

Luca
Fajnie jest, siedzimy.
Cykliczne rytuały miały swój urok. Miasteczko tonęło we mgle na horyzoncie, a opuszczone skrzyżowanie straszyło migającymi światłami na rdzewiejących już słupach. Samotna stacja benzynowa stała nieopodal zjazdu na autostradę, który po cichu wołał, obiecując daleką podróż. Neony przypominały tymczasem o kawie z hot-dogiem w zbliżonej cenie po obniżce jako zestaw dla dwojga. Za budynkiem stacji już rozpościerały się korony drzew; Wiadomo Czyjego Lasu. Niewyczuwalne szarpnięcie smyczy za niewidzialną obrożę można było odczuć jako upływający czas cotygodniowej przepustki. Wielu normalnych ludzi wolało tankować samochody o przyzwoitych godzinach, zamiast przebudzać pracownika stacji z odpłatnego letargu kręconego na żywo. Zestaw kamer przypominał mu trochę Big Brother. Gdy jest się świadomym łatwości, z jaką nagrywany materiał może zostać przejęty przez kogoś z zewnątrz, w mgnieniu oka zaczyna się mieć uczulenie na sprzęt w przestrzeni publicznej... Wiedza to też przekleństwo, jakie trzeba nieść na swoich barkach. Codziennie. Bez wyjątku. Pytanie go jednak o to, co tam tak naprawdę robił o tej chorej trzeciej nad ranem, często mijało się z celem. Kawa smakowała inaczej, choć Luca od zawsze wolał delektować się swoją herbatą, jaką wtedy parzył trochę na siłę w tym papierowym kubku z logo stacji. | Sylwetka fizycznej zjawy krążyła więc uparcie po asfalcie na deskorolkach; zarówno tej długiej (Longboard), jak i krótkiej (Cruiser), w zależności od kaprysu. Niby van Dalen — Moore szukał weny, ale zdezelowane szkicowniki i notatniki leżały dalej nietknięte na fotelu pasażera razem z innymi fantami, w tym ostatnimi wydaniami Vouge’a czy też czasopismami naukowymi. Jeden z kasjerów nieudolnie próbował kilka razy go przepędzić z odlanej, podwyższonej rampy dla dostawczaków, po której skakał sobie w najlepsze, jakby tak naprawdę wcale nie był studentem legendarnej uczelni, tylko tutejszym grafficiarzem od siedmiu boleści. Jeden z budynków miasteczka miał już na fasadzie dzieło w stylu Banksy’ego ze szczurem w poliestrze, który kichał na dzisiejszy konsumpcjonizm. Słabo mu wychodziło udawanie książątka po tym, jak nauczył się surfować na Hawajach, a potem bić się pod barami jak zwykły ulicznik. Z zarostem wyglądał na starszego szaleńca o zabieganym wzroku, szukającym czy udało mu się rozbawić wszystkich zebranych kolejnym żartem wyjętym z rękawa. Spokojnie, miał ich jeszcze mnóstwo w zapasie. Zasadniczo nikt nigdy jednak tak się nie pławił we wschodach słońca, podczas których lubił tańczyć do muzyki z radia przy otwartych drzwiach odnowionego burgundowego mustanga GT z 66’, jakiego dach można było ściągać w dół. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✉️ Wiadomość od Sekretariatu✉️
Drodzy Uczniowie,
Rozumiemy, że anonimowość internetowa kusi do kreatywności, ale przypominamy, że formularz komentarzy służy do merytorycznych uwag, kulturalnej wymiany myśli i waszego wątkowania. Jeśli ktoś zdecyduje się używać go do teorii spiskowych czy też plotek o Pani Williams – prosimy, zachowajcie umiar (i pamiętajcie, że Pani Williams ma naprawdę dobry słuch!).
Z poważaniem,
Elise Kramer 🏛️✒️