Ma w sobie gniew, który wciąż się w nim kotłuje. Próbuje odnaleźć sposób na ujście, ale wszystko czego próbuje jest niewystarczające. Ciągle ma poczucie, że to za mało. Pływanie sprawia, że częściowo odnajduje spokój, ale to tylko częściowe. Głos nie znika, wspomnienia nie blakną. Wszystko staje się jedynie przytłumione, a gdy tylko wychodzi na powierzchnię, wszystko wraca. Ze zdwojoną siłą. Wspomnienia, o których nikt nie ma pojęcia. Wydarzenia, które powinien już dawno wcisnąć głęboko, zakopać, zapomnieć. Sprawić, aby przestały go nawiedzać. Wszystko na nic.
Co ranek widzi swoją prawdziwą twarz. Zmęczone spojrzenie, udręczoną minę. Z łatwością doprowadza się do porządku. Od zawsze uczony, że nigdy nikomu nie może pokazać swoich słabości. A jednak to zrobił. Zrozpaczony zwrócił się do ojca. Wiedząc, że to było jedyne odpowiednie rozwiązanie, a jednocześnie najgorsze z możliwych. Już zawsze będzie miał ponosić ciężar podjętych decyzji.
Tylko ojciec.
Z zewnątrz może wydawać się, że traktuje go jak prawdziwego mentora. Chce kroczyć jego śladami. Chce stać się dokładnie taki, jak on. Tak naprawdę jest marionetką w jego dłoniach: bo płaci za błędy, ale to jego brudny sekret.
Zdeterminowany do bycia najlepszym, ale według własnych zasad, bo dobrze wie, że nigdy nie usłyszy szczerych słów aprobaty.
see you soon, hubby 🫠
OdpowiedzUsuńLedger, witamy na kolejnym roku w murach Valmont Academy. Życzymy powodzenia w kolejnym roku pełnym wyzwań, rywalizacji i… zapewne kilku niezapowiedzianych testów, ale przecież to nic nowego.
OdpowiedzUsuńNiech Valmont będzie dla Ciebie równie wymagające, co satysfakcjonujące. 😉
Boże, ten człowiek… Ten pieprzony facet… Czasami tak cholernie ją frustrował, że miała ochotę złapać go za włosy i uderzyć tą przemądrzałą głową o ścianę. Gdyby nie to, że był jedyną osobą, z którą potrafiła dojść, już dawno by go zabiła. Oczywiście nigdy by się do tego nie przyznała, wolała, żeby nie zyskał stuprocentowej pewności co do tego, co i tak pewnie już podejrzewał. Biorąc pod uwagę, jak się z nią drażnił, musiał wiedzieć, że była na tyle zdesperowana, by mu na to wszystko pozwalać.
OdpowiedzUsuń— Kurwa, Collins — jęknęła i podążyła ręką do jego dłoni opartej na jej brzuchu, by wbić w skórę paznokcie. Wciąż się wiła, choć nieco mniej, bo jej na to nie pozwalał. — Powinnam cię teraz zostawić z sinymi jajami — stwierdziła i podparła się za plecami na jednej ręce, gdy druga zniknęła pod jej bielizną. Była tak mokra i spragniona, że jej palce bez żadnych przeszkód wślizgnęły się w cipkę, a z gardła Luny wyrwał się stłumiony jęk. — Muszę przestać podrzucać ci pomysły — stwierdziła zdyszana. Na widok jego zębów łapiących jej bieliznę stała się jeszcze bardziej mokra. Chyba powinna się trochę zawstydzić, bo dobrze by było, żeby nie wiedział, jak działały na nią jego zachowania, ale w tym momencie miała to w naprawdę głębokim poważaniu. Jęknęła ponownie po następnych słowach, już nawet nie próbując walczyć z wrażeniem, jakie wywierały na niej takie teksty z jego ust. Bez sił do dalszego nieposłuszeństwa opadła na poduszkę i zgodnie z sugestią sięgnęła ręką, którą dotychczas się podpierała, do swojej nabrzmiałej, pulsującej łechtaczki. Drgnęła gwałtownie, bo była na granicy. Jej ścianki zaciskały się na tyle, że wsunięcie kolejnego palca okazało się wyzwaniem, ale to zrobiła, bo chciała dostać tę pieprzoną nagrodę.
— Boże, ja zaraz… — urwała, a głos uwiązł jej w gardle tuż przed tym, jak wydała z siebie przeciągły jęk. Wbijała w siebie palce jednej dłoni, a drugą pocierała łechtaczkę w takim tempie i z taką siłą, że w żadnej innej sytuacji by się na coś takiego nie zdobyła, a Ledger, gdyby chciał, chyba nie potrafiłby jej teraz powstrzymać. Całe jej ciało zalał gorący dreszcz, zostawiając po sobie gęsią skórkę, a Luna wygięła się w łuk, przeżywając potężny orgazm, który przechodził przez nią falami. Zostawił po sobie drżące kończyny, ciche pojękiwania i targaną spazmami cipkę, choć dziewczyna skłamałaby, gdyby powiedziała, że ma dość. To był zaledwie początek, a jej własne ręce nie potrafiły dać jej takiego spełnienia, jakie potrafił dać jej Ledger. Choć to był chyba jeden z najpotężniejszych orgazmów, jakie dała sobie sama. — Nacieszyłeś już oczy? — wydyszała, unosząc się na łokciach i patrząc na bruneta rozpalonym, wciąż kurewsko spragnionym wzrokiem. — Czy teraz możesz mnie w końcu, kurwa, dotknąć tak, jak tego chcę? — spytała i sięgnęła jedną dłonią, tą, której palce wcześniej miała w sobie, do jego ust. Wsunęła środkowy palec między ciepłe wargi, żeby Collins jej posmakował. Uśmiechnęła się przy tym łobuzersko. — A może teraz moja kolej na patrzenie, jak się bawisz? — wymruczała zaczepnie.
😈
Wydała z siebie zbolały, sfrustrowany jęk i przestała z nim walczyć. Po pierwsze wiedziała, że w bezpośrednim starciu nie miała z nim najmniejszych szans, a po drugie… Uwielbiała, kiedy rządził nią w łóżku. Lubiła być mu posłuszna i dostawać za to nagrody. Lub kary, nie miała nic przeciwko przyjemnym karom. Tak długo, jak ich zabawa nie wychodziła poza seks, mogła się dostosowywać do jego woli.
OdpowiedzUsuń— Przecież jestem — sapnęła, grzecznie wykonując jego polecenia. Wiła się, gdy ją chwalił, pragnąc więcej, ale wiedziała, że w tym momencie dostanie jedynie to, co łaskawie uznał, że może jej dać. Frustrowało ją cholernie, że miał w sobie wystarczająco kontroli, żeby jej nie dotknąć, zwłaszcza, że ona na jego miejscu nie mogłaby pochwalić się takim samym poziomem samozaparcia. Chciała go dotykać. Lubiła go dotykać. Podobało jej się, że znaleźli się na etapie, w którym nie musiała się przed tym hamować, przynajmniej w sypialni.
— Mogłabym, ale wolałabym inne zabawy — wydyszała i przechyliła lekko głowę. Z rozchylonymi wargami przyglądała się, jak jej palec znikał w jego ustach i westchnęła, czując ciepły język muskający jej skórę. — Nie skończyłam — szepnęła z połowicznym uśmieszkiem, który jednak chwilę później zniknął. Dziewczyna wywróciła oczami. — Widziałeś, że byłam na granicy! Jeśli nie chciałeś, żebym doszła, mogłeś mnie powstrzymać. Wystarczyło złapać mnie za ręce, Ledger — prychnęła. Pokręciła lekko głową, ale posłusznie podniosła się najpierw do siadu, a potem zsunęła się z łóżka i opadła na kolana. Obróciła się przodem do bruneta, przysiadając na piętach i przyglądając mu się uważnie, jak zajmował miejsce na krawędzi materaca. Jęknęła cicho, przymykając powieki, kiedy zacisnął pięść na jej włosach. Choć dopiero doszła, wilgoć i tak spłynęła po wnętrzu jej ud na ten niedelikatny gest. — Zawsze tyle gadałeś, czy perspektywa zanurzenia kutasa w moich ustach coś przestawia ci w głowie i nie potrafisz się wtedy zamknąć? — mruknęła, odwzajemniając spojrzenie. Nie przejmując się bólem, wyciągnęła się w stronę jego twarzy i chwyciła zębami jego dolną wargę. — Skoro ty możesz się bawić, ja też chcę — szepnęła i błysnęła uśmiechem, zanim przywarła ustami do ciepłej szyi. Zaczęła składać na niej mokre pocałunki, przygryzać i lizać, powoli zsuwając się w dół. Muskała umięśniony tors, wodziła po nim palcami i zostawiała ślady paznokci z założeniem, że każda, która w ciągu najbliższych dni pojawi się po niej, będzie wiedziała, że Ledger należy do kogoś innego.
W końcu dotarła do spodni. Rozpięła je i z pomocą Ledgera zsunęła w dół po jego nogach wraz z bokserkami.
— Ty na razie na swoją nagrodę nie zasłużyłeś — oznajmiła, nachylając się nad nim. Dotknęła go językiem i przesunęła nim po całej długości, zanim wzięła główkę kutasa do ust i zaczęła powoli, lekko ssać. Patrzyła przy tym w górę, prosto w ciemne oczy swojego męża. Nie chciała sprawić mu przyjemności, chciała doprowadzić do tego, żeby stracił nad sobą kontrolę i w końcu ją wziął. Dlatego ssała jedynie koniuszek i wodziła po nim językiem, a rękami nawet go nie dotykała, opierała je grzecznie na udach Ledgera i ani myślała, żeby zmieniać ich ułożenie.
🫠
Chyba nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jego gadka zaczęła podnosić jej ciśnienie. Wiedziała, jakie ustalili zasady, oboje mieli świadomość, że to tylko zabawa w łóżku i nie musiał jej przypominać o tym w taki sposób, bo kiedy traktował ją jak idiotkę, miała ochotę zamachnąć się nogą i kopnąć go w twarz. Potrafił być takim wkurwiającym dupkiem… Gdyby nie to, że była naprawdę cholernie napalona, kazałaby mu się pieprzyć.
OdpowiedzUsuń— Nie jesteś jeszcze prezesem, więc nie zachowuj się, jakbym była twoją podwładną, Collins. Nie zapominaj się — syknęła z obnażonymi zębami. W jednej chwili uznała, że potrzebuje zemsty. Jakkolwiek wyobrażał sobie resztę tego wieczoru, Luna nie zamierzała się dostosowywać. Nie na tyle, by dać mu orgazm. Ona już jeden zaliczyła, mogłaby przeżyć bez prawdziwego pieprzenia, skoro spuściła nieco pary.
— Nie — odparła wesoło, kiedy rzucił kolejnym rozkazem i powróciła do całowania jego torsu jakby nigdy nic. Już wcześniej zsuwała się w dół powoli, ale teraz zwolniła jeszcze bardziej. Każdy jej ruch był dokładny, pocałunek namiętny, a liźnięcia długie. Dotarłszy w końcu do twardego penisa, zaczęła się z nim prawdziwie drażnić, dokładnie tak, jak miała na to teraz ochotę. Robiła to z ogromną satysfakcją i uśmiechem, który pojawił się na jej twarzy tuż przed tym, jak wsunęła do ust sam koniuszek i zaczęła lekko ssać. — Możesz spróbować, ale się odsunę — oznajmiła, przerywając na chwilę pieszczoty. Przesunęła jedną rękę i objęła palcami jego jądra, ale nie zrobiła nic więcej, nawet nie zaczęła ich ugniatać. — Mam ochotę, ale przeżyję bez tego. W końcu, jeśli chodzi o orgazmy, jestem jeden do przodu — wymruczała i otworzyła usta, żeby oprzeć główkę płasko na swoim języku. Przez cały czas spoglądała w górę, prosto w ciemne oczy Collinsa, więc widziała, kiedy coś się zmieniło. Jednak niewystarczająco szybko, żeby wycofać się w odpowiednim momencie, dlatego po pierwszym ruchu bioder bruneta pozwoliła, by kutas zagłębił się w jej gardle. Z zaskoczenia się zakrztusiła, a kiedy się wycofał, odsunęła głowę i roześmiała się cicho. — I kto tu jest teraz niecierpliwy — zaszydziła i musnęła wargami jego udo.
A potem, nic sobie nie robiąc z ciągnięcia za włosy, zaczęła się podnosić. Zagryzła usta, by nie jęknąć, bo nie chciała dać mu satysfakcji. Wykorzystała to, że był odchylony do tyłu, dzięki czemu miała więcej miejsca na swoje działanie i mimo bólu, który jej sprawiał, z lekkim trudem wspięła się okrakiem na jego kolana.
— Przyjemnie, kiedy ktoś nie daje ci tego, czego chcesz, prawda, książę ciemności? — szepnęła, sięgnąwszy jego ucha. Następnie wpiła się w jego wargi i poruszyła biodrami, ocierając się mokrą cipką o twardego penisa. — Chyba pójdę pod prysznic, wiesz? Trochę się kleję i w ogóle — wymruczała, nawet się nie starając, żeby ukryć rozbawienie w głosie.
😈
— Nie mógłbyś, bo nie jestem tak głupia, żeby dla ciebie pracować — odwzajemniła uśmiech, choć ten jej był bardziej wrednym grymasem. Nie wiedziała, po co w ogóle kontynuuje te przepychanki, to przecież nie tak, że planowali rozmawiać, tkwili razem na tym łóżku w zupełnie innym celu.
OdpowiedzUsuń— Nie — potwierdziła, nie zrywając kontaktu wzrokowego nawet na sekundę, kiedy się z nim drażniła. Sam widok pragnienia odbijającego się w jego ciemnych oczach sprawiał, że Luna chciała sięgnąć między swoje nogi i doprowadzić się do kolejnego orgazmu. Może ta jej przewaga liczbowa nie była zbyt znacząca, skoro wciąż pulsowała pragnieniem, a wilgoć spływała po wnętrzu jej ud. Oczywiście mogłaby za chwilę być dwa do przodu, ale nie chciała. Pragnęła jego. Jakkolwiek, nawet jeśli miałyby to być jedynie palce. Wkurwiało ją, że miał w sobie na tyle samokontroli, by jej nie dotknąć, bo ona nie mogła pochwalić się tym samym. Nie potrafiłaby utrzymać rąk przy sobie.
— Nie — powtórzyła, wyginając plecy w lekki łuk, żeby ich nagie torsy do siebie przylgnęły. Uśmiechnęła się na niewypowiedzianą groźbę, po czym posłusznie rozchyliła wargi i objęła nimi kciuk bruneta, lekko ssąc. — Nie ujęłabym tego w ten sposób — wymruczała, ocierając się mocniej o twardego penisa. Po każdym takim ruchu przyjemne iskry rozchodziły się od łechtaczki po całym jej ciele i gdyby tylko dał jej chwilę, mogłaby w ten sposób dojść. — Raczej mam ochotę być dzisiaj bardzo zbuntowaną żoną — szepnęła i wydała z siebie cichy jęk, gdy jej cipka zaczęła zaciskać się na pustce po kolejnym ruchu bioder.
— Ojej, mam zacząć się bać? — zachichotała, a następnie syknęła, kiedy wbił palce w jej skórę. Nie miała nic przeciwko. Ogólnie rzecz biorąc nie lubiła bólu, ale kiedy to Ledger jej go sprawiał… W jakiś dziwny, pokręcony sposób mu ufała. Nie na tyle, żeby dzielić się osobistymi sprawami, jej umysł zupełnie do niego nie należał, bo musiałaby najpierw go pokochać, żeby tak się stało, ale wystarczająco, by pozwalała mu na brutalne zachowanie w łóżku. Z jakiegoś powodu wiedziała, że nie wyrządziłby jej prawdziwej krzywdy. Wiedziała, że nie pobiłby jej do nieprzytomności, że nie zostawiłby na jej ciele siniaków, które za wszelką cenę starałaby się ukryć, żeby nikt się nie dowiedział. Nie był jak jej ojciec.
— Kiedy mówisz takim tonem, prawie zasługujesz na swoje przezwisko — stwierdziła z zadowoleniem. Kusiło ją, by jednak mu się przeciwstawić, jednak tego nie zrobiła. Podniosła się jedynie na łokciach, obserwując jego działania. Na widok paska po jej plecach przebiegł przyjemny dreszcz. Uśmiechnęła się szerzej i opadła z powrotem na plecy, wyciągając przed siebie złączone nadgarstki. Nie odrywała spojrzenia od jego twarzy, gdy tworzył prowizoryczne kajdanki, a kiedy skończył, uniosła ręce nad głowę i oparła je na poduszce. — I co mnie za to czeka? — zapytała cicho. — Dasz mi klapsa? Zostawisz mnie na krawędzi? Zaczniesz wymuszać orgazmy? Chcę wiedzieć, na co się mentalnie przygotować — powiedziała, przymykając powieki. Odchyliła głowę, a jej oddech przyspieszył. — Na razie to bardziej przypomina nagrodę niż karę — stwierdziła, żeby go sprowokować.
🫠
— Nigdy nie odmawiałam dobrym wyzwaniom — sapnęła, uprzednio przymykając powieki na dźwięk jego głosu. Choć nie była skłonna przyznać, że lubiła w nim cokolwiek, jej ciało reagowało na niego, gdy brzmiał w ten sposób, jakby go uwielbiała. Nigdy jednak nie powiedziałaby tego na głos. Nie chciała, żeby wykorzystywał to przeciwko niej. Lub gorzej, żeby pomyślał, że zaczyna jej się podobać czy coś w tym stylu. Lubiła jedynie seks, cała reszta była do wymiany. Tak sobie przynajmniej wmawiała i to na tyle skutecznie, że sama w to wierzyła.
OdpowiedzUsuń— Przyjdzie dzień, w którym się zemszczę — powiedziała cicho i poruszyła biodrami, czując znajome drgnięcie gdzieś w okolicy swojego uda. Uśmiechnęła się do samej siebie. Mógł na nią działać, ale wiedziała, że ona działa na niego równie mocno i nie uwierzyłaby, że jest inaczej, nawet gdyby próbował zaprzeczać. — Dupek — szepnęła, zanim zamknął jej usta pocałunkiem, który bez wahania odwzajemniła. Wiła się w oczekiwaniu na to, co będzie dalej. Skinęła lekko głową na jego polecenie. Nie zamierzała dyskutować. Nie, kiedy miała dostać to, czego tak bardzo pragnęła.
— Klepnę cię trzy razy — powiedziała, zanim bielizna wylądowała w jej ustach. Gdyby mogła, uśmiechnęłaby się po kolejnych słowach. Mogła jednak wydać z siebie jedynie pełne aprobaty westchnienie i rozszerzyła nogi. Rękami natomiast sięgnęła do zagłówka i zacisnęła na nim palce. Jęk, który z siebie wydała, gdy Ledger w końcu w nią wszedł, został stłumiony przez koronkowy materiał. Wygięła się z łuk, a jej cipka natychmiast zaczęła się na nim zaciskać. Była tak mokra, że przyjęcie go w siebie nie stanowiło żadnego problemu, ale i tak potrzebowała chwili na przyzwyczajenie się do jego rozmiaru. Wystarczyło kilka mocnych ruchów, by kolejny orgazm rozszedł się po całym jej ciele, a biodra zaczęły spazmatycznie drgać. Był jedyną osobą, która potrafiła doprowadzić ją do takiego stanu w kilkadziesiąt sekund. Ale nie zamierzała go o tym informować. Zaczęła natomiast zaciskać mięśnie i odpowiadać na każdy ruch jego bioder, by i on stracił nad sobą kontrolę.
Ta pieprzona kolacja to ostatnie miejsce, w którym Luna chciała być. Nie dość, że musiała patrzeć na swojego popierdolonego ojca i równie popierdoloną matkę, to jeszcze tkwiła między swoim mężem z przymusu i jego bratem, z którym jeszcze nie tak dawno temu się pieprzyła. To znaczy… Zanim doszła do wniosku, że z Ledgrem jest jej nieskończenie lepiej w łóżku. Czuła, jak ich nogi niemal stykały się pod stołem i napawało ją to dziwnym dyskomfortem. Z dwojga złego wolała Ledgera, więc nieco przesunęła się w jego stronę.
— Jak długo zamierzamy tu tkwić? — szepnęła do swojego męża, wykorzystując to, że jej ojciec był zajęty rozmową z teściem. W innym wypadku nie odważyłaby się szeptać w towarzystwie, aż za dobrze wiedziała, jak mogłoby się to skończyć.
🍽️
Cóż, nie spodziewała się po Ledgerze zjednoczonego frontu, w końcu nie raz i nie dwa dość jasno jej pokazał, że nie ma co liczyć na jego wsparcie, nie to, żeby go wymagała lub pokazała, że go potrzebuje, ale… Chyba jakaś jej część chciała, żeby zobaczył, że coś jest nie tak. Jej sytuacja rodzinna nie była czymś, z czego mogłaby się komukolwiek zwierzyć, ale gdyby ktoś domyślił się sam, może ten koszmar by się skończył. Wprawdzie ojciec nie miał już do niej nieograniczonego dostępu (dzięki niebiosom za szkołę z internatem), ale zawsze znajdował sposób. A gdyby istniała choć jedna osoba, która miałaby pojęcie, co ją spotykało z ręki Sylvestra…
OdpowiedzUsuńOdpowiedź Ledgera teoretycznie jej nie zaskoczyła, ale praktycznie spojrzała na chłopaka zmrużonymi oczami i zacisnęła zęby tak mocno, że miała wrażenie, iż zetrze je na miazgę.
— Dla wszystkich jesteś takim dupkiem, czy założyłeś sobie, że będziesz nim wyłącznie dla swojej własnej żony? — warknęła cicho, ciesząc się, że reszta siedzących przy stole osób wciąż była zajęta własną rozmową. Wolała, by ojciec nie usłyszał, jakim tonem odpowiedziała Collinsowi. Jej matka w życiu nie pozwoliłaby sobie na takie zachowanie względem swojego męża. Ale Ledger by jej nie skrzywdził, prawda? Na pewno nie fizycznie w każdym razie… A przynajmniej nie zrobił tego do tej pory ani razu, jeśli sama go o to nie błagała na skraju orgazmu…
Drgnęła, słysząc słowa Aidena skierowane do niej i powoli przeniosła na niego spojrzenie. Ich relacja, gdy jeszcze jakąś mieli, wyglądała zupełnie inaczej niż ta, którą miała z Ledgerem. I jakkolwiek Ledger ją wkurwiał… Cóż, Luna nie chciała wrócić do tego, co było wcześniej, choć na głos by się do tego nie przyznała, zwłaszcza przed samym brunetem. Gdy on był obok, w jej życiu przynajmniej coś się działo. Nie wspominając o tym, że seks był… Bez porównania lepszy niż ten z jego młodszym bratem.
Ale kiedy jej mąż traktował ją w taki sposób, miała ochotę odpłacić mu się pięknym za nadobne, dlatego, mimo początkowego wahania, na jej twarzy wykwitł uśmiech, który posłała Aidenowi.
— Wiem coś o tym — westchnęła, wywracając oczami. — Nie, że spodziewałam się czegoś innego, ale sam sobie pracuje na to, żebym też nie była zainteresowana jego potrzebami — mruknęła i gwałtownie obróciła głowę w kierunku Ledgera, gdy się odezwał. — Przynajmniej ktoś się martwi, skoro ty nie masz na to ochoty — odparła, ale zanim zdążyła dodać coś więcej, jej ojciec podniósł rękę i przywołał gestem obsługę, jakby całe to miejsce należało do niego. Luna zamknęła usta i usiadła prosto, wiedząc, że skoro Sylvester skończył rozmowę i zaczął zwracać uwagę na otoczenie, od tej pory musiała zachowywać się nienagannie. Poza terenem szkoły nie była bezpieczna.
Gdy wylądował przed nią talerz z przystawką, chwyciła do ręki odpowiedni widelec, choć nie miała ochoty na jedzenie. Zaczęła więc grzebać w swoim daniu, udając, że jest w stanie coś przełknąć.
— Jak wam idzie w szkole, panowie? — Sylvester przerwał ciszę, a Luna wzdrygnęła się lekko na sam dźwięk jego głosu. — Mam nadzieję, że lepiej niż mojej córce.
😶
To była jedna z tych chwil, w której miała ochotę mu przyłożyć. Po prostu wstać, walnąć go wierzchem dłoni w twarz, bo nie zasługiwał na pełnoprawnego liścia, odwrócić się i wyjść, a potem uciec gdzieś, gdzie nikt by jej nie znalazł. Boże, nie mogła uwierzyć w swoją własną głupotę, bo tylko głupia kretynka mogła sypiać z kimś takim dobrowolnie i jeszcze czerpać z tego przyjemność. W tej chwili nie miała ochoty więcej go dotykać, nie wspominając o spaniu w jednym pokoju i we wspólnym łóżku.
OdpowiedzUsuń— W takim razie miej jaja i się ze mną rozwiedź — syknęła, po czym uśmiechnęła się ironicznie, patrząc prosto w jego ciemne oczy. — A nie, czekaj. To nie podobałoby się twojemu tatusiowi, a ty przecież nie masz własnego zdania, liczy się tylko to, co on powie — parsknęła. Zdawała sobie sprawę, że dla kogoś niewtajemniczonego musi brzmieć jak najgorsza hipokrytka, bo przecież równie dobrze to ona mogłaby wnieść pozew o rozwód. Problem jednak w tym, że wówczas ojciec nie pozostawiłby na jej ciele miejsca, które by nie bolało. A Luna zrobiłaby wszystko, żeby uniknąć bólu, który potrafił sprawić jej Sylvester.
— Zabawne. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, co, mężulku? — odezwała się lodowato. — Teraz próbujesz zrobić z Aidena gówniarza, który ma tylko osiemnaście lat, a przed sekundą wymagałeś ode mnie, żebym zachowywała się jak dorosła, bo mam aż osiemnaście lat. Zdecyduj się — powiedziała, unosząc do ust kieliszek z wodą i upijając łyk. Żałowała, że nie może napić się czegoś mocniejszego. Ale wówczas ojciec nie dałby jej żyć.
— Fajnie by było, gdybyś kiedyś przesadził z treningiem i się utopił — wymamrotała pod nosem na tyle cicho, żeby rodzice tego nie usłyszeli, ale na tyle głośno, żeby jej słowa dotarły do siedzących po obu jej stronach braci Collins. Niemal parsknęła śmiechem, kiedy Ledger wycofał się ze swojej pyskówki po zwróceniu uwagi przez jego ojca i pokręciła z uśmiechem głową.
— Co cię tak bawi, Luno? — odezwał się Sylvester, przyglądając się badawczo swojej córce. Niemal wypuściła widelec z ręki, a całe jej ciało zaczęło lekko drżeć. Uśmiech spłynął z jej ust tak szybko, jak się na nich pojawił. Podniosła spojrzenie i wzruszyła lekko ramionami, mając nadzieję, że pan generał choć raz jej odpuści. Myers jednak najwyraźniej nie miał takiego zamiaru. — Naucz się używać słów — nakazał, przyszpilając córkę spojrzeniem. Jej oddech przyspieszył, a serce zaczęło dziko obijać się o żebra.
— To nic takiego, ojcze — odpowiedziała cicho. Nigdy nie nazwała go tatą. Nie zasługiwał na to miano. — Naprawdę, nieważne. Przypomniało mi się, jak na ostatnim wykładzie z geopolityki profesor żartował z Irlandczyków i…
— Nie okłamuj mnie.
— Ja wcale nie…
— Luna — warknął ojciec ostrzegawczo i uderzył dłonią w stół. Dziewczyna drgnęła gwałtownie i z głośnym brzdękiem upuściła widelec na podłogę. Nagle spanie w jednym pokoju z Ledgerem nie wydawało jej się takie złe. Sylvester nie mógł jej skrzywdzić w obecności kogoś, kto nie był jej matką, prawda?
— Przepraszam — szepnęła, opuszczając głowę i walcząc z łzami przerażenia. Musiała stąd wyjść. Natychmiast. — Idę do toalety — dodała cicho i pospiesznie odsunęła krzesło, po czym szybkim krokiem udała się w stronę łazienek.
🫣
— Nie potrzebuję jego pomocy. Jestem całkiem dobrą obserwatorką — uśmiechnęła się kącikiem ust, nawet nie spoglądając w jego stronę. Luna nie chwaliła się swoimi ciężko wypracowanymi umiejętnościami, których potrzebowała jako dziecko, żeby uniknąć swojego ojca. Nie mogła ryzykować, że Sylvester mógłby się dowiedzieć. Mogła natomiast trochę się podrażnić ze swoim mężem, uświadomić mu, że wie pewne rzeczy. — Wiem, że wszystkich innych masz za podludzi, ale nie bez powodu jestem w tej szkole — dodała, wzruszając ramionami.
OdpowiedzUsuń— Zależy, w jakim towarzystwie ta osiemnastolatka przebywa — syknęła cicho, patrząc w końcu na Ledgera. Jej wzrok ciskał pioruny, żeby przypadkiem brunet nie miał wątpliwości, o jakie towarzystwo jej chodzi. Choć fakt faktem, akurat Ledger Collins nie był najgorszą osobą, która siedziała przy tym stole. Jakikolwiek był jego ojciec, Luna dałaby sobie uciąć rękę, że okrucieństwem nie dorastał jej własnemu do pięt. Ale o tym również nikt nie musiał wiedzieć. Chyba.
Słysząc słowa Aidena, wzruszyła ramionami, jakby w ten sposób chciała przekazać, że ma w dupie co stanie się z jej mężem. Kurwa, gdyby nie to, że jeśli by owdowiała, ojciec bardzo szybko znalazłby jej kogoś innego, może nawet śmierć Ledgera byłaby jej na rękę. Chociaż tęskniłaby za seksem. Można było powiedzieć o Collinsie wiele złego, ale był cholernie dobry w te klocki.
Uciekła. Uciekła, bo wiedziała, co ją czekało. Wolała się schować i zaczekać aż ojciec odrobinę ochłonie, zanim zobaczy ją ponownie. Nie łudziła się, że to pomoże na tyle, by nie oberwała wcale, ale może ciosy będą nieco lżejsze. Bo tyle wystarczyło, żeby wyprowadzić Sylvestra z równowagi. Jedno złe słowo, jeden uśmiech w nieodpowiednim momencie stanowiły dla Luny wyrok. Straciła czujność, za bardzo się ucieszyła, że ojciec jest zajęty rozmową z kimś innym. Powinna siedzieć cicho i nie odzywać się wcale. Spuścić głowę, przeżyć tę kolację i w spokoju iść do łóżka, gdzie byłaby bezpieczna.
Zamknęła się w kabinie, pozwalając sobie na cichy płacz ze strachu. Drżała na całym ciele, a łzy płynęły po jej policzkach wartkimi strumieniami. Wiedziała, że będzie potrzebowała nieco więcej czasu na doprowadzenie się do porządku, bo nie mogła pokazać się tam z opuchniętymi oczami i w ten sposób dawać komukolwiek amunicji przeciwko samej sobie, ale miała to gdzieś.
Sylvester zesztywniał na moment, niedowierzając w to, co właśnie usłyszał ze strony tego gówniarza. Podniósł na niego spojrzenie i powoli przeżuł to, co wciąż miał w ustach.
— To, że jest twoją żoną wcale nie znaczy, że przestała być moją córką i będę się do niej odzywał jak tylko będę chciał — odpowiedział zimno, spokojnie, choć w środku cały się gotował. Gdyby nie kruchy sojusz i interesy z Collinsami nie wahałby się pokazać gnojkowi, gdzie jego miejsce. Zacisnął palce mocniej na swoich sztućcach, słysząc taką zniewagę. Znał zagrania swojej córki, wiedział, dlaczego uciekła, ale akurat dziś nie mogło jej to uratować. Może gdyby jej rycerz na białym koniu wcale się nie odezwał, złość byłaby mniejsza. Ale w takim wypadku musiała ponieść konsekwencje. — Chyba dawno nikt ci nie przypomniał, gdzie jest twoje miejsce, Ledger — mruknął Sylvester. — Jeśli masz ze mną jakiś problem, możemy wyjść na zewnątrz i załatwić to jak mężczyźni.
🙂
Na ustach Sylvestra zaigrał nikczemny uśmiech, gdy spoglądał spod byka na swojego zięcia. Ten gówniarz nie miał pojęcia, z kim zadarł. A Myers zamierzał mu pokazać, jak bardzo złym pomysłem było stawianie się komuś takiemu jak on. Cieszył się w sumie z pretekstu do spuszczenia odrobiny ciśnienia bez konieczności hamowania się czy uderzania w miejsca, które można ukryć pod ubraniem. Nie znaczyło to, że jego córki nie spotka należyta kara za próbę okłamania go, ale może będzie miała wystarczająco szczęścia, by dotrzeć do swojego pokoju o własnych siłach.
OdpowiedzUsuńLuna nie chciała wracać do stołu. Uznała, że nie spotka jej nic gorszego niż los, który już został dla niej przypieczętowany, więc po wyjściu z łazienki udała się w stronę wind, a stamtąd do pokoju, który zajmowała razem z Ledgerem. I tak nie była głodna, sam widok ojca odbierał jej apetyt. Zresztą najwyraźniej poza Aidenem nie miała tam żadnych sojuszników, mogła więc obyć się bez kolacji świątecznej w towarzystwie ludzi, którzy albo jej nienawidzili, albo mieli ją w głębokim poważaniu.
Od razu weszła pod gorący prysznic, zmywając z siebie wszelkie ślady płaczu. Spędziła pod gorącym strumieniem zdecydowanie więcej czasu niż wypadało, a kiedy w końcu owinęła się ręcznikiem, nic nie widziała przez kłęby pary. Przeszła do pokoju, zostawiając za sobą mokre ślady i kompletnie się tym nie przejmując. Kucnęła przed swoją walizką, żeby wyjąć z niej spodenki do spania i luźną koszulkę z nadzieją, że jeśli szybko się położy i będzie udawać, że zasnęła, wszyscy (a głównie ojciec) dadzą jej spokój. Wciągnęła na siebie ubranie i ruszyła z powrotem do łazienki, żeby odwiesić ręcznik, kiedy usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Całe jej ciało stężało, wstrzymała nawet oddech, obserwując, jak ktoś wchodzi do pokoju i mając nadzieję, tak cholernie wielką nadzieję, że to Ledger, a nie jej ojciec.
Odetchnęła z ulgą, dostrzegając znajomą sylwetkę jej męża, który mimo wszystko był mniejszym złem i zrobiła kolejny krok do przodu, ale znowu się zatrzymała, bo jej spojrzenie padło na jego twarz. Zakrwawioną, poobijaną twarz. Dostrzegła pękniętą wargę, podbite oko i krew pod nosem, a także kilka rozbryzgów czerwonej cieczy na jego koszuli. Poczuła, że całe powietrze ulatuje jej z płuc. Upuściła ręcznik, który jeszcze przed sekundą zamierzała odwiesić, zapomniała o nienawiści, jaką darzyła bruneta, zapomniała właściwie o całym otaczającym ją świecie, pokonując szybko dzielącą ich odległość.
— Kurwa, co się stało? — zapytała bez żadnych wstępów i zastygła z rękami wyciągniętymi w kierunku jego ramion, bo w ostatniej sekundzie uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, jak bardzo oberwał i gdzie może go dotykać. Sama wiedziała aż za dobrze, jak bolesne bywały obrażenia po pobiciu, nie potrzebował teraz jeszcze dokładania mu w ten sposób. Zrezygnowała z pomocy w taki sposób i zapaliła główne światło w pokoju. Wciągnęła ze świstem powietrze na widok jego poobijanej twarzy w pełnej krasie i podążyła w swoim pierwotnym kierunku, czyli do łazienki. Namoczyła czysty ręcznik w chłodnej wodzie i wróciła do bruneta. — Usiądź. Trzeba to opatrzyć — powiedziała cicho, wskazując na łóżko.
👩🏻⚕️
Zacisnęła zęby, powstrzymując się przed wymierzeniem mu ciosu i poprawieniem jeszcze bardziej roboty tego kogoś, kto go tak urządził. Miała co prawda pewne podejrzenia, w końcu znajdowali się w Aspen w pięciogwiazdkowym hotelu, gdzie bogacze przyjechali na święta, wątpiła więc, że łomot spuścił mu ktoś obcy, tym bardziej, że nie minęło znowu tak dużo czasu, by Ledger zdążył zjeść kolację i gdziekolwiek iść, ale nie podzieliła się na głos swoimi przemyśleniami. Collins zresztą i tak z pewnością miał je w dupie, tak samo, jak ona miała w dupie jego przemyślenia.
OdpowiedzUsuńWłaściwie powinna go zostawić w cholerę, żeby poradził sobie sam. On nigdy jej w niczym nie pomagał, jeśli już, to na każdym kroku starał się ją wpędzić w jeszcze większą otchłań. Dogadywali się jedynie w łóżku i to były chwile, gdy czuła, że szanują siebie nawzajem, bo choć traktował ją jak zwiją małą dziwkę, robił to tylko dlatego, że Luna się na to zgadzała i sama tego chciała.
Problem jednak w tym, że dziewczyna doskonale wiedziała, jak to jest być pobitym i obolałym i nie potrafiła przejść obok jego stanu obojętnie. Zamierzała więc zagryźć zęby, opatrzyć jego rany, pomóc mu się umyć w letniej wodzie, a potem położyć go do łóżka i pozwolić mu odpocząć; zająć się nim tak, jak nikt nigdy nie zajmował się nią, gdy tego potrzebowała. Bo nie była obojętna. Niestety nie odziedziczyła po swoich rodzicach braku empatii, przynajmniej w takich sytuacjach.
— Przestań być pieprzonym dupkiem przez pięć minut i daj sobie pomóc — warknęła równie nieprzyjemnym tonem. Wciąż nie wiedziała, gdzie może go dotykać, ale zaryzykowała z położeniem rąk na jego kolanach, by rozszerzyć nogi i móc między nimi uklęknąć. Przysunęła się na tyle blisko, żeby sięgnąć poobijanej twarzy i zaczęła delikatnymi, choć pewnymi ruchami ścierać krew ze skóry. Bez tego nie mogła do końca ocenić szkód. — Zamknij się, kurwa, bo przysięgam, że poprawię to, co masz na ryju i sama przywalę ci w zęby — syknęła, na moment przerywając. — Przyjmij pomoc, kretynie. Wyglądasz, jakbyś miał za chwilę paść na podłogę, więc wybacz, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteś w stanie ogarnąć to sam. Ale odezwij się tak do mnie jeszcze raz, kiedy staram się ci pomóc, a przysięgam, że zostawię cię tak i będziesz sam się opatrywał. Zobaczymy wtedy, czy dalej będziesz taki mocny — wypluwała z siebie słowa niczym pociski, cały czas przyglądając się jego ranom i względnie je oczyszczając. Kiedy skończyła, rzuciła ręcznik na podłogę i podążyła dłońmi do guzików koszuli, którą brunet miał na sobie i zaczęła sprawnie je rozpinać. — Na szczęście nie wygląda, jakby nadawało się do szycia — mruknęła bardziej do siebie niż do niego i rozchyliła materiał. Skupiła się na oglądaniu żeber. Widziała na nich kilka śladów, ale siniaki jeszcze się nie pojawiły. — Chodź, pomogę ci się umyć — westchnęła.
Nie odezwała się ponownie, póki nie dotarli do łazienki, gdzie pomogła mu się rozebrać. Pozbyła się również swojej piżamy i weszła za Ledgerem do kabiny, w której z deszczownicy płynęła letnia woda, ale zignorowała dreszcze, które pojawiły się na jej skórze.
— Odchyl głowę — nakazała cicho, bo chciała umyć mu włosy. Widziała, że oblepiała je krew. — No więc? Co się wydarzyło?
😶
— Zastanowię się — burknęła nieprzyjemnie, wykrzywiając wargi w grymasie. Dlaczego musiał być takim dupkiem? Przecież nic mu nie zrobiła. Do cholery, nie chciała za niego wychodzić, do ostatniej chwili próbowała jakoś to odkręcić i do ołtarza musiała iść w sukni z długimi rękawami, żeby nikt nie widział, jak się to dla niej skończyło. Gdyby miała taką możliwość, już dawno złożyłaby pozew o rozwód, ale niewykluczone, że wówczas by zginęła. Nie tylko jego życie zostało wywrócone do góry nogami, bo ktoś miał kaprys, żeby przypieczętować interesy sprzedażą swoich dzieci. Miała swoje plany, marzenia, podobał jej się ktoś zupełnie inny, a z dnia na dzień została wrzucona na kołowrotek o nazwie małżeństwo z Ledgerem Collinsem. Nie potrzebowała jeszcze do tego jego nienawiści, bo żadnemu z nich w niczym to nie pomagało, wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńAle oczywiście pozostawiła te przemyślenia dla siebie. Bo co go to obchodziło? Nawet teraz, gdy jedynie próbowała mu pomóc, zachowywał się jak ostatni kutas. Dlaczego więc miałby wziąć do siebie jej żal?
— Och, przepraszam, mężulku. Nie chciałam, żeby cię bolało — uśmiechnęła się słodko i patrząc mu prosto w oczy, przycisnęła ręcznik do pękniętej wargi. Mocno. Na tyle, że skrzep został na materiale, a krew ponownie zaczęła spływać po jego twarzy. — Jeśli ja mam się zamknąć, ty też się zamknij — syknęła przez zaciśnięte zęby. Starała się panować nad narastającą w niej wściekłością. Chyba tylko widok jego poobijanej twarzy i świadomość, jak musiało go boleć, bo nie raz doświadczyła tego na własnej skórze, powstrzymała ją przed rzuceniem się na niego z pazurami.
— Dziwne. Ty nigdy nie zachowujesz się jak należy, chyba że masz z tego coś dla siebie — mruknęła, przeczesując palcami jego mokre włosy. Zaczęła delikatnie masować mu głowę, bo choć był kretynem, nie potrafiła się powstrzymać przed choć minimalnym uśmierzeniem jego bólu. Nie mogła bowiem wyrzucić z głowy tego, czego sama potrzebowała w takich chwilach. Mimo że zdecydowanie powinna go, kurwa, zostawić na pastwę losu. — Tak. Szkoda tylko, że stosujesz tę zasadę przy każdej interakcji z kimkolwiek — burknęła bardziej do siebie niż do niego i kiedy upewniła się, że zmyła całą krew z jego włosów, odsunęła się i pozwoliła pianie spłynąć. W tym czasie sięgnęła po żel pod prysznic i rozprowadziła go po swoich dłoniach. Przyłożyła je do pleców Collinsa i zaczęła powolnymi, delikatnymi ruchami myć jego skórę. Kiedy skończyła z plecami, przeszła pod jego ręką, którą wciąż opierał o płytki i wślizgnęła się między jego ciało a ścianę, by umyć również jego pierś i brzuch. Robiła to bardzo lekko, starając się nie podrażnić żadnych śladów, które niedługo miały zmienić się w siniaki. — Mam tabletki i maść, dam ci wszystko jak stąd wyjdziemy — uklękła przed nim i zaczęła myć jego nogi. Na nich na szczęście nie widziała żadnych śladów, ale wątpiła, że w tym momencie potrafiłby się schylić. — W zamrażarce powinny być też kostki lodu, powinieneś zrobić zimny okład na oku i wardze — powiedziała, gdy skończyła. Podniosła się z kolan i opłukała ręce pod deszczownicą. — Jasne, Collins. Jesteś nim nawet jak się nie odzywasz — zauważyła i odsunęła się, wychodząc spod strumienia wody. — Będę w pokoju. Gdybyś czegoś potrzebował, zawołaj — westchnęła i opuściła kabinę.
🙄
Niemal uśmiechnęła się z satysfakcją na widok pracy jego szczęk. Niemal. Bo nie czuła żadnej satysfakcji, a przynajmniej nie na tyle, na ile powinna w takiej chwili. Luna nie czerpała przyjemności z czyjejś krzywdy. Wycierpiała w życiu tyle, że robiło jej się niedobrze na samą myśl, jak bardzo musiało go boleć. Z doświadczenia wiedziała, że wargi i żebra to najbardziej upierdliwe, najbardziej bolące miejsca i mogła zdobyć się jedynie na współczucie. I nienawiść, ale trochę maskowaną współczuciem.
OdpowiedzUsuń— Bo jest mi cię żal. Wiesz, co to znaczy empatia? Przynajmniej z definicji, bo wątpię, żebyś kiedykolwiek ją odczuwał — odpowiedziała zimno, bez większych emocji, choć w środku cała drżała. Miała jednak za sobą wystarczająco długi trening, by nie pokazać po sobie nic. Jej dłoń była stabilna, a spojrzenie chłodne.
Zacisnęła wargi w wąską linię, słysząc jego następne słowa. Pierdolony dupek. Przywykła do różnych inwektyw, ale ta dotknęła ją nieco bardziej, choć przecież nawet nie wyzwał jej wprost. Może dlatego, że odsłoniła się przed nim, zdawało jej się, że są bardzo dopasowani chociaż w łóżku, a teraz on wykorzystywał to przeciwko niej.
— Cóż, w takim razie dzisiaj był ostatni raz, kiedy pozwoliłam ci się tak traktować. Skoro nie potrafisz oddzielić tego, co dzieje się między nami w łóżku od całej reszty, nigdy więcej mnie nie tkniesz — wzruszyła ramionami. Myśl, że więcej jej nie dotknie nie była zbyt przyjemna, było jej z nim, jakby nie patrzeć, cholernie dobrze, ale wolała wrócić do miernego seksu z Aidenem niż pozwolić się tak traktować. Wystarczyło, że ojciec zrobił sobie z niej worek do bicia nie tylko w sensie dosłownym. Nie potrzebowała jeszcze do tego Ledgera.
To nie byłby pierwszy raz, gdy mieli spać ze sobą w jednym łóżku, bo ich rodzice uwielbiali pozory, ale dziś nie miała najmniejszej ochoty udawać. Teoretycznie to jego powinna wykopać na stojącą po drugiej stronie przestronnego pokoju kanapę, ale dyskutować też jej się nie chciało, dlatego zwinęła z materaca swoją poduszkę i koc i tak zaopatrzona udała się w kierunku mebla. Chwilę później układała się do snu, podciągając koc pod samą brodę i leżąc w pozycji embrionalnej na boku twarzą do łóżka. Gdy drzwi łazienki się otworzyły, podążyła wzrokiem do Ledgera.
— Leżą na twojej szafce nocnej, Collins — odpowiedziała, przyglądając mu się jeszcze przez chwilę. — Kiedy następnym razem będziesz chciał dyskutować o czymś z moim ojcem, lepiej zastanów się dwa razy — wyszeptała, jednak dzięki panującej w pokoju ciszy wiedziała, że ją usłyszy. Nie miała pojęcia o co poszło, ale cokolwiek to było, musiał nieźle wkurwić jej ojca.
Właściwie nie miała nawet pewności, że to Sylvester, blefowała. Ledger był denerwującym gościem, równie dobrze mógł wdać się z kimś w bójkę w drodze do pokoju, ale całą sobą czuła, że to Myers stoi za jego stanem. Jej staruszek nie miał hamulców.
😐
— Wątpię — warknęła, obnażając zęby. Miała ochotę na rękoczyny niemające nic wspólnego z łóżkiem. Chciała się na niego rzucić i wydrapać mu oczy. Skrzywdzić go, żeby nigdy więcej nie mógł jej tak poniżać i pokazywać, jak niewiele znaczy jako osoba nie tylko dla niego, ale również dla całej reszty świata. Bo nie potrzebowała tego rodzaju przypomnienia. Doskonale wiedziała, że jest nic niewartym śmieciem. Dla samej siebie również.
OdpowiedzUsuń— Nie potrzebuję twojego żalu ani litości, więc możesz wsadzić go sobie w dupę — odpowiedziała tak samo wypranym z emocji głosem jak on. Nie chciała pokazać, że w jakikolwiek sposób ją to wszystko dotyka. Pragnęła być ponadto.
— Świetnie — powtórzyła, wzruszając ramionami. Jeśli myślał, że w którymś momencie się złamie i przyjdzie do niego, prosząc, żeby zechciał poświęcić jej pięć minut swojego cennego czasu to się bardzo grubo mylił. Wolała średni seks z Aidenem niż poniżanie się przed Ledgerem. Zresztą mogła pieprzyć się z kimkolwiek w akademii, a on i tak nie mógłby nic z tym zrobić. To przecież nie tak, że on był jej wierny, prawda?
Roześmiała się pozbawionym wesołości śmiechem i pokręciła głową z wyraźnym niedowierzaniem. Czy on sobie robił, kurwa, żarty?
— Poważnie? Jesteś pieprzonym hipokrytą, Ledger — stwierdziła, gdy przestała się śmiać i podniosła się do siadu. Patrzyła na niego jak na kosmitę, nie potrafiąc zrozumieć, co w ogóle do niej teraz mówił. — Więc nikt nie może mnie tak traktować, ale z samym sobą nie masz problemu, tak? Dasz się pobić za zwrócenie uwagi, że ktoś zachowuje się wobec mnie nie w porządku, ale osobiście będziesz mnie traktował jak śmiecia i szmatę? — znowu się roześmiała, spoglądając w sufit i kręcąc głową. — Pierdol się, Ledger! — wrzasnęła po jego kolejnych słowach. Miała moment całkowitego wyjścia ze swojego charakteru, jakby coś w niej pękło po tym całym pokazie rycerskości. — Mam tego dość! Mam dość ciebie, mam dość mojego ojca, mojej matki, mam dość wszystkich, którzy traktują mnie jak sukę, którą można rządzić i przestawiać ją z kąta w kąt! Jak nie chcesz dostawać wpierdolu, to się po prostu nie odzywaj, bo to nie moja wina, że nagle postanowiłeś udawać rycerza na białym koniu! — wyrzuciła z siebie głosem mocnym jak nigdy. Nie wiedziała, że w ogóle potrafi tak brzmieć. — Albo nie, wiesz co? Rób co chcesz. Serio. Traktuj mnie jak szmatę, wcale nie zwracaj na mnie uwagi, odzywaj się, nie odzywaj… Mam to w dupie. Mam to w dupie — wzruszyła ramionami i gwałtownie wstała z kanapy. Zgarnęła poduszkę i koc i ruszyła do wyjścia z pokoju. — W którym pokoju jest Aiden? — zapytała z dłonią zaciśniętą na klamce.
😤
— Żebyś, kurwa, wiedział, że nie jest hipokrytą. Przynajmniej traktuje mnie jak człowieka, jak kobietę, której pragnie, a nie jak śmiecia, jednocześnie twierdząc, że inni nie mają do tego prawa, ale on już tak — wyrzuciła z siebie szybciej niż zdążyła pomyśleć. — Żałuję, nawet nie wiesz jak bardzo. Może chociaż raz moje życie byłoby znośne — powiedziała, choć chyba tylko dla siebie, bo wątpiła, że Ledger jakkolwiek się tym przejmie. Po co w ogóle prowadziła rozmowę, która nie miała najmniejszego sensu?
OdpowiedzUsuń— Och, oczywiście, że nie chodziło o mnie. Zawsze i wszędzie chodzi o ciebie, ale to na mnie będziesz się teraz wyżywał za to, że na własne życzenie dostałeś, kurwa, po mordzie! — wykrzyczała przez zaciśnięte gardło. Chciało jej się płakać, nie mogła jednak pokazać po sobie, jak bardzo bierze do siebie jego słowa. Tak bardzo pragnęła uwolnić się z tego małżeństwa, z tego pierdolonego życia… To nie brzmiało właściwie tak źle.
Zanim zdołała się opanować, po padającym z jego ust oskarżeniu o puszczalstwo obróciła się gwałtownie na pięcie, podeszła do bruneta i nie przejmując się stanem jego twarzy, wymierzyła mu policzek.
— Nie, żebym musiała się przed tobą tłumaczyć — powtórzyła jego własne słowa sprzed chwili. — Ale od kiedy zostaliśmy małżeństwem, pieprzyłam się tylko z tobą. Tak, jakbyś zasłużył na moją wierność. Więcej nie będę się tym przejmować — warknęła i podeszła z powrotem do drzwi, ignorując go zupełnie. Musiała stąd wyjść.
Więc to właśnie zrobiła. Spędziła u Aidena całą resztę wyjazdu, a po powrocie do akademii nie raczyła nawet spojrzeć w stronę Ledgera. Ten wyjazd coś w niej zmienił. Jakby w końcu dotarła do kresu swojej wytrzymałości. Była podminowana, nie potrafiła usiedzieć spokojnie, a kiedy zostawała sam na sam ze swoimi myślami płakała do utraty tchu. Miała dość. Wiedziała, że się nie uwolni, że tak będzie wyglądać reszta jej życia — z ojcem tyranem i mężem, który jej nienawidził, bez możliwości ucieczki gdziekolwiek, bo ile razy by tego nie próbowała, Sylvester zawsze ją znajdował.
I choć panicznie bała się śmierci, to bardziej bała się żyć. Kiedy ojciec powiedział, że razem z Ledgerem mają pojawić się na jakiejś gali charytatywnej w weekend, Luna uznała, że to jest ten moment. Wiedziała, że nie oberwie za niesubordynację, bo już jej na tym świecie nie będzie, wymówiła się więc złym samopoczuciem i nie pojechała na przyjęcie razem ze swoim mężem.
Chciała jednak, by każdy wiedział z czyjego powodu. Oczywiście miała świadomość, że prawdziwa przyczyna i sposób jej śmierci zostaną zatuszowane, jednak wystarczyło jej, że Sylvester i Ledger będą wiedzieli, czyja to wina.
Napisała dwa listy. Jeden do matki, drugi do męża, do ojca nie miała wystarczająco szacunku. Do pokoju Ledgera włamała się ubrana w suknię ślubną, z opakowaniem tabletek w jednej ręce i butelką wina w drugiej. Drżała na całym ciele, ale nie mogła stchórzyć.
Ułożyła się na łóżku, wcześniej otwierając wino. Zaczęła połykać tabletki, popijając je alkoholem. Nie dała rady wszystkich trzydziestu, bo miała zbyt silne mdłości, ale miała nadzieję, że ma ich w sobie wystarczająco, by zasnąć i już się nie obudzić. Przykryła się kołdrą i wtuliła się w pachnącą Ledgerem poduszkę, czekając, aż senność nadejdzie.
A kiedy w końcu zaczęła odpływać, z ulgą opadła w czerń nieświadomości.
💊
Nie czuła nic. Widziała przed sobą jedynie ciemność. Nie myślała, nie śniła, po prostu jakby zapadła się nagle w czarną dziurę bez jakichkolwiek szans na wydostanie się z niej. Co ciekawe, wcale nie była przerażona, choć spodziewała się, że będzie odwrotnie. Śmierć okazała się nie być tak koszmarnym doświadczeniem jak życie i była samej sobie wdzięczna za podjętą decyzję.
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że coś wdarło się w tę ciszę. W jednej chwili nie słyszała nic, a w następnej ktoś coś do niej mówił, może nawet krzyczał. Jakby znajomy głos, którego jednak nie rozpoznawała. Wypowiadał do niej słowa, których nie rozumiała, nazywał imieniem, które nic jej nie mówiło. Niedługo później na swoim bezwładnym, pogrążonym w błogim stanie ciele poczuła coś, co nie było ani trochę przyjemne. Zrobiło jej się zimno, pragnęła od tego uciec, ale nie potrafiła. Jakby coś zablokowało ją w tym cholernie nieprzyjemnym uczuciu.
Tymczasem jej ciało zaczynało odzyskiwać przytomność, choć przypominało to raczej wynurzanie się z wody i zanurzanie się z powrotem. Otwierała i zamykała oczy, skóra mrowiła ją i drżała od zimna, a żołądkiem targały mdłości. W którymś momencie zwymiotowała na podłogę prysznica tabletkami i alkoholem, część jednak zdążyła już strawić i organizm nie potrafił sobie poradzić z zatruciem. Chciała powiedzieć temu komuś, kto próbował ją ratować, że ma się odpierdolić, bo nie jest zainteresowana powrotem do przytomności i tego żartu, który nazywał się jej życiem, jednak usta kompletnie z nią nie współpracowały.
Nie miała pojęcia, ile czasu minęło od połknięcia tabletek do przebudzenia się. Otworzyła oczy, doskonale pamiętając co się wydarzyło. I była na siebie wściekła, bo znowu jej się nie udało. Znowu zawiodła, nie potrafiła nawet zabić się skutecznie.
— Nie… Ja pierdolę, nie… — szepnęła przez ściśnięte od wymiotów gardło. Pokręciła gwałtownie głową, rozglądając się po pomieszczeniu, jak się okazało, po swoim pokoju. Wiedziała, że to Ledger musiał ją uratować, nikt inny nie miał przecież dostępu do jego pokoju, nie miała jednak pojęcia, jakim cudem się to stało. Wrócił wcześniej, czy zdążyła umrzeć, ale był wystarczająco zdeterminowany, żeby dalej niszczyć jej życie, że ją reanimował?
Cokolwiek się wydarzyło, była, kurwa, wściekła. Podniosła się gwałtownie, ignorując drżenie mięśni i ogólną słabość całego ciała, a także zawroty głowy i mdłości i odrzuciła kołdrę, zeskakując z łóżka na podłogę. Czy ktoś obok niej był? Nie wiedziała, miała coś jakby widzenie tunelowe, skupiała się tylko na tym, co widziała przed sobą.
— Nie, nie, nie, nie, nie — powtarzała jak mantrę. Potrzebowała czegoś skuteczniejszego. Chwyciła w dłoń flakonik z perfumami stojący na toaletce. — Jesteś jebanym śmieciem, Luna, nie potrafisz nawet się zabić — powiedziała do swojego odbicia, po czym cisnęła butelką w lustro, rozbijając je na drobne kawałki. Złapała jeden z tych większych, nie przejmując się pokaleczoną dłonią. — Spróbuj tym razem to spierdolić — szepnęła i przyłożyła ostrą krawędź do swojego gardła.
drama queen 👑
Oddech miała urywany, dłonie jej drżały, a w oczach zbierały się łzy, które w końcu spłynęły po policzkach. Była blada i przerażona. Bała się umrzeć. Śmierć była od zawsze jej największym lękiem, obawą i tylko ze względu na ten strach wciąż nie odebrała sobie życia.
OdpowiedzUsuńDo teraz.
Bo koniec końców okazywało się, że bardziej obawiała się życia. Tego, że nigdy nie będzie w stanie wyrwać się z tej spirali smutku. Że ojciec zawsze będzie ją karał za to, że ośmieliła się istnieć, że mąż będzie się na niej wyżywał i zarzucał ją pretensjami, że szukała namiastki radości w ramionach kogoś innego. Przerażało ją to, że nigdy nie zazna prawdziwego szczęścia. Zazdrościła swoim koleżankom, które były ze swoimi chłopakami z miłości. Zazdrościła im kochających rodziców. Zazdrościła im spokoju i kłótni o to, że nie umyły naczyń i dostały szlaban, bo jeśli ona zrobiła coś nie tak, następnego dnia z bólu nie mogła się ruszać.
Decyzja była prosta. Naprawdę prosta. Zresztą została już podjęta, jedną próbę miała za sobą. Teraz wystarczyło jedynie przeciągnąć szkłem po szyi wystarczająco głęboko, by się wykrwawić. Wiedziała, że będzie boleć, ale była przyzwyczajona do bólu, szkoda tylko, że musiała go doświadczać nawet w swoich ostatnich chwilach. Tabletki były idealną opcją, po prostu zasnęła, nie doświadczając żadnych większych efektów ubocznych, poza tym, że było jej trochę niedobrze. Szkoda, że ktoś ją uratował.
Nie zdążyła nic zrobić, bo nie była już sama. Spojrzała na lustrzane odbicie podchodzącego do niej powoli Ledgera, odnajdując jego ciemne oczy. Zacisnęła mocniej dłoń na szkle, czując, jak ostra krawędź przebija skórę. Po jej przedramieniu spłynęło trochę krwi, po chwili pojawiła się również stróżka z nacięcia na szyi. Chciała przeciągnąć ostrzem, ale się zawahała.
— Zrób to — szepnęła słabym głosem. Gardło bolało ją od wywołanych wymiotów i płaczu. — Odeślij mnie. Zamknij mnie w wariatkowie. Wyślij mnie na bezludną wyspę. Mam to gdzieś, chcę po prostu zniknąć — załkała. Wbiła wzrok w szkło i przycisnęła je mocniej, gotowa zrobić kolejny ruch, ale właśnie w tym momencie Ledger wyrwał je z jej ręki. — Nie! — zapłakała, sięgając po narzędzie, które miało pozbawić ją życia, ale Collins był zbyt wysoki, poza tym trzymał ją zbyt mocno.
Jej ciało się poddało i oparła się całym ciężarem o jego tors, tracąc siłę w nogach. Chwyciła się jego przedramion, płacząc głośno. Była tak zdesperowana, tak spragniona jakiegokolwiek uczucia, że w pierwszej chwili myślała przez ten uścisk myślała, iż naprawdę mu zależy. W jej sercu zapłonął słaby płomyk nadziei.
Który Ledger brutalnie zgasił swoimi słowami. Z jakiegoś powodu bolało to znacznie mocniej niż cokolwiek, czego doświadczyła w swoim życiu. Miała dość. Tak cholernie dość. A on nawet nie pozwalał jej tego skończyć na własnych warunkach.
Dopadło ją takie zrezygnowanie, tak okropna niemoc, że przestała płakać. Opuściła ręce, wciąż opierając się na jego ciele. Była całkowicie bezwładna. Oparła głowę na twardej klatce piersiowej, wbijając niewidzący wzrok w sufit.
— Zabij mnie — odezwała się cicho wypranym z emocji głosem. — Upozoruj wypadek. Albo zostaw mnie samą, a ja zrobię co trzeba. Proszę. Błagam, Ledger. Błagam… Pozwól mi umrzeć. Nie ratuj mnie. Nie ratuj mnie. Nie ratuj mnie… — szeptała, kręcąc głową. Po jej policzkach spłynęły świeże łzy, ale ich nie czuła. Nie czuła nic. — Będziemy wtedy wolni. Ja będę wolna. W końcu będę wolna, nikt mnie już nie skrzywdzi… Tylko tego chcę, wiesz? Żeby już nikt mnie nie skrzywdził. Kiedy umrę, to wszystko się skończy…
🥺
Tak, chciałaby. Bardzo by chciała, bo nie miała już, kurwa, sił. Dotarła do momentu, w którym to wszystko ją przerosło, a ona była pewna, że nie da dłużej rady. Bo nie miała nikogo, kto dałby jej jakiekolwiek wsparcie. Całe życie jedynie obrywała, dosłownie i w przenośni, a kiedy Ledger dołączył do grona niszczących ją ludzi… Wolałaby być sama, bez obciążenia w postaci męża, którego cieszyła jej krzywda. Może zrobiła błąd, może nigdy nie powinna próbować odebrać sobie życia w jego pokoju, w sukni ślubnej, która była dla niej swego rodzaju przypieczętowaniem koszmaru, w którym żyła. Bo pewnie by go to tylko ucieszyło.
OdpowiedzUsuńAle w takim razie po co ją ratował? Po co, do cholery, zmusił ją do wymiotów? On by miał spokój, ona miałaby spokój… A tymczasem wciąż tu tkwiła. A on na nią krzyczał. Kolejny raz miał do niej pretensje o to, że w ogóle istniała. Nie był w tym odosobniony, ale z jakiegoś powodu fakt, że dołączył do grona ludzi nienawidzących ją za nic przelewał czarę goryczy.
Patrzyła na niego pustym wzrokiem, nie potrafiąc wykrzesać z siebie żadnych emocji. Łzy spływały po jej szyi razem z krwią, a Luna wbijała spojrzenie w twarz Ledgera, pragnąc, żeby wkurwił się na tyle, by ją udusić. Chyba byłby do tego zdolny, prawda?
— Nie prosiłam, żebyś mnie ratował. Myślałam, że wrócisz jak już będę martwa — odezwała się cicho słabym głosem, wyraźnie kontrastując z tym, jak brzmiał Collins.
I wtedy coś do niej dotarło.
— Nie przeczytałeś listu, który dla ciebie zostawiłam, prawda? — spytała i roześmiała się smutno. Nie wierzyła, że był aż tak pozbawiony uczuć. Nie był normalnym człowiekiem, zdecydowanie nie, ale nie podejrzewała go o takie wyzucie z wszelkich emocji, by nie przejął się ani trochę tym, co wyznała w liście. — Niczego nigdy od ciebie nie chciałam. Napisałam tylko ten list, żebyś go przeczytał, żebyś zrozumiał…
I nagle ona również poczuła w sobie zalążek złości, zalążek, który rozrastał się coraz bardziej. Chciała, żeby przestał ją dotykać, ale nie potrafiła znaleźć w sobie siły, żeby się odsunąć.
— Skoro nie przeczytałeś, to go ode mnie usłyszysz. Układałam go w głowie tak długo, że pamiętam każde słowo — powiedziała, ignorując go. Mógł sobie krzyczeć, mógł na nią pluć, mógł sprawiać jej ból swoim chwytem, nie zamierzała zaszczycać tego uwagą.
— Ledger, jeśli czytasz ten list, to znaczy, że mnie już nie ma. Może masz wystarczająco przyzwoitości, żeby dowiedzieć się, co miałam do powiedzenia przed samą śmiercią, a może jesteś po prostu ciekawy, dlaczego to zrobiłam. Nie chcę znać twoich motywacji, chcę, żebyś ty poznał moje. Możesz mieć mnie za tchórza, za dramatyzującą księżniczkę, ale prawda jest taka, że gdybyś przeżył to co ja, również chciałbyś uciec w jakikolwiek sposób. Wyobraź sobie przez chwilę, że jesteś dzieckiem. Malutkim, niedawno zacząłeś chodzić, nie potrafisz jeszcze dobrze mówić. Odkrywasz świat, wydaje się, że wszystko jest w porządku. Ale dość szybko doświadczasz nieprzyjemnych rzeczy. Czujesz ból, którego nie potrafisz nazwać, krwawisz z miejsc, z których wiesz, że nie powinieneś krwawić. Wiesz to, choć jesteś malutki. Zasypiasz z myślą, że może jeśli zakryjesz się wystarczająco szczelnie, to nic się nie stanie. Ale się dzieje. Wyobraź sobie, że kiedy dostajesz pierwszej miesiączki to nie mama prowadzi cię do ginekologa tylko tata, bo boi się, że zajdziesz w ciążę. Wyobraź sobie, że kiedy zaczynasz się buntować, bo doskonale wiesz, że to, co ci robi jest złe, bije cię tak mocno, że żebro przebija ci płuco. Więc milczysz. Znosisz to przez siedemnaście lat, czasami częściej, czasami rzadziej, ale wiesz, że on to zrobi. Wyobraź sobie też, że zostajesz zmuszony do małżeństwa z osobą, która nienawidzi cię za nic. Nigdy nie dostaniesz od tego kogoś ciepła, wsparcia, miłości. Zawsze już będziesz nieszczęśliwy, bo wyrwiesz się z rąk tyrana tylko pozornie, on zawsze znajdzie sposób, żeby sprawić ci ból. Nie masz nawet bezpiecznego miejsca, do którego możesz uciec, bo twój mąż cię nie obroni, on tobą gardzi, zwraca na ciebie uwagę tylko wtedy, gdy rozkładasz przed nim nogi. Nie dziw się więc, że wolę umrzeć niż zestarzeć się w taki sposób. Mam nadzieję, że kiedy mnie zabraknie, ojciec pozwoli ci poślubić kogoś, kto cię uszczęśliwi, bo mimo wszystko tego ci właśnie życzę. Na koniec mam do ciebie jedną prośbę. Rozsyp moje prochy gdzieś w Anglii. To było jedyne miejsce, w którym czułam choć trochę szczęścia. Nie pozwól na to mojej matce ani tym bardziej ojcu, chciałabym, żebyś to był ty. Luna.
UsuńKażde słowo padające z jej ust było naznaczone bólem. Jej głos drżał, a łzy płynęły po policzkach, ale patrzyła prosto w oczy bruneta. Bo chciała, żeby to wybrzmiało. Chciała, żeby zrozumiał, żeby zobaczył w niej skrzywdzoną dziewczynę i po prostu pomógł jej to zakończyć raz na zawsze.
— Możesz strzelić mi w głowę. To będzie szybka śmierć, nie będzie bolało — szepnęła. — Potem włóż mi do ręki pistolet i odejdź. Albo wyjdź, a ja sama się wszystkim zajmę. Możesz udawać, że o niczym nie wiedziałeś. Ale ja nie dam tak dłużej rady, rozumiesz? — jej głos całkowicie załamał się przy ostatnim zdaniu. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje, ale starała się utrzymać na nogach. —Proszę,, pomóż mi. Chociaż raz mi pomóż…
🥺🥺🥺
Nie był jedyną osobą, która nie miała ochoty na jej dramaty, sama Luna miała ich dość. Ale nie potrzebowała całego tego sarkazmu, którym ją zasypał, choć fakt faktem, że gdy to robił, utwierdzała się w przekonania, iż odebranie sobie życia było słuszną decyzją, bo on nigdy nie zrozumie, nawet nie chciał rozumieć. Z góry zakładał, że ktoś taki jak ona nie ma problemów. A prawda była taka, że miała ich więcej niż przeciętny człowiek. Nie każdego ojciec był pedofilem, gwałcicielem i damskim bokserem.
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie wiedziała, po co przytoczyła Ledgerowi słowa, które napisała w liście, skoro najwyraźniej go to nie interesowało. Może ze strachu, że ją oleje i nigdy się nie dowie. A może po prostu ciążyło to na niej tak długo, że zwyczajnie nie miała siły dłużej tego w sobie dusić.
Tak czy inaczej nie mogła cofnąć czasu. Nie mogła też przewidzieć jego reakcji. Uwierzy jej? Nie uwierzy? Na dobrą sprawę czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie była jego problemem, a jej przeszłość tego nie zmieniała. Niczego od niego nie oczekiwała. Chciała jedynie zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.
A może już nie żyła? Może to była jakaś spersonizowana wersja piekła?
— Pytasz o gwałt czy pobicie? Zresztą to nie ma znaczenia, bo w obu przypadkach odpowiedź brzmi tak samo — powiedziała wyzutym z emocji głosem. Czuła się tak, jakby opowiadała o doświadczeniach kogoś innego.
Jednak kolejne jego słowa obudziły w niej emocje. Złość. Była zła, bo naprawdę myślała, że jej pomoże. Przecież jej nienawidził, pozbyłby się problemu, to była sytuacja win-win.
— Więc po co mówiłeś, że to zrobisz, jeśli spróbuję jeszcze raz? — spytała z narastającą w głosie wściekłością. Odwzajemniła spojrzenie i pokręciła gwałtownie głową. — Czyli lepiej, żebym dalej żyła w ten sposób? Wiem, że cieszy cię moje cierpienie, dość jasno mi to pokazałeś więcej niż raz, ale dlaczego nie pozwolisz mi odejść na moich warunkach?! To jedno chciałam zrobić po swojemu, rozumiesz, Ledger?! Jedną rzecz! Nigdy wcześniej niczego nie zrobiłam tak jak chciałam! — wykrzyczała przez ściśnięte gardło, po czym roześmiała się pozbawionym wesołości śmiechem. — A co ty niby możesz? Nawet na mnie nie patrzysz! Mijasz mnie na korytarzach i udajesz, że jestem dla ciebie obcą osobą! Żeby kogoś chronić, trzeba się tą osobą interesować! Nigdy nie zapytałeś, skąd mam na ciele siniaki, skąd w moim pokoju wzięła się krew, dlaczego nie mam siły chodzić, dlaczego nie chcę się z tobą pieprzyć i mówię ci, że dostałam pierdolonego okresu trzeci raz w tym miesiącu! Nigdy! A teraz twierdzisz, że nie pozwolisz mu więcej mnie skrzywdzić? — znowu się roześmiała i wyrwała się z jego uścisku. — Za późno na twoją ochronę, litość, czy jakkolwiek chcesz to nazwać. Miałeś rok, żeby to dostrzec. Rok! Miałeś rok, żeby mi, kurwa, pomóc, żeby mnie od niego uwolnić! Żeby dać mi chociaż trochę uczucia, którego potrzebowałam! Żeby… Żeby… — urwała, biorąc szybkie, urywane oddechy. Zaczęła chodzić po pokoju, ciągnąc za swoje poplątane włosy. Miała wrażenie, że zaraz się udusi. Oparła się plecami o ścianę i zjechała po niej, opadając na podłogę. — Zo… Zostaw… Mnie… W spokoju… Wyjdź… — wydyszała z trudem.
😐
Nagle bliskość Ledgera stała się do niej całkowicie nie do zniesienia. Próbowała wtopić się w ścianę, ale ta była za jej plecami nieustępliwa. Patrzyła na bruneta spanikowanymi oczami, a kiedy jego ramiona nagle ją objęły i przyciągnęły do siebie, zaczęła się wyrywać i gdyby nie to, że nie mogła złapać tchu, również by krzyczała.
OdpowiedzUsuńAle nie miała ku temu możliwości, niczego nie ułatwiał fakt, że Collins przycisnął ją do siebie tak mocno, jakby miał połamać jej żebra. Najpierw zaczęła się dusić jeszcze bardziej, ale kiedy obróciła głowę w bok i oparła policzek na jego klatce piersiowej, powoli zaczęła się uspokajać.
Nie miała pojęcia jak długo to trwało. Zupełnie straciła poczucie czasu. Wiedziała jedynie, że delikatne głaskanie po plecach zdawało się wyciszać jej umysł, tak samo jak bliskość Ledgera i jego do bólu znajomy zapach. Bo mimo wszystko jej mąż nie kojarzył jej się z niebezpieczeństwem. Nie szanował jej, nie była mu potrzebna do niczego więcej niż zaspokojenie własnych potrzeb, ale nigdy nie skrzywdził jej fizycznie; nie sprawił bólu, którego by nie chciała, nie zmuszał do seksu, gdy mu odmawiała, nie podniósł na nią ręki. Dla znającej jedynie ból i zagrożenie Luny to był synonim bezpieczeństwa. Była tak bardzo skrzywiona, że wystarczył brak przemocy, by uznała kogoś za względnie dobrego.
W końcu przymknęła powieki, a jej ręce mimowolnie oplotły w pasie jego sylwetkę. Oparła się na nim, oddychając powoli i mimo że wciąż nieco drżała, atak paniki pozostał wspomnieniem.
— Nic nie możesz zrobić — szepnęła. — Nawet ta uczelnia nie stanowi dla niego wyzwania. Wystarczy, że każe mi wrócić na weekend do domu, a ja nie mogę odmówić, bo będzie tylko gorzej — powiedziała wciąż tak samo cichym głosem. Zadrżała nieco mocniej na samą myśl o swoim ojcu. Pierwszy raz opowiadała komuś o swojej sytuacji. Nie sądziła, że to będzie tak kurewsko trudne. — Zresztą wiesz, jak wyglądało to ostatnim razem, gdy stanąłeś w mojej obronie. On nie wie co to litość. Nigdy nie wiedział. Właściwie jestem pewna, że tylko go bardziej wkurwiłeś, ale nie mógł mnie dorwać samej, dlatego mi się upiekło. Nie mam już siły tak żyć, Ledger. Nie mam w nikim oparcia, nie mam ucieczki. Wiesz, kiedy okazało się, że muszę za ciebie wyjść… — urwała i wciągnęła ze świstem powietrze. Nie chciała tego mówić, ale dziś nie miała już nic do stracenia. — Nawet się cieszyłam. Bo myślałam, że to się skończy. Nie liczyłam, że się pokochamy, liczyłam, że chociaż się polubimy, że w końcu będę miała w swoim życiu coś dobrego. A potem zrozumiałam, jak bardzo mnie nienawidzisz. Za nic. Bo ja też się o to nie prosiłam, a okazało się, że traktujesz mnie tak, jakby to wszystko była moja wina, jakbym to ja zmusiła cię do małżeństwa, jakbym czegoś od ciebie chciała… Mam tego dość, wiesz? Tego wszystkiego. Dlatego połknęłam tabletki. Bo kiedy umrę, żaden z was nie będzie już mógł mnie skrzywdzić…
🥲