beznamiętnie przyswoił szkolną wiedzę, doceniając jedynie dobrze odbite ryciny na stronach opasłych podręczników, i bez zaangażowania odnotował pierwsze znajomości, oddzielając się od nich grubą kreską już chwilę później. Nigdy nie obchodziło go to, co nie było warte jego zainteresowania i z tego też powodu nigdy nie został kimś, kto jest zobowiązany stawiać na piedestale kogoś więcej, niż siebie. To pewne, że mimo zamiłowania, byłby beznadziejnym muzykiem, bo nie odnalazłby satysfakcji w pracy zespołowej, i że byłby równie kiepskim prawnikiem, bo pomaganie innym, nawet za pieniądze, to inercja, a jeszcze gorszym byłby lekarzem, skoro życie innych obchodzi go tyle, co zeszłoroczny śnieg, a w zasadzie to nie liczy się dla niego wcale. Istniała tylko jedna ścieżka, którą mógł podążać i wiodła ona śladami dziadka, choć tylko do pewnego momentu, bo jego ponadprzeciętne zdolności marnowałyby się za biurkiem i dlatego on, w przeciwieństwie do dziadka, nigdy za nim nie usiadł. Był doskonałym zdobywcą i realizatorem celów, a został jeszcze lepszym wywiadowcą, a wreszcie chłodnym agentem dysponującym licencją na zabijanie, który nawet przy takiej funkcji zdolny był odhaczać cele – tak po prostu. Pod przykrywką był już każdym, ale dzięki temu znalazł drogę do kilku pasji, które obdarzył szczerym zamiłowaniem, bo w rzeczywistości niewiele jest spraw, które potrafią tak szczerze dotknąć jego serca. W jego życiu od zawsze dominuje pragmatyzm i parcie na osiąganie celów, które najpierw sumiennie realizuje, i od których potem sumiennie się odcina. Człowiek jest dla niego tylko jednym – celem, zwykłą zdobyczą i kolejnym targetem do zrealizowania. I to nigdy się nie zmieni z jednego prostego powodu: podobno nie da się naprawić kogoś, kto urodził się ze złamanym sercem.

Jared Shamir
wykładowca psychologii społecznej i manipulacji opinią publiczną・członek Rady Dyscyplinarnej・oficer operacyjny Mosadu
zapraszamy wszystkich do zabawy :) zdaniezlozone@gmail.com

55 komentarzy:

  1. [Aaah 💜 tak przyjemnie będzie nam go próbować rozebrać z golfu, przekonań, dystansu i oziębłości! Skubnąć i obedrzeć go z samotności i takiej pewności, że sam jest kowalem własnego losu... Bo czasami wystarczy chwila i los się odmienia!
    Charakter i wizerunek doskonale dobrany do zawodu, świetna kombinacja. A jednak jakakolwiek forma sztuki ukryta w jego pasjach jest miłą niespodzianką, choć ostatnie czego bym się spodziewała po... ekhem zabójcy skądinąd, to nawet najdrobniejsza forma wrażliwości!
    Podziwiam za budowanie tak dokładnego i szczegółowego tła dla postaci, twoje dopracowanie każdego elementu sprawia, że palę się z wstydu i napatrzeć nie mogę jednocześnie. Znowu. Tak wszystko zgrywasz i dopieszczasz w swoich postaciach, że wcale nie ma ani niedosytu, ani przesady, zostaje za to mnóstwo chęci do porwania w wątek po wspólne przygody!
    Niedługo tu wrócimy!]

    Wasze Światełko 💎✨❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. [Yaay, muszę to napisać, bo zgadzam się z przedmówczynią. Magnetyczna osobowość z pana wykładowcy, ciekawa i świetnie przygotowana. Łatwo dla niego przepaść. Jeszcze mnie tu oficjalnie nie ma, ale chciałam dać znać, że odezwałam się na maila. A korzystając z okazji życzę udanej zabawy. :)]

    przyszła uczennica

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Kreacje twoich postaci jak zwykle zawsze zachwycają! ❤️ Jared to postać, która zdecydowanie budzi respekt. Bardzo też spodobało mi się ostatnie zdanie, bo mieści w sobie tak ogromną ilość różnych emocji. Właśnie to chyba najbardziej lubię w pisaniu. :)
    Oczami wyobraźni widzę, jak Theodore musi się starać, by zdobyć szacunek swojego wykładowcy, ale to może i lepiej? ;)
    Życzę ci mnóstwa udanej zabawy i ciekawych wątków. A jeśli znajdziesz chęci, zapraszam do stworzenia czegoś z kimś z mojej dwójki. Drzwi zawsze będą otwarte :D]

    Theodore von Eisenhart & Seraphine Rousseau

    OdpowiedzUsuń
  4. Największe semestralne wydarzenie było długo wyczekiwane w całej Akademii, ale nic z tego co miało dziś miejsce nie wydawało się odzwierciedlać i odpowiadać na jej wielotygodniowe oczekiwania i nadzieje. Serwowane menu było smaczne, ale bezpieczne. Ludzie prezentowali się pięknie, ale to nie zmieniało istotnego faktu, że niemal każdy z każdym tutaj rywalizuje, walcząc o siebie i swoje największe szanse kosztem innych. Sala była urządzona tak, aż niemal zapierało dech, ale... W Valmont wszystko takie było, zawsze, tak jak kadra i uczniowie - najlepsi z najlepszych. Gdy coś jest doskonałe, może być jeszcze lepsze?
    Długie za łopatki włosy podpieła kilkoma szpilkami z perłami ku górze, odsłaniając nagie plecy i smukłą szyję. Usta pomalowała krwiście czerwoną szminką dla charakteru, bo pod delikatną złotą maską makijaż oczu i delikatne rozświetlenie twarzy nie było praktycznie widoczne. Podobało jej się to uczucie przy gładkich nogach, gdy lekki materiał jedwabiu w spódnicy łaskotał jej skórę, elegancko i ładnie pracując wraz z każdym jej ruchem, a jednocześnie pozwalając jej czuć się swobodnie. Czuła się dobrze, wiedziała, że wygląda pięknie i przyciągnie kilka spojrzeń. Suknię miała jak na Francuzkę przystało - elegancką choć prostą, haute -couture. Zieleń kreacji, podbijającą kolor jej oczu dopełniła drobną złotą biżuterią, delikatnym krótkim łańcuszkiem i podwójną bransoletką na prawym nadgarstku, która przysłoniła dwie cienkie blizny. Ozdobiła uszy kolczykami które były wykonane z surowych pereł tańczących na trzy centymetrowych łańcuszkach od płatka ucha i sprawiały, że przy każdym kroku kilka krótszych niespiętych kosmyków przy twarzy łaskotało ją w policzki. Noor płynęła wśród zebranych na wysokich sandałkach, które oplatały jej szczupłe stópki cienkimi paseczkami wokół kostki i przy palcach, a malutka torebka była drobnym akcentem. Krok miała lekki, wyglądała jak wróżka, albo elficka królewna na tle czerni, czerwieni, złota bądź fioletu, kolorów władzy i siły. Pozory, którymi nie zawracała sobie głowy, wpłynęły na większość uczniów do dopasowania się i spełniania oczekiwań, a ona... Nie chciała wpisywać się w żaden szablon. Chciała być sobą, tak bardzo jak to tylko możliwe. I uważała, że nie musi podkreślać swojej wartości i zaznaczać obecności. Bardzo tego w duchu chciała, aby wystarczyło to, jaka jest. Była mieszanką gorącej arabskiej krwi i francuskiego wyrafinowania, była ekskluzywnym nabytkiem dla akademii i wiedziała, że jej pochodzenie już samo w sobie daje jej wielką wartość. Szczególnie ta strona od ojca, o którą nie pytał nikt oficjalnie. To wszystko to był cyrk, a ona i pozostali uczniowie wystawali z półki jak wypolerowane towary. Czy była sama w tym odczuciu?
    Podobały jej się maski, anonimowość i swoboda jaka za tym szła. Podobał jej się klimat tego wieczoru, choć nie byłoby jej pierwszym wyborem opuszczenie biblioteki na rzecz zabawy. Miała wrażenie, że pewne osoby odkrywały się dziś na nowo, czując zwyczajnie bezpieczniej i odważniej zakryte. Ceniła szczerość i bezpośredniość, choć preferowała rozmowy pełne szacunku i wysokiej kultury oraz empatii, zamiast chamstwa i zuchwałości. Rozpoznała kilka głosów, gdy wdawała się w dyskusje, ale czas mijał szybciej, niż sądziła, a niektórych odwaga przerosła. Szczególnie po wypiciu zbyt dużej ilości ponczu, który najwidoczniej był lekko... zaprawiony. Szczególnie kilku wysokich młodych mężczyzn, których obstawiała z drużyny pływackiej, oceniając po sylwetkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała wrażenie, że po dwóch godzinach fiszbiny gorsetu w długiej oliwkowej sukni zbyt ciasno przylegają do jej ciała, obściskując jej żebra i talię zbyt mocno. Na policzkach malował się jej głęboki rumieniec, a spojrzeniem prześlizgiwała z jednej twarzy do drugiej, nie rozpoznając nikogo. Nie piła ponczu, uważała na to, co wkłada do ust, kosztując głównie przystawek, ale coś musiała dostać, bo oddech jej się zaczął spłycać, a uczucie duszności w drobnej piersi narastało.
      - Źle się czujesz, Iskierko ? - usłyszała za plecami, gdy odeszła bliżej wyjścia na korytarz, obserwując jak pary zaczynają wirować w hipnotyzującym miarowym walcu. Jak pionki przesuwane niewidzialną ręką.
      Rozchyliła usta, najpierw łapiąc głebszy wdech, później ściągając łopatki. Pełen gracji obrót pozwolił jej z uniesionym podbródkiem stanąć naprzeciw niego. Jasne, zielone jak unikalny diament w tej barwie napotkały dwa błyszczące i nieruchome punkty, wbijające się w nią jak sztylety. Spojrzenie posiadacza, choć pełne pogardy, które już znała, a którego nie przyjmowała. Rozciągnęła wargi w subtelnym, słodkim uśmiechu, patrząc z chłodem. Mieli nie rozmawiać, miał się do niej nie odzywać, tylko tego od niego chciała. Miał pozostać obcy i się nie zbliżać. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć, gdy podeszła do ich dwójki wysoka blondwłosa dziewczyna. Uczennica z ich roku, pełna powabu i wdzięku, o umyśle i języku ostrym jak brzytwa. Modliszka, której Noor schodziła z drogi, choć nie miała szczególnie zażyłych przyjaciół, ani wrogów w Valmont. Przeniosła jasne oczy na wypudrowaną do maski twarz koleżanki i chwile obserwowała ten rytuał znaczenia terenu, gdy blondynka ujęła chłopaka pod ramie i przysunęła się na tyle blisko, by oprzeć się o jego tors. Patrzyła też jak zimne, świdrujące ją od kilku sekund oczy uciekają w bok, a szczęki się zaciskają, by zaraz dać upomnienie i w tym momencie, nim padł pierwszy ostrzegawczy syk, skierowała się prosto do wyjścia z sali. Jedwab wokół jej nóg zafurkotał, ale odgłos szpilek uciekł w eter, komponując się z rytem nieustającego obok walca.
      Valmont rodziło szaleńców i geniuszy, dodawało skrzydeł lub je wyrywało na żywca bez znieczulenia, tutaj ci najsilniejsi przerastali samych siebie, a ten kto był Ikarem upadał i sie nie podnosił. Bycie tutaj nie było łatwe, oczekiwań nigdy nie ubywało, a oczu spoglądajacych zewsząd było tylko więcej z każdym rokiem. Noor to znała całe życie, była jedynaczką, klejnotem dwóch obcych sobie rodzin, ale mimo wszystko wymykała się z rąk wszechobecnego nadzoru. Tak jej się przynajmniej wydawało.
      Przycisnęła dłoń do klatki, czując jak jej serce zaczyna bić zbyt szybko i mocno. Parła do przodu, trochę na pamięć znając już akademickie korytarze, a trochę na oślep. Byle nie oglądać się za siebie, a miała wrażenie, że słyszy nadciagające twarde kroki. Skręciło w prawo, dotarła do schodów, zbiegła piętro niżej i skierowała do biblioteki od wschodniego wejścia. Tutaj za dnia nie było wielu osób, a sale w tej części choć zadbane i czasami udostępniane na dodatkowe spotkania kół naukowych, zostały wyłączone z oficjalnych zajęć, bo te przeniesione do większych i prezentujących się lepiej. Jakby cokolwiek w Valmont mogło nie wyglądać dobrze... Ramiączka opadły jej z ramion, ale sukienka szyta na miarę leżała nienagannie i gdyby ktoś miał teraz spotkać Noor, tylko jej rozbiegane spojrzenie i przyspieszony oddech zdradziłby, że coś jest nie tak. Zwolniła, gdy jedna z szpilek poślizgneła się na gładkim gzymsie posadzki, a jeszcze tego brakowało, by skręciła kostkę. Obróciła się i szła tyłem, przełykając ślinę z trudem. Miała wrażenie, że zaraz upadnie, wszystko wokół zaczynało wirować.

      Usuń

    2. Przystanęła na chwilę tylko, nasłuchując. Coś słyszała, ale to chyba jej własne serce i dudniący szum w uszach. A potem rozległ się od strony schodów, którymi zbiegła, trzask jak łamany kij, albo pchniete zbyt mocno drzwi uderzające w ścianę i aż drgnęła, rzucając się dalej korytarzem do biblioteki. Nie dotarła tam.
      Tak się bała, tak bardzo nie chciała tej konfrontacji, nie czując się pewnie, że zdecydowanie wyolbrzymiała własne odczucia, wyobrażając sobie to, co może nastąpić, a co prawdopodobnie się nie wydarzy. Dziś, ani nigdy. Noor mocno ufała swojej intuicji, była bystra i sprytna, umiała czytać ludzi. Ale została dziś oszukana i nawet nie wiedziała kiedy ktoś mógł jej coś dosypać, albo do czego. Nie wiedziała również, że część akademii, którą uważała za opuszczoną o tej godzinie, nie jest pusta.
      Kiedy jedne drzwi od prawej się akurat uchylały, obejrzała się w stronę schodów. Czy słyszała drugi trzask? A w nastepnej wpadła z impetem w wysoką sylwetkę. Jęknęła krótko, a mała torebka z kluczem do pokoju i kartą kredytową wypadła jej z dłoni, bo Dubois złapała się mocno ramion, by nie upaść i wstrzymała oddech. Jej oczy, szeroko otwarte, z łzami zebranymi w kącikach napotkały twarz pana J. (tak go nazywała od kiedy wkurzył ją, rozdzielając w ławce z Michaelem, gdy próbowali umówić się na kawę!) i Noor wiedziała, że już wszystko będzie dobrze. Gdy on był obok, zawsze było.
      - Powietrza... - wydusiła, wbijając paznokcie w jego ramiona i ciagnąc za materiał ubrania tak, jakby to on miał podarować jej kolejny oddech. Bo to że zapewni bezpieczeństwo, było więcej jak pewne, robił to nieproszony od dłuższego czasu, stając jej na drodze w najmniej odpowiednich momentach.

      come into the light✨❤️

      Usuń
  5. [Tak, tak, przyznaję się bez bicia; to Kornélia rozniosła tę plotkę o golfach 😔 Ale co tu zrobić, jak godzinami trzeba się w kogoś na zajęciach wpatrywać. Wyobraźnia zaczyna porywać, co tam takiego się skrywa. I przysięgam, w tej akademii nie ma a) normalnych b) nieatrakcyjny nauczycieli 🥲 A trzeba było się uczyć, nie?
    Co ja będę gadać, dobrze wiesz, że postać świetnie wykreowana i karta miodzio.
    Będziemy grzeczne na zajęciach... 👀 Samej weny i miłego pisania!]

    Kornélia ࣪ ִֶָ☾.

    OdpowiedzUsuń
  6. Noor nie była tchórzem, nie była też szczególnie strachliwa, ale zdecydowanie grała bardziej nieustraszoną, niż była w rzeczywistości. Odwagi jej nie brakowało, miała za to dostatecznie dużo oleju w głowie, by znać swoje możliwości i wiedzieć, kiedy rozsądnie jest zdecydować sie na odwrót i uniknięcie konfrontacji, nawet jeśli miałaby to być tylko potyczka słowna. Nie lubiła się powtarzać, nie lubiła też być stawiana przed faktem dokonanym, ani mierzyć w dyskusji z kimś, kto w istocie nawet nie chce usłyszeć, co dziewczyna ma do powiedzenia. Nie była buntowniczką, a niezadowolenie często przełykała wraz z goryczą rozczarowania, gdy była pominięta, lub ignorowana, bez odpowiedzi. Milczenie jest złotem. W gruncie rzeczy Noor była kimś, kto nie żyje pod cudze dyktando i samodzielnie wybierała kreację swojej codzienności. Była zdeterminowana i dzielna w tym kroczeniu po swojemu przed siebie i nie bała się potknięć, wierząc, że każda pomyłka buduje możliwość wspięcia się wyżej. Jej nazwisko wiele umożliwiało, ale nie polegała jedynie na koneksjach, chcąc udowodnić, że nawet pochodząc z innej rodziny, potrafiłaby równie wiele i to chyba za to najbardziej cenili ją nauczyciele - nie była pyszna, a pracowita.
    Gdy poczuła jak obejmuje dłońmi jej twarz, przesunęła własne z jego ramion wyżej, zatrzymując drobne, szczupłe paluszki na jego nadgarstkach. Nabierając powietrza, zaczęła tonąć w kolorze jego tęczówek, które nie pierwszy raz widziała z tak bliska i które za każdym razem wciągały ją coraz głebiej w jakąś przepaść nieznanego. Zdała sobie sprawę, jak bardzo zmieniła sie ich dynamika od pierwszego spotkania.
    Pan J. na początku był jej drzazgą w oku, był przekorą od losu i człowiekiem, który zwykle pojawiał się znikąd. Gdy przyszedł do akademii, od razu wydało jej się to niecodzienne, gdy w ciągu tygodnia w dwóch losowych i niepowiązanych z sobą sytuacjach, stanął między nią a drugim uczniem, powstrzymując eskalację konfliktu, w której mogłaby stać sie jej krzywda, a już absolutnie stała się wobec nieufna i podejrzliwa, gdy za każdym razem gdy miała się skonfrontować z tym uczniem, którego unikała jak ognia, pan J. był w pobliżu. Skonfrontowała nawet w tej kwestii rodziców, ale oznajmili, że nikt jej nie zapewniał ochrony, uznając, że nie ma takiej potrzeby już szczególnie w murach elitarnej i strzeżonej akademii. Nie miała powodów, by nie uwierzyć. Mimo jej powiązań rodzinnych i historii, które stawiają włoski na karku niejednej osobie na baczność, nie węszyła za teoriami spiskowymi i nie doszukiwała się żadnych powiązań - z reguły. W tym przypadku jednak nadal było to bardziej niż dziwne, że nagle w murach prestiżowego Valmont znalazł się ktoś, kto bawi się w jej anioła stróża, nieproszony, albo wręcz niechciany. Wątpiła, by zauroczyła go swoim słodkim uśmiechem i przejrzystymi oczami, był na to zbyt chłodny i wyrafinowany, zresztą nawet nie zawracała sobie głowy na takie próby. Szczególnie, gdy robił to, co robił w irytujący ją sposób, nienachalny ale bezpardonowy, w poważaniu mając nawet jej własne poczucie komfortu i granice przestrzeni osobistej, miała go dość i szybko traciła cierpliwość. Trwało to jednak już drugi rok, a ona z czasem uwierzyła, że to nie jest żaden spisek i może faktycznie nauczyciel stał się jej stróżem. Nadal ją irytował, szczególnie w momentach, gdy nieco na przekór pojawiał się obok i nie tylko jej pomagał, ale często dawał jej upomnienie i burzył jej plany, ale ani razu z tego powodu nie stała jej się krzywda. Właściwie musiała to przyznać, że właśnie dzięki niemu, nie działo się jej nic złego i to stróżowanie całkiem dobrze mu szło. A z czasem dodatkowo w Noor wykiełkowała pewność, że pan J. zawsze zjawi się obok, gdy bedzie go potrzebowała. Tak jak dziś. I chyba z czasem nie tylko do jego obecności blisko przywykła, co

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaczęła na niej polegać.
      Tym razem bez słowa, bez komentarza, zaczepki, czy podważania polecenia, co zdarzało jej się nierzadko, skierowała się w wskazane miejsce. Nie pamietała, keidy ostatni raz była w jego gabinecie, ale zdecydowanie teraz potrzebowała się znaleźć tam, gdzie nikt jej nie dosięgnie. Nikt, kto nie życzy jej dobrze. Przycisnęła dłonie do piersi, w której serce wciąż jej się niespokojnie tłukło i pilnując rytmu na oddech, który wskazał jej nauczyciel, stawiała drobne kroki, nim nie dotarła pod odpowiednie drzwi. Weszła do środka, nawet nie wahając się sekundy, ale zamiast do okna na niskie siedzisko, udała się w kierunku szerokiego biurka. Na nim oparła jedną dłoń i pochylając się mocno do przodu, sięgneła dłonią w tył, próbując znaleźć zapięcie w gorsecie. Poczuła jak kosmyki przy twarzy łaskoczą ją w policzki i wciskają się pod złotą maskę. Zacisnęła powieki i krótko jeknęła, zniecierpliwiona, wystraszona i zirytowana. Wystarczyło sięgnąć do kilku haftek i lekko je pociągnąć, by kreacja uwolniła jej ciało i mogła odetchnąć. Nie była ściśnięta, to bardziej wrażenie, ale nie myślała teraz trzeźwo.
      - Brak mi tchu - wydusiła, potrzebując go. Tlenu również. - Proszę coś zrobić - spojrzała na niego przez ramię tak bezradnie, jak nigdy dotąd.

      Light ✨ 💖🌟

      Usuń
  7. Cokolwiek się działo w jej życiu, z nią samą albo wokół, nie miała nad wszystkim kontroli i z tym też umiała żyć. Nie szamotała się, nie buntowała, nie walczyła na siłę, przyjmując to, na co nie ma wpływu z godnością i milczeniem. Ale nie była potulna, o nie, znała swoje mocne i słabe strony, znała mechanizmy ludzkich działań i wiedziała gdzie i kiedy najlepiej nacisnąć, by nawet delikatna akcja, wywołała olbrzymią reakcję i dokonała się zmiana. Noor lubiła zmiany, trudno było do niektórych przywyknąć, ale zawsze prowadziły do rozwoju, a ona nie cierpiała tkwienia w miejscu. Była grzeczna i uchodziła za osobę, która szanuje i godzi się z zasadami, a przecież nie była bierna w żadnym calu. Pan J. był kimś, kto jej nie szkodził, ale nawet jeśli ją drażnił i stawał jej na drodze, nie robił nic wbrew niej, więc zaakceptowała jego obecność. I zaczęła się przyzwyczajać, odkrywając że te chwile gdy zjawiał się obok, już nie są wcale najgorsze.
    Powoli zaciskała palce, szorując paznokciami spiłowanymi w kształt migdałka po drewnie blatu. Zapatrzyła się w jeden punkt na biurku, na tabliczkę z wyrytym nazwiskiem nauczyciela, starając się skupić na oddechu, na tym rytmie, który wskazał jaj mężczyzna wcześniej przed swoim gabinetem, ale to nie działało. Nie miewała ataków paniki, nie uciekała, nie bała się aż tak, by tracić zmysły, ale to co teraz się z nią działo... do diaska, nie wiedziała kiedy coś wzięła i kto mógł jej to paskudztwo podrzucić. Kolejny raz jednak potwierdziło się jej przypuszczenie, że nie może ufać nikomu w Valmont. Na dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach lekko zadrżała, ale wiedziała jedno - nigdzie indziej w akademii w tym momencie nie byłaby bezpieczniejsza. I już nieważne było kogo szczerze się boi, kogo nienawidzi, przed kim ucieka, kogo unika, a za kim tęskni nie mogąc w nocy spać, teraz nic nie było ważne, tylko to, by pan J. jej pomógł, jak robił to już wielokrotnie wcześniej. Polegała na nim, na obcym człowieku, który był zagadką i budził wśród ludzi nie tylko duży respekt, ale i sprawiał, że nawet jej niekiedy brakowało języka. A choć zwykle ludzie unikali jego przerażających, chłodnych, przenikliwych oczu, Noor nie unikała ich wcale, mierząc się dumnie na spojrzenia, bo jej własne było równie nieodgadnione.
    Zamkneła oczy, wyjątkowo uległa w tej chwili. Zacisneła też zęby zgodnie z poleceniem, wierząc, że właśnie teraz zrobi coś, co jej pomoże. Tego się jednak nie spodziewała. Zesztywniała w momencie, gdy oplótł jej talię i mocno przyciągnął do siebie, przyciskając jej drobną sylwetkę do torsu. Oderwała dłonie od biurka i wbiła paznokcie w jego rękę, którą ją trzymał, gotowa zedrzeć mu skórę w każdej sekundzie, jeśli stanie się coś złego. Poczuła jaki jest ciepły i twardy i... cholera, wyobrażenie, że pod tymi golfami ma piękne, rozbudowane ciało się potwierdzało, choć doszłaby do tego wniosku, gdyby bardziej skupiła się na nim, niż jego ruchach i swoim stanie. Może to i lepiej. Na pewno... Otworzyła oczy i spojrzała w dół, gdy podciągnął jej sukienkę i wtedy się wystraszyła. Uczucie pieczenia w płucach się nasiliło, gdy powietrza brakowało coraz bardziej, a Noor jekneła krótko w momencie, gdy pen został wbity w udo i szarpnęła się. Zadrapała dłoń panu J., gdy dozował jej adrenalinę, ale zaraz odpuściła, zrozumiała, że robi to wszystko dla jej dobra. Dla niej. Chwilę drżała, wystraszona, a może nawet i w szoku, gdy trzymał ją mocno i podawał środek, ale może właśnie też dlatego drżała, że ktoś w końcu panował nad sytuacją i to nie musiała być ona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Bolało. Zamkneła znów oczy, nie cofając dłoni, choć nadal wbijała paznokcie w skórę nauczyciela zbyt mocno, na pewno boleśnie. Odchyliła głowę w tył i oparła ja na jego piersi, cicho jęcząc przez zaciśniete zęby - jak kazał. Czuła wokół talii mocny ucisk, czuła że jest cały napięty jak struna i nie ma z nim szans. Nie chciała mieć, dobrze było móc na kimś polegać. A teraz miała tylko jego. Czuła na udzie już nie pen i igłę, a jego dłoń, dotykającą jej gładkiej, miekkiej skóry. Uniosła powieki i przytrzymała jego dłoń na brzuchu, gdy zaczął się wycofywać.
      - Nie puszczaj - poprosiła szeptem, zduszonym i cichym. - Dziesięć minut - dodała, jakby chciała ten skrawek czasu wyrwać dla tego momentu. Mogli mieć razem tę chwile, prawda? Mógł jej dać choć tyle?
      Zdumiewające było, że pan J. był człowiekiem owianym tajemnicą, o którym nic nie wiedziała i o którym nic nie można było się dowiedzieć. Gdyby Noor sama nie pilnowała skrzętnie swojej prywatności, gdyby nie pochodziła z rodzin, gdzie najgłebsze sekrety się pogrzebuje, może by złościła się i dociekała bardziej wytrwale, chcąc się o nim czegoś dowiedzieć, albo nawet się go pozbyć. Ale przecież przeszłość nie definiuje człowieka, wyznawała tę zasadę na co dzień bez wyjątków, przyjeła więc też zarówno obecność swojego stróża obok, jak i fakt, że bez niego robi się zwyczajnie pusto. A dzisiaj, z nim, było jej z kolei lepiej.
      Odchyliła głowę, zadzierając podbródek i spojrzała na niego szeroko otwartymi, błyszczącymi oczami. W kącikach tańczyły jej wezbrane łzy, ale jeszcze była silna, jeszcze się trzymała, nie spłynęły po policzkach. Nie chciała już tej maski, chciała, aby pan J. mógł ją zobaczyć całą, bez pozorów i zasłon, ale nie ruszyła się, w obawie że cofnie ręce i znów będzie obcy, zdystansowany. Patrzyła więc na niego, nie czując niepokoju, bo przy nim nie musiała i jedną z dłoni zsunęła niżej, do drugiej ręki mężczyzny, którą wciąż trzymał na jej odkrytym udzie. Boże... to było tak dobre, mieć go obok i... czuć.

      A little sparkle ✨ 💖

      Usuń
  8. Zeina cieszyła się, gdy w akademii postanowiono wystawić Lakmé, szczególnie że jej babcia, Montserrat Caballé, w 1999 roku odśpiewała rolę Malliki, łącząc się w duet z Iną Kanchevą. Dzieło napisał Léo Delibes, opera miała trzy akty i jej najbardziej znanym fragmentem, który zapewne każdy choć raz słyszał, był Duo des fleurs (Duet kwiatów) z I aktu. Nic więc dziwnego, że Zeina zgłosiła się, aby zagrać w operze, jednak celowała w rolę Lakmé, zupełnie odwrotnie niż babcia. Wiedziała, że to śmiały krok i pewnie matka dobitnie jej pokaże, że to błąd i że ta samowolka może kosztować ją wiele. Sara powtarzała, że teraz, gdy zadebiutowała, powinna dbać o głos i o to, by zawsze prezentować się jak najlepiej – nie chodziło więc o ryzykowanie, a o zrozumienie, że najlepiej budowało się swoją pozycję, gdy miało się stabilny grunt i zaplecze.
    Zeina jednak pragnęła więcej. Była uzależniona od presji, od tego łaskoczącego uczucia w brzuchu, od zatrzymującego się w płucach powietrza, które nie chciało uciec ani przez nos, ani przez usta. To wszystko sprawiało, że pracowała jak najciężej. Otaczała się więc muzyką i raczej unikała głębszych relacji, sądząc, że prędzej czy później wszystko się skończy. Nie byłaby ani dobrą przyjaciółką, ani dziewczyną. Właściwie czasem zastanawiała się nad tym, czy urodziła się wadliwa, bo nigdy nikogo nie kochała. Nie kochała rodziców, owszem, czuła podziw i respekt, ale to nie były ciepłe uczucia. Być może czuła jedynie coś względem swojej zmarłej siostry, jednak Zeina skutecznie odcięła się od tego, co się stało. Śmierć to nicość, a nicość to mrok, zapomnienie. Margot została zapomniana, nikt nigdy o niej nie mówił.
    — Źle! — Zeina spojrzała w stronę dziewczyny, z którą miała zaśpiewać Duo des fleurs. — Tutaj za nisko, a tu za głośno. — Spojrzała w tekst, a potem zaprezentowała, jak powinno to brzmieć, wbijając bezlitosne spojrzenie w bladą twarz Sofii Lazzari. — Spróbujmy jeszcze raz.
    Zeina wzięła oddech, rozmasowała gardło, przełknęła ślinę i zaczęła od początku: Viens, Mallika, les lianes en fleurs…. Jej głos charakteryzował się dużą skalą i ruchliwością. W tej operze chodziło jednak o to, aby kontrolować ekspresję emocjonalną i płynnie przejść do bardziej dramatycznych i mocniejszych dźwięków. Zeina wiedziała, że jej głos nie może stać się zbyt ciężki, bo rejestr się zmieniał, a w odpowiednich momentach powinna wybrzmieć subtelność.
    Śpiewając, nie przejęła się intruzem, który zajął jedno z wolnych miejsc gdzieś z tyłu. Zeina tylko zerknęła w tamtą stronę, nie czując się speszona, wręcz przeciwnie, ta jednoosobowa widownia stała się dla niej tłumem, który powinien ulec jej narracji, drżeniom, dźwiękom. Jednak to wcale nie oznaczało, że jest zadowolona z tego, że Jared Shamir się tutaj pojawił.
    Drgnęła, słysząc kolejny fałsz. Sofia znów źle weszła w Sous le dôme épais où le blanc jasmin i zaburzyła harmonię budowaną przez Zeinę. Zacisnęła pięść, boleśnie wbijając paznokcie w skórę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Stop! — Zeina podniosła ręce i wyrwała swojej partnerce plik kartek. Zaraz potem schwyciła za czerwony długopis i zaznaczyła dokładnie, gdzie Sofia powinna zaśpiewać niżej i jak wejść, aby dwa głosy idealnie się ze sobą zgrały. — Czy ty naprawdę nie słyszysz, gdzie popełniłaś błąd? Jesteś głucha? Wchodzisz za szybko, nie trafiasz w tonację…
      — Myślisz, że jak zagrałaś w Gran Teatre del Liceu, to jesteś lepsza? Myślisz, że… — Sofia próbowała się jakoś bronić, szczególnie że czuła zewsząd oceniające spojrzenia. — A może jesteś taka kąśliwa, bo spuściłaś swój dzisiejszy obiad w toalecie? — rzuciła złośliwie, a potem cofnęła się o krok, gdy Zeina gwałtownie wcisnęła jej nuty i wyminęła, uderzając ramieniem o jej ramię.
      — Zasłaniasz swój brak talentu krążącymi o mnie plotkami? Żałosne! Gdybyś śpiewała tak dobrze, jak gadasz głupoty, nie musiałabym tutaj sterczeć od dwóch godzin. — Zeina posłała krótkie spojrzenie w stronę opiekuna grupy, który zarządził krótką przerwę. Ten próbował się do niej odezwać, jakoś zatrzymać, ale Zeina zignorowała wszystko i wszystkich, idąc przed siebie.
      Minęła nawet siedzisko, które zajmował Jared Shamir, a potem z impetem usiadła za mężczyzną. Pochyliła się nieco do przodu, przełknęła ślinę, czując odruch wymiotny, i wzięła oddech. Gdy pierwsze kilka sekund minęło, Zeina wyprostowała się i usiadła sztywno, wpatrując się w tył głowy nauczyciela. Nie miała zamiaru odezwać się pierwsza ani tym bardziej tłumaczyć się z sugestii Sofii, bo była dorosła i ani trochę nie chciało jej się rozmawiać o plotkach.

      Zeina de la Torre-Caballé 🎤👑

      Usuń
  9. Noor nie drążyła za głeboko i nie szukała za długo, chcąc się czegoś dowiedzieć o nauczycielu, który z dnia na dzień pojawił się w pobliżu i stał się jej aniołem stróżem. Jego pochodzenie i nazwisko nie było ważniejsze od tego, że strzegł jej bezpieczeństwa. Motywy za tym stojące były co prawda ciekawe, ale... to też nie było najważniejsze. Liczyło się, że był i mogła na niego liczyć, a tutaj w Valmont sojusznik był cenniejszy niż złoto. Zresztą jej nazwisko co prawda nie było owiane tajemnicą, ale pochodzenie i drzewo genealogiczne od strony ojca już tak i czy to zmieniało jej osobowość, czy to definiowało jej wybory? Nie. Ukształtowało jej charakter i nawyki, zbudowało część jej przekonań, ale z dnia na dzień miała oczy coraz bardziej szeroko otwarte i prawdę powiedziawszy chciała wierzyć, że sama decyduje o sobie niezależnie od tego, czego się od niej wymaga i oczekuje. Chciała jak pisklę wykluć się z bezpiecznej skorupki i rozwinąć samodzielnie skrzydła. Tak więc niezależnie od tego, kim był pan J., chciała wierzyć, że chroni ją bo sam tego chce, nawet jeśli było to nieprawdopodobne.
    Jeśli znałaby te analizy podejść względem ludzkiej osobowości w przypadku zleceń nauczyciela, prawdopodobnie uznałaby, lub chciałaby uznać, siebie za drobne wyzwanie. Nie była introwertyczką, do której musiał się skradać, to prawda, ale nie była łatwą osobą. Dostatecznie skryta, choć serdeczna i otwarta do ludzi, stanowiła zlepek pewnych sprzeczności. Miała swoje wady i ukryte gdzieś głeboko lęki, tak samo jak i najbardziej krystaliczny śmiech, którym obdarzała szczere osoby. Być może wcale sie nie nudził, pilnując jej, choć to już wydawało się oczywiste, że zaakceptowała jego obecność.
    Pozwolił jej się przyzwyczaić, ale wcale nie była bezbronna. Może nie potrafiła obsługiwać sie bronią palna, ale była szablistką i była zwinna. No i brat nauczył ją, jak powinna uderzyć w nos napastnika, jak ułożyć dłoń, by uszkodzić chrząstkę i nie poczuć samej bólu. Poza tym wiedziała, gdzie są czułe punkty w ludzkim ciele, chociaż w jej otoczeniu nigdy nie będzie musiała walczyć o swoje bezpieczeństwo w ten sposób. Dlatego przyda się jej ostry jak brzytwa umysł i cięty język, którym władała bez wahania i bezbłędnie. Chociaż już dzisiaj jego zniknięcie byłoby zauważalne, a wręcz niewygodne, Noor wiedziała, że to kiedyś musi nastąpić i się z tym liczyła. Pan J. odejdzie i nic nie mogła z tym zrobić, choć były momenty, że chciała. Dzisiaj szczególnie, wręcz potrzebowała był był bliżej niż dotychczas.
    W czerni lubiła go najbardziej, jego oczy były wtedy krystaliczne, przejrzyste, czuła jeszcze bardziej jak przenika ją na wskroś, dosięga jej duszy i rozumie wszystko, czego nigdy nie wypowiedziała. To też jedna z tych rzeczy, których mu nie powie, do których sie nie przyzna. Nie mógł przecież wiedzieć, że jest w nim cokolwiek, co jej nie drażni.
    - Życie można sobie wykreować od nowa... - powiedziała cicho, niemal desperacko łapiąc się tylko tych strzępów, tych paru słów które rzucił jej jak ochłapy. Poczuła pustkę, gdy nie było go obok, a na drobne nagie ramiona wpełzły jej dreszcze obiegając odkrytą skórę.
    Stała jeszcze chwilę, ale nie miała nadziei, że znów będzie przy niej. Ten moment minął, jak już wielokrotnie wcześniej. On przywykł do jej zapachu, obok którego nie potrafił przejść już obojętnie, a ona tęskniła za jego bliskością, nawet jeśli obejmował ją asekuracyjnie przez ledwie kilka sekund.
    - Dziękuję, panie Shamir - powiedziała wciąż cicho, już oficjalnie, łapiąc dystans, który im narzucił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Odwróciła się w jego stronę i cofnęła, poprawiając jedwab, by zasłonić odkryte udo. Oparła się pośladkami o krawędź biurka, przysiadając na nim i zatrzymała jasne spojrzenie na twarzy mężczyzny. Lekko zacisnęła usta, opierając dłonie po bokach na drewnie. Od jutra na jego zajęciach będzie siadać w pierwszej ławce, najbliżej jego biurka, by z uniesioną głową chwytać jego spojrzenie. Nie będzie dzielić ich nic, żadne kilka rzędów krzeseł jak dotychczas, gdy zajmowała miejsce na środku sali, niepozorna, wtopiona w grupę. Zrobi to chociażby po to, by pokazać mu, że się myli, bo nie dziesięć sekund, a dziesięć minut wydawało jej się teraz za mało. Nie chciała, by zakładał, co myśli, choć wiedziała, że jej nigdy nie spyta o to otwarcie. A mógłby. Chciałaby, by zapytał. Powinien, widząc, co z nią robi. Widział na pewno.
      Rozchyliła usta i przyłożyła jedną dłoń do piersi. Serce waliło jej jak młot, oszalałe, niespokojne, tłukło się w jej ciele tak, aż czuła to w czaszce. Czuła rumieńce na twarzy, czuła jak drży cała, ale miało być lepiej. Więc czekała, aż coś się zmieni, śledząc twarz mężczyzny.



      Noor

      Usuń
  10. Zeina zawsze była perfekcyjna, a przynajmniej do tego dążyła, gdy chodziło o operę. Nie było dla niej nic piękniejszego, nic ważniejszego, tylko opera – to jej głos, który okazał się wyjątkowy, był jej tarczą i nadał jakąś wartość. Gdyby okazała się beztalenciem, gdyby nie umiała wbić się w tonację, przeciągnąć dźwięków, szczególnie w kadencjach, zostałaby zapomniana. Być może właśnie dlatego Zeina tak bardzo dążyła do tego, aby udowodnić swoją wartość, że upewnić się, że istnieje i że nie stała się duchem, upiorem, który włóczy się po akademii.
    Nie wiedziała jednak, dlaczego Jared tak usilnie próbował zderzać się z jej murem, wygłaszając swoje refleksje, bo gdy on mówił, ona reagowała, kiedy prowokował, ona się broniła. Był od niej wyżej i mimo że czasem chciała po prostu, tak po ludzku, kazać mu się pieprzyć, milczała, czasem jedynie mrucząc coś pod nosem, a innym razem wdając się w dyskusję, pozwalając sobie iść tropem wielkich idei i przemyśleń, których miała zdecydowanie zbyt wiele, a było za mało czasu, aby je wszystkie z siebie wyrzucić. Zresztą sądziła, że Jared usnąłby po kilku pierwszych zdaniach.
    Nie była pewna, czy Shamir przyszedł tutaj po to, aby obcować z kulturą wyższą i rozkoszować się dźwiękami, koloraturą i dynamiką głosów, czy może pojawił się, aby ją rozgryźć, aby swoimi oczami dostrzec coś więcej. Zeina czasem wierzyła w to, że Jared czytał z niej zbyt prosto, że docierał tam, gdzie nikt nie powinien. Może dlatego cały czas czuła się tak… obnażona, nawet bardziej, niż gdyby stanęła przed nim zupełnie nago. Wtedy mogłaby się wstydzić swojego ciała, a nie tego, co miała w głowie. Ten wstyd łatwo by przełknęła, ale jak wyjaśniłaby syf, który w sobie trzymała?
    Nie odezwała się, w ogóle nie miała zamiaru tego robić, wystarczyłaby jej cisza i tyle, bez zbędnych słów, bo czasem milczenie było złotem, ale wiedziała, że Jared się nie wycofa.
    Uparcie milczała, jedynie słuchając, bo Jared zawsze przemawiał swoim wolnym głosem, który niby nie oceniał, ale jednak miał w sobie coś, co ją wkurzało. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo się irytowała. Może dlatego, że każde z nich miało swoją rolę do odegrania? Ale gdy tylko Shamir zerkał w jej stronę, burzył narrację i zostawiał po sobie pieprzony chaos, aż trudno jej było czasem oddychać.
    — Czy to znaczy, że pan też siebie nie akceptuje, panie Shamir? — spytała, wpatrując się w jego twarz, gdy się do niej odwrócił, pokazał się i nie uciekł przed jej spojrzeniem, bo niby dlaczego miał uciekać? Była tylko głupią dziewuchą i raczej dostrzegał jej problem, a nie ją. Prawdziwą ją. Zeina miała ochotę westchnąć, przewrócić oczami, ale uśmiechnęła się jedynie pod nosem, zaczesała włosy w tył i spojrzała gdzieś w bok, cytując Rainera Marię Rilke:
    — „Jeszcze czas, jeszcze jestem miękki i mogę stać się jak wosk w Twoich rękach. Weź mnie, nadaj mi kształt, uczyń mnie doskonałym”. Być może doskonałość da się osiągnąć nie poprzez akceptację samego siebie, a ręce kogoś, kto nada nam doskonały kształt.
    Lubiła te dyskusje, wciągające słowa, wciągające domysły i nie byłoby to takie złe, gdyby kończyło się właśnie w tym momencie, ale Jared szedł o krok dalej i zawsze musiał wyciągnąć coś, co sprawiało, że jej mury się trzęsły. Nienawidziła, gdy tak się działo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co było z obiadem? — powtórzyła wolno, obserwując, jak Jared zmienia nieco mimikę, choć Zeina nie jest pewna, czy wykładowca faktycznie się nią interesuje, czy może raczej ma satysfakcję z tego, że rozgrywa grę i może jej wytknąć zasłyszaną plotkę. Nie do końca wiedziała, co o tym myśleć, ale nie było nic bardziej stymulującego i powodującego skurcz w żołądku od tych rozmów, które najchętniej zakończyłaby ewakuacją albo wręcz przeciwnie, dałaby się wepchnąć w ogień, byleby spłonąć jak najszybciej.
      — Możemy założyć, że to okrutna plotka lub uznać, że to prawda… co byłoby gorsze? W jednej i drugiej sytuacji obiad skończył w toalecie — oznajmiła, wpatrując się w jasne oczy nauczyciela. Czy był sens kłamać? Nie, ale nie miała zamiaru przyznawać się ot tak, bo to wcale nie tak, że czuła się dumna z tego, że nie jest w stanie niczego przełknąć, że dba o linię, że wtedy czuje się lżejsza, ładniejsza, że jest mniej tamtą Zeiną, tamtą brzydką i bezwartościową.

      Zeina de la Torre-Caballé 👸🌟

      Usuń
  11. [Witam! Skromnie mogę przyznać, że wiem, co dokładnie tam między wierszami przedstawiasz i nie jest to tylko ta pięknie ujęta treść... Pan Shamir ma w sobie bardzo drapieżny charakter, który wykorzystał wprost idealnie celując zawodowo w coś, w czym może bezbłędnie się poruszać. Definitywnie zmarnowałby się za biurkiem, a co więcej, nie byłby szczęśliwy, czy też bardziej adekwatnie w jego przypadku: usatysfakcjonowany. Możemy się chyba wspólnie zgodzić, że mamy słabość do tego typu konstrukcji. Od siebie mogę również życzyć dużo weny i powodzenia w rozwijaniu tej postaci!

    P.S Nie mogę niczego obiecać, ale patrząc na zainteresowanie wątkowe Leo, tutejsi studenci nie pozwolą jej pozostać ozdobą!]

    Leo&Ed&Del

    OdpowiedzUsuń
  12. [Bardzo dziękuję za przywitanie. :) Zobaczymy, jak to będzie z tą sympatią, ale myślę, że z Morrigan na pewno można się porozumieć.
    Chęci są, nawet duże, gorzej z pomysłem, bo przyznam szczerze, że nie wiem, jak podejść do tak tajemniczej i autentycznie groźnej postaci, jaką bezbłędnie udało Ci się stworzyć. Aż mnie ciarki przechodzą, kiedy czytam zawartość karty.
    Wbijaj na maila, urządzimy sobie burzę mózgów. :)]

    Morrigan Ó Dubhuir

    OdpowiedzUsuń
  13. Odetchnęła głębiej, czując rumieniec na twarzy i podniosła spojrzenie, zawieszając je na oczach mężczyzny, gdy znów był przed nią. Przy niej. Noor nie uciekała spojrzeniem w bok, nie spuszczała go nawet wtedy, gdy traciła pewność siebie. Jej oczy były jej wizytówką i nie wstydziła się tego, że przez nie można zajrzeć w głąb niej, bo nie miała nic do ukrycia. Stał blisko, a jednocześnie wciąż za daleko. Robił to co zwykle, balansował bezbłędnie między tym co było, mogło być i nigdy się jednocześnie nie powinno wydarzyć. Już poznała jego schemat działań, to bezbłędne operowanie rzeczywistością. Była dla niego pionkiem i paradoksalnie nie czuła się bezbronna. Takie traktowanie innych pasowało do jego chłodu i dystansu, który prezentował sobą zawsze. Był osobą bez litości wykorzystującą szanse codzienności, widziała to nie raz po sposobie w jaki prowadził dyskusje z uczniami, czy nawet innymi pracownikami akademii. Nikomu nie odpuszczał i niczego nie ułatwiał. Przynajmniej był sprawiedliwy i nie faworyzował, to jej się podobało w nim najbardziej.
    Poczuła pod palcami uderzenia własnego serca i pokręciła głową. Nie chciała iść w tę rozmowę. Nie chciała rozmawiać z nauczycielem o tym, kto jej mógł zaszkodzić, bo na pewno nie spożyła nic, co mogłoby wywołać reakcje uczuleniowe. Musiałaby opowiedzieć więcej, potwierdzić plotki, zdradzić szczegóły, które nie dotyczyły tylko jej. Nie była zdrajcą, ani nie skarżyła. Wolała zostawić pewne kwestie za zasłoną milczenia i dźwigać je sama, niż wyjawić nie tylko własne sekrety na głos i ryzykować konsekwencjami. I chociaż nie uważała, aby to ten uczeń coś jej podsunął, niewykluczone, że nie zlecił tego komuś innemu. Tutaj w Valmont nikt nie mógł czuć się pewnie.
    - Jabłka i truskawki - powiedziała tylko, mówiąc o alergiach.
    Czuła, jak w głowie jej nieco szumi, ale za to może już głębiej odetchnąć. Nabrała powietrza mocniej i jej zielone tęczówki drgnęły, gdy zsunęła spojrzenie do ust pana . Przygryzła własne. Jeśli jej wzrok nie mylił, dostrzegła dziś jego uśmiech!
    Oparła obydwie dłonie o blat biurka i odchyliła się, powoli sadzając pośladki na brzegu blatu. Przesunęła się w tył, aż stopy oderwała od posadzki. Poczuła na wargach smak wypitego szampana i przez ledwie chwilę, w jej głowie zaświtała myśl, że jeśli mężczyzna by chciał, mogłaby mu pokazać, jaki był wyśmienity. Teoretycznie wszystko się może zadziać, jesli tylko by się złamała, a w praktyce wiedziała, że nie zdarzy się nic. On się nie złamie, a ona mimo wszystko z sobą zawalczy. Życie było nieprzewidywalne, ale rządziło się swoimi prawami i wcale nie zaskakiwało tak bardzo. Pan J. pojawił się znikąd i kiedyś nagle zniknie, zaskakując ją swoją nieobecnością tak samo, jak na początku zaskoczył tym, że jest. Wiedziała, że niczego nie może być pewna i nie powinna się przyzwyczajać , ale to już się stało i z tym mogła się jedynie pogodzić. Noor miała proste zasady i chciała prostego życia. Musiała zaakceptować własne słabości, jak to że czasem wypatruje na korytarzu wysokiej sylwetki nauczyciela, albo że nie bez powodu na jego zajęcia używa innych perfum, słodszych, bardziej kwiatowych niż zwykle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zwiesiła głowę, opuściła powieki, chowając przed nim swoje oczy. Nie uciekła spojrzeniem, bo się speszyła, zawstydziła, lub poczuła skrępowana. Poczuła się opuszczona, tak jak często jej się zdarzało. Takie miała życie i choć walczyła dziennie każdego dnia o siebie, bycie córką w jej rodzinie miało swoją cenę. Ale była szczęśliwa. Ostatecznie podsumowując, ona również nie powinna pozwalać sobie na marzenia i złudzenia, a jednak... Parła do przodu przekuwając pierwsze w cele, tak jak on, a drugie jedynie na kilka chwil do siebie dopuszczała, by później wrócić znów na ziemię. Nie żyła mrzonkami, bo nie miała na nie miejsca w swoim napiętym i ambitnym harmonogramie, ale nie odcinała się od nich tak zimno. Była wrażliwsza i czulsza od pana J. i nie musiała go wcale dobrze znać, by to wiedzieć. Wystarczyło, że znała siebie i wiedziała, jak na niego reaguje, jak się przy nim czuje, gdy jak on na nią patrzy. A im patrzył chłodniej, tym jej było cieplej.
      Gdyby rozmawiali częściej, więcej i bardziej otwarcie, Noor byłaby przerażona. Mężczyzna wiedział więcej, niż zakładała, może więcej niż ona sama sądziła, że widać po jej twarzy i mowie ciała. Nie była zagubiona, ale poszukiwała siebie i swojej drogi ostrożnie i nieśpiesznie. Była ciekawa świata i możliwości, jakie się przed nią otwierały. Miała swobodę w wyborze i kreowaniu przyszłości, ale faktycznie akurat to, z kim ma ją sobie układać, było z góry narzucone. W akademii nikt nie wiedział o założeniach rodziny Dubois i nikt nie miał jej za buntowniczkę; swoje zdanie wyrażała niezłomnie, ale nie brała udziału w konfliktach, przestrzegała regulaminu, odnosiła się do wszystkich z szacunkiem. W ostrzejszych wymianach zdań broniła swojego własnego i zaznaczała granicę ostrością argumentów, a nie podniesionym tonem. Była w końcu dobrze wychowana i wykształcona, nie uznawała krzyku, a właściwie uznawała takie zachowanie za słabość charakteru która odejmuje respekt. Gdyby jednak zrozumiała, jak dużo już wiedział o niej nauczyciel... Spłoszona chyba wycofałaby się. Nie dopuszczała do siebie ludzi, mając wiele sekretów i nie wiedziała, co się z nimi robi, gdy są już blisko.
      - Panie Shamir, czy mogłabym zobaczyć pana dłonie? - poprosiła, zdając sobie nagle sprawę, że tak jak on ją zaskoczył, tak i ona zareagowała mocniej niż zwykle. Znów na niego patrzyła, celując w jego wyraziste i pewne spojrzenie bez cienia zawahania.
      Stonowana i łagodna, zaskakiwała mocnym i ciętym słowem nie raz, ale nie byli teraz na zajęciach i dyskusja, jaka się między nimi toczyła, była bardziej grą pełną niedomówień i dwuznaczności. Czuła te momenty, jakie się między nimi zdarzały i wtedy coś w niej drgało, niekiedy niespokojnie, a czasami niecierpliwie . Noor płynęła na fali własnych emocji, uważnie i wyważenie je pokazując, bo jedyne czego jej brakowało, aby dostać wilczy bilet z Valmont, to szczere przyznanie się do zauroczenia zakazanym owocem. Nie była głupia, nie miała zamiaru nawet takiej udawać, to by jej uwłaczało. Dumnie podnosiła podbródek nawet wtedy, gdy popełniała błędy, lub samej sobie na nie pozwalała.
      - Skrzywdziłam pana? - spytała jeszcze, prosto, szczerze zatroskana. Z niewinną miną wyciągając swoje własne dłonie w kierunku nauczyciela, aby pokazał jej ręce. I z sekundy na sekundę, mimo że serce nadal mocno tłukło w piersi dziewczyny, ten koszmar, to przerażenie które ją przegnało przez uczelniane korytarze aż tutaj, odchodziło w zapomnienie. Tutaj, z nim, nie musiała się przecież niczego bać, choć możliwe że właśnie jego powinna bać się najbardziej.

      Your little light✨ 💖🌟

      Usuń
  14. Nie miała przed nim nic do ukrycia, ale nie była gotowa całkowicie się odsłonić i wszystkim podzielić. Nie miała takiej osoby, choć znalazła tu przyjaciółkę, kogoś komu uczyła się ufać, komu chciała zaufać i z kim mogła być swobodna, szczera i nieskrępowana. I było to równie zaskakujące jak to, że obecność pana J. pasowała jej lepiej, niż jej brak. Wiedziała jednak, że do tego również przyznać sie nie może, bo nauczyciel jej nie zrozumie, a wręcz była pewna, że ją zgani, pouczy i nie będzie wcale łagodny. Jej oczy za to mówiły za nią i wiedziała, że nie potrafi kłamać, bo spojrzenie ma przejrzyste i szczere. I przynajmniej jej duma nie pozwalała się chować, ani patrzeć w dół, gdy konfrontowała się z kimś, kto mógł ją odkryć, bo Noor mimo wszystko chciała móc iść przed siebie z podniesioną głową i nie przepraszać za to jaka jest. Bo to kim jest, jeszcze nie zostało określone, a ona sama cały czas szukała dla siebie najlepszej, tylko swojej drogi, niepodszytej i niepodyktowanej decyzjami i ustaleniami rodziny.
    Zatapiała się powoli w spojrzeniu mężczyzny, pozwalając mu zanurzać się w jej własnym. Wiedziała, że to ryzykowne, bo akurat ten człowiek potrafił czytać z niej niebywale trafnie, ale wierzyła, że póki nie dotrze tam, gdzie ona mu nie pozwoli i jej nie złamie, nic się nie wydarzy. Miała swoje sekrety, coś o czym nie mówiła głośno, a co spędzało jej sen z powiek i sprawiało, że była chwilami niebywale wystraszona. Były takie tematy, których nie poruszała na głos, które toczyły się tylko w jej głowie i tak miało pozostać. W tych tematach była szczera sama z sobą bardziej, niż niekiedy bywała w stosunku do otaczającej ją rzeczywistości.
    Był sprytny i diabelnie inteligentny, to bardziej niż pewne. Dostrzegała jego manipulacje, ale wszystko było subtelne i niekrzywdzące. A jednak to co widziała, było zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, jaką stanowił jej nauczyciel. I może lepiej, że nie była do końca świadoma z jakim typem człowieka ma do czynienia, bo uciekłaby na pewno. Ba! sama zatrudniłaby sobie ochrone, aby sie nie zbliżał. Była targetem dla rodziny, którą wybrali jej rodzice, chcąc ją wydać za mąż dla interesów i wzmocnienia własnej pozycji i szlag ją trafiał, gdy nie mogła sama o sobie decydować. Właśnie w takich chwilach wrzała w jej żyłach arabska krew i traciła cały spokój, z którego słynęła, a zwykle wyważone i przemyślane kroki zamieniały się w chaos. Gdyby tylko wiedziała, jak się nią bawi pan J.... nie umiałaby spojrzeć na niego tak jak patrzyła w tym momencie. Nie umiałaby podarować u w spojrzeniu tego zaufania, zauroczenia i ciepła, które biło z jej oczu, gdy te trafiały na jego osobę. Zamknełaby się na niego tak, jak zamykała się na najbardziej bolesne wspomnienia i traumy.
    Ale nie wiedziała nic. A teraz nawet o tym nie myślała, gdy pokonał dzielące ich dwa kroki i stanął tak blisko, że czuła nie tylko jego intensywne perfumy, ale przede wszystkim ciepło, które od niego biło. Żar płonący od góry lodowej. Otworzyła szerzej oczy zaskoczona jego zbliżeniem, zadzierając nieco podbródek, by nadal móc sie w niego wpatrywać. Nieustannie śledzić jego tęczówki o unikalnej, intensywnej barwy akwamarynu.
    - To nie strach - zaoponowała od razu, by nie przypisywał jej mylnych reakcji. Nie bała się trudnych tematów i pytań, unikała odpowiedzi na te zbyt głebokie i niewygodne. - Zagrajmy - zgodziła się, posyłając mu słodki uśmiech. Nie oswoił jej sobie jak kota, nie byli jeszcze tak blisko, by mógł wyciągnąć rękę i ją ugłaskać bez ryzyka, że na niego prychnie. Jeśli byłaby kotem, to dziką panterą mglistą, niepozorną, a jednak z kłami dorównującymi tygrysowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Wstrzymała znów oddech, na szczęście uczucie ucisku w klatce piersiowej już zelżało, dzięki zastrzykowi. W momencie gdy pan J. złapał ją za nadgarstki i mocno docisnął jej dłonie obok jej nóg do blatu, pochylił się i zajrzał jej w oczy tak, jakby wyciągał z niej duszę, zawahała się. Jej spojrzenie zdradziło obawę, błysk na zieleni zatańczył, nierówno odbijając delikatne światło żarówki, gdy poczuła wahanie i uciekający grunt, ale nie ruszyła się, nie sprzeciwiła, nie odwróciła oczu. Nie skomentowała tego, co robił i nie uciekała. Chciała, aby robił takie rzeczy wobec niej częściej i czuła, że on to wie. Igrał sobie z nią, wykorzystując to, co do tej pory sobie wybudowali, bezczelnie sięgał po jej zaufanie i oswojenie z tym, że byli obok siebie. Noor nie była jednak zabawką i nie była ani obojętna, ani bezbronna, a nauczyciel w swojej pewności siebie, mógł zapędzić się troszkę za bardzo, prowokując ją i łamiąc tak, jak łamie się gruby lód, który nie wiadomo kiedy skruszeje.
      Zagrał nieczysto. Gdy poczuła jak jego opuszki sięgając pod bransoletkę i dotykają tego miejsca na jej ciele, które nosiło skazę i kazały jej pamietać, zacisnęła zęby. Odetchneła głebiej, na jej policzkach pojawił się głebszy rumieniec i wyprostowała plecy, napinając nieco ramiona, co mógł wyczuć w uścisku swych rąk. Uniosła biodra i przysunęła się na krawędź blatu, zbliżając do niego całą sylwetką. Czuła go teraz wszędzie, niemal stykali się ciałami i było to elektryzujące, tak samo jak atmosfera, którą sami sobie tworzyli. Wystarczyło, że uniesie nogi i obejmie go udami i nawet chciała to zrobić, bo czuła rosnące pragnienie, ale lepszym pomysłem wydawało się odwdzięczenie mu w inny sposób. Chciał odpowiedzi, a tę mógł otrzymać. Zresztą Noor wiedziała, że gdy pan J. czegoś mocno chce, zawsze to dostaje, a ona nie miała powodu, by tym razem mu odmawiać.
      - Złapał mnie pan dziś tak mocno... tak niespodziewanie... drżałam - przyznała powoli, zadzierając podbródek jeszcze na tyle, by prawie muskać jego usta. I wcale jej to nie krępowało, za to sprawiało, że czuła przyjemne ciepło wijące się jak stado węży w dole brzucha. - Wbiłam panu paznokcie... czy to bolało? - spytała, wracając do swojego pytania, które obrócił przeciwko niej. Jej oczy błyszczały, a spojrzenie miała intensywne i wcale nie niewinne, choć to on trzymał ją mocno, nie pozwalając się ruszyć. Lubił mieć władzę, wiedziała to już od dawna. I było mu z tym cholernie do twarzy.
      Noor była niewinna, jakkolwiek niewinna może być osoba o podobnym do niej pochodzeniu i podobnym życiu. Może teraz lepszym określeniem było słowo grzeczna, ale to nie zmieniało faktu, że wie czego chce, ale siega po to roztropnie. Problem z panem J. polegał jednak na tym, że w jego przypadku wszelkie zasady i porządności przestawały obowiązywać. A ona czuła się jak spuszczona z smyczy, którą sama sobie zakładała. I dlatego ulegała momentom, więc znów przysunęła się, niemal zsuwając z blatu i poczuła przy biodrach jego ciało, gdy jej usta musnęły policzek mężczyzny, a ciche westchnienie uciekło spomiędzy jej miekkich warg, gdy ciepły oddech powędrował po jego skórze. Noor opuściła powieki, opierając drobne palca o blat, gdy jej nadgarstki wciąż były unieruchomione i przesuneła delikatnym policzkiem po skórze twarzy nauczyciela, chłonąć tę niezapomnianą chwilę intymności, którą sama musiała sobie wyrwać.
      - Nie dzisiaj - odpowiedziała szczerze, szepcząc mu do ucha prawdę, która mogła go uspokoić i zarazem potwierdzić domysły. Nie okłamywała go, nie wtedy, gdy już rozmawiali.

      red light this time just for you ✨😈 💥

      Usuń
  15. Nigdy nie chodziło jej o to, by cokolwiek między nimi zbudować, no chyba że miałby to być kuloodporny wysoki aż niemożliwy do przeskoczenia mur. Bo od początku, kiedy tylko pan J. stanął na jej drodze, wiedziała, że nie jest łatwym człowiekiem. Był nieprzejednany, nieprzekupny, odporny na piekne oczy i słodki uśmiech, obojętny na prowokacje, miał większą wprawę w manipulacji i znał sztuczki, na które nabierała się zbyt łatwo. Był piekielnie inteligentny, niewzruszony i z każdą chwilą coraz bardziej intrygujący. I Noor z początku całkowicie na niego zamknięta, coraz bardziej rozdrażniona tym, że się pojawiał tam, gdzie nie powinien, z czasem zaczęła mięknąć. Jej bariery zaczęły kruszeć, nieufność topnieć, a ona zamiast uciekać od nauczyciela, zaczęła za nim podążać. Dostrzegała i umiała rozgryźć jego techniki działań, a przekonana, że nie życzy jej źle, odpowiadała zgodnie z oczekiwaniami na jego ruchy. Miała wrażenie, że obydwoje brną wtedy w jednym kierunku, zgodni i zsynchronizowani, choć wciąż nie znała jego motywacji. Była osobą, która potrzebowała poczucia bezpieczeństwa i znajomości tego, co jest blisko, więc prawdopodobnie dlatego to stróżowanie mężczyzny już nie było jej drzazgą w oku. Dzięki niemu poczuła, że już nie jest sama, choć jej samotność była bardzo osobliwa, gdyż Noor nie była odludkiem i otaczała się różnymi ludźmi.
    Zdecydowanie łatwiej i lepiej było żyć w zgodzie z panem J., ale wiedziała, że nie powinna się łudzić, że robi to dla niej. Nie była mu bliska, on dla niej też nie, więc tak kompletnie nie pozbyła się podejrzeń, mimo że chwilami mogło być nawet między nimi dobrze. Byli sobie obcy, choć ostatnio coraz częściej czuła, że go zna. Skreśliła jedynie kilka opcji, które z początku krążyły po jej głowie, bo nie wynajęli go ani jej rodzice, ani nikt od strony rodziny, w którą chciano ją wżenić. Nawet tutaj w akademii było wątpliwe, by ktokolwiek chciał zapewnić jej bezpieczeństwo ponad innymi uczniami, wciąż więc pozostawał dla niej zagadką. Nadal więc nie wiedziała, czemu znalazł się tak blisko niej. Jeszcze. Ale na razie to blisko niekiedy wciąż było za daleko i Noor już była bardziej jak pewna, że to jej największa słabość.
    Wiedziała, że jej nie ulegnie i wiedziała, że trzymał ją właśnie w ten sposób, unieruchamiając drobne i ciekawskie dłonie, bo mimo swojej wstrzemięźliwości i chłodu reagował. Był plątaniną kontrastów i ona nie miała pojęcia jak się przebić przez te wszystkie bariery, jakimi się otoczył. Nie chodziło nawet o to, że chciała go uwieźć, ona po prostu go chciała, ale trudno jej było wyjaśnić po co i w jakim celu. Sama mu ulegała, świadoma że on nie ulegnie jej, ale może właśnie dlatego pozwalała sobie na te wszystkie gesty, na te głodne spojrzenia, kuszące szepty i bezpośrednią bliskość, łamiącą wszelkie zasady i granice przestrzeni osobistej. Bo skoro on mógł to robić, niekiedy burząc jej mury bezpardonowo, ona również sobie na to pozwalała. Nigdy jej nie skrzywdził, nigdy nie dał jej powodu, by myślała, że ma choćby taki zamiar i to sprawiało, że nie wahała się postąpić śmielej krok do przodu. Przy nim łatwiej było zrzucić pozory, choć wciąż nie zdradzała się z tym, czego w duszy pragnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczuła drobne dreszcze, kiedy ciepły oddech połaskotał ją po twarzy, a znaczenie słów rzucanych przez pana J. przebiło ją na wylot jak sztylet, gdy szeptał jej do ucha, muskając jego płatek, aż niemal znów brakło jej tchu. Przechyliła głowę w bok, by poczuć jeszcze na policzku jego usta, ale to minęło. Ten moment już zniknął. Jej zabiegi były niewinnymi zaczepkami w porównaniu z tym, jak celnie, bezpośrednio i bezlitośnie zadawał ciosy mężczyzna, jednocześnie obracając intymność, w jakiej tonęła przeciw niej. Była niczym kociak przy tygrysie, nie tylko bezbronna, ale śmieszna. A on mieszał jej w głowie. Bawił się nią i tym, że miała słabość do każdego jego gestu, tembru głosu i miękła niczym wosk pod naporem jego ciepła. Ale Noor nie brakowało odwagi i nie wycofywała się nawet wtedy, gdy była przyparta do muru.
      - Panie Shamir... - podjęła cicho, zduszonym szeptem, napinając lekko ramiona, by w jednej próbie przekonać się, że choć gładzi z wyczuciem palcami jej bliznę w sposób niemal kojący, chwyt ma nadal pewny, żelazny i jej nie puści.
      Zagryzła wargę, łapiąc jego spojrzenie. Niemo prosiła, by przestał drążyć, choć przecież on nigdy nie ustępował. Niekiedy było to przerażające, że był tak nieczuły i zdeterminowany by osiągnąć swój cel. W jej jasnych oczach błysnęło zawahanie, bo wciąż nie ufała mu w pełni i wciąż nie był osobą, której chce ufać i przed którą odsłonić całkowicie swoje sekrety. Jej życie nie obejmowało tylko jej, zaangażowanych było mnóstwo osób, powiązane rodziny i ich historie, a i tak o jej własnej i najgorszych sekretach, była święcie przekonana, nie wiedział nikt poza nią, jej bratem i tym człowiekiem, który nieszczęśliwie zniknął. Odetchneła głębiej i powoli pokręciła głową. Gry z nauczycielem były niebezpieczne i nieprzewidywalne, tak jak on sam, a ona mimo że czuła się przy nim dość swobodnie, by odkryć część swoich pragnień, wiedziała, że nie może wygrać. Podejmowała każdą rozgrywkę, skazując się na porażke, ale czy to wynik był najważniejszy, czy docenienie rozegranej partii? Lubiła wierzyć, że oboje odnajdują podobną przyjemność w tym, jak rzeczywistość rzuca im siebie naprzeciw.
      - Nie wiem, kto to mógł być - powiedziała szczerze, odpowiadając niejako też na pytanie, czy podejrzewa osobę, na którą jest skazana. Nie, jego nie podejrzewała, nie bezpośrednio. Nie mogła jednak wykluczyć, że chciał jej zaszkodzić cudzymi rękoma, bo też miał swoje układy i dojścia. Miał się trzymać z daleka i mógł to zrobić, nawet skutecznie i na zawsze, jeśli by zniknęła z akademii. Znikneła całkowicie.
      Kącik jej ust drgnął lekko, może tylko odrobinę kpiąco i opuściła powieki. Jej oczy zdradzały zbyt wiele. To było tak proste do przewidzenia, aż zbyt błahe, ale to co ją rozbawiło to fakt, że pan J. wyłapał plotki, jakie o niej krążyły i albo w nie uwierzył, albo chciał je z nią skonfrontować. Przedstawił to tak, jakby już wszystko sam zweryfikował, a więc... sprawdzał ją?
      Noor uśmiechnęła się lekko, czując dreszcz przyjemności, gdy jego oddech musnął jej skórę, bo mężczyzna się nie odsunął.
      - Może to nie jest uczeń, a ktoś zupełnie inny? – zasugerowała, przesuwając spojrzeniem po jego ramieniu, jakby chciała odkryć tajemnicę, która się za nim kryła, skąd wiedział o niej aż tyle. Lub jakby chciała wpłynąć na to, by w końcu uwolnił jej nadgarstki i pozwolił użyć dłoni. - Człowiek z nieznaną przeszłością, który zna wszystkie sekrety i dementuje plotki… Czyżby to była gra, w której oboje musimy ostrożnie stąpać? – dodała, wpatrując się znów w jego oczy, gdy te zdawały się obiecywać więcej niż jedno tajemnicze spotkanie i ratunek. Nie podejrzewała, że to on doprowadził do tego, by spożyła jakiś dziwny środek, ale... jeśli on drążył, ona mogła odbić wyrzuconą piłeczkę w przeciwnym kierunku.

      Usuń

    2. - Może to nie ja miałam wpaść w pułapkę? - zastanowiła się już poza swoją głową, ale znów szeptem, konspiracyjnie i słodko, jakby budowała pułapkę z miodu specjalnie dla pana J.. Tyle że on nie był muchą, która da się szybko złapać i oszukać i Noor doskonale o tym wiedziała, więc może specjalnie odwracała znów jego uwagę od siebie...
      Ale to nie było nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę co się działo w Valmont i tego również wykluczyć nie mogli. Oni, oboje, bo skoro coś przykuło uwagę tego mężczyzny, wiedziała, że nie da spokoju, nie pozostawi pytań bez odpowiedzi. I cieszyła się w duchu, że ma go po swojej stronie, bo dzisiaj... dzisiaj była przerażona.

      Noor ✨❤️

      Usuń
  16. Pan J. nie był łatwym człowiekiem i już nie chodziło o to, że trudno było go rozgryźć. Noor nie wiedziała nie tylko kim jest, ale jaki jest, bo nie sposób było go rozszyfrować. O ile samo pochodzenie niewiele mówiło i właściwie niewiele ją interesowało, o tyle jego niedostępność i chłód tworzyły bariery, przez które było wręcz niemożliwym się przebić i rozeznać w jego osobowości. Może dlatego był tak intrygujący, bo nieodgadniony. Z tym się już jednak pogodziła, choć trudno było przyznać jej przed samą sobą, że popełnia tak błahy błąd jak zauroczenie nauczycielem.
    Podejrzewała, że niekiedy wszystko co robi i mówi, wydaje się nauczycielowi śmieszne. Trudno, niech tak będzie, była gotowa przyjąć taką porażkę, o ile ochroni siebie i swoją prywatność. Nigdy jej nie upomniał i nie dał reprymendy, ale nie wykluczała, że może się to zmienią, jeśli za bardzo będzie sobie z nim pogrywać. Póki jednak on pogrywał z nią, nie wycofywała się. I robiła kolejne uniki, mniej lub bardziej przekonujące. Obserwowała przy tym zawsze jego oczy i lewy kącik ust, wyczulona już na pewną mimikę, tak subtelną i drobną, że ledwie dostrzegalną. Był niesamowity w swoim opanowaniu, czasami wręcz przerażający. Człowiek - głaz, tak chyba powinna go nazywać. Ale wtedy każdy by wiedział, o kim mówi, a ona wolała, zachować go w jakiejś części dla siebie.
    - Panie Shamir... - powtórzyła cicho, troszkę jakby chciała mu przypomnieć, żeby na nią nie naciskał. Jakby chciała go o to prosić. Zadarła podbródek wyżej, wysunęła brodę i pochyliła się w jego stronę znacząco, gdy się odsunął. Był znów za daleko!
    Nie była jego wrogiem, a jednak chwilami czuła, że traktuje ją jak przeciwnika, którego należy złamać. Nie chciała, aby ją łamał, nie chciała, aby wdzierał się siłą do jej głowy i drążył tak, że sama zacznie w siebie wątpić i coś zdradzi. Wiedziała, że by to zrobił, że by mu się udało i to nie dlatego, bo czuła do niego słabość. Nie. Dlatego, bo Noor była silna, ale nie niezniszczalna. Dlatego że miała swoje granice, a pan J. zbyt prędko do nich docierał, zbyt celnie znajdował jej słabe punkty i obalał jej mury. Przed nim łatwiej było się zamknąć, ale przyjemniej było mu ulegać.
    Mogła się szarpać, ale wtedy by się jedynie wygłupiła. Był silniejszy, cięższy i wyższy, nie miała z nim szans. Zresztą czuła jak pewnie ją trzyma, a przy okazji... był blisko. I to w ten niepoprawnie słodki sposób, który jej się podobał. Odetchnęła głośno i szybko, zdradzając, że ma już dość. Dość rozmowy i dość ratowania, cierpliwość, z której raczej słynęła, zaczynała pękać. Miał wyjątkowy talent do tego, by ją zmieniać, by na nią wpływać i wiedziała, że to zdradzało jej uczucia. Ale było więcej jak pewne, że on ich nie zdradzi, bo zaszkodzi również samemu sobie, więc nie bawiła się akurat przed nim w ukrywanie ich. Już nie, te czasy minęły bezpowrotnie i oboje byli tego doskonale świadomi.
    Noor, zaskoczona uniesieniem rąk, wstrzymała oddech. Zmarszczyła brwi, a jej malutki nosek obsypany piegami tworzącymi unikalne wzory na miekkiej skórze wydawał się teraz bardziej zadarty. Ten mężczyzna zaskakiwał ją, znienacka atakował swoją obecnością, torował sobie drogę do niej słowami które trafiały w nią jak sztych bezlitosnego ostrza i wdzierał się do jej głowy łamaniem przestrzeni osobistej, mącąc zmysły. Absolutnie z nią pogrywał. Widząc jak teraz wpatruje się w jej bliznę, zacisneła drobne palce w piąstki w obu dłoniach i staneła pewniej, wciskając jedną stopę między jego nogi. Naparła biodrami na wysoką sylwetkę i z dołu zajrzała mu w oczy, przysuwając się znów niebezpiecznie blisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Nie chcę tam wracać - pokręciła głową, patrząc nadal w jego twarz, gdy się odsunął. Czy naprawdę sądził, że po tym wszystkim, byłaby w stanie znów się tam pojawić? Czy nie widział jej przerażenia, jak zbladła, jak ledwo łapała powietrze? Oh... szkoda.
      Wiedziała, że jej obecność w Valmont nie wszystkim jest na rękę, ale... to było takie miejsce, które jednym sprzyjało, a na innych rzucało nieszczęście. Nie sposób było zadowolić wszystkich, a ona już dawno przestała próbować. Chciała być wolna i to tyle. Od oczekiwań, od pretensji, od roszczeń, od ocen. I nie chodziło jej o to, by go wystraszyć, zwracając uwagę, by uważał. Wszyscy powinni tu na siebie uważać. Czasami wydawało się jej, że ta akademia to niedobre miejsce.
      Opuściła ręce wzdłuż ciała i spuściła wzrok. Nie rozumiała tego człowieka, nie znała i nie potrafiła do niego dotrzeć. Niekiedy były momenty, w których pozwalał jej poczuć się mniej osamotnioną, ale gdy taka chwila mijała, znów uderzało w nią podwójnie, bardziej boleśnie poczucie, że jest sama.
      - A z czym pan łączy adrenalinę? - spytała prosto, choć oczekiwała unikającej , albo niejasnej odpowiedzi. Albo żadnej. Jak zwykle.
      Podniosła głowę, spojrzała na niego przelotnie i ruszyła do drzwi. Najwidoczniej to było jego pożegnanie i rozumiała to na tyle, by nie przeciągać swojej obecności w tym gabinecie.


      Let me be your light through the dark path ✨❤️🌟

      Usuń
  17. Obcowanie z panem J. od początku było wyzwaniem i od początku Noor czuła, że przy nim poznaje samą siebie od nowa. Łamał konwenanse, badał granice, nadwyrężał zasady i to nie tylko te oficjalne i spisane, ale i niewypowiedziane, pozostające w poczuciu dobrego smaku i moralności. Sprawiał, że chciała się buntować, że chciała sprawdzać zarówno jego, jak i samą siebie. Chciała zrzucić pozory i poczuć się wolna, pradziwa. Zaczynał wprowadzać ją w stan, kiedy pragneła więcej, a jednocześnie dawał jasno do zrozumienia, że nic z tego nie dostanie. Igrał sobie z nią, ale to też nie tak, że była ofiarą. Oboje weszli w tę grę i oboje zyskiwali, czerpiąc coś dla siebie. Dzisiaj Noor miała w sobie o wiele więcej pewności i mniej nieśmiałości, więcej zadziorności i mniej zawahania, więcej bezczelności i jeszcze mniej zawstydzenia, gdy nauczyciel był bliżej, niż powinien. I wiedziała, że jemu podoba się to równie mocno jemu, jak jej.
    To co pozwalało jej zachować poczucie komfortu i to niezależnie od tego, co zrobił, albo powiedział pan J. to ich obopólna niewypowiedziana zgoda, aby wszystko działo się tylko między nimi. Mógł jej strzec, ale nie musiał pozwalać na te intymne momenty, które miały miejsce. Jednak pozwalał i sam do nich prowadził na równi z Noor. On był dyskretny, nie pokazywał nic po sobie, a ona przeżywała rosnące zauroczenie sama, udając, że nigdy nic sie nie wydarzyło. To było niekiedy zbyt proste udawać, że nie szuka go spojrzeniem, nie przyciaga go do siebie, wpatrując w niego nieco dłużej, nie czuje jego obecności w pokoju i pomija jego uwagę. Po dwóch latach jednak, nauczyła się już nie tylko rozpoznawać jego zapach, ale i ufać swojej intuicji, gdy podpowiadała, że mężczyzna nie jest wcale tak obojętny na to, co z nią robi. Gdyby był, wiele z tych sytuacji, o których myślała, pozostając już sama, nie miałoby miejsca.
    Pamietała wszystko i mimo, że robiła uniki i nie odpowiadała mu wprost na wiele zadanych pytań, pokazywała mu te jego odpowiedzi inaczej. Ich dialog cały czas się toczył, ale Noor nie potrzebowała słów wypowiadanych na głos, by coś przekazać i wiedziała, że mężczyzna dobrze z niej odczyta to, co go interesuje. Usiadła więc na kolejnych zajęciach tuż przed jego biurkiem, choć nie wystrojona w krótką sukienke, ani nawet rozpiętą o dodatkowy guziczek koszulę, bo nigdy nie była wyuzdana, ani niesmaczna. Nawet wraz z jego ostrzeżeniem naprawdę zaczęła bardziej na siebie uważać, ale to odbiło się tym, że znów była bardziej nieufna i milcząca względem innych uczniów. Nie chciała się wycofywać i nie chciała się chować, więc nie spuszczała wzroku i nie pochylała głowy, ale uczucie zagrożenia i wrogości niedawno ugaszone zostało znów wzniecone i to było czymś, z czym nie umiała walczyć. To jej przypominało kim była i jaka była jej rodzina. oraz czego od niej chcieli.
    Noor nie robiła wokół siebie szumu i nie wszczynała afer. Od dram trzymała się z daleka, interesując głównie swoim życiem i to też nie mogło się zmienić przez jeden epizod. Było wietrznie i dostała przepustkę w środku tygodnia na wyjście z akademii w godzinach popołudniowych na wizytę u lekarza. Chciała zrobić badania krwi i skontrolować swoje zdrowie po tym, co się wydarzyło na balu, ale gdy już wracała z wizyty z powrotem do Valmont, jej uwagę przykuła wysoka, znajoma sylwetka dostrzeżona w tłumie na ulicy. Pan J.... Byłaby idiotką, gdyby nie skorzystała z tej okazji, by przekonać się, co robi i jaki jest jej nauczyciel poza murami uczelni, nawet jeśli już prawie godzinę temu powinna być z powrotem na terenie akademii. Na to nadużycie miała jednak dobre wyjaśnienie i dowód w postaci daty wraz z godziną wystawienia na recepcie na suplementy od lekarza, bo wizyta jej się zwyczajnie przedłużyła... Ta druga, o pierwszej z wynajętym prawnikiem nikt nie musiał przecież wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Pokusa, aby za nim podążyć była zbyt silna i w tym przypadku Noor z nią wcale nie walczyła. Nawet nie miała przebłysku takiej myśli! Skierowała się ku przejściu dla pieszych, które przeszedł mężczyzna i poprawiając kołnierz od kurtki, aby nieco osłonić delikatną szyję przed wiatrem, podążyła w ślad za nim. I to był ten moment, gdy zapomniała o własnej ostrożności, niesiona ciekawością. A potem zwyczajnie, jak wiele razy wcześniej, wpadła wprost na niego, jakby od zawsze na nią czekał i znów tonęła w chłodnym spojrzeniu jego oczu.
      - Panie Shamir... - ostatkiem tchu i całkiem zaskoczona, bo ciężko było przyzwyczaić się nawet po dwóch latach do jego znikania nagle i pojawiania się znikąd równie znienacka, przytrzymała się ciemnego płaszcza, łapiąc w palce rozchylony pogodą materiał. Czarna wełna, w niej lubiła go najbardziej. Szeroko otwarte oczy spoczęły na jego twarzy i błysnęło w nich zdumienie, które ustąpiło po chwili. Nie miała się przecież czego przy nim bać.
      Nie byli w akademii, nie chroniły ich ściany, ani zamkniete na klucz drzwi i jej śmiałość, którą mu ostatnio sprezentowała, szybko topniała w nowym otoczeniu. Rozprostowała palce i powoli opuściła dłonie, puszczając też jego ubranie. Pozwoliła sobie jedynie na to, by szczupłe, blade paluszki przesunęły się choć odrobine po jego ciele i mogła wyczuć twardość mięśni pod swetrem. Pokręciła głową, bo nie zgubiła się i było to chyba aż nadto oczywiste. Nie był to przypadek.
      - Wyglądam na zagubioną? - spytała, obdarzając go niewinnym i słodkim uśmiechem. Nie miała nic złego na myśli, tylko chciała wykorzystać znów nadarzający się moment bycia w towarzystwie kogoś, kto dobrze jej życzy. Miała tylko strzępki takich chwil, a on nawet nie miał pojęcia, ile to zaczyna dla niej znaczyć. Ile on zaczyna znaczyć dla Noor.
      Spojrzała po ulicy, zdając sobie sprawę, że zbliżyli się do dzielnicy, w której było więcej lokali usługowych i rozrywkowych. Może psuła mu plany, szedł się napić do baru, albo był z kimś umówiony.. Na tę myśl, lekko zadrżała i nie miało to nic wspólnego z wiatrem, który bawił się jej włosami, a nawet zarzucił jej jeden kosmyk na usta, a ten przykleił się do truskawkowego błyszczyka. Zielone oczy spoczęły znów na twarzy nauczyciela, a Noor ufna i swobodna przechyliła głowe na bok, unosząc subtelnie kąciki ust.
      - Ma pan wolne popołudnie? - niczego nie proponowała, była tylko ciekawa. Przecież to nie tak, że musiał cały czas chować się w swoim gabinecie na dodatkowych dyżurach, a skoro żadne subtelne metody nie działały i wciąz nie umiała go poznać, prosta komunikacja nie mogła okazać się gorsza od tej, jaką do tej pory stosowali oboje.
      Wyjrzała zza jego ramienia, słysząc śmiechy i głośniejsze rozmowy, nadchodzące z drugiej strony wąskiej ulicy. Oh... wieczór który nadchodził szybko, sprzyjał zabawom, ale zwróciła uwagę na podchodzących chłopaków, bo ich znała. Ich śmiechy i rozbawione tony już nie pierwszy raz obiły jej się o uszy. I pan J. też znał. To byli uczniowie z ich akademii, a to że zobaczą Noor poza murami Valmont i jeszcze w takim towarzystwie, było niedopuszczalne! Jej reputacja, jej dobre imię, szacunek do nazwiska i jej święty spokój... to nie mogło przepaść. Nie myślała, działała. Jej drobne dłonie z niezwykłą siłą i determinacją znów sięgneły płaszcza nauczyciela, a ona cofneła się dwa kroki, by plecami uderzyć o mur budynku za sobą, przyciagnąć mężczyznę blisko i zasłonić się jego sylwetką. Ale to było za mało i gdy tamci podchodzili bliżej, Noor całkiem śmiało i bez żadnego zawahania posunęła się dalej. Nie o krok, a o sto kroków! Wspięła się na palce, uniosła podbródek i wysunęła się, przyciskając usta do ust mężczyzny. Palcami ściskała miękką wełne jego płaszcza zacięcie, ale już nie zapanowała nad westchnieniem, które jej uciekło, gdy poczuła jak ciepłe pan J. ma wargi. Całkiem gorące właściwie, inne od oczu.

      Noor ✨❤️💋

      Usuń
  18. Noor wiedziała, że w tej relacji z panem J. było zbyt wiele niedomówień, dwuznaczności i że wszelkie niepoprawności, jakie miały miejsce, nie były przypadkowe. Wiedziała też, że to chwila która minie, a choć budził w niej za wiele uczuć i za bardzo poruszał ją od środka, to nic nie znaczy. Nie powinno znaczyć nic dla niej i na pewno nie wpływa znacząco na niego. Domyślała się, że gra z nią w gry, w których czuje się pewnie i w których sam chce dyktować zasady, widziała to po tym, z jaką swobodą i pewnością ją traktował. Szła na ten układ, bardzo cierpliwie i łagodnie szukając w tym wszystkim dla siebie miejsca. Nie była roszczeniowa, ani niecierpliwa, kiedy sam pozwala jej się czasami do siebie zbliżyć tylko po to, by później oficjalnym tonem ją upomnieć i odsunąć, bo takie krótkie momenty jej wystarczały. To jej wcale nie bolało, bo przecież nie miała żadnych oczekiwań. Pozwalała mu również sama czytać z jej oczu wszystko, bo niczego się nie wstydziła. Zadurzenie to nie zbrodnia, a zakochanie to nie choroba, Noor z kolei wierzyła, że jest dość rozsądna i przytomna, by otrzepać sie i pewnego dnia wstać, bez oglądania za siebie, bo pan J. zniknie któregoś dnia tak samo, jak się pojawił. To wszystko wiedziała ta rozsądna Dubois. Ale była też druga i ona zaczynała się gubić.
    Ta druga zaczynała chwilami dopatrywać się wyjątków, które dla niej robił. Innego traktowania, łagodniejszego i cieplejszego. Zaczynała szukać śladów większej cierpliwości i wyrozumiałości. Zaczynała liczyć spotkania i ile razy spojrzenie pana J. uciekało z jej oczu do ust. I tu zaczynało się przekraczanie granic, do których nigdy nie powinna się zbliżyć. Nie wcześniej, bo wcześniej to były tylko przypadki. A teraz? Teraz uktneła pomiedzy tym, co wiedziała i czego się domyślała, bo o swoich uczuciach zdawała sobie sprawę, ale czy były jakiekolwiek po stronie nauczyciela? Nie miała pojęcia, częściej powiedziałaby, że nie, ale były chwile, gdy naprawdę miała wątpliwości. I te chwile najbardziej mieszały jej w głowie, bo czasami pozwalał jej na więcej i to więcej, wcale nie było już takie oczywiste.
    Nie wykorzystywała tego, jak łagodnie się z nią obchodził. Nie chciała naginać ich rzeczywistości dla siebie, wiedziała przecież, że byłoby to czystą głupotą. Nie igrała z ogniem. Granice, które niekiedy rozciągał mężczyzna, by później twardo postawić je znów na swoim miejscu między nimi, były wyraźne i wcale nie tak elastyczne, jakby chciała i to nie ona miała nad nimi władzę. A właściwie Noor nie bardzo wiedziała, czego od pana J. może chcieć i może to też był problem. Nigdy nie miała zamiaru go uwodzić, na to była zbyt niewinna, zbyt czysta i skupiona na swoim życiu, z kolei romans wydawał się zwyczajnie banalny. Za prosty dla nich. Ale zbyt łatwo mu ulegała, podążając tam, gdzie ją chciał, albo gdzie jej pozwalał dobrnąć. Po drodze tylko gubiła się niekiedy bardziej, ale nie robiła nic, by go prowokować. Nie umyślnie i nie złośliwie. Nawet jej słowne zaczepki były subtelne i niekiedy rozbrajająco dziecinne mimo dwuznaczności. Pytanie o wolne popołudnie właśnie takie było.
    Pokręciła głową i westchneła. Przypisywał jej jakieś lisie cechy, jakby wcale jej nie znał. To bardzo nieładne z jego strony, bo wiedziała, że znał ją lepiej, niż przyznawał. Nie zgubiła sie i nie szła za nim dziwnym trafem, szła zwyczajnie kierowana ciekawością. Przecież wiedział, że ją interesuje. Nawet nie śledziła go dyskretnie, nie chowała się i nie skradała. Zwyczajnie szła. To on znów ją zaskakiwał, znów obracał sytuację tak, by nastepowały okoliczności jak te, gdy znajdowała się zbyt blisko w jego ramionach. Może to lubił? Oh, to były właśnie takie momenty, gdy zaczynała w niego wątpić i podważać całą jego edukacyjną porządność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Noor unikała konfrontacji, jeśli nie były to oceniane dyskusje na zajęciach. Była typem kobiety spokojnej i cierpliwej, łagodnej i skrywającej swoje myśli i szczere ja, za zasłoną milczenia i subtelnym, uważnym spojrzeniem. Ryzyko przyłapania w nieodpowiednim miejscu, nieodpowiednim czasie i z nieodpowiednią osobą, było zbyt wysokie, by je podjęła i to był moment, gdy wykorzystała pana J.. Nie spodziewała się tylko, że nie tylko nie zaoponuje, ale na ułamek chwili zgubi się dla niej i wraz z nią w tej iluzji, którą chciała stworzyć, by pozostać niezauważona przez kolegów z akademii.
      Westchnęła cicho, z zaskoczenia i przyjemności, gdy rozchylił wargi i pozwolił jej na więcej. Nie wiedziała już, kto kogo wykorzystuje. Gdy poczuła jak jej ulega, a nawet sam pozwala sobie na słabość względem uczennicy, obejmując ją tak, by sie nie wahała, by nie uciekła, zadarła podbródek, pogłębiając pieszczotę. To nie było niewinne muśnięcie, gdy splotły się ich języki, gdy smakowała go starannie, pieczołowicie i dokładnie, chcąc nauczyć sie jego smaku na pamięć i mocniej naparła na jego sylwetkę stęskniona. Złakniona go, puściła jego płaszcz i ułożyła płasko jedną z dłoni na szerokiej piersi, czując pod opuszkami nie tylko twarde mięśnie, ale ciepło i bijące w jego wnętrzu serce. Więc jednak je miał... Drugą dłoń uniosła wyżej, a jej drobne paluszki zawędrowały po ramieniu pana J. i Noor oplotła nimi kark mężczyzny, przyciągając do siebie zachłannie.
      Prawie zabrakło jej tchu, poczuła na plecach wciskający się w łopatki mur, gdy mężczyzna docisnął ją do ściany budynku, zcałowując z niej oddech, ale póki ta chwila trwała, nie odrywała od niego warg. Przepadła. Czuła jak obejmuje jej twarz, jak jest coraz bliżej i było to oszałamiające, cudowne, niezrównane z niczym. A potem uniosła roziskrzone zielone oczy do tych ciemniejszych, niebieskich i odetchnęła głeboko, gdy się odsunął. Nie znała poprawnej odpowiedzi na jego pytanie. Taka, jaką mogłaby udzielić, nie uratowałaby ich i nie pomogła przywrócić dystansu.
      - Wszystko, co uważa pan za słuszne - odezwała się w końcu równie cicho, szeptem, zsuwając dłoń z jego karku odrobinę, by opuszkami musnąć gładki policzek przy osłonietej ciemnym golfem szyi.
      Nie ruszyła sie, nawet nie drgnęła w obawie, że stanie się zaraz coś okropnego. Bo przecież to, co stało się do tej pory, było cudowne.


      Noor ✨🥰

      Usuń
  19. Pan J. był trudny i wydawał się niemożliwy do poznania. Noor wiedziała, że otwarte pytania, kroki i działania rzucane bez pokrycia, bez planu b., zbyt śmiałe i bezpośrednie, a przede wszystkim szczere i otwarte, mogą tak samo uzyskać odpowiedzi ii przynieść sukces, jak i wręcz odwrotnie. Był człowiekiem zagadką, może niekapryśny, ale trudno było przewidzieć jego ruch. Zresztą była pewna, że on nie pozwoli jej się poznać, że sam tego nie chce, więc zamiast go dogonić i towarzyszyć w wędrówce, postanowiła być sprytniejsza. Nie udało się. Ale nie miała też nic złego na myśli i tego nie powinien mylnie oceniać. Noor może nie była otwarta i przyjacielska do każdego, ale nie była ani podstępna, ani w żadnym wypadku przebiegła i złośliwa, a jemu jak nikomu w akademii życzyła jak najlepiej.
    To, czego się nauczyła przez ostatnie dwa laty, to patrzeć prosto w jego oczy, dzielnie znosić wyraz chłodu, dystansu, bez trwogi wytrzymywać wszystko to, czego jeszcze nie powiedział, lub nie powie wcale, by niekiedy, raz na kilka spotkań, dostrzec błysk. To zdumiewające, że gdy jej oczy mówiły wszystko, jego milczały jak zaklęte. To zadziwiające, że gdy jej usta nie wypowiadały żadnych słów, z obawy jakby maiła go spłoszyć albo samą siebie, Pan J. zdradzał się z strzępkiem takich, które znaczyły zbyt wiele. W takich momentach gubiła się, nie wiedziała już, co jest grą i gdzie leżą ich granice. Nie miała nawet pojęcia, w którym miejscu, po której stronie ona sama się znajduje, lub gdzie on chciałby ją widzieć. Znosiła niepozornie bez wzruszenia to, co się między nimi działo, nie mając żadnej mocy nad tym, jaka wichura ich porwie. Ale nie była bierna, o nie... I daleko jej było to niewzruszenia.
    Nie brakowało jej odwagi, ale była dostatecznie subtelna, by nie zdradzać się z tym, czego pragnie zbyt łatwo i od razu. Noor trzeba było umieć zrozumieć, trzeba było umieć dostrzec to, co mówiła między wierszami, co zdradzały jej oczy, gdy mocniej zaciskała wargi, sznurując usta, gdy wsuwała ołówek za ucho, albo gdy odwracała się, by odejść z rozmowy. Nauczono ją, że dyskrecja to bezpieczeństwo, a pewne nawyki trudno wyplenić. Szczególnie, gdy się w to wierzy.
    Mógł być zły, a właściwie miał do tego swoje prawo, ale czuła, a jednocześnie miała nadzieję, że jej to wybaczy. Kolejny raz. Nie wykorzystywała tego, że jest dla niej łagodniejszy, nie była perfidna, ani nie grała na siebie kosztem tego traktowania. Ale przecież wiedział co z nią robi i to sprawiało, że niekiedy mącił jej w głowie jeszcze bardziej. Bawił się, a ona była chwilami tym zmęczona. Nie chciała się na niego denerwować jak na początku jego stróżowania, choć drażnił ją tym, jak doskonale orientował się w sytuacji i niekiedy operował słowem, by upomnieć ją wyjątkowo sugestywnie. Teraz, dziś, nie chciała od niego nic więcej, jak pozwolenia. Wpędziła ich w kłopoty, ale mogła też ich z nich wyciągnąć, nie wahała się ani chwili w takim razie. I była gotowa na więcej, bo z dala od murów Valmont, czuła się nie bezkarna, ale pewniejsza. I może... tylko może, chciała się przekonać, jak bardzo sama jest w stanie przesunąć jego granice, choć może gdyby wiedziała o jego zamiarach, szybko by się wycofała. Bo był dla niej groźny, a ona nie podejmowała niebezpieczeństwa, w którym nie ma szans na wygraną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noor nie miała złudzeń, ale nie była też ślepa. Mieli już za sobą kilka sytuacji, jak ostatnia w jego gabinecie, kiedy jego dłonie i jej usta znalazły się za daleko porządności. I fakt, że cała ta relacja przypominała supeł gordyjski już od dwóch lat, skazywało ją na wysunięcie wniosków, że jeśli ona jest zadurzona, to jej nauczyciel nie tylko nic sobie z tego nie robi, ale korzysta z momentów, które im się zdarzają. Nie upomniał jej ani razu, ostro przypominając, gdzie leżą granice, nie kazał jej pilnować tego, jak się wyraża i jak zachowuje w jego obecności niezależnie, czy mieli świadków czy nie. Nie odtrącił nigdy jej dłoni, a wręcz pozwalał jej się do siebie zbliżać, gdy było mu wygodnie. Z czasem sam pozwalał sobie na więcej, sprawiając, że mogła mieć mylne wyobrażenia. Korzystał z tego, jak przy nim miękła. A ona cieszyła się z chwil, gdy był przy niej bardziej ludzki. Był jej słabym punktem, choć sam nie miał żadnego, ale to nie zmieniało sposobu, w jaki na niego patrzyła.
      Nigdy by się nie przyznała wprost, że znalazł sobie wyjątkowe miejsce w jej sercu, bo ten czas minie. Nigdy nie powiedziałaby na głos, że jego zniknięcie byłoby odczuwalne, bo do jego braku w końcu by przywykła. Wypierała to, czego już była świadoma, racjonalizowała sobie wszystko, co się działo, ale też wiedziała, że może dla niego była oczywista. To bez znaczenia, bo była pewna, że pan J., też nie złamie swojego milczenia i nie zdradzi porozumiewawczych spojrzeń. Każde miało swoje życie i swoje role do wypełnienia, a im nie było do siebie po drodze, to wydawało się zrozumiałe. A jednak nieustannie byli obok siebie i cały czas los rzucał ich w swoje ramiona. Choć akurat dzisiaj, kolejny raz sama w nie wpadła.
      Uniosła powieki, łapiąc ciężki, gorący oddech, gdy odsunął się i zaczął mówić. Patrzyła na szary budynek naprzeciwko niej, dostrzegała linie łączonych cegieł, ale to wcale nie pozwalało jej uspokoić łomoczącego w piersi serca. Ono biło z zdwojoną mocą, a Noor przez ułamek chwili wystraszyła się... konsekwencji, o których nie pomyślała. Nie wahała się, bo całowała mężczyznę, a nie wykładowcę, bo uległa swojemu zauroczeniu bez względu na regulaminy i godzina była teraz najmniej istota. Miała wrażenie, że jego oddech przenika jej skórę, że przyjemnie łaskoczący jej dusze tembr głosu osiada na rzęsach. Czuła jego smak na wargach, ale to było za mało. Ani drgnęła, słuchając go, bo bała się, że ich moment zbyt szybko minie, a potem tylko odrobinę przysunęła się bliżej, gdy złapał ją za nadgarstki. Oderwała plecy od muru i naparła na twardy tors, odetchnęła krótko, zdradzając zniecierpliwienie, gdy to robił. Ostatnio równiezżograniczył jej ruchy, nie lubiła tego. Chciała mieć wolne dłonie, chciała móc ułożyć smukłe palce na jego karku i jeszcze raz spróbować go złamać. Pierwszy raz go pocałowała, pierwszy raz to ona przekroczyła niewidzialne granice tak śmiało i tak bezpardonowo, a jednak... nie czuła, że coś zdobyła. Czuła, że wszystko zgęstnieje i zmętnieje jeszcze bardziej.
      Nie była pewna, czy powinna się bać, czy mieć nadzieję. Ani jedno, ani drugie nie wydawało się mądre w tej sytuacji, ale wszelkie rozterki ucichły, a wątpliwości rozwiane zostały w kolejnej chwili. Zaskoczenie wyrwane z jej piersi cichym jękiem uciekło w usta mężczyzny, gdy pocałował ją tak żarliwie, aż Noor poddała mu się bez sprzeciwu. Jej plecy znów zderzyły się z murem, a ona nie tylko oddała pocałunek, ale zadarła podbródek i rozchyliła usta, zapraszając, wołając, żądając wręcz więcej, gdy ich języki splotły się w namiętnym tańcu. On się już nie hamował, więc i ona przestała. Pogłębiła pocałunek, oddając mu tę część siebie, dotąd nieznaną, nieodkrytą, nieujarzmioną.

      Usuń


    2. Mruknęła bezwstydnie sycąc sie jego smakiem i bliskością jeszcze bardziej niż wcześniej, wlewając całą namiętność i pragnienie, jakie mogła mu pokazać w tę pieszczotę. To nic, że to on trzymał jej nadgarstki, to nic że zcałowywał z jej warg każdy oddech i napierał na jej drobna sylwetkę, nie bała się. Absolutnie się nie bała, bo rozniecał ogień, którego nikt inny poza nim nie będzie w stanie ugasić.
      Ta chwila zapomnienia była porywająca. Dla Noor liczyło się ciepło jego ciała, które czuła przy sobie, smak jego ust, siła języka z jaką poznawał jej język i faktura warg, która zaskakiwała miękkością, tak kontrastującą do zimnych spojrzeń i twardych dłoni, które nawet teraz ściskały jej ręce jak imadła. Pan J. sie odsłonił, a ona samą siebie obdarła z pozorów, odpowiadając na wszystko z równą żarliwością. Deszcz, który chwilę temu był błahy przybrał na sile, ulice zaczęły pustoszeć, ale Noor nie chciała aby ta chwilą się kończyła. Nie chciała jeszcze wracać do tego, jak było zawsze. Czuła jak krople opadają ciężko na jej twarzy, jak rozbijają się na jej powiekach, zgrabnym piegowatym nosie, moczą włosy, wsiąkają w płaszcz. Ale nie było jej nawet zimno, choć jeszcze chwila i całkiem przemoknie. Było jej gorąco, a gdyby tylko miała wolne dłonie, przytrzymałaby przy sobie nauczyciela, aby tego momentu jeszcze nie kończyć.


      yours N. ✨ 💖

      Usuń
  20. Dobrze, że nic o nim nie wiedziała. Dobrze, że nie była świadoma, jak bardzo interesownie ją traktuje i że kieruje się jedynie poczuciem powinności wobec zadania, jakie przyjął. Zlecenie się liczyło, ona była w tle. Dobrze, że jej znaczenie, zawężone jedynie do bycia targetem, pozostawało przed nią w tajemnicy. Dobrze, że w niewiedzy oraz własnej naiwności mogła dopowiadać sobie, że jednak niektóre spojrzenia, muśnięcia dłoni, spotkania na korytarzu z dala od jego sali coś mogą znaczyć. Potrzebowała tego, by nieco pokolorować swój samotny świat, taki w którym była bezpieczna jedynie sama z sobą. Taki, w którym ufała tylko samej sobie.
    Czuła, jak zaciska palce na jej nadgarstkach, choć to na jego ustach się skupiała, podarowując mu całą swoją słodycz. Noor miała w pewnym momencie wrażenie, że pan J.nie walczy z nią, choć doskonale przewidywał, co zrobiłaby, gdyby miała wolne dłonie. On znał ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie umiałaby w takim zrywie pasji utrzymać rąk przy sobie, a ona wiedziała z kolei, że odpowiedziałby jej tak samo namiętnie i pogubiliby się już całkowicie. O ile już do tego punktu przy tych nadwyrężonych granicach nie dotarli. Ale czy w ogóle jakiekolwiek granice jeszcze istniały? Czy nie pękły, jak zbyt nadwyrężona żyłka, drżąca struna, upadająca wreszcie pod naporem tego, co się działo? Niemal straciła oddech, całując go zachłannie, aż do spierzchnięcia warg, więc może... może już nie potrzebowali granic? Może już deszcz i ten pocałunek zmył wszystkie pozory? Może teraz walczył już tylko z sobą, bo wcale nie czuła, że to kara i zapowiedź końca?
    Obawiała się momentu, w którym się od niej odsunie. Nie wiedziała, co może ujrzeć w jego oczach po tym, jak nie tylko uległ chwili, ale sprowokował taką bliskość, jakiej jeszcze nigdy dotąd nie podzielili. Taką, która nie tylko roznieciła ogień, ale spalała wszystko, co było do tej pory. On, nie ona... pierwszy raz to on w ten sposób złamał wszelkie bariery i Noor nie była pewna, czy właśnie teraz nie powinna się go najbardziej obawiać. Był nieodgadniony i nieobliczalny. W tym mężczyźnie zawsze drzemało coś ciężkiego, drapieżnego i nie chodziło o tę tajemniczość, którą się otaczał. Jego spojrzenie było zbyt czujne, on sam zbyt uważny, zawsze przypominał jej kota na polowaniu. W jego postawie, równym kroku i wyprostowanych plecach drgała jakaś gotowość... jakby w każdej chwili był w stanie skoczyć wyżej i dalej, niż się komukolwiek śniło. Coś się w nim czaiło, coś, co kazało jej być przekonaną, że zawsze o wszystkim wie i jest krok przed nią. Podjudzał ją tym, kazał stawać w szranki dp nawet najdrobniejszych pojedynków, bo nie uciekała, nie tchórzyła, nie unikała wyzwań. Jakby wiedział, że jeśli jej nie wystraszy, do zmobilizuje, aby parła do przodu z wysoko uniesioną głową. Ale zawsze była ostrożna, a dziś nie tylko złamała niepisane zasady. Dzisiaj miała je w głebokim poważaniu i to z czystą satysfakcją. A to wszystko przez niego. Dla niego. I dla siebie.
    Odetchnęła głebiej, pozwalając płucom zaczerpnąć zimnego, górskiego powietrza, gdy zwrócił jej ustom wolność. Twarz ją paliła i miała ochotę szarpnąć rękoma, by pokazać mu, gdzie powinny się teraz znaleźć. Wiedziała, że on też to wie i tylko się z nią droczy. Zatrzymała spojrzenie na jego wargach, czując przyjemny ucisk w podbrzuszu, gdy jego język przesunął się po tej dolnej. Zbierał jej smak, jej miękkości, jej pasji, jej truskawkowego błyszczyka. Zrobiła to samo, podnosząc zielone, roziskrzone pragnieniem tęczówki do jego oczu i pokiwała głową. Zdecydowanie nie powinni tu zostawać, było zimno. Czuła jak zaczyna przesiąkać jej płaszcz, osiadać ciężko na ramionach i plecach i wiedziała, że w taką pogodę nietrudno o przeziębienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Nie ukryła uśmiechu, który poderwał jej usta w góre, gdy mężczyzna ruszył szybkim krokiem w stronę, skąd przyszli i chwycił ją za dłoń. Postawiła kołnierz płaszczyka do góry, aby ukryć rumieńce i schować zziębniety nos, ale to na nic. Zresztą, to nie było wcale ważne. Mocno zacisnęła smukłe, szczupłe palce na jego ręce. Zbyt mocno, tak jak zbyt mocno, zbyt zachłannie i z zbyt wielkim oddaniem go całowała. Tak samo jak zbyt mocno go potrzebowała i jak zbyt otwarcie, mu się dzisiaj z tym wszystkim zdradzała. Zbyt ryzykowała i zarazem zbyt tchórzyła , a on... on brał to bez wahania i czuła, że nie miałby zahamowań, by żądać więcej, gdyby mu na to pozwoliła.
      Spojrzała za jego dłonią, gdy ją puścił w tłumie i jeszcze raz wysunęła język, z spuszczonym wzrokiem zbierając jego smak z swoich warg. Szła za nim, przyspieszając po chwili, gdy rozpadało się już tak, że czuła jak grudki lodu uderzają w rozpostarty nad nimi płaszcz i rzucała raz po raz krótkie spojrzenie na pana J., starając się rozeznać dokąd idą. Chciała zapamietać jak smakował, nauczyć się go na pamięć. I chciałaby móc o tym nie zapominać, a za dzisiejszy wyskok nie musieć przepraszać. Za bardzo mu ufała.
      Zadrżała, gdy znaleźli się wewnatrz małego domku, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawe, że w ciągu tego kilkunastominutowego szybkiego marszu naprawdę przemarzła. Zacisnęła usta, aby nie szczękać zębami i spojrzała po sobie, rozpinając ciężkie od wody ubranie. Ono całe było przemoczone, włosy przyklejone do twarzy, makijaż zapewne rozmazany. Miała zdrętwiałe palce u stóp, botki również jej przemokły. Odgarnęła kilka kosmyków z oczu i spojrzała w kierunku drzwi, które wskazał, potem zlustrowała pobieżnie wnętrze ciekawa i zaskoczona zarazem. Nie ruszając się z miejsca, aby nie roznieść wody, pochyliła się, rozpięła suwaki w butach i wyszła z nich, odstawiając botki bliżej wejścia. Podkurczyła palce z zimna, trochę wstydząc się mieniących brokatowych skarpetek, które nie pasowały do granatowych jeansów i bezowego swetra. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na nauczyciela, jakby chciała się upewnić, czy naprawdę zabrał ją do siebie, naprawdę wskazał jej łazienkę, aby swobodnie się ogarnęła i przede wszystkim po to, by upewnić się, że nie zmienia wcale zdania. Przecież już mu się zdarzało, chociażby w akademii raz dawał jej swobodę w tematach projektów na swoje zajęcia, a później gdy dobierała się w pary z kimś, kto mu sie nie podobał, uprzykrzał jej życie i wszystko utrudniał, aż oddawała prace sama. Miała niekiedy wrażenie, że zwyczajnie lubi robić jej na złość i szczególnie na swoich lekcjach nie tyle jej niczego nie ułatwia, co wręcz odwrotnie.
      - Nie mam nic na zmianę - zauważyła rozsądnie, patrząc na niego bez żadnej aluzji jeszcze chwilę, ale w końcu weszła do łazienki, zostawiając niezakluczone od środka drzwi. Nie miała nawyku zamykania się. Nie musiał jej nic dawać, to jasne, a ona nie chciała go o nic prosić, to by było zbyt niskie. Nie chodziło o dumę, a zwyczajnie to wydawało się nieodpowiednie, a wręcz żenujące. Nie lubiła być bezradna.

      Usuń

    2. Opłukała twarz ciepłą wodą i otarła resztki tuszu spod oczu. Nie malowała się zbyt mocno, właściwie lubiła jedynie nanosić odrobinę różu na policzki pędzlem i tuszować rzęsy, a jednak bez makijażu nawet w tych znikomych ilościach wyglądała niewinnie. Jakby zrzucała maskę, a przecież tak bardzo starała się nie nosić żadnych. Zdjęła przez głowę sweter, który mokry na barkach zaczynał sprawiać wrażenie nieprzyjemnego i drażniącego i strzepała go, jakby miało to pomóc jej go wysuszyć. Cienka koszulka, jaką miała pod spodem była na szczęście sucha, a Noor potarła zziębniete ramiona. Odłożyła ciuch na bok i oparła się o pralkę biodrem, rozpinając i zaraz wychodząc z mokrych jeansów, które na udach zaczęły zbyt mocno przylegać do jej nóg. Przewiesiła spodnie na grzejnik zamocowany przy ścianie, chcąc poczekać kilka minut, jak materiał chociaż się zagrzeje, nim z powrotem ubierze je na tyłek. Zdjęła skarpetki i przepłukała je pod bieżącą wode, przewieszając na szczeblu grzejnika obok jeansów i to samo zrobiła z swetrem.

      Noor 💎✨❤️

      Usuń
  21. Nie miała złudzeń, wiedziała kim jest, jakie musi mieć życie i że nic z tego, nie pasuje i nie połączy się z panem J.w żadnym scenariuszu. Był nauczycielem, kiedy ona odejdzie z akademii za rok, on tu pozostanie. Albo on odejdzie i już się nie spotkają na ostatnim roku specjalizacji Noor. To było pewne, że pewnego dnia mężczyzna po prostu zniknie, a ona straci osobę, przy której czuje się bezpiecznie. Nie powinna mu ufać, ani na nim polegać, tak jak on nie powinien pozwalać jej na mylne interpretacje ich relacji. A jednak oboje łamali niepisane reguły i dzisiaj udowodnili to dosadnie - nie żałowali niczego. A może nawet za tym wszystkim kryło się jeszcze więcej. Noor nawet nie chciała zapominać tego, co zrobili na zalanej deszczem ulicy, bo zachowa dla siebie to wspomnienie jako jedne z najciekawszych z pobytu w Valmont, choć nie chciałaby również z nikim o tym rozmawiać. Nawet z nim, bo nie było już nic, co mogłaby wyjaśniać, a czego sam nie wiedział. Nie było też nic, co mogłaby dodać do tego, jak stęsknione dłonie dotykały jego ramion i spragnione usta odpowiadały na głębokie pocałunki. Powiedziała już wszystko, odsłoniła się i teraz to on mógł dać jej odpowiedź: zignorują zajście, będą udawać, że nic się nie stało, a może wrócą do klarownych i surowych zasad, jakie zignorowali na początku i dziewczyna otrzyma upomnienie? To był moment, kiedy pan J. mógł zmienić reguły gry i wyznaczyć im granice na nowo, choć niewykluczone że i tym razem żadne z nich się nie dostosuje.
    Słyszała kroki za drzwiami i domyślała się, że mężczyzna też potrzebuje osuszyć, przebrać i ogólnie doprowadzić się do porządku po biegu w deszczu. Noor oparła dłonie o umywalkę i spojrzała w lustro, zagubiona bez reszty. Czym innym jest czuć, że ma oparcie w obcym człowieku na uczelnianych korytarzach, a czym innym nagle znaleźć się poza nimi, w domu tego człowieka. Taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca, a ona idąc za nim prawdopodobnie popełniła gorszy błąd, niż z początku przypuszczała. Nie mogła być teraz poza akademią, ale już pomijając to karygodne spóźnienie, zwyczajnie nie mogła się tak zachowywać. I nie chodziło tylko o całowanie starszego wykładowcy. Chodziło o zaufanie i oddanie siebie, bo przecież walczyła o to, by jej życie i los faktycznie należały do niej, podczas gdy wszystkim wokół wydawało się, że mogą dyktować jej warunki. Czuła jak niewidzialna pętla kontroli zaciska się wokół jej szyi.
    Noor często milczała, gdy nie miała nic rozsądnego do dodania, gdy nie uważała za konieczne komentowanie tego, co się dzieje obok, albo zwyczajnie w świecie chciała zostawić dla siebie te myśli, które rozbijają jej się pod czaszką. Teraz w jej głowie rodziło się i mnożyło mnóstwo pytań. Niemal wszystkie skierowałaby do pana J. , gdyby tylko miała pewność, że uzyska odpowiedzi. A nie była tego pewna, więc zasznurowała usta. W milczeniu odebrała od niego ubranie, mile zaskoczona tym, że uszanował jej prywatność (chociaż raz), a później dopiero za słownymi wskazówkami, które uznała za przyzwolenie, by zajrzeć mu do szafek w łazience, skorzystała z suszarki i mokre ciuchy wrzuciła do bębna. To było zdecydowanie lepsze rozwiązanie, niż wkładanie z powrotem mokrych ubrań na zziębnięte ciało.
    Pospiesznie w kilka minut osuszyła włosy, przeczesując je palcami na koniec w tył, by odsłonić drobną twarz, a suszarkę schowała z powrotem na jej miejsce. Spodnie związała mocno sznurkiem w pasie, podwinęła nogawki i przydługie rękawy w bluzie i wyszła, nie chcąc zajmować łazienki za długo.
    Wyszła po cichu, nie chcąc być intruzem w tej przestrzeni, która należała do mężczyzny. Podwinęła rękawy do łokci i obrzuciła wnętrze domu ponownie zaciekawionym spojrzeniem. Było tu... Czysto, bezosobowo. Zupełnie jakby nikt tu nie mieszkał, lub mieszkał ktoś, kto w jednej chwili gotów jest znaleźć się w innym miejscu - bez pożegnania i bez sentymentu. Stanęła na środku salonu i ściągnęła brwi, widząc odkryte plecy mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  22. Przycisnęła do siebie ramiona, lekko drżąc, gdy zdała sobie sprawę, że to pierwszy raz jak widzi go rozebranego i nigdy wcześniej nie miała do tego okazji. Nie żeby specjalnie na to czekała, albo czaiła się na takie okazje, bo mimo wszystko jej zauroczenie było naprawdę niewinne ale... Zawsze był nienagannie uzbrojony przed tym, by można było cokolwiek więcej zobaczyć, zwykle nosił golfy i miała wrażenie, że nie pozwala się do siebie zbliżyć nawet spojrzeniem. Jakby nie miał zamiaru nikogo do siebie dopuścić i już. I to nie były zwykłe mury obronne, bardziej przypominały takie, zza których jest się obserwowanym. A teraz na jego plecach widziała napiętą skórę, blizny, których nie mogła się spodziewać i napis, którego znaki przywołały kilka najgorszych wspomnień. Przełknęła głośno ślinę i podeszła bliżej, ściągając brwi w konsternacji. Znała te znaki, podobny język , choć lepiej w mowie niż piśmie, ale czemu... Czemu nosił na sobie coś takiego jej nauczyciel? Jej spojrzenie czujnie prześledziło ślady na skórze mężczyzny, by znów zatrzymać się na literach na karku. To nie był tatuaż. A ona poczuła znów to nieprzyjemne, okropne uczucie nieufności i podejrzliwości, jakie towarzyszyło jej przez pierwsze tygodnie, gdy pan J. zawitał do akademii i zbyt często przeciął jej drogę.
    - Co to znaczy? - spytała cicho, głucho i wprost. Pytała teraz o napis, a także o blizny, ale jeśli wyjaśni jej więcej, okoliczności i powód dla którego jej pomaga i ją kryje, dlaczego tak ją całował, jakby chciał wyssać z niej oddech, dlaczego bawi się nią przez ostatnie dwa lata, to też będzie mu wdzięczna. Jeśli pomoże jej zrozumieć co się dzieje, będzie wspaniale, bo ona nic z tego nie rozumiała.
    Nie czuła, że stoi przed nim wbijając sobie paznokcie w wnętrze dłoni aż do bólu i nie zdawała sobie sprawy, że w jej twarzy przebija nie tylko zagubienie, ale jakiś lęk i złość, walczące o dominację. Pokazywała przed nim zbyt wiele. Przede wszystkim, pozwalała mu dostrzec wszystkie pęknięcia w fasadzie spokoju, który był jej tarczą.


    Noor 💖✨🥺

    OdpowiedzUsuń
  23. Gdzieś w głębi siebie wiedziała, że nie ma takiej rzeczy, która zmieniłaby to, jak traktuje ją mężczyzna, bo niewygodnych incydentów mieli na swoich wspólnym koncie już kilka. Ona sama nawet do tego nie dążyła i oboje mogli być spokojni, mimo rosnących napięć między nimi. Był zbyt opanowany, zbyt porządny i zdecydowanie za często przypominał jej, że więcej ich dzieli niż różni. Nawet teraz mimo niepewności i pewnej obawy, którą czuła, dostrzegając pismo semickie dziwnie wyryte w jego skórze, była przekonana, że jej nie skrzywdzi. Najgorsze co mógłby zrobić, to utrudnianie jej zaliczenia na swoich zajęciach, odpędzanie od niej kolejnych osób, z którymi chciała rozmawiać i się poznać, bo nawet nie ten przykry chłód, jakim przecież już ją częstował. Nie raniła jej obojętność nauczyciela, bo nie czekała na żadne zrywy uczuć z jego strony. Ulegała tylko samej sobie, ale nie było to szkodliwe dla żadnej z stron. I Noor udawała, że wcale jej nie rusza aż tak ta bliskość i ten apetyt <, który rósł w miarę jedzenia.
    Gdyby jakimś cudem dowiedziała się, jaką rolę w jej życiu ma odegrać pan J., szybko pociągnęłaby za sznurki poza akademią. Nie bała się prosić o pomoc, gdy jej potrzebowała, nie była pyszna. Urazę i żal schowała by głęboko w sobie, choć może w takim wypadku wybuchła i w końcu dała upust temu, co ją gniotło pod sercem. Skontaktowała by się z ojcem i prosiła, by wymusił na dziadku wycofanie ochrony. Nawet dziś nie sądziła, że rodzina po stronie syryjskiej tak się nią przejmuje. Szczególnie dziadek, który nie był jej bliski, a od incydentu do którego doszło pod jego dachem kilka lat temu, nie odzywali się do siebie wcale, nawet dla zachowania pozorów. Ale póki nie wiedziała, była spokojniejsza i czuła się bezpieczniej, gdy obok niej pojawiał się nauczyciel. Wilk w owczej skórze. I owca, głupiutka i naiwna. Była jego owcą, prawda?
    Nie podobał jej się ten nikły uśmieszek, który sprawiał, że kąciki ust mężczyzny zadrgały. Uniosła podbródek i nie tylko dzielnie zniosła jego spojrzenie, ale oddawala swoje, badawcze, ciekawe i troszkę ostre, łapiąc jego oczy w swoje. Nie było jej do śmiechu i jej pytanie wcale nie stanowiło podstawy do żartu. Była niepewna, może nie wystraszona, ale znów czujna i podirytowana jego swobodą. Nie bawiła się w takie rzeczy, jak nocowanie poza akademią, ryzykowanie obniżenia not z nauki, czy otrzymanie nagany. Cała ta sytuacja miała jeszcze wiele odnóg, gdzie kryły się dla niej nieprzyjemności, ale teraz skupiła się na tym, że dała się złapać jak idiotka pająkowi w sieć. A nie była byle muszką. Odetchneła głębiej i rozluźniła dłonie, gdy już paznokcie sprawiły jej ból i znów chociażby postawą pokazała mu za dużo z siebie. Nie powinna tego rozbić, nawet jeśli teraz czuła się bardziej odsłonięta i bezbronna. Nawet ten mężczyzna, nie powinien wiedzieć o niej wszystkiego.
    Spojrzała w bok, gdy zmienił temat. Pozornie to wnętrze, o którym wspomniał, ją zainteresowało. Było to dla niej wyswobodzeniem się spod naporu przenikliwych oczu, ale czuła, że nadal jest obserwowana. Chciała jednak uciec od uczucia, że mężczyzna sięga spojrzeniem głębiej, że dotyka jej duszy i rozpoznaje wszystko, co drzemie na jej dnie. Czuła się przed nim naga, obdarta z wszystkiego, zwyczajnie słaba. Nie bała się go, nigdy się go nie bała, denerwował ja, męczył, stanowił zagadkę i wyzwanie, wyzwalał niepoprawne pragnienia, mącił w głowie, podniecał i podjudzał, ale nie był straszny. A jednak gdy zaczynał świdrować ją oczami, wolała zrobić unik. Wtedy właśnie miała wrażenie, że czai się w nim coś okrutnego, coś złego i to jak ona go widzi, może być wyidealizowany obrazkiem. Noor wiedziała, co zauroczenie robi z mózgiem i jak przekłamuje rzeczywistość, brała to pod uwagę również w własnym beznadziejnym przypadku postrzegania.
    - Przyjemne miejsce - przyznała cicho, a potem przeszła dwa kroki w bok, aby zerknąć w stronę schodów i do góry, gdzie dostrzegła łóżko. Rozchyliła usta, nabierając powietrza, bo nadal czuła, że jej go brakuje, odkąd ruszyli się z ulicy i obróciła się do mężczyzny, słuchając zasad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Tym razem to ona uśmiechnęła się lekko. Wbiła spojrzenie w ciało pana J., unikając oczu i jej jasne tęczówki drgały, rejestrując zarys mięśni na brzuchu i gładką napiętą skórę torsu. Łakneła ten widok nienachalnie, a jednak było to wybitnie oczywiste, że cieszy ją to co widzi. I wcale się nie wstydziła!
      - Czyli tym razem nie dałby pan rady mnie ochronić? - troszkę za późno ugryzła się w język, a jej głos zabrzmiał psotnie, przekornie, ale z słodką niewinnością. Nie chciała mu nic wypomnieć, ale skoro grali w otwarte karty, to chciała, aby wiedział, że ona dostrzega jego pracę i wie, z czym łączy się jego obecność. Przecież to nie przypadek, że tyle razy jej pomógł i oboje o tym wiedzą. Może dziś powiedziała mu to pierwszy raz tak otwarcie, choć wciąż za aluzją i nie w złej wierze. Nie znała tylko powodów, dla których jej pomaga, ale może niedługo się dowie.
      Noor lubiła polegać na sobie, chciała wierzyć, że bez pomocy rodziny wiele osiągnie i zyska. Niezliczone kłótnie z rodzicami, w których nie ustępowała, pozwoliły jej w końcu wyjść z domu, porzucić prywatne nauczanie i uwolnić się od ochroniarzy. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego tak chcą jej pilnować, bo przecież nie była wcale wyjątkowym dzieckiem. Nie uważała się za wyjątkową i nie znosiła tych złotych klatek w jakich ją wychowywali. Uważała nawet, że nie potrzebuje nadzoru, ale jeśli się myliła, wolałaby wiedzieć dlaczego.
      Uśmiechnęła się szerzej, ale tym razem miękko i spojrzała na mężczyznę z pewną cichą pewnością, ale i ciepłem. Pokiwała głową na jego warunki, nic nie dodając, choć przysuneła się o krok, jakby chciała przypieczętować obietnicę, że teraz to ona go ochroni i mu pomoże zachować twarz i bezpieczeństwo. O tym, gdzie nocuje nie może nikomu wspomnieć i oboje wiedzą dlaczego. Już pomijając przykre konsekwencje w akademii mogące dotknąć jedno, albo drugie, nie chciała, aby to wypłynęło dalej. Zresztą się nie stało i nie stanie. A o Kornelię zupełnie się nie martwiła, bo była jej przyjaciółką, która potrafiła ją rozumieć i pozwalała z szacunkiem mieć nadal swoje sekrety bez dociekania. To niespodziewane i niezwykłe, a Noor nie umiała tego przewidzieć w żadnym scenariuszu, ale Węgierka stała się jej kimś tam bliskim, że otwierała się na nią nawet w tych najbardziej prywatnych i delikatnych sferach siebie. Obie pozwalały sobie w pokoju opuścić garde, odsłonić swoją wrażliwość i być jednocześnie swobodnie prawdziwe. Jeśli Noor miałaby kłopoty, to właśnie tej dziewczynie mogłaby powierzyć siebie, a zarazem nie zdradzić wszystkiego i wiedziała, że nie zostanie odrzucona. Ona też nie wiedziała wszystkiego o Kornelii i to wcale nie umniejszało ich wzajemnego zaufania. Pozwalały mieć sobie nawzajem swoją własną, nieodkrytą przestrzeń i żadna nie czuła się osaczona.
      - Czy coś jeszcze? - spytała grzecznie, poprawiając spodnie, bo sznurek wcisnął jej się zbyt mocno przy pępku. Wsunęła dłonie pod bluzkę i pociągnęła mocniej za materiał, aby poluzować wiązanie i spuściła wzrok, wbijając go w jasną skórę jego umięśnionego brzucha. - Czy mam przed powrotem ustalić z panem jedna wersję, czy to nie będzie konieczne? - wolała się upewnić, jak to wszystko widzi mężczyzna, szczególnie że będzie musiała grubo tłumaczyć się przed panią Kramer (jeśli zostanie przyłapana).

      Usuń

    2. Pochyliła się, postanawiając jednak rozwiązać i zawiązać na nowo spodnie, które uwierały za mocno. Oczywiście, że takie głupstwa zdradzamy jej zagubienie, ale grała zbyt dobrze swoją rolę, by chociaż się skrzywić. Miała wrażenie, że teraz toczą jakiś pojedynek, a przecież nie chciała nigdy z nim walczyć. Poczuła jak mężczyzna pachnie, bez ubrań, tylko skóra i zacisnęła palce mocniej na sznurkach, poprawiając je. Dresy opadły jej niżej przy biodrach i Noor wyprostowała się, zadzierając podbródek. Zawsze potrzebowała chwili, nim wyceluje duże, zielone i zbyt czyste spojrzenie w to nieodgadnione. Przy nim nie umiała zachować swobody z taką lekkością jak zwykle.
      - Dziękuję, panie Shamir - dodała jeszcze spokojnie i łagodnie, bo przecież to słowo powinno paść, być może nawet wcześniej. Była wdzięczna za te jego ratunki nawet te nieproszone, za dzisiejszy szczególnie, bo dzisiaj było wyjątkowe.


      Noor 🤭💖

      Usuń
  24. Noor miała wrażenie, że im bardziej pozwala sobie zatonąć w spojrzeniu nauczyciela i im bardziej mu ulega, tym on dosadniej i bezlitośnie bezkompromisowo pokazuje jej, jak bardzo brakuje jej wolności i jak bardzo stara się trzymać na powierzchni pozornej swobody. To był czysty paradoks, że czuła się bardziej rozumiana i szanowana przez obcego człowieka niż w rodzinie, a jeszcze większym był fakt, że w murach Akademii gdzie śledzono każdy jej krok, najmniej się pilnowała. Nie była śmiała i nad wyraz odważna, znała swoje własne słabości i ograniczenia, ale była również świadoma swojej siły oraz mocnych stron. Nie była głupia, miała nawet swoje wpływy. I umiała rozmawiać tak, by zdradzić o sobie niewiele. Nie domyślała się nawet, jak wiele o niej już wie mężczyzna i że naprawdę gdyby chciał, dowiedziałby się o wszystkim, czego Noor odkryć nie chce. Tylko wtedy nie pociągnęłaby go na dno, a znienawidziła szczerze i nieodwracalnie. I na pewno zrobiłaby wszystko, by móc zniknąć, zwyczajnie rezygnując z akademii i znów odcinając się od tego, co sprowadza koszmary.
    Była grzeczna, spokojna, łagodna i głupio niewinna. Głupio, bo w życiu kogoś takiego jak ona, nie powinno być miejsca na niewinność, tak samo jak w wiarę w ludzi. Łudziła się, że nie jest też naiwna, ale przecież każde ich spotkanie, zapatrzenie w tęczówki nauczyciela, słodszy uśmiech, który mu podarowała, to wszystko przeczyło właśnie temu. Nie owinął jej sobie wokół palca, ale nie dlatego że mu na to nie pozwoliła. Po prostu nie próbował. I z tego zdawała sobie sprawę i to wkurzało ją bardziej niż powinno, uświadamiając, na jak dużo sama pozwoliła sobie przy nim. Ale miała o nim lepsze zdanie, niż pewnie sam zakładał i chciała, aby właśnie tak pozostało. Chciała dobrze móc o nim myśleć, a gdy ich drogi się rozejdą, móc na to wspomnienie się uśmiechnąć. Był naprawdę dobrą częścią jej pobytu w Valmont, choć wszystko w ich spotkaniach było niestandardowe.
    Przytakneła skinieniem, bo nie miała tu nic do komentowania. Tak myślała, że mimo wszystkich zaczepek i napięć, które momentalnie podnosiły między nimi temperaturę w powietrzu do nieznośnej duszności, będzie mogła spędzić noc spokojnie. Pan J. nie był chamem. Zadarła podbródek wyżej, gdy nagle podszedł bliżej i w odruchu uniosła dłonie, sięgając opuszkami jego brzucha, choć żałowała że dopiero teraz wyciąga dłonie i nie może poczuć pod opuszkami nagiej skóry. Przy okazji znów spojrzała mu głęboko w kolorowe, niezwykłe oczy i kąciki ust drgnęły jej ni to w zadowoleniu, czy stresie albo niepewności. Budził w niej zbyt wiele, gubiła się.
    - Nie boje się - zapewniła, może trochę chcąc mu rzucić nonszalanckie wyzwanie. Była gotowa na karę, nie wykręcała się i nie udawała, że nie wie, co zrobiła złego. Poza tym może chciała sprawdzić, czy on sam byłby gotów nagiąć własne zasady i naciągnąć granice, bo jak dotąd tylko ją testował.
    Skierowała się w ślad za nim, uznając, że chce jej pokazać antresolę i stając za jego plecami już na górze, spojrzała na łóżko i aranżacje tego poziomu. Żadnych osobistych rzeczy, znów to zauważyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Noor nie miała problemów z przyznaniem się do błędu i zmierzeniem z konsekwencjami. Wyczuła tę złożoność ostrzeżenia, ale właśnie psotny uśmiech nie odstraszył i nie uziemił jej na tyle, by z pokorą i w milczeniu zamknęła temat. Nie chodziło tylko o uczelnie. Stanęła obok mężczyzny i zerknęła na niego. Wysunęła dłoń, lekko muskając go przy łokciu i niżej przy nadgarstku pod podwiniętym rękawem kaszmiru i zawiesiła jasne oczy na jego mostku.
      - Naprawdę się nie boje - powtórzyła spokojnie. Tak jakby tego nie wiedział, albo w nią wątpił.
      Zebrała długie włosy i przerzuciła je do przodu przez ramię. Bluza dresowa była naprawdę ciepła, poza tym było jej w ogóle na przemian zimno od deszczu i ogólnej niepogody j za gorąco z innych wiadomych przyczyn. Odsunęła się od pana J. o pół kroku, nie chcąc nadwyrężać jego gościnności i spojrzała z góry na to dolne piętro. Jeśli on będzie spał na kanapie, będzie go widziała przez całą noc.
      Dała mu przestrzeń, aby zrobił to, po co tu przyszedł. Obserwowała go w milczeniu, a w końcu podeszła do łóżka i przysiadła na jego brzegu, układając dłonie na załączonych kolanach.

      Noor ✨🥱💫

      Usuń
  25. [Henlo! Na pewno Lennart podczas dresażu nie kontroluje ani swojej mimiki ani zachowania, tak jak robi to w ten wyuczony sposób na potrzeby roli, w którą się wciela. Myślę, że nazwanie tego tak w jego przypadku nie będzie znacznym nadużyciem. Jared to ci powiem, że przecina się z nim na tym polu zadaniowości (przynajmniej takie odnoszę wrażenie!), tylko obojgu przyświeca co innego: twojej postaci określony cel, a mojej podtrzymanie fasady i nieskazitelnego wizerunku. Wydaje mi się, że Lennart dobrze się bawi na jego zajęciach, widząc w wykładanej wiedzy coś, co może wykorzystać i raczej, by mu podpadł! W przypadku Jareda ciekawi mnie, czy on jest trochę w takim wygaszeniu jako agent, skoro wykłada na Akademii, czy to bardziej odskocznia albo celowa przykrywka, gdyby piekł dwie pieczenie na jednym ogniu i pozyskiwał informacje na temat przyszłych ważnych głów? ;>]

    Lennart

    OdpowiedzUsuń
  26. Noor w towarzystwie pana J. zawsze czuła zbyt dużo i była już pewna tego, że on to wiedział. Ba, wiedział to już wcześniej, nie musiała go dziś nawet całować, ale nierozsądnie sama pozwoliła sobie na więcej, a on pozwalając jej na te gesty, czy słowa, na te różne słabości, mieszał jej w głowie. On nie tylko wtargnął w jej życie, burzył jej mury i testował granice, ale sprawiał momentami, że wierzyła, że dla niego to również jest coś więcej . Przecież nie mógłby się nią bawić, co jej szkodziło i jednocześnie ją chronić. Prawda...? Nie mógłby przeczyć sam sobie i rozsiewać wokół aż tak wielki chaos, gdy sam był zdyscyplinowany i poprawny, niekiedy aż do przesady. Prawda?
    Podniosła spojrzenie do góry, patrząc na mężczyznę, gdy stanął przed nią. Nie bała się go, nie czuła nawet, że chciałby ją skrzywdzić, choć ten uśmieszek, który malował mu usta, był podejrzany. Miał tyle okazji przez ostatnie dwa lata, gdy byli sami i było między nimi tak gęsto, że mógł spokojnie ją wykorzystać, a tego nie zrobił, że zdecydowanie pod pewnymi względami była przy nim spokojna. Pozostawała jednak zawsze czujna i do jakiegoś stopnia nieufna, ostrożna. Tylko tyle i aż tyle. Wierzyła, że nie chce dla niej źle, więc czego mogła się bać? Konsekwencje łamania regulaminu akademii nie były najgorszą karą, a Noor wiedząc, które paragrafy złamała, nie kombinowaka, jak uciec od konsekwencji. Nie bała się prawdy. Mogła też znieść to, jak niekiedy się nią bawił i z nią droczył, choć to było bardziej brutalne niż wymierzane wyroki rady, w której zasiadał, bo uderzało głębiej, zdzierając jej wrażliwość do kości. Nic więcej nie miała na myśli, poza tym że wszystko . A czy chciała przekonać jego, czy bardziej samą siebie, że się nie boi...? Chyba ich oboje po trochu, choć bardziej jego. A może to był jej sposób na przyznanie, że mu ufa i jest spokojna o siebie. Znała siebie, wiedziała co czuje. I wiedziała, że ugnie się do jego woli, posłucha i ustąpi tylko do momentu, gdy nie poczuje, że może zostać skrzywdzona, lub wykorzystana. Wierzyła, że sama da radę siebie uchronić przed tym co złe i poczucie zagrożenia zdecydowanie uruchomi dobre reakcje obronne. Nie była głupia, naiwna, czy słaba, nie chciała taka być. A skoro on ją chronił...? To również przed sobą?
    Noor trzymała się tej bezpiecznej akademickiej relacji, jaka była bazą i podstawą wszystkiego innego w ich przypadku. Była uczennicą w Valmont przede wszystkim, dopiero później kimś kogo nauczyciel osłaniał i chronił, na końcu kimś kto tonie w jego spojrzeniu i odczytuje z niego pragnienia, zdradzając się z własnymi. Nie pozwalał im zresztą brnąć poza ten wyznaczony kurs i niejako była mu wdzięczna za ten rozsądek. Być może gdyby nie on, łatwiej by się w tym wszystkim pogubiła. I teraz, gdy nagle pochylił się do niej, znów będąc blisko, gubiła się bardziej.
    Uniosła brwi i lekko ściągnęła łopatki, gdy materac ustąpił pod naporem ciężaru męskich rąk, a spojrzenie dziewczyny utknęło w jego oczach. Czekała sekundę, aż powie, że żartuje, bo to było akurat niecodzienne i zaskakujące jak na pana J.. Ale posłuchała, gdy milczał w oczekiwaniu, zamknęła oczy, bo możliwe że chciał zabrać coś osobistego i potrzebował chwili prywaty. Albo może chciał ją znów pocałować? Nie potrafiła odgadnąć, ani zrozumieć tej dziwnej prośby w połączeniu z jego postawą, gdy był tak blisko, ale czuła, jak serce jej przyspiesza. Lekko zacisnęła usta w drobnym spięciu i czekała, aż wstanie, bądź zrobi... cokolwiek. A tego, co stało się potem, nigdy nie umiałaby przewidzieć.
    Uniosła momentalnie powieki, czując pod palcami broń, kiedy sięgnął pod poduszkę wraz z nią, a jej wystraszone, szeroko otwarte oczy spoczęły na niebieskich tęczówkach. Zimna i ciężka stal była nie do pomyślenia z czymkolwiek innym. Dlaczego miał tu broń? Dlaczego... Co on robił? Kim był?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce już biło jej jak szalone, w galopie dudniące i niespokojne, a Noor zbladła, gdy lufa dotknęła jej skroni. Nie bała się? Jak miałaby się nie bać w takiej chwili? Przez chwilę skupiła się na metalu, jak mocno ściskał jej palce na pistolecie, jak bezkompromisowo zrobił z niej słabą i zależną od swojej woli, nie zostawił pola wyboru i żadnego manewru. Był teraz obcy i przerażający, a jej aż szumiało w głowie. Chciał ją sprawdzić, czy coś udowodnić? Chciał pokazać, jak mało o nim wie i nie powinna się czuć swobodnie? Udało mu się. Ale przesadził. Nie słyszała słów, a dopiero po chwili zwróciła uwagę na ten cwany uśmiech, który teraz był wręcz złowróżbny i dłoń, która odpieła pasek w jego spodniach. Zadrżała, czując jak w kącikach oczu zebrały jej się łzy. Patrzyła z niedowierzaniem na mężczyznę, takiego, jakiego nigdy nie widziała. To nie był pierwszy raz, gdy miała broń tak blisko, gdy czuła, że jej życie to psikus, żart, zachcianka i nie jest więcej warte dla osoby, która może z nią skończyć. Rozchyliła usta, ale nie wydusiła nawet słowa. Odetchneła krótko i zacisnęła powieki, chcąc wyrzucić z głowy wspomnienie brata i tego drugiego, gdy przyszli do niej w nocy kilka lat temu. Zacisnęła palce na broni, jakby to miało dać jej jakąś władze, ale nie miała zamiaru się szarpać, wiedziała, że w tej grze nie ma żadnych szans, ani dostatecznej siły na jakikolwiek ruch.
      - Nie... - szepnęła drżąco, znów na niego patrząc, choć w spojrzeniu miała czyste przerażenie. Wargi jej drżały, ciało się spięło, a ona... Chciała zniknąć. Nie tylko ją wystraszył, zaskoczył, wręcz zszokował. On ją dobitnie uświadomił, że nie wie, z kim ma do czynienia. Zawiódł i rozczarował, złamał wszystkie jej nadzieje i wyobrażenia, że jest dobry - przynajmniej dla niej i na tyle, by nie musiała się bać i wiecznie mieć na baczności.
      To było pełne zdanie, jej ostateczne stanowisko. Na jego myśli, polecenie i słowa, to czego chce, czego oczekuje i od niej żąda. Bawił się? Doszli tam, gdzie Noor nie jest w stanie się odnaleźć. I to nie miało nic wspólnego z jej granicami, albo fascynacją. Miała mu się oddać? Miała mu zrobić dobrze? Może w innym nastroju, uległaby tej pasji bez przymusu, jaka między nimi wybuchała, bo to nie było wcale trudne , nie stanowiło wyzwania. Ale w taki sposób? To było podłe i wręcz obrzydliwe!
      Rzuciła krótkie spojrzenie do jego spodni i uniosła drugą dłoń. Wyjątkowo jej nie unieruchomił tym razem, co za szczęście. Złapała go za nadgarstek, aby przestał. Palce miała zimne, równie drżące co wargi które zaciskała i na przemian rozchylała, łapiąc oddech. A potem sięgnęła wyżej, chcąc objąć jego policzek. Chciała sięgnąć tam, gdzie nie było tego lodu widocznego w jego oczach.
      - Nie... - szepnęła ponownie, to już nie brzmiało jak sprzeciw, choć pierwsze nie też było ciche i pozbawione twardego zdecydowana. To drugie było natomiast miękkie. To była prośba, aby się opanował, aby do niej wrócił taki, jaki był zawsze, nawet jeśli zdystansowany i zasadniczy. Nawet jeśli go nie znała tak naprawdę, to teraz nie był przecież on!
      I pierwszy raz od bardzo dawna, może od lat, zechciała wrócić do domu.

      Noor🥺❤️‍🩹

      Usuń
  27. Ona doskonale wiedziała, że żadna jej ocena teraz nie jest obiektywna, jeśli chodzi o pana J., bo znaczył dla niej więcej, niż powinien. Ta jej fascynacja i zauroczenie, ta dodatkowo pewność, że ją ochroni zawędrowała za daleko i była tego świadoma już jakiś czas. Ale wiedziała, że to kiedyś zniknie, tak jak i mężczyzna, więc nie czuła jeszcze potrzeby, by to zmienić, albo by się od niego dystansować. Właściwie teraz coraz mniej ją irytował, już nawet wcale nie zaskakiwał, gdy stawał na drodze do spotkań i poznania niektórych uczniów, jakby wiedział więcej od niej. Z wieloma rzeczami, jeśli o niego chodzi, naprawdę się pogodziła, przyjmując je jako oczywiste i niepodważalne. Nie miała nawyku walczyć z wiatrakami, a w Valmont już niezależnie od jej znaczącego nazwiska, nie było sensu narażać się żadnemu wykładowcy. Zresztą Noor nie chciała narażać się nikomu i zwyczajnie żyła tu po cichu, nie dzieląc się nawet za głośno tym, co siedziało jej w głowie.
    Miała o nim dobre zdanie, może nawet lepsze niż przypuszczał i lepsze, niż sam myślał o sobie. Był w gruncie rzeczy obcym człowiekiem, a jednak znalazł do niej dojście i teraz czuła się pewniej, gdy wiedziała, że są razem na terenie akademii. Nie był jej rycerzem, ani nawet superbohaterem, ale Noor też nie była głupia, naiwna i bezbronna. Nie była kobietą, która potrzebuje ratunku, jak mu się wydawało. I nie polegała tylko na tym, że nagle w jej otoczeniu pojawił się duży, silny mężczyzna, który dziwnym trafem miał sposoby, by zapewniać je spokój. Jej milczenie i elegancja były subtelną, ale skuteczną tarczą. Potrafiła rozmawiać i być w towarzystwie, jednocześnie pozostając nieodgadnionym członkiem społeczności. Nie będąc outsiderką, pozostawała lekko na uboczu, a jej koledzy z zajęć nie potrafili zbyt wiele o niej powiedzieć, choć wszyscy kojarzyli jej jasne spojrzenie i ciepły uśmiech. Czuła się bezpieczna, bo pilnowała tego, kto może się do niej zbliżyć, a taki osób praktycznie nie było.
    Pan J. nie powinien w nią wątpić, ani traktować jak dziecka. Poszła za nim właśnie dlatego, bo mu ufała, a teraz... teraz te zaufanie kruszyło się dość skutecznie, pod naporem silnej dłoni ściskającej jej palce na broni i gestu, gdy rozpinał spodnie, który jej uwłaczał. To było podłe i paskudne! Czuła, jak drży i przyciska do siebie w obronnym geście ramiona, czuła też że nie panuje nad łzami i te moczą jej policzki. Gdyby naprawdę chciał ją do czegoś przymusić, musiałaby się bronić i nie miała wątpliwości, że rzuciłaby się na niego z pazurami, nieważne ile realnie miałaby na wygraną szans. Była cicha, nienachalna, drobna, ale przede wszystkim bystra i dzielna. Była też waleczna, choć on jej takiej nie znał, bo jedyny bunt jaki mu okazała to otwarty sprzeciw i niezgoda na początku ich znajomości, gdy doszło do paru spięć. Nigdy nie przypuszczała, że znajdzie się w takiej sytuacji z mężczyzną, jak ta, a on... on przegiął. Bo to nawet nie było upomnienie, nawet nie próba udowodnienia czegoś, to... to było za dużo. Za dużo po tym, co przeszła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Odetchnęła głebiej z ulgą, gdy opuścił broń. Uniosła drugą dłoń i przyłożyła niżej pod jego mostkiem, zaciskając na krótką chwilę palce na ciemnym materiale swetra. Jej serce goniło jak szalone, podczas gdy jego wydawało się spokojne, niewzruszone. Zacisnęła wargi, nie mogąc pojąć, dlaczego taki wobec niej jest. Popatrzyła mu w oczy, gdy się nachylił ponownie i słuchała go, aż w końcu pokręciła głową. To nie tak, że nie wiedziała, kim jest, albo zapomniała czyje nazwisko nosi! To nie tak, że nagle w okamgnieniu zapomniała o tej ostrożności, dzięki której żyła w miarę normalnie i że każdego dnia nie tylko z strony uczniów może spotkać ją coś złego. Już pomijając jej własne turbulencje w akademii, gdzie każdy jest wrogiem każdego i rywalizacja niekiedy nie jest wcale zdrowa, ta historia miała głebsze dno. Rodzina z strony matki była politycznymi targetami, miała zwolenników i wrogów, a ci od strony ojca byli gałęzią absolutnie wyciętą z ich codziennych rozmów i Noor wiedziała dlaczego. Całe jej życie to było igranie z zagrożeniami różnego typu. Kształciła się w kierunku, by w przyszłości umieć omijać prawdę, osiągać własne cele i wydobywać z ludzi to, na czym jej zależy i nie działo się od wczoraj. Mężczyzna jej nie doceniał, albo bagatelizował. I zagrał z nią w najgorszy z możliwych sposobów.
      - Jest pan lepszy, niż się panu wydaje, nawet jeśli nie zapraszałam pana do swojego życia - wydusiła cicho po chwili, gdy już się odsunął, a ona siedziała nadal w bezruchu, obserwując jak zbiera rzeczy i szykuje się do spania na dole.
      Zagwarantował jej bezsenną noc, może nawet kilka kolejnych również. Ostatnio ten aspekt nieco się lepiej układał, była w stanie przespać od dwóch do czterech godzin, co było niezłym wynikiem, ale po takiej scenie... Nie, to nie wchodziło w grę. Czuła pod palcami wciąż zimną stal, ale to nie głowa, nie skroń i przyłożona lufa ściagały do niej koszmarne wspomnienia. To ten paskudny gest, gdy mężczyzna zaczął jednoznacznie odpinać spodnie. Noor, wystraszona i niezwykle spieta, nie chciała zostać w tym domu na noc. Nie chciała teraz nawet patrzeć na swojego nauczyciela, ale wiedziała, że póki nie nastanie poranek, najrozsądniej będzie się słuchać. On miał broń. Broń, która nie wydawała się zabawką. Wszystko zmieniło się w jednej chwili, gdy z nią tak perfidnie zagrał, bo... bo chciał dać jej lekcje? Upomnieć? Albo przypomnieć kim jest i jak powinna się pilnować? To akurat było niepotrzebne! To było absurdalne, bo Noor nie miała prawa zapomnieć, kim jest i nigdy nie zapomni. Skrzywdził ją, dotknął za głęboko, za blisko rany, która się nie chciała goić mimo upływu lat.
      Dopiero po dłuższym czasie gdy na dole zgasło światło rzucane przez ekran laptopa i wydawało jej się, że mężczyzna zasnął, zziębnieta od emocji wsunęła się pod kołdrę. Czuła, że cały czas drży, musiała się zagrzać. Napiłaby się gorącej herbaty, ale nie wchodziło w grę rozgoszczenie się w tym domu. Teraz nawet nie umiała się cieszyć tym, jak przyjemnie i poniekąd znajomo pachnie jego pościel. Teraz była rozbita i zdezorientowana.
      Leżała długo, wpatrując się w mdłe światła rzucane z ulicy na ścianę naprzeciw łóżka i grające z cieniami na półkach z paroma książkami. Odtwarzała w głowie to, na co sobie pozwolił pan J. i jak bardzo, jak brutalnie i gwałtownie wtargnął do jej głowy. On nawet nie mógł zdawać sobie z tego sprawy, podejrzewała, że nawet jeśli ją chroni i wie więcej, niż się przyznaje, nie wie wszystkiego. Nie mógł wiedzieć, ojciec zadbał o to, by wszystko zatuszować. Noor powinna... sama nie wiedziała, co robić. Ale nie powinna tu ani przychodzić, ani zostawać.

      Usuń

    2. Było grubo po trzeciej, gdy powoli i cichutko wyszła spod kołdry. Poprawiła odgniecione nad uchem od poduszki włosy i stanęła przy stopniach, patrząc na parter. Widziała leżącą w bezruchu sylwetkę mężczyzny, wyglądał jakby spał. A potem krok po kroku, bezszelestnie, bezdźwięcznie, skierowała się w dół. Nigdy w bezsenne noce nie umiała przeleżeć kilku godzin do rana, potrzebowała ruchu. Spacerowała najczęściej po terenie uczelni, ale teraz nie miała takiej możliwości. Zeszła na dół i spojrzała przez ogromne szyby na zewnątrz, ale wszystko ginęło w ciemności i nic nie mogła dostrzec. Wczoraj też niespecjalnie się rozglądała. Obróciła sie i podeszła bliżej kanapy, chcąc popatrzeć na twarz nauczyciela we śnie. Gdy ludzie spali, byli łagodniejsi, piekniejsi, spokojni. Noor przystanęła obok i powoli przyklękła, czując rosnącą czułość na ten obraz, który miała przed sobą. Może nie dostrzegała teraz tych błyszczących, wdzierających się pod jej skórę oczu, ale za to nigdy nie miał tak łagodnych rys, jak w tym momencie.
      - Jest pan dobry, naprawdę - zapewniła szeptem tak cicho, że ledwie usłyszała samą siebie. Czuła, że trzeba mu to powiedzieć, bo sam widział siebie w jakimś krzywym, brzydkim zwierciadle. Był tak spokojny, tak piękny, bez jednocześnie iskry jaka zawsze mu towarzyszyła, aż uśmiechnęła się do samej siebie. Wysunęła dłoń, nie chcąc go jednak dotknąć, z zamiarem odgarnięcia tego pojedynczego kosmyka, który opadł mu na czoło blisko powieki. Chociaż tyle to ona mogła zrobić dla niego.


      Noor ✨ 💖🌟

      Usuń
  28. Pan J. pojawił się znikąd, a przecież przed nim miewała ochroniarzy, albo i przez jakiś czas nie miała w ogóle żadnego anioła stróża. I jakoś przeżyła. Co prawda gdy kilka lat temu doszło do incydentu, który zdecydowanie wskazał na to, jak jest cennym nabytkiem i może okazać się szczególnie ważna dla nieodpowiednich ludzi, wiedziała, że musi być szczególnie ostrożna i dyskretna. Ale wiedziała o tym od zawsze, była świadoma wagi swojego nazwiska i pochodzenia i że dla niektórych może ono znaczyć za dużo, a dla innych zupełnie nic i stanowić wyzwanie, czy wręcz prowokację. W jej domu od zawsze wpajano, że musi się mieć na baczności i nie ufać nikomu. Była skazana na samotność pod subtelnym uśmiechem. Nie podejrzewała tylko, że naprawdę ktoś, komu zaufa, będzie próbował jej to udowodnić. Pogodziła się z tym, że nauczyciel w jakiś dziwny sposób jej pilnuje, ale z tym, że chce, aby się go bała... na to przecież było już za późno. Gubiła się już kompletnie w tym co czuje i jak go postrzega, ale przecież on to wiedział, on to rozumiał i mimo wszystko, wciąż jej mącił w głowie. Znał ją już na tyle, by ją czytać bez problemu, bo ona nigdy się przed nim nie chowała i nadal ją testował. Noor zaczynała być tym przytłoczona, tego było za dużo. On był zbyt intensywny dla niej, pochłaniał ja, nie pozostawiając nawet miejsca na oddech i ulgę, czy odpoczynek. I to było przerażające, bo nie potrafiła się od niego odwrócić. Mimo wszystko, wciąż stała zwrócona w jego stronę i wciąż ufna.
    Dzieliło ich wszystko, a jednak w tym samym czasie absolutnie nic nie powstrzymywało ich przed tym, by przekraczać już mocno nadwyrężone granice. To jak dzisiaj całował ją mężczyzna, sprawiało, że cały jej świat trząsł się w posadach, a podwaliny tego, czego jest pewna, zaczynały tracić swoje kształty. To on przypominał jej często, gdzie jest ich miejsce, gdzie powinni stać, jak się do siebie zwracać, czy nawet jak na siebie patrzeć, gdy jej oczy zdradzały zbyt wiele. To on pilnował porządku, jednocześnie pozwalając jej na miękkie szczere gesty, gdy wybitnie go potrzebowała. Ale dziś... dzisiaj złamał własne zasady i Noor była pewna, chciałaby bardzo aby tak było, że nie żałował, tak jak ona nie żałowała ani chwili z nim. To co dzisiaj wybuchło, rodziło się od dawna i nie była już pewna, w którym momencie właściwie zaczęło kiełkować, była za to przekonana, że trudno jej będzie to ugasić i wyplenić. Kiedyś sie uda, lecz nie od razu i nie będzie łatwo.
    Przeraził ją dzisiaj, była wystraszona broni i tego, jak ją potraktował. Był zimny, nieprzejednany, okrutny. Znał jej wrażliwość i uderzył tak, aby odpowiedziała strachem, on doskonale wiedział, co robi i doskonale wiedział, jakiej reakcji od niej chce. Podejrzewała, że chciał innej, niż ta którą pokazała, ale... nie umiała z nim walczyć. Zdecydowanie była lepsza w ucieczce, w unikach, niż w otwartych starciach, bo te wychodziły jej tylko w ciętych dyskusjach na niezbite argumenty w akademii. Noor nie była skora do walki, wolała obierać taktykę omijającą eskalację zatargów.
    Wstrzymała oddech, a w jej oczach błysnął strach, gdy nagle mężczyzna spojrzał na nią trzeźwo i czujnie, nie jak zaspany człowiek i jeszcze chwycił ją, uniemożliwiając wycofanie się. Broda znów jej zadrżała i na sekundę lub nawet mniej, przesuneła spojrzeniem po jego sylwetce, bo chciała sie upewnić, że nie trzyma pistoletu. To że ma broń, było niepokojące i podejrzliwe, a ona potrzebowała się zastanowić dwa razy, czy jej zauroczenie jednak nie jest już na tyle silne, by przykrywać zdrowy rozsądek. Oczywiście że było i ona to wiedziała od dawna. Miała swoje przypuszczenia, że może nawet on o tym wiedział i igrał z nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zacisnęła dłoń w pięść, ale nie szarpała się. Usiadła na krawędzi kanapy posłusznie, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, bo teraz nie wiedziała, czego się spodziewać. Ale nazwał ją Noor, co się nie zdarzało i to wystarczyło, aby ją zmiekczyć. Tylko tyle wystarczyło, by przy nim opuściła gardę. I wiedziała, że powinna wrócić na górę, przeprosić, a potem ubrać się w milczenie i dystans, to tak samo mocno, jeśli nie bardziej, chciała z nim zostać.
      - Powiedz to jeszcze raz - poprosiła równie szeptem, choć nikt nie mógł ich tu przecież usłyszeć. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz mówił jej po imieniu. Ona jemu nigdy, ale to jej nie przeszkadzało, bo był panem J. i to również miało swoje wyjątkowe brzmienie w jej głowie.
      Nie wahała się, ale nie posłuchała od razu. Jeszcze raz spojrzała mu w oczy, próbując odczytać teraz jego intencje i znów prześledziła spojrzeniem kanape, koc i poduszkę. Ah, tak bardzo chciała poczuć go bliżej... tak, jak wcześniej i jak kilka razy kiedyś, gdy się zapomnieli. Tak bardzo chciała go mieć przez chwilę tylko dla siebie, ukraść go światu samolubnie i egoistycznie. Chciała poudawać i pooszukiwać ich oboje, zamknąć się na kilka chwil w iluzji, która nigdy się nie ziści. Wsunęła się pod koc i leżąc przy nim, ułożyła na poduszce. Obróciła się jednak przodem, by móc na niego patrzeć, by móc go chłonąć tak, aby kiedyś sięgać do tych chwil we wspomnieniach.
      - Nazwij mnie tak jeszcze raz - poprosiła znowu cichutko, układając dłonie na jego torsie, gdy znów był bliżej i nacisnęła z wyczuciem palcami na materiał swetra, chcąc poczuć prawdziwe, żywe ciało pod nim.


      only yours 💎✨❤️

      Usuń
  29. Noor nie była twarda, a za jej milczeniem i jasnymi oczami kryła się kruchość i wrażliwość, jakiej nie powinna zdradzać. Cięty język i dumnie uniesiony podbródek dawały jej przewagę w grze pozorów, choć zarzekała się, że nie bierze udziału w tych zabawach. Oczywiście, że brała, budując wokół siebie mur niedostępności. Samotność dawała jej bezpieczeństwo i pomagała unikać kłamstw. Bez pozorów nie miałaby żadnej broni i wtedy zbyt łatwo ktoś, kto chciałby jej zaszkodzić, dobrałby się jej do skóry. Zbyt łatwo nastraszył i skrzywdził.
    Pan J. był wyjątkiem od zbyt dużej ilości jej własnych reguł. Nie przejmowała się tym jednak wcale. Był teraz, nie liczyła natomiast na żadne jutro. Poruszał ją w ten wyjątkowy i unikalny sposób, ale liczyła się z tym, że nie może być niczego pewna. Nawet jego. Kiedyś zniknie, tak samo jak ona niedługo odejdzie z akademii i prawdopodobnie ich drogi się ponownie już nie przetną. To nic, przecież tak właśnie powinno być, w istocie nic ich nie łączy. Nic, choć zdarza się, że wpatrują się w siebie gotowi oddać sobie w jednej chwili wszystko. I dlatego, dla tych zgubnych paru chwil, Noor nie chciałaby się go bać.
    Gdy dostrzegał w niej ją prawdziwą, gdy widział kotłujące się w niej uczucia, drżenie warg, ściśnięte w emocjach dłonie, ona chciała mu ufać. Chciała wierzyć, że nie chroni jej dlatego że musi, ale dlatego że chce. Że w ciągu dwóch lat coś się przebiło przez jego zimny, gruby pancerz. Nie chciała się go bać, chciała aby pozwolił jej się do siebie przedrzeć przez te jego mury, bo on sam przymierzył jej już dawno. Chciała go poznać i wedrzeć się do jego duszy tak, jak on robił to z nią. Chciała mu utkwić w głowie i zakorzenić się w myślach, uszczknąć trochę dla siebie z jego serca. Ale to była jej iskierka naiwności, na którą sobie niekiedy pozwalała w marzeniach, a tak naprawdę nie chciała marzyć zbyt długo i głęboko. Upadki z wysoka są zbyt bolesne i rozsądniej się trzymać tego, co jest rzeczywiste, dlatego Noor nie pozwalała sobie nawet na takie iluzje. Przynajmniej nie za często. Dla ludzi takich jak ona, mrzonki były niepotrzebne i były szkodliwe, a ona musiała pamiętać, czyje nazwisko nosi i czego się od niej oczekuje. Zawsze. Nawet wtedy, gdy ją to uwierało i przeszkadzało być tylko Noor - dziewczyną, która nigdy nie była zakochana i gra na fortepianie nie tylko dla mamy.
    Odetchneła głębiej, czując przyjemne mrowienie pod dresowym kompletem na skórze od tej świadomości, że spędzą być może razem resztę nocy. Do niczego zapewne nie dojdziesz, bo ona jest zbyt grzeczna i mimo wszystko nieśmiała, a pan J. zbyt mocno pilnuje granic tej postrzępionej już relacji, ale to zdecydowanie nie jest coś, co praktykowali. Nigdy wcześniej nie byli tak blisko, na tak długo i nigdy wcześniej nie mieli tak intensywnego spotkania jednego dnia. Dziś, od pocałunku na ulicy, czuła nieustające napięcie w ciele i było to zarazem przyjemne, jak i niepokojące. Tak jak on. To wszystko co się dziś działo, było dokładnie jak on, nieprzewidywalne a przez to szalone i niebezpieczne. A Noor zatracała się w tym bez wahania coraz głębiej i bardziej.
    - Jeszcze raz - poprosiła go znów cichutko, drobnymi, chłodnymi palcami wędrując po materiale swetra. Odnalazła interesującą ścieżkę po materiale i muskając opuszkami miękką wełnę, przesunęła dłońmi po torsie nauczyciela wyżej, aż dotarła do wrażliwej, ciepłej szyi. Zatrzymała się właśnie tam, pamiętając, jak wielokrotnie wcześniej unieruchamiał jej dłonie, gdy dotykała go zbyt zachłannie, zbyt chciwie chcąc go czuć, badać i zapamiętywać. Nie chciała, aby teraz uniemożliwił jej dotyk, dlatego chwilę wahała się, szacując swoje szansę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Spojrzała mu w oczy, zadzierając nieco podbródek. Czuła na sobie jego wzrok i śmiało podchwyciła spojrzenie niebieskich tęczówek, teraz ciemniejszych, pochmurnych przez panujący mrok nocy. Był piękny, był pociągający, imponował jej siłą charakteru i pewnością, z jaką szedł przed siebie czy to w dyskusji, czy w postępowaniu. Wydawał się pewny i twardy jak głaz, jak ktoś na kim można polegać. Tak właśnie chciała go widzieć, ale dziś... Dziś naprawdę ją przeraził. I Noor wiedziała, że nie ma pojęcia z kim tańczy i balansuje na granicach poprawności ich relacji, ale to i tak było nieważne. Już było za późno na przyzwoitość , bo przekroczyli te granice oboje.
      Powoli przysuneła się do niego całą sylwetką, ale zatrzymała się, nim naparła na jego ciało. Dzieliło ich niewiele, kilka centymetrów, ale nie chciała przesadzić. Nie miała pojęcia, czemu nauczyciel dziś zachowuje się w tak nietypowy dla siebie sposób i nie do końca umiała ocenić, czy jej się to podobało w ogólnej ocenie. Jedne momenty na pewno, ale inne zdecydowanie nie.
      - Dlaczego dziś pan taki jest? - spytała cicho, miękko i nieporadnie poniekąd, ale była równa, że ją zrozumie. Pytała o pocałunek, o ten ogień którym ją zalewał. I o atak, którym ją wystraszył na antresoli. Zupełnie jakby dzisiaj nie był sobą. Nawet teraz robił coś, czego nie mogła się po nim spodziewać, a jednocześnie miała wrażenie, że na przemian testuje ją, karze i nagradza, poddając nieustającym testom. To było męczące i w jakiś sposób ją bolało, bo dobrze wiedziała, że mężczyzna nie robi nic przypadkowo.
      Ułożyła wygodniej policzek na poduszce, czując jak włosy rozsypały jej się wokół twarzy, troszkę łaskocząc ją po skórze i ciało ułożyło się dopasowane tu niczym wosk. Przesunęła jedną z dłoni wyżej. Musnęła opuszkami po nagiej i ciepłej skórze nad materiałem jego swetra i niewinnie zagryzła dolną wargę, czekając na odpowiedź, bądź reakcje. Na cokolwiek. Bo Noor przyjmowała życie takim, jakie jest, ale nie lubiła niepewności.

      Noor 💖🤭✨

      Usuń

✉️ Wiadomość od Sekretariatu✉️

Drodzy Uczniowie,

Rozumiemy, że anonimowość internetowa kusi do kreatywności, ale przypominamy, że formularz komentarzy służy do merytorycznych uwag, kulturalnej wymiany myśli i waszego wątkowania. Jeśli ktoś zdecyduje się używać go do teorii spiskowych czy też plotek o Pani Williams – prosimy, zachowajcie umiar (i pamiętajcie, że Pani Williams ma naprawdę dobry słuch!).

Z poważaniem,
Elise Kramer 🏛️✒️