2025/01/01

[K] Lavender Harris

Lavender Harris

Marie Grayson | 20 lat | 14.02 | rodowita Amerykanka urodzona w Los Angeles | profil artystyczno-humanistyczny | teatr i aktorstwo filmowe (chociaż nie wie, po co jej to), chór akademicki | rezerwowa sprinterka w drużynie lekkoatletycznej | pokój 401 w Rezydencji Złotej | podobno kazano jej zmienić imię, bo było za mało chwytliwe | odesłana za romans ze starszym od siebie o piętnaście lat reżyserem | wmawia sobie, że uczy się dla siebie, ale tak naprawdę pragnie wszystkim pokazać, że nie jest tylko talentem aktorskim i ładną buzią | urocza, przebiegła manipulantka; potrafi owinąć sobie wszystkich wokół palca bez większego wysiłku | nie potrafi dochowywać tajemnic (poza swoją oczywiście) i nie radzi sobie z naukami ścisłymi | nie ma nic wspólnego ze skandalem, całe jej życie jest wystarczająco skandaliczne i bez tego | stara się nie wyróżniać (nie licząc różowych włosów)

Dziecięca gwiazdka dorosła

Lavender Harris (20) raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. Jasne światełko Hollywood, niebywały talent aktorski, charyzma i poczucie humoru to tylko niektóre z cech, które wyniosły ją na piedestał. Zasłynęła rolą pięcioletniej uprowadzonej Mindy w kasowym hicie Lights Out. Później przez kilka lat grała w filmach Disney’a, by ostatecznie w 2020 dostać angaż w Killer Academy, jednym z flagowych seriali Netflixa. Jak sama wówczas twierdziła, był to jej pierwszy krok w dorosłość. Miała dość łatki cukierkowej dziewczynki Disney’a, nie da się ukryć, że jej nowa rola Samanthy była zupełnym przeciwieństwem wcześniejszych. 
Samantha zniknęła jednak po pierwszym sezonie. 

Co się stało?

Pierwszy odcinek drugiego sezonu serialu rozpoczyna się pogrzebem. Nie wiadomo czyj to pogrzeb, widzimy jedynie trumnę i białe róże, w tle słychać słowa pożegnania wypowiadane przez księdza. Później każdy z głównych bohaterów dostaje swój odcinek na przedstawienie wydarzeń, które doprowadziły do tego momentu. Każdy z głównych bohaterów… Oprócz Samanthy. Do samej premiery fabuła drugiego sezonu owiana była tajemnicą. Dlaczego? 
Okazuje się, że nikt tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiedział, o czym będzie drugi sezon. Scenariusz trzeba było stworzyć… Od początku, ponieważ Samantha musiała zostać uśmiercona, choć twórcy nie mieli tego w planach. 

Śmierć Samanthy — dlaczego była konieczna?

Nie tylko fabuła drugiego sezonu nie była nikomu znana. Nieznane są też losy samej Lavender, czyli aktorki, która wcielała się w rolę Samanthy. Szesnastoletnia wówczas aktorka z dnia na dzień rozpłynęła się w powietrzu. Paparazzi przestali jej robić zdjęcia na plażach w Malibu, nie pojawiała się w ulubionych kawiarniach i sklepach, nieoficjalnie mówi się, że to nie ona zagrała w drugim sezonie Killer Academy; była to dublerka, której twarz przerobiono na twarz Lavender za pomocą sztucznej inteligencji. Również nieoficjalnie TMZ informuje o tym, że cała obsada zmuszona została do podpisania klauzuli poufności w związku z tą sprawą. 

Gdzie jest Lavender Harris?

Zarówno rodzina, jak i współpracownicy Harris nie komentują sytuacji. W krótkich i rzadkich informacjach słyszymy, że Lavender jest bezpieczna i ma się świetnie, sama aktorka również twierdzi, że nic jej nie jest. Jest aktywna w internecie, regularnie wstawia posty na Instagrama i TikToka, odpowiada na komentarze. Bardzo jednak pilnuje, żeby nie zdradzić swojego położenia. 

Teorie spiskowe

Najpopularniejsza teoria spiskowa zakłada, że Lavender zmarła w 2020 po zakończeniu zdjęć do pierwszego sezonu Killer Academy na skutek przedawkowania substancji psychoaktywnych, stąd motyw śmierci Samanthy przez przedawkowanie leków nasennych, a osoba, którą widzimy w internecie to tak naprawdę nie Lavender, a starsza siostra aktorki, która korzysta z technologii deep fake, by się pod nią podszywać. Rodzina jednak stanowczo temu zaprzecza, utrzymując, że Harris ma się znakomicie, jednak nie chce zdradzać miejsca swojego pobytu. 
Kolejna teoria zakłada, że dziewczyna przebywa w ośrodku zamkniętym na odwyku, jednak ta teoria ma dziury, o których opowiadam w >tym filmiku<
Ostatnia z trzech najpopularniejszych teorii kręci się wokół tego, że Lavender z nieznanego opinii publicznej powodu została odesłana do szkoły z internatem w nieokreślonym miejscu za coś, co wydarzyło się na planie Killer Academy. Nigdy jednak tego nie potwierdzono. 

A wy? Co o tym myślicie? Dajcie znać w komentarzach!

11 komentarzy:

  1. [Henlo! Możemy je ze sobą zaprzyjaźnić, korzystając, że łączy je Hollywood i bycie częścią tego półświatka. Wolniejsze tempo wcale mi nie przeszkadza, chyba większość osób piszących tekstowe RPG dawno temu ma za sobą nadmiar wolnego czasu. ;')]

    Shantall

    OdpowiedzUsuń
  2. Nudził się. Jakby w końcu pogodził się ze świadomością posiadania kumpla skorupiaka i życie, które wiódł do tej pory w Valmont zaczęło go nudzić. Brakowało mu adrenaliny, emocji. Przyjemności. Przede wszystkim brakowało mu przyjemności. Problemem było również to, że nie napawał się nią w sposób, który przeciętny człowiek uznałby za przyzwoity.
    Kiedy natrafił na pracującą nad obrazem Chantelle, miał wrażenie, że być może trafił właśnie na to, czego szukał. Sposób w jaki znajdowała się zbyt blisko płótna, powodował, że poczuł narastające zaintrygowanie. Wydawało się, że mogła być idealnym materiałem.
    Po kolejnych wspólnych zajęciach, od razu zaproponował spotkanie. Bez chwili zawahania. Chciał zarzucić przynętę, zobaczyć jaka będzie jej reakcja, ale… to nie było to. Nie był w stanie rozebrać jej na części, wywołać ognia i patrzeć jak się spala, bo ona już to robiła. Już płonęła. Bez jego udziału. A to było rozczarowujące. Tak cholernie bardzo. Nie mógł bawić się kimś, kto sam już się pożerał. Zbyt pogrążona, zbyt chętna na autodestrukcję. Nie było w niej wyzwania, a bez tego, Graves się nudził.
    Czuł irytację. Nie chciał być tłem do czegoś, co już trwało. Musiał znaleźć swoją własną ofiarę. Kogoś, kogo będzie mógł w pełni zmanipulować, kto będzie jego nową zabawką, gotową na wszystko, czego będzie od niej chciał. Kogoś, kto jeszcze nie spadł, kogo on będzie mógł popchnąć i patrzeć jak spada.
    Z miną, która nic nie wyrażała przemierzał korytarz akademii udając się w kierunku ogrodów. Były puste, co nie było zadziwiające biorąc pod uwagę deszczową pogodę. Nie zdążało go to jednak. W powietrzu unosił się zapach świeżo minionej burzy, którym mocno się zaciągał, obserwując dokładnie otoczenie, jakby sprawdzał czy faktycznie znajdował się na terenie sam.
    Nie zamierzał się zatrzymywać, bynajmniej nie na widoku. Skręcając w jedną z alejek, dostrzegł ją. Lavender zwróciła jego uwagę już na pierwszych zajęciach, ale uparcie to ignorował. Początkowo wciąż zbyt zajęty swoim własnym jestestwem, ale teraz…? Patrząc na nią, czuł pewną surowość. To właśnie to go przyciągało. Jakby była gotowa na to, czego od niej chciał, ale jeszcze zbyt daleko od krawędzi. Mógł się mylić. Oczywiście. Ale coś mu podpowiadało, że była dokładnie tym, czego szukał. A może nawet więcej.
    — Spóźniona na zajęcia? — Zapytał, gdy zbliżył się znacznie do dziewczyny — chociaż może nie powinna mnie dziwić twoja obecność w ogrodach w taką pogodę? To przecież tak bardzo pasujące do niemal każdego na tym artystycznym profilu, prawda? — Kpił. Oczywiście, że kpił. Chciał ją sprowokować. Chciał ją sprawdzić.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  3. — Gdybym chciał cię obrazić, panno Harris, zrobiłbym to w znacznie mniej subtelny sposób — odpowiedział chłodno, nie odrywając spojrzenia od przemoczonej sylwetki dziewczyny. Było w niej coś fascynującego. Na tyle, że nie przejmował się własnym przemoczeniem, im dłużej stał w kroplach deszczu. Jakby wszystko krzyczało, że dla niej warto. Dlatego musiał dobrze to wszystko rozegrać. — To właściwie łatwo zauważyć… nie wyglądasz na człowieka, który jest częścią czegokolwiek — dodał, zachowując swoją obojętność i niewzruszenie.
    Zrobił krok w jej stronę, ale zachowywał odpowiedni dystans pomiędzy nimi. Musiał myśleć wciąż o odpowiednim rozegraniu tej partii. Nie miał jej przestraszyć, wzbudzić w niej podejrzeć. Miał sprawić, aby to ona sama zainteresowała się tym, co mógłby dla niej zrobić, ile mógłby dla niej zrobić.
    — Bunt jest buntem. Ale to wyraźnie widoczna samotność w oczach sprawia, że stajecie się bardziej widzialni. Nie ta cała otoczka bycia ekstrawagancją — mówiąc to, spojrzał w oczy Lavender, a kącik jego ust drgnął nieznacznie, jakby mięsień zaczął mu drżeć i nie miało to nic wspólnego z nawet najmniejszym uśmiechem — nie bez powodu mawia się, że to oczy są oknami duszy — dodał, robiąc krok w bok. Chciał ją przepuścić, bo nie zamierzał usilnie przeciągać tej rozmowy — ma pani rację, panno Harris. Nikt nie chciałby, aby rozchorowała się pani tak poważnie — przytaknął jej — organizowanie transportu do szpitala mogłoby okazać się nadzwyczaj skomplikowane. W każdym razie, przy kolejnej próbie… nie rozchorowania się na zapalenie płuc, radzę przemyśleć dobór miejsca. Ogród ma monitoring — unosił brew, przechylając jednocześnie głowę delikatnie w bok. Czubkiem głowy wskazując dokładnie na jedną z kamer, o których wspominał. — Gdyby jednak pani nie czuła się najlepiej, znam sprawdzony sposób na szybki powrót do formy. Może podzielę się recepturą, jeżeli będzie… warto — dodał,wyraźnie robiąc jej miejsce do przejścia i czekając, aż go wyminie — proszę też pamiętać o przygotowaniu się do zajęć. Nie przyjmę usprawiedliwienia w formie przemoczonej pracy… — dodał, uśmiechając się połowicznie, niemal złośliwie.
    — Gdyby uznała pani kiedyś, że ma dość stania w deszczu, wystarczy zapukać. Nie każdemu otwieram drzwi — powiedział cicho, a następnie wyprostował się i odsunął. Odwracając wzrok, by nie czuła, że chciał od niej czegoś jeszcze. Zamierzał wrócić do obserwowania jej, ale nie od razu. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i zrobił pierwszy krok, by dać jej jasno do zrozumienia, że skończył z nią tę z pozoru nic nie znaczącą wymianę zdań.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie odwrócił wzroku, choć kusiło go, by się uśmiechnąć. Oczywiście, że odpowiedziała w ten sposób, wszystko w jej postawie to zapowiadało. Była zbyt inteligentna, by udawać uległość, i zbyt młoda, by jeszcze nauczyć się, że czasem lepiej jest milczeć. Nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie. To budziło w nim zainteresowanie, bo wolał ludzi, którzy reagowali impulsywnie, to zdradzało więcej niż wyważone, bezpieczne odpowiedzi.
    — Cieszę się, że nie musi pani niczego udawać — rzucił spokojnie, jakby jej ton wcale go nie uraził. Bo nie uraził. To, co inni mogliby uznać za brak szacunku, dla niego było jedynie wyrazem charakteru. Zatrzymał na niej wzrok znacznie dłużej, niż wypadało profesorowi. — To, że nie potrzebuje pani pasować, jest cenniejsze, niż się pani wydaje. Większość ludzi spędza całe życie, próbując się wpasować, zanim w ogóle odkryją, kim są. — Przesunął wzrokiem po całej jej sylwetce, nie zatrzymując się jednak na żadnym z fragmentów jej ciała na dłużej. Musiał ją wybadać, sprawdzić. Ostrożnie. Bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaka ciągnęła się za nim historia i plotki. Niczego nie potwierdzał i nie zaprzeczał, pozwalając na to, aby historie tworzone przez studentów żyły swoim własnym życiem. W ten sposób stawał się jeszcze większą zagadką dla innych, a Westonowi to naprawdę odpowiadało. Czuł wówczas większą swobodę, chociaż określenie swoboda w jego przypadku było dość mocno nadwyrężone. Zawsze się pilnował, wszystkiego dookoła. Nie chcąc pozostawić po sobie żadnych, nawet najdrobniejszych śladów. Czegokolwiek.
    Przyglądał się jej reakcjom z zawodowym zainteresowaniem. Nie chodziło o to, co mówiła, ale jak to robiła. Każde jej drgnięcie, każde przesunięcie spojrzenia było warte odnotowania. Lavender nie była z jego punktu widzenia typową studentką. Była… podatna na odpowiednie bodźce. Jeszcze się przed tym broniła, lecz nieświadomie dawała mu argumenty, jak ją popchnąć w odpowiednim kierunku.
    Kiedy poruszyła temat kamer, na moment odwrócił spojrzenie, jakby rozważał odpowiedź, ale w rzeczywistości pozwalał jej wierzyć, że to ona kontroluje rozmowę.
    — Są takie miejsca — przyznał w końcu, tonem, który sugerował, że mówi coś oczywistego, choć wcale takie nie było. — Ale tylko dla ludzi, którzy wiedzą, czego chcą.
    Celowo nie dopowiedział nic więcej. Zasady były proste, jeśli Lavender rzeczywiście była tak bystra, jak twierdziła, dopyta w swoim czasie. A jeśli nie… cóż, nie była mu potrzebna.
    Jej uwaga o zajęciach przykuła jego uwagę bardziej, niż powinien to okazać. Nie odzywał się od razu. W jej tonie kryła się sugestia, że nie zamierza się narzucać. To było inne, rzadkie. Większość studentów szukała jego uwagi nachalnie, prosząc o nią wprost lub udając, że wcale jej nie chcą. Lavender natomiast nie grała w żadną z tych gier.
    — Może czas najwyższy się pojawić? Zwłaszcza, jeżeli zamierza pani ukończyć akademię. Brak zaliczenia… jest pani świadoma, że Valmont ceni sobie pewne wartości, prawda? — Spojrzał krótko w jej oczy.
    Kiedy przeszła obok, obserwował ją, nie próbując nawet udawać, że jest inaczej. Zapach deszczu i jej mokrych włosów był o wiele bardziej rozpraszający, niż powinien. Gdy ich ramiona musnęły się przypadkiem, nie drgnął. Celowo. On się nie cofał.
    — Zaproszenia są dla tych, którzy nie potrafią wejść sami — powiedział tuż za nią, wystarczająco cicho, by brzmiało to niemal prywatnie, a jednocześnie wystarczająco głośno, by nie mogła udawać, że nie słyszała. — A przecież nie śmię sugerować, że jest pani mniej inteligentna — przywołał jej słowa z początku rozmowy i skinął jej lekko głową — do zobaczenia na zajęciach, panno Harris — czuł, że się na nich pojawi. Może nie na najbliższych, ale czuł, że będzie chciała mu coś udowodnić. A to będzie jednoznaczne z tym, że zarzucił dobrą przynętę.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  5. Weston zawsze zaczynał dzień tak samo precyzyjnie, rytualnie. Zapinał mankiety koszuli ze starannością, wybierał idealnie dopasowany garnitur i sprawdzał notatki, choć znał je na pamięć. Lubił mieć kontrolę. Zajęcia były dla niego czymś więcej niż wykładem, on testował studentów, szukając sobie ofiary.
    West uniósł na nią wzrok tak wolno, jakby robił to od niechcenia, jakby każde spojrzenie było jego świadomym wyborem, a nie automatycznym odruchem, bo ktoś wtargnął spóźniony na zajęcia. Nie był zdziwiony. Oczywiście, że przyszła. Wiedział, że to się stanie od momentu, w którym spotkali się w ogrodzie. Widział w jej oczach to samo, co widział u innych, których wciągał w swoje gry.
    Oparł się wygodniej o biurko, jakby nie spieszyło mu się do rozpoczęcia zajęć, i pozwolił sobie na krótkie milczenie. Takie, które sprawia, że ktoś zaczyna się zastanawiać, czy powiedział coś głupiego. W tym czasie kilkoro studentów wymieniało porozumiewawcze spojrzenia. Nikt nie miał pojęcia, o co chodzi, ale ton Lavender Harris był zbyt swobodny jak na rozmowę z Gravesem.
    — Cóż za poświęcenie — odezwał się w końcu, jego głos był spokojny, lecz przesycony tym charakterystycznym, chłodnym sarkazmem. — Suszenie pracy zaliczeniowej… widzę, posiada pani priorytety, panno Harris.
    Nie odrywał od niej wzroku, a kącik jego ust ledwo drgnął, ale nie w uśmiechu. Raczej w rozbawieniu… gdyby nie było przy tym tak lodowate.
    — Dla przypomnienia, skoro już dzielimy się szczegółami naszych zajęć pozalekcyjnych… Zajęcia zaczynają się o jedenastej. Od zawsze. Dokładnie o jedenastej. To w zasadzie całkiem oczywiste — powiedział tak głośno, by usłyszeli wszyscy. — Czyli, pozwolę sobie zgadnąć, dziś zjawiła się pani… sześć minut za późno? — Nie pozwolił jej się odezwać — ale nie szkodzi, niektórzy potrzebują więcej czasu, by się przygotować — dodał, przechodząc w ton, który można by uznać za uprzejmy, gdyby nie jego spojrzenie.
    Wykonał przy tym ledwie dostrzegalny gest dłonią, jakby chciał zakończyć temat, ale jego spojrzenie zostało na niej jeszcze przez chwilę. Sprawdzał ją. Patrzył, czy spuści wzrok, czy się speszy.
    — Proszę usiąść już spokojnie, tyczy się to wszystkich. Biorąc pod uwagę, że niektórym aż tak zależało na pojawieniu się… potraktujemy dzisiejsze zajęcia wyjątkowo poważnie — powiedział w końcu, akcentując ostatnie słowa w sposób, który sprawił, że kilka osób spojrzało na Lavender z jeszcze większym zainteresowaniem, a wszystkie śmiechy i szepty ucichły.
    Nie obchodziło go, czy czuła się z tym komfortowo. On nie zamierzał jej tego komfortu zapewniać.
    Weston odwrócił się do tablicy, zaczynając wykład, ale w rzeczywistości kontrolował ją kątem oka. Tak, przyszła tu z własnej woli, ale to nie wystarczało. Chciał sprawdzić, ile jest w stanie znieść, zanim się odwróci i wyjdzie. Bo jeśli miała być kimś wartym jego czasu, musiała umieć znieść dużo więcej niż jedno upokarzające zdanie przy innych studentach.

    👨‍🏫

    OdpowiedzUsuń
  6. Weston obserwował ją przez chwilę w milczeniu, jakby samo jej istnienie w tym pomieszczeniu wymagało od niego szczególnej analizy. Lavender była jak kolorowy ptak wrzucony do klatki, która zbyt ciasno oplatała skrzydła. Dostrzegł to już tamtego dnia, w ogrodzie. Dostrzegł też to, że zachowywała się jakby odgrywała wyćwiczoną rolę, w której brakowało naturalności. Może to sobie sam dopowiedział, a może faktycznie coś w tym było. Oczywiście, że wyczytał o niej odrobinę. Chciał wiedzieć, z kim dokładnie ma do czynienia.
    Miała plus za to, że zdawała się nie być w ogóle speszona sposobem w jaki się do niej odzywał i tym, jak o niej mówił na tle całej grupy studentów. Podobało mu się to, że wyglądała na niezrażoną, a ewentualna złość grupy na nią, zdawała się być jej obojętna. Oczywiście, że chciał to przetestować. Sprowokować. Sprawdzić, jak wiele wytrzyma.
    — To miła zmiana. Może nawet uwierzę, że mogłaby się pani uczyć na błędach, ale… — przenosił spojrzenie z Lavender na całość sali — może zmienimy formę zadania na kolejne zajęcia — powiedział, zachowując obojętny wyraz twarzy. Nie uśmiechał się. Nie zamierzał pokazać jej, że jakiś mały gest, słodki wdzięk mógłby na niego w jakikolwiek sposób zadziałać. — Sześć czy trzy minuty… to nie istotne. Istotne jest to, że doszło do samego spóźnienia — dodał — dlatego praca na kolejne zajęcia będzie waszą improwizacją. Dostaniecie hasło i zaprezentujecie… dowolna forma — wyjaśnił, a kącik jego ust drgnął delikatnie, gdy po sali rozniósł się szmer niezadowolenia grupy. — Możecie podziękować pani Harris, ciekawe czy na pewno się pojawi na kolejnych zajęciach, jak myślicie? — Przechylił lekko głowę, a następnie spojrzał prosto na nią — zamierza się panienka pojawić? Skoro grafik taki napięty — jego głos miał ten charakterystyczny chłód, który sprawiał, że nawet najbardziej beztroskie osoby zaczynały ważyć każde słowo. Przesunął po niej spojrzeniem tak, jakby oceniał nie jej wygląd, ale predyspozycje, mechanizm działania, który właśnie testował.
    Oparł się niedbale o krawędź biurka, skrzyżował ramiona.
    — Widzi pani, panno Harris, różnica między panią a resztą osób w tej sali jest taka, że oni doskonale wiedzą, kiedy powinni być cicho. Pani natomiast nie przestaje mówić, nawet jeśli nie ma pani niczego istotnego do powiedzenia. — zacisnął usta, przerywając na moment, jakby rozważał, czy dodać coś jeszcze, po czym uniósł lekko brew. — Ale może się mylę. Niech panienka sama mnie przekona.
    Zatrzymał na niej spojrzenie, celowo przeciągając tę chwilę. Lubił sprawdzać reakcje ludzi na ciszę. Na ten moment, kiedy większość zaczyna czuć się niepewnie i szuka sposobu, by ją przerwać. Był ciekawy czy Lavender spróbuje to zrobić.
    Nie patrzył na jej laptop, nie interesowało go, czy notowała cokolwiek sensownego.
    — A może zaczniemy już teraz? Żeby mieć pewność, że koleżanki nie ominie ta ocena? — Spytał, chociaż odpowiedź dla niego była oczywista.

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Spoglądał na dziewczynę z zerowym zainteresowaniem, a przynajmniej tym widocznym. Miał tak opanowaną do perfekcji obojętną, nic niewyrażającą minę, że nie musiał już tego nawet kontrolować. Nawet, jeżeli tak naprawdę przyglądał się z zainteresowaniem i największą uwagą. Dokładnie jak teraz. Był ciekaw każdego słowa Lavender, chociaż sprawiał wrażenie, jakby nieszczególnie obchodziło go wszystko to, co miała do powiedzenia.
    Nie przerywał jej ani też się nie wtrącał, pozwalając, aby każde słowo, które chciała wypowiedzieć, padło z jej ust. Nie obserwował jedynie jej jako osoby. Uważnie przyglądał się każdej jej reakcji na reakcje tłumu. Przyglądał się jej gestom i spojrzeniu, jakby to właśnie dzięki temu miał uznać czy warto poświęcać jej jeszcze więcej czasu niż dotychczas.
    — Naprawdę ktoś tak powiedział? — Zareagował dopiero na te słowa. Jakby cała reszta nie miała dla niego znaczenia — a byłem pewien, że najwięcej rozmów jest na temat tego czy faktycznie zwolniono mnie z poprzedniego etatu, czy ukrywam się w Valmont — powiedział, ale jego głos pozostawał tak samo bezbarwny jak wcześniej — panno Harris. Studenci uczęszczający na moje zajęcia dokładnie wiedzą, czego mogą się spodziewać. Jak się zachować. Jak się nie spóźniać i przede wszystkim, jakie mogą być konsekwencje wynikające z braku przestrzegania prostych zasad omówionych na pierwszych zajęciach. Może dlatego słyszała pani o sprawiedliwości — zaznaczył — może gdyby nie musiała pani dostać specjalnego zaproszenia na zajęcia, byłaby świadoma, jak należy się zachowywać. Tymczasem… dokładnie tak. Forma dowolna — ruszył w jej stronę, zatrzymując się zaledwie kilka kroków przed nią. Zachowując dystans, dzięki któremu nikt nie mógł mu niczego zarzucić.
    — Chcę przypomnieć pani, jak i wszystkim pozostałym — przeniósł wzrok z auli na Lavender — to co dzieje się poza tą salą, jest poza tą salą. Wasze opinie, komentarze. Mówcie co chcecie, jak chcecie, ale tutaj, w tej sali to moje decyzje są jedynymi, które się liczą i są coś warte. Cała reszta… nie ma znaczenia tak długo, jak chcecie brać udział w tych zajęciach i przede wszystkim uzyskać pozytywną ocenę — zrobił krok do tyłu i wyminął dziewczynę. Podszedł do pierwszego rzędu siedzeń i zajął miejsce wśród studentów. Rozsiadł się wygodnie z łydką opartą na udzie drugiej nogi i wbił spojrzenie w różowowłosą Lavender — proszę bardzo, ma pani scenę dla siebie. Trzy minuty, hasło brzmi estetyka jest tym, co zostaje po katastrofie, muszę przyznać, że jestem niesamowicie ciekawy pani interpretacji — powiedział, a następnie uniósł minimalnie kącik ust. Chciał już zobaczyć to, co zostanie po niej, kiedy prawdziwa katastrofa zostanie przez niego zesłana. Choć jeszcze nie zdecydował, już teraz musiał przyznać, że intuicja go nie myliła, a Lavender faktycznie wydawała się być… odpowiednim celem.

    ☺️

    OdpowiedzUsuń
  8. Zignorował jej nawiązanie do plotek, o których sam również słyszał. Jak za każdym razem, niczego nie wyjaśniał i nie prostował. Te wszelkie domysły, teorie i plotki studentów na jego temat, mógł nawet czasami odbierać jako całkiem zabawne. Lubił obserwować jak główkują, jak wymyślają kolejne powiązania, aby stworzone przez nich prawdy dostosować do całego jego życiorysu. Gdyby byli tak samo zaangażowani w zajęcia jak w analizę jego życia, nie musiałby zasypywać ich dziesiątkami zadań. Niestety. Wyczerpywali swoją energię na coś, co nie miało im się kompletnie do niczego przydać w życiu, ale uważał, że to był ich wybór. To oni, w którymś momencie uzmysłowią sobie, jakie popełniali błędy.
    — Chyba przed chwilą jasno wyjaśniłem, kogo dotyczą konsekwencje — odpowiedział na jej mruknięcie, gdy już znalazła się na tyle blisko, by usłyszała jego cichy, spokojny głos — czy może i tutaj powinienem wyjść ze specjalnym zaproszeniem, aby miała pani w ogóle chęć na otworzenie umysłu i przyjęcie wiadomości, które są przekazywane w, myślę, całkiem jasny i przejrzystszy sposób? — Uniósł brew, przechylając głowę w bok.
    Zasiadłszy wśród studentów, po prostu spoglądał na nią. Obserwował uważnie jak wchodzi na prowizoryczną scenę, jak zatrzymuje się i… zaczyna prezentować. Kiedy po sali zaczął roznosić się szmer szeptów studentów, Weston nie był w stanie powstrzymać się przed słabym uniesieniem kącika ust. Wbijał w nią spojrzenie, ciekawy, czy reakcja pozostałych uczniów sprowokuje ją do przedstawienia podanego hasła w innej formie. Podobało mu się, że w pozostałą przy swoim, bo to utwierdzało go w tym, że współpraca z nią będzie bardzo ciekawa i przyjemna. Intensywna. Czuł, że będzie wymagała od niego wiele, ale właśnie tego chciał. Nie zależało mu na szybkim doprowadzeniu jej do złamania. Chciał, żeby walczyła, żeby nie była kolejną nudną zabawką, która okaże się już wykorzystana. Chciał… zaciągnął się mocno powietrzem przez nos, jakby miał w ten sposób wyczuć zapach nadchodzącej przygody, a to w jakiś sposób go ożywiało. Co było dość zabawne, biorąc pod uwagę jego świadomość nadchodzącej śmierci.
    Podjął dobrą decyzje, decydując się na konfrontacje z nią. Był z tego powodu bardzo zadowolony z siebie. Naparł plecami na niewygodne oparcie siedziska i skinął lekko głową.
    — Niemal śpiewająco — uśmiechnął się połowicznie — według mnie, ale co na to pozostali? Odniosłem wrażenie, że chyba byli zdezorientowani. Zechce pani wyjaśnić, co dokładnie przedstawiła podczas swojej prezentacji? — Spojrzał na nią, wstając z zajmowanego dotychczas miejsca i odwrócił się przodem do pozostałych — zastanawiam się też nad tym dlaczego tak bardzo zaskoczyło was to, co przedstawiła Lavender. Na czym się skupiliście, nie mogąc dostrzec przesłania? — Rzucił kilka pytań, zastanawiając się nad tym, kogo powinien wysłać zza drzwi, skoro byli na tyle tępi, żeby nie zrozumieć od razu pokazu Harrison.

    😉

    OdpowiedzUsuń
  9. Dalsza część zajęć została poprowadzona w standardowy dla Westona sposób. Nie zamierzał nikomu dawać taryfy ulgowej, więc po zakończeniu omówienia prezentacji Harrison, pozostali studenci również dostawali od niego kolejne hasła. Każdy miał dokładnie tyle samo czasu na przedstawienie, a później ewentualne wyjaśnienie. Pilnował, aby padła taka sama ilość pytań, by nikt niczego mu nie zarzucił. Musiał jednak przyznać, powracając myślami do Lavender, że tylko ona jedna podeszła do tematu na tyle, by rozbudzić w nim zainteresowanie. Każdy próbował coś pokazać, coś przedstawić, ale zapominali w tym wszystkim o podstawowych rzeczach, co tylko go irytowało.
    Uniósł leniwie spojrzenie w górę, kiedy dostrzegł zbliżającą się do niego sylwetkę.
    Zamknął notes, który miał przed sobą otwarty i złożył dłonie ze sobą, uśmiechając się kącikiem ust.
    — Tak? — Uniósł jedną z brwi, jednocześnie przechylając głowę w bok — czyli nie podobało się pani to, co wydarzyło się na dzisiejszych zajęciach i uważa pani, że najlepszym rozwiązaniem jest zmienienie prowadzącego? — Widział, że ta rozmowa ją denerwowała. I dobrze. Pierwsze pęknięcie. Podobało mu się to.
    Rozsiadł się wygodniej za biurkiem, nie odrywając od niej przeszywającego spojrzenia. Jakby chciał zajrzeć głębiej, wcale nie pod warstwy ubrań, ale dalej, pod skórę.
    — Zasady… jestem wymagający. Jak każdy inny prowadzący w Valmont. Myślę, że nawet zmiana prowadzącego nie ułatwi… niczego — przechylił głowę — ale zastanawiam się, czy to faktycznie o to właśnie chodzi? Bo wydaje mi się, że to nie jest prawdziwa przyczyna — zacisnął wargi, przybierając zamyśloną minę. — Wiem dobrze, kim pani jest — przytaknął, spoglądając prosto w jej oczy — dzisiaj oni cierpieli przez panią, na kolejnych zajęciach pani będzie cierpiała przez nich — dla niego to nie było nic nowego, dla jego uczniów, również nie — mogę podpisać ten wniosek, ale niech pani dokładnie się zastanowi czy tego chce. Jeżeli wypisze się pani z zajęć nie będzie możliwości powrotu. Drzwi się zamkną. Nie będą już stały otworem, jak wspominałem w ogrodzie. A przecież wiem, że jest pani ciekawa, panno Harris — wbił w nią intensywne spojrzenie — inaczej nie pojawiłaby się panienka dzisiaj na zajęciach — wzruszył lekko ramionami, co nie było do niego podobne — nie zmienię zasad, nie zmienię sposobu w jaki rozmawiam ze studentami. Nie przywykłem do tego, by zmieniać siebie, bo czyjaś wrażliwa dusza czuje się dotknięta. Ale pani… w świecie reflektorów powinna wiedzieć o tym najlepiej, prawda? Nikt nie zważa na drugą osobę — splótł ręce, a materiał marynarki opinał jego ramiona — możesz wrócić do aktorstwa jako najsłabsze ogniowo lub wrócić silniejszą. To jest twoja decyzja, Lavender.

    😘

    OdpowiedzUsuń
  10. Przechylił głowę i uniósł spojrzenie, dając jej możliwość wygadania się i wrażenie, że skupia na niej całą swoją uwagę. Tak naprawdę kiedy Lavender mówiła, Weston zastanawiał się nad całą przyszłą strategią dotyczącą panny Harrison. Musiał to tylko dobrze rozegrać i poprowadzić. Zamiast skupiać się na słowach, które wypowiadała, Graves przyglądał się jej postawie i ruchom. Obserwował mimikę jej twarzy.
    Była dokładnie tym, czego szukał. Jej opór był prawdziwy, ale miała też w sobie napięcie, niepokój i energię. Przede wszystkim właśnie na tej energii się skoncentrował, to ją będzie kształtował. Teraz musiał tylko dać jej pozorne zrozumienie. Pozwolić, aby uwierzyła, że ją rozumie i chce dla niej jak najlepiej.
    Nie odpowiedział od razu na wszystkie te słowa, które musiała z siebie wyrzucić. Nie. Przechylił głowę w drugą stronę, przesunął własne notatki i dopiero wówczas zdecydował się odezwać. Wiedząc też, że cisza z jego strony i tak będzie lepszą odpowiedzią niż wyrwanie się od razu do podtrzymania dialogu.
    — Rozumiem — brzmiał spokojnie, przesunął po niej spojrzeniem, przeciągając ten moment na tyle, że mogła się poczuć niekomfortowo, nie przejmował się tym jednak — może się pani wydawać, że dzisiaj przesadziłem. Nie planowałem wystawić pani na świecznik specjalnie. Moim celem nie było pokazanie wszystkim, że jest z nami Lavender Harris. Traktuję tak wszystkich. — Podkreślił, aby miała jasność co do tego. Zrobił również dłuższą pauzę, aby jego następne słowa odpowiednio wybrzmiały — czasami pozwolenie na to, aby inni na nas spojrzeli jest dobre do wskazania kierunku, nad którym powinniśmy pracować. Nie czuła się pani komfortowo, to znak, że nad tym poczuciem powinniśmy popracować. Podnieść pani pewność siebie — oznajmił, stukając palcami o blat biurka — ale… jak mówiłem, rozumiem. Skoro potrzebuje pani spokoju, będziemy to respektować — ponownie zrobił pauzę. Chwycił palcami swoją brodę, przybierając pozycję myśliciela — jednak proszę się zastanowić… czy to, że czegoś się obawiamy, przed czymś chcemy się schować, odizolować…to nie sprawi, że problem zniknie. Jest tego pani świadoma, prawda?
    Oparł się o biurko, ponownie wodząc wzrokiem po jej sylwetce.
    — Wspominam o drzwiach, bo czuję od pani energię, której nie czuję od wielu uczniów — oznajmił — ale mówiłem też o szanowaniu pani prośby względem spokoju… co jednak, jeżeli ten spokój okaże się klatką bez wyjścia? Właśnie tego pani chce? Zaryzykuje pani? Czy może właśnie świadomość otwartego zamka sprawia, że chce się pani wycofać?

    🚪

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie odrywał od niej swojego spojrzenia, chociaż sposób w jaki się odezwała, jak wybuchła, mógłby wytrącić z równowagi… każdego. Weston jednak nie dał się temu. Wciąż wbijał w nią spojrzenie tak samo uważne, jak wcześniej. Nie zmienne. Jego mina była również tak samo niewzruszona, nie wyrażająca niczego więcej niż to, co sam chciał pokazać.
    Jej reakcja mówiła mu jednak o niej więcej, niż zapewne sama myślała, że mu pokazuje. To z kolei bardzo mu się podobało. Miał większe pole manewru, dawała mu więcej niż myślała, że mu daje. Widział już, że Lavender nie będzie uległą uczennicą, a to tylko bardziej mu się podobało, bo oznaczało jedno. Złamanie jej będzie jeszcze bardziej satysfakcjonujące niż zakładał.
    Kącik jego ust, niby drgnął, choć dokładnie wiedział co robi. Chciał ją jeszcze bardziej sprowokować. Dlatego uniósł dłoń do ust i niby przysłonił ten uśmieszek, który przypadkiem mu się wyrwał. Przechylił lekko głowę, niby się opanowawszy, po czym odłożył dłoń z powrotem na blat biurka i następnie przesunął palcami w miejscu, w którym jeszcze niedawno Lavender opierała się dłońmi. Jakby imitując sobie bliskość z dziewczyną.
    Pozwolił, aby cisza pomiędzy nimi trwała dłużej niż powinna. Wiedział, że milczenie bywało dużo bardziej skuteczne od słów. Zwłaszcza, jeżeli chciał zbudować napięcie, doprowadzić do wewnętrznej irytacji. Szczególnie w takim przypadku, gdy Lavender już pękła, już wybuchła, a on odpowiedział jej zaledwie lekkim uśmiechem, ciszą, oczekiwaniem…
    — Ma pani w sobie silne żywioły — powiedział wreszcie, wbijając w nią spojrzenie. Intensywnie i natarczywie, nachalnie. Chciał sprawdzić, jak dużo wytrzyma nim przejdzie do sedna — ogień… proszę mi wierzyć, niewielu tutaj potrafi pozwolić sobie na takie przeciwstawienie się nauczycielowi, na taki wybuch… — przesunął spojrzeniem po jej sylwetce — ale wydaje się, że pani w ogóle to nie przeszkadza. Jeżeli wpuszczę panią, otworzę drzwi… nie będzie odwrotu. Widzę, że tej granicy — wskazał dłonią na nią, później na siebie — nie boi się pani przekroczyć, ale czy jest pani świadoma, że z tego nie da się tak po prostu wrócić? Nie, żebym zamierzał panią więzić, drzwi zawsze będą otwarte gdyby zamierzała pani odejść, ale… czy to co zostawisz za sobą po przekroczeniu progu będzie wciąż takie samo? — Spytał, pozwalając sobie na płynne przejście na ty, skracając granicę, wskazując, dokąd może to prowadzić — jeżeli nadal jesteś zainteresowana, zapraszam w środę popołudniu pod mój gabinet — nachylił się w jej stronę — nie musisz się w żaden sposób przygotowywać. Po prostu bądź.

    😏

    OdpowiedzUsuń

✉️ Wiadomość od Sekretariatu✉️

Drodzy Uczniowie,

Rozumiemy, że anonimowość internetowa kusi do kreatywności, ale przypominamy, że formularz komentarzy służy do merytorycznych uwag, kulturalnej wymiany myśli i waszego wątkowania. Jeśli ktoś zdecyduje się używać go do teorii spiskowych czy też plotek o Pani Williams – prosimy, zachowajcie umiar (i pamiętajcie, że Pani Williams ma naprawdę dobry słuch!).

Z poważaniem,
Elise Kramer 🏛️✒️