2025/03/24

[K] Noah Arnault

Ancestral Delights

Noah Arnault

Egoistyczny, pewny siebie, a przede wszystkim zapatrzony w siebie i swoje przyjemności.

Jest tym, który zawsze stawia siebie na pierwszym miejscu, nie licząc się z nikim. Uwielbia kobiety i traktuje je jak zabawki, nie zważając na ich uczucia. Wszystko, co robi, ma na celu jedynie jego własny zysk i wygodę. Nie obchodzi go opinia innych, bo wie, że nikt nie jest w stanie go zmienić. Każdy dzień to dla niego kolejna okazja do podkreślenia swojej dominacji wśród ludzi. To prawdziwy mistrz życia na własnych zasadach, bez jakichkolwiek zahamowań. Jest chodzącym, niebezpiecznym uzależnieniem. Jego charyzma i pewność siebie przyciągają jak magnes, a im dłużej jesteś w jego pobliżu, tym trudniej się od niego uwolnić. Jest jak narkotyk – wciąga cię bez reszty, sprawiając, że chcesz więcej, mimo że wiesz, że to niezdrowe. Nie tylko perfekcyjnie manipuluje, ale także potrafi zniszczyć wszystko, co stanie mu na drodze, zostawiając za sobą zrujnowane serca i nieprzytomne umysły. To nie jest zwykły chłopak – to prawdziwy życiowy chaos, który nie zna granic.

19 lat • Urodzony 13 lipca 2006 roku w Paryżu • Jego biologiczny ojciec popełnił samobójstwo, kiedy chłopak miał 5 lat (ściśle tajne) • Syn aktorki Anne-Marie Dewavrin i pasierb Alexandra Arnault - głównego dyrektora luksusowych marek • Drugi rok specjalization years na profilu polityczno-społecznym • Najlepiej radzi sobie z psychologią społeczną i manipulacją opinią publiczną, najwięcej czasu na naukę zajmuje mu treść przedmiotu związanego z analizą geopolityczną i konfliktami międzynarodowymi • Kapitan w drużynie szermierki, członek klubu Helios • Krążą plotki, że odziedziczył po ojcu zaburzenia psychiczne, a jego niespodziewane, chwilowe zniknięcie jakiś czas temu, nijak nie było powiązane z odpoczynkiem i wakacjami w egzotycznych krajach • Skrywaną tajemnicą jest fakt, że cierpi na CHAD oraz to, że trzy lata temu na wakacjach w gronie znajomych przyczynił się do śmierci jednego z nich (skandal ten skutecznie i szybko został wyciszony przez rodzinę, a on nigdy nie usłyszał żadnych zarzutów).

40 komentarzy:

  1. [Witamy, witamy… 😏😌]
    najukochańsza siostrzyczka 😏

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć!
    Noah to chyba definicja kogoś, kto powinien, a nawet MUSI, pojawić się w akademii! Charyzmatyczny i niebezpieczny – to totalnie zwiastuje kłopoty, z których pewnie Noah świetnie się wywinie. :D
    My z Zeiną chętnie zmierzymy się z tym jego charakterkiem, szczególnie że tak bardzo się od siebie różnią!
    Od siebie życzę wiele, wiele weny i samych wspaniałych wątków! ❤️]

    Zeina de la Torre-Caballé 🎤👑

    OdpowiedzUsuń
  3. [Toż to jakby znajome nazwisko nam się tutaj pojawiło. Intryga się zagęszcza... Witamy, witamy. Kolejne bożyszcze tłumów w naszych (nie)skromnych progach. Temu panu to przydałby się ktoś, kto tym razem jemu złamie serce, bo dobrze by mu to zrobiło 🤭
    Chaos w murach Valmont zawsze mile widziany. Rozpustnej zabawy i miłego pisania!]

    Kornélia ☾⭒.˚

    OdpowiedzUsuń
  4. [Chodź do nas coś wymyślić! ale mamy tu pole do popisu, uff aż mi tchu brak z ekscytacji :D Szermierka, ten sam profil, (choć to młodszy gówniak zadufany w sobie hehe) no i coś, co chętnie bym postawiła na drodze ułożonej Noor - c.h.a.o.s.
    wiesz, ona cierpi na bezsenność, jakby trzeba było być (nie)świadkiem kłopotów po zmroku :D
    cudowności w Valmont <3]

    Noor 💫✨ 🌟

    OdpowiedzUsuń
  5. [Zaspamowałam cię milionem propozycji na nasze uzdrowicielskie wakacje, jestem pewna, że coś ci się spodoba 🤭]

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dzień dobry! Witamy kolejnego ucznia profilu polityczno-społecznego, mam nadzieję, że panicz Arnault przeżyje z nami same niezapomniane chwile na zajęciach z psychologii społecznej i manipulacji opinią publiczną, postaramy się zapewnić dużo emocji 😈 A tak serio to hej, ciekawa postać, tajemnicza i nieprzewidywalna. Myślę, że dobrej zabawy Wam nie zabraknie, ale mimo wszystko życzę miłego, (nie)grzecznego pisania! 😊]

    Jared Shamir

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć czekoladko :) Prawdziwy życiowy chaos mówisz, huh? To może i lepiej, w końcu Valmont, mimo prestiżu, zdaje się przyciągać tych, którzy nie boją się dawać o sobie znać. Zresztą, bycie częścią Heliosu mówi samo za siebie. :D
    Nasze chłopaki z pewnością się znają, skoro Noah jest bratem byłej dziewczyny Theo. Czy się lubią? Nie zdziwię się, jeśli nie. :)
    Baw się dobrze!]

    Theo von Eisenhart & Seraphine Rousseau

    OdpowiedzUsuń
  8. Zarywanie nocy po to, aby szkicować lub malować było już jej rutyną. Kiedy spędzała czas w ten sposób, łatwiej było jej zapanować nad głodem.
    Czasami był jednak tak silny, że skurcze żołądka stawały się nie do wytrzymania i wtedy to robiła.
    Wciskała pauzę.
    Korzystała albo z przekąsek, które wciąż ze sobą nosiła jak jakiś talizman mający sprawić, że nikt nie zacznie jej podejrzewać o to, że jej problem przez cały czas istniał, albo sięgała po papierosy i kawę.
    Nie mogła jednak przerwać tej chwili. Słyszała burczenie swojego brzucha, ale obraz był zbyt ważny. Dlatego padło na papierosy. Zabijały chęć zjedzenia w tym momencie i przenosiły ją odrobinę w czasie. Sprawiając jednocześnie, że zmysły Chantelle się wyostrzały. Zapach rozpuszczalnika, farb i papierosów mieszał się w jedność, wnikał w obraz.
    Wpatrując się w wypuszczany przez usta dym na płótno, próbowała odwzorować delikatne kształty, jego ulotność, szybkość przemijania.
    Wiedziała, że swoimi nocnymi schadzkami łamała regulamin, jedna złamana zasada w te czy we w te nie robiła jej już żadnej różnicy.
    Nie słyszała skrzyknięcia drzwi, nie słyszała kroków, za bardzo pochłonięta tworzeniem. A może wcale nie było tego słychać? Nie miała pewności jak długo tam stał, nim zaczęła wyczuwać jego obecność, nim usłyszała jego oddech, głos, wypowiadający jej imię.
    Słysząc ten głos, odwróciła się gwałtownie na pięcie i wbiła ostre spojrzenie w męską sylwetkę.
    — Co ty tutaj robisz? — Spytała, nie odrywając od niego oczu. Ścisnęła mocniej palce na trzonie pędzla i stanęła z rozstawionymi nogami, jakby chciała ukryć swój obraz przed nim. Bo może, tylko może, czuła się w jakimś sensie winna jego powstaniu. Bo może za bardzo przypominał tamte obrazy. Zbiór plam, kształtów, roztarć, smug. Intensywny kolor.
    Krzyczał do niej. Wolał ją.
    Patrząc na obraz miała wrażenie, że znowu słyszy jego przytłumiony krzyk dochodzący jakby z oddali.
    Słyszała jak krzyczał jej imię. Jak wyrywał ją z miejsca, w którym pragnęła być.
    Doktor mówił, że miejsce, które widziała mogło jej się po prostu śnić. Przedawkowała leki. Stwierdził, że to one mogły wywołać wrażenie znalezienia się gdzieś, że to tylko jej głowa.
    Ale Chantelle wierzyła, że Noah wszystko zniszczył. I nie rozumiała, jak mógł jej to zrobić, jak nie mógł pozwolić jej odejść.
    Powinna to zrobić. On zresztą też.
    Oboje na to zasłużyli i dobrze o tym wiedzieli.

    Chantelle

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hej, bardzo dziękuję za powitanie i miłe słowa. :) Eva Green doskonale wpasowuje się w klimaty dark academy, więc szkoda byłoby jej nie wykorzystać!
    Również życzę dużo weny i świetnych wątków, a wydaje mi się, że Twój chłopaczek właśnie na takie ma potencjał. <3]

    Morrigan Ó Dubhuir

    OdpowiedzUsuń
  10. Odetchnęła głęboko, opierając się plecami o chłodną ściankę basenu. Jak nigdy wcześniej, tak dzisiaj Octavia czuła się zmęczona, być może tempem, które sobie narzuciła. Musiała poprawić czas, bo ostatnio zdecydowanie się w tym opuściła, a nie mogła pozwolić na to, aby mieć złe wyniki, drużyna zdecydowanie nie byłaby zadowolona, gdyby Octavia Arnault wypadła źle na zbliżających się zawodach.
    Był późny, piątkowy wieczór. Wiedziała, że w rezydencji akurat w najlepsze trwała impreza, ale ona jeszcze nie miała ochoty tam wracać. Musiała chwilę pobyć sama, pobyć sam na sam ze swoimi myślami.
    Spojrzała w stronę okna, gdzie na dworze było już całkiem ciemno, jedynie delikatne światło lamp rozjaśniało jako tako szkolne podwórko. Mimo tego, że na basenie było ciepło, a woda była podgrzewana, to Octavia poczuła, jak robi się jej zimno. Zakończyła więc swój trening, stwierdzając, że to już odpowiedni czas, aby wrócić do internatu.

    Kilkanaście minut później Octavia niespiesznie kierowała się w stronę Rezydencji Czarnej. Jednak, będąc już na korytarzach budynku, nie dało się usłyszeć głośnej muzyki, zaś większość uczniów była skupiona w grupkach, trzymając kieliszki z dobrym alkoholem, rozmawiając na różne tematy. Muzyka owszem, leciała, ale tak by nie trzeba się było przekrzykiwać.
    Kilka koleżanek zatrzymało ją tuż po wejściu, pytając, czy Octavia do nich dołączy. Mimo niechęci, zgodziła się, bo jednak samotne siedzenie w pokoju jej też nie odpowiadało.
    — Tylko się szybko przebiorę — odparła, kierując swoje kroki w stronę pokoju, gdzie tak jak powiedziała, przebrała się z wygodnych dresów na czarną, krótka sukienkę oraz szpilki.

    Kiedy ponownie pojawiła się w pokoju wspólnym Rezydencji Czarnej, jej spojrzenie od razu przebiegło po zebranych osobach, a na dłuższą chwilę zatrzymało się na Nim. Noah, otoczony był wianuszkiem kolegów i koleżanek. Jedna z dziewczyn — Amy, aż za bardzo starała się, by zwrócił na nią swoją uwagę. Octavia poczuła… dziwne ukłucie. Coś na wzór zazdrości? Sama nie wiedziała, jak to określić, ale nie podobało jej się ani trochę to, jak blondynka wdzięczy się i pręży przed Noahem. Westchnęła. Długo i przeciągle, choć można było wyczuć w tym westchnieniu nutkę irytacji.
    W końcu się ruszyła, kierując się prosto w stronę Noah oraz jego znajomych. Uśmiechnęła się na powitanie, całkiem przyjemnie, po czym chwyciła między palce szklankę z grubego szkła, którą trzymał jej brat. Upiła łyk, spoglądając to na Noah, to na Amy, która nie odsunęła się od niego ani na krok.
    — Nowa przyjaciółka? Poprzednia już się znudziła? — zapytała, unosząc w górę jedną brew.
    🤨

    OdpowiedzUsuń
  11. Miała ochotę wbić mu w oczy ostre zakończenie pędzla i mu je wydłubać. Najpierw jedno, później drugie. Po to, aby nigdy więcej nie musiała czuć na sobie jego spojrzenia. Doprowadzało ją do szału i te szaleństwo nie miało w sobie grama z przyjemności. To była czysta nienawiść.
    — Bo jutro rano powinnam oddać pracę na zajęcia z technik malarstwa, ale byłam zbyt zajęta nauką do zaliczeń — skłamała bez mrugnięcia okiem. Była w tym dobra. Czuła, że kłamstwo było sztuką, która opanowała do perfekcji — więc teraz, mój ty troskliwy przyjacielu możesz wyjść i spokojnie szpiegować innych. — prychnęła, naprawdę powstrzymując się przed zrobieniem mu czegoś, co mogłoby go zaboleć, a czego sama później by z pewnością żałowała.
    Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza.
    — Wiesz, nie każdy ma luksus odcięcia się od siebie garścią tabletek i udawania, że to coś rozwiązuje — syknęła nagle, przerywając te ciszę. Chciała sprawić mu ból i chociaż była za dużym mięczakiem, aby zrobić to fizycznie, nie miała oporów przed wycelowaniem w czułe punkty słowami. Zwłaszcza, że to nie był przecież jedyny sekret, jaki ze sobą dzielili. — Ja… przynajmniej czegoś próbuje, a ty? A ty się ciągle chowasz. Nic więcej. Za pigułkami, za sarkazmem, za tą wieczną pozą chłopaka, który ma wszystko w dupie, Ale to przecież nieprawda, prawda? — Kącik ust Chantelle uniósł się do góry, a w jej oczach błysnęła iskierka. Przyglądała mu się, przykładając papieros do ust i mocno się nim zaciągając, aby następnie wypuścić przez rozchylone wargi dym, prosto w jego twarz — znam prawdę i wiem, że gdybyś naprawdę miał wszystko gdzieś, nie byłoby cię tutaj — prychnęła. I nie chodziło o samo niańczenie jej tutaj. Wiedzieli, że gdyby miał wszystko w dupie, Chantelle by tutaj nie było. I to właśnie ten fakt miała na myśli — więc może przestań bawić się w dobrego kumpla i weź przykład z Liama? Możesz wrócić prosto do swojego pokoju i smacznie spać — powiedziała, a następnie cofnęła się o krok i odwróciła plecami do chłopaka. Co on mógł wiedzieć… wzięła głęboki oddech i policzyła w myślach do dziesięciu, aby na niego niepotrzebnie nie naskakiwać. Bo wiedziała, że tylko by go utwierdziła w swoim przekonaniu. Błędnym przekonaniu.
    — A może pominąłeś porcję tabletek i to z tobą jest problem? — Syknęła — poważnie, Noah, nie musisz mnie niańczyć. Potrafię o siebie zadbać. I wiem co muszę robić, aby tam nie wrócić. Więc daj mi, kurwa, spokój i zajmij się swoimi problemami. Nie myśl sobie, że przez to, że mnie tu zatrzymałeś możesz, nie wiem, rościć sobie jakieś głupie prawa czy co tam się roi w twojej głowie. I nie mam żadnego długu, żeby to była jasność, Noah, nie jestem ci za nic wdzięczna — odwróciła się by na niego spojrzeć — wręcz przeciwnie, zemszczę się za to co mi zrobiłeś — chciała, żeby miał jasność jak to wyglądało z jej perspektywy, bo nie była pewna czy na wycieczce na pewno do to niego dotarło.

    bardzo przyjacielska Channy

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdecydowanie się różnili. Octavia od zawsze była ambitna, chciała być zawsze najlepsza i dążyła do tego, by właśnie taka być. U niej nie było mowy o porażce, o tym, by mogła być gorsza. Noah za to podchodził do wszystkiego bardzo luźno, nie przykładał się za bardzo do nauki, a i tak jakimś cudem osiągał całkiem dobre wyniki, co czasami Octavie zdumiewało. Jej brat największą uwagę poświęcał szermierce, kochał ten sport całym sercem i to nie było dziwne, że był też kapitanem drużyny. Był odpowiednią osobą na to miejsce, odnajdywał się na tym stanowisku znakomicie.
    — Nagle Ci to przeszkadza, Noah? — zapytała, unosząc w górę jedną brew. Rozbawiło ją to jego wywrócenie oczami, dlatego też uśmiechnęła się, nieco złośliwie. Bywała czasami okropna dla Noaha, nie odpuszczała mu, chcąc sprawić, by dotrzymał jej kroku w tym jej własnym wyścigu po pierwsze miejsce. On zaś zawsze brał w tym wszystkim udział, bo nie lubił odpuszczać.
    Spojrzała na Amy, która westchnęła i zrozumiała, że ma sobie iść, że to miejsce nie jest dla niej.
    — Co Ty byś beze mnie zrobił, Noah? — zapytała, odprowadzając Amy spojrzeniem. Chwilę później spojrzała na niego, z uwagą lustrując jego twarz. Widziała ekscytację w jego wzroku, a to znaczyło tylko to, że zaraz wymyślą jakąś chorą grę.
    — Noah, pamiętasz, że mieliśmy umowę? Żadnych zbędnych gestów wśród innych. Naprawdę, nie zależy mi na tym, żeby wszyscy wokół mówili o naszym… układzie — mruknęła, kiedy poczuła, jak jego dłoń wylądowała pod ramiączkiem jej sukienki. Rozejrzała się dyskretnie, czy aby na pewno nikt nie spogląda w ich stronę, a kiedy upewniła się, że nikt nie patrzy, spojrzała na Noaha. Westchnęła, opierając się plecami o ścianę, oddając mu jednocześnie szklankę z resztką alkoholu.
    — Wyzwanie? Nie mam pomysłu, więc może zdam się na Ciebie. W sumie, co my tu robimy? — zapytała, przesuwając spojrzeniem po zebranych ludziach.
    Siostrzyczka 😌

    OdpowiedzUsuń
  13. Jej milczenie było głośniejsze niż jakikolwiek krzyk, który wcześniej wydostawał się z jej ust. Zaciskała szczękę, stojąc nieruchomo i zastanawiając się, co właściwie ma mu powiedzieć. Jego obecność tak bardzo działała jej na nerwy.
    — To, że spędziliśmy razem kilka miesięcy w klinice nie oznacza, że cokolwiek o mnie wiesz, Arnault. Nie ma różnych wersji Chantelle, jestem po prostu ja. Taka, jaka jestem. I tyle. Nic więcej niż mniej — to było tak oczywiste kłamstwo, że nawet nie myślała o tym, że mógłby w to uwierzyć. Wystarczyło spojrzeć na nią teraz i za dnia, gdy musiała spędzać czas z innymi uczniami, pokazywać się profesorom czy spotykać się z Liamem. Chciała coś dodać, ale była na tyle świadoma siebie, że wolała się już bardziej nie pogrążać.
    — Co ty możesz wiedzieć o zaliczeniach z malarstwa? — Spytała, mrużąc powieki. Dlatego właśnie wolałaby ukryć przed nim obraz. Sama dostrzegła zbyt dużo podobieństw do obrazów z kliniki. Ale po prostu… musiała pozwolić sobie na opuszczenie ciężaru, który ją przygniatał. Bo chociaż zdawała się tym wielce nie przejmować, świadomość zdrady swojego chłopaka była ciężka do zniesienia. Chociaż bardziej niż samo zdradzenie, niszczyła ją świadomość, że cholernie jej się to podobało i wcale nie zamierzała tego kończyć. Tak długo, jak zamaskowany chłopak zamierzał się z nią zabawiać, Chantelle również chciała brać w tym udział.
    — Jedyne co nas łączy to wspólne miesiące w psychiatryku i śmierć tamtej dziewczyny — szepnęła wściekła — i nic więcej. Rozumiesz? Nie masz żadnego prawa udawać, że się i mnie martwisz — dodała jeszcze, cały czas próbując zachować w sobie względny spokój.
    Zacisnęła mocniej palce na pędzlu, słysząc jego szept. Może miał rację. W życiu jednak nie zamierzała się do niczego przyznać. Nie jemu. Bo wiedziała, że dla niego nie była kimś nadzwyczajnym. Dla nikogo nie była. Miała tego aż zbyt bolesną świadomość. Dlatego nie czuła potrzeby otwierania się przed kimkolwiek.
    Słysząc jego kolejne słowa, nie zastanawiała się nad tym, co tak właściwie robi. Wypuściła pędzel z ręki, bo potrzebowała mieć ją wolną do tego, co jedyne było słuszne do zrobienia w tym momencie. Zamachnęła się mocno prawą dłonią i bez jakiejkolwiek refleksji, uderzyła otwartą dłonią jego policzek. W pomieszczeniu zabrzmiał dźwięk plaśnięcia, a Chantelle syknęła cicho, bo dłoń ją paliła od uderzenia. Prawda było, że nie oszczędzała siły. I nie miała żadnego poczucia winy czy wyrzutów, że go uderzyła. Zasłużył sobie.
    — A nie pomyślałeś o tym, że może ja nie chcę być silna!? — Dyszała ciężko, patrząc prosto w jego oczy — nikt mnie nie pytał czy tego chcę! Nikt! Co to w ogóle znaczy być silną? To znaczy, że nie mogę czuć? Nie mogę przeżyć tego życia tak jak chcę? Skoro już i tak muszę, chciałabym to zrobić na swoich zasadach! Tak jak chce. Po prostu! — Wiedziała, że w nerwach powiedziała za dużo, stąd nagle zacisnęła mocno szczękę i nie odezwała się słowem. Odwróciła też spojrzenia od chłopaka i wbiła je w swój obraz. Wyciągnęła dłoń i przesunęła palcami po płótnie, rozmazując to, co do tej pory tak starannie tworzyła.
    — Dlaczego tak bardzo uparłeś się na ratowanie kogoś, kto wcale nie chce być uratowany, co? Musisz mieć cholernie nudne życie — mruknęła cicho, nie odrywając palców od płótna. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego tak się uwziął.


    Chantelle, która będzie próbowała go jednak wykurzyć

    OdpowiedzUsuń
  14. Chantelle stała chwilę bez ruchu, patrząc na chusteczkę w jego dłoni jak na jakąś groteskową kpinę. Wzięła ją tylko po to, żeby zmiąć ją w pięści i cisnąć mu pod nogi z taką siłą, jakby sama czynność miała wyrzucić z niej cały gniew.
    — Wiesz o mnie więcej? — prychnęła gardłowo, jej głos ociekał pogardą. — Może i wiesz, jak smakują moje upadki, Noah, ale nie masz kurwa pojęcia, kim naprawdę jestem. Nigdy nie miałeś.
    Podniosła głowę, włosy przykleiły się do spoconego czoła, krew spływała jej powoli z nosa, ale nawet tego nie zauważyła. Jej spojrzenie płonęło wściekłością.
    — Zawsze myliłeś chaos z siłą. Zawsze patrzyłeś na moje ruiny i myślałeś, że możesz je posprzątać albo… że mogą cię uwielbiać za samą obecność. — Parsknęła pustym śmiechem. — Ale to nie jest troska, Noah. To chęć kontrolowania tego, czego sam nie umiesz naprawić w sobie.
    Wbiła palec w jego tors, celując dokładnie w jego serce.
    — Nie jestem twoim zasranym projektem odratowania! Nie jestem twoją cholerną misją! — krzyknęła, czując, jak coś w niej pęka, jak każda słabość, którą przez lata próbowała ukryć, zaczyna wypływać na powierzchnię.
    — Żałujesz? — syknęła, zbliżając twarz do jego, tak że dzieliły ich ledwie centymetry. — Myślisz, że to cokolwiek znaczy? Że twoje pierdolone żałuję wymazuje to, co zrobiliśmy? Co mi zrobiłeś? — Jej głos złamał się na ostatnich słowach, ale szybko go odnalazła, zmieniając ton na jeszcze bardziej jadowity. — Twoje sumienie to twój jebany problem. Ja już dawno przestałam wierzyć, że cokolwiek w nas było czyste.
    Jej oddech był płytki, urywany, a w oczach pojawiły się łzy, ale gotowa była umrzeć, nim pozwolić im spłynąć przy Noah.
    Na chwilę w pokoju zapanowała cisza.
    Chantelle otarła krew z nosa wierzchem dłoni, zupełnie nie przejmując się faktem, że rozmazała ją po całej twarzy. Spojrzała na niego pustym, wyczerpanym wzrokiem.
    Słowa, które wypowiedział trafiły ją w serce. I miała dość tego, że każdy zdawał się widzieć w niej wszystko to, co tak usilnie próbowała ukrywać przed wszystkimi.
    Miała ochotę krzyczeć, wrzeszczeć, uderzyć go, po prostu wyżyć się na nim, pozbyć się całej tej złości, która narastała w niej od dłuższego czasu. Wiedziała jednak, że gdyby sobie na to pozwoliła, Noah z pewnością stałby się jeszcze bardziej upierdliwy. A tego nie chciała.
    Wisiorek, który zawsze przy sobie miała w tym momencie sprawiał wrażenie, jakby palił jej skórę. To był jej naszyjnik. Wykradła go, chociaż wiedziała, że to było cholernie głupie, bo gdyby ktoś ją na tym złapał, gdyby ktoś się dowiedział, że ciągle go przy sobie ma niczym talizman…
    — Dlaczego po prostu nie możesz znaleźć sobie kogoś innego do ratowania? Dookoła jest więcej potrzebujących. Takich, którzy tej pomocy i uwagi chcą.

    Channy

    OdpowiedzUsuń
  15. — Możesz się wykrwawić na śmierć… — powtórzyła powili jego słowa. Na jej ustach malował się ironiczny uśmiech. Przechyliła przy tym głowę w bok, równie powoli, co wypowiadała słowa. Jakby była zaciekawionym kotem, który wpatruje się w swoją ofiarę i zastanawiając się, jak jeszcze może się nią zabawić, nim rozszarpie ją na strzępy. — Serio, Noah? Ten świętojebliwy ton, wieczna rola moralnego przewodnika z misją ratowania świata? Masz coś jeszcze w rękawie? — Zaśmiała się, robiąc krok w stronę stolika z narzędziami. Chwyciła jeden z noży do linorytu i przybliżyła się do Noah.
    Stanęła tuż przed chłopakiem, zaciskając palce na ostrzu. Powoli, niemal leniwie przesunęła nim po przedramieniu. Rozcięła skórę. Cienko, czysto, z perfekcyjną wprawą. Krew wypłynęła natychmiast, kontrastując z bladą skórą i ciemnym ubraniem.
    — Masz — wyszeptała — patrz — dodała, a kąciki jej ust drżały niespokojnie — jak chcesz mogę więcej, głębiej, mocniej. Może być dramatycznie. Tego oczekujesz? Tak wyglądają twoje wyobrażenia, które sobie, kurwa, roisz w głowie? — Podniosła spojrzenie ze świeżej rany i spojrzała w oczy Noah — naprawdę myślisz, że zrobiłam to wtedy, bo chciałam uwagi? Bo chciałam, żebyś stał się bohaterem?
    Jej głos był zimny, jak stal.
    — Naprawdę chcesz to usłyszeć? Jestem pewne, że w klinice to słyszałeś. Nie potrafisz uleczyć własnej potrzeby znaczenia. Twierdzisz, że to ja chciałam uwagi, ale to ty. Ty tego chciałeś. Nie umiesz przestać włazić buciorami do cudzego życia, bo liczysz, że ktoś się odwdzięczy i zainteresuje się tobą — syknęła, cofając się o krok — albo masz obsesje na punkcie kontroli. Musisz mieć jebaną kontrolę nad wszystkim. Inaczej wariujesz. I, proszę, jestem ja. Twoj jebany projekt naprawczy — zaśmiała się gorzko, bez wesołości — ale to tak nie działa.
    — Nie jesteś moim przyjacielem. Nie jesteś kurwa nikim, Noah. Rozumiesz? Jesteś tylko kolejnym facetem, który chciał poczuć się ważny, zaglądając w moje rany. Ale te rany nie są twoje, nigdy nie były. Nie masz do nich prawa — uniosła rękę, aby lepiej przyjrzał się ranie — chciałeś to zobaczyć, to masz. Może to ci pomoże dojść wieczorem, kiedy będziesz fantazjować o tym, jak mnie uratowałeś.
    Stęknęła cicho, gdy przyparł ją do ściany. Patrzyła prosto w jego oczy i zamiast bać się jego złości, jedynie się uśmiechnęła.
    — Ładny, prawda? — Spytała, jakby nie słyszała nic z tego, co właśnie powiedział. Świetnie się bawiła, widząc jego furię. Chyba na ten moment czekała przez cały ten czas — no dalej, Noah, pokaż jaki jesteś zły — wyprostowała głowę, mrużąc powieki — pozwól sobie poczuć coś innego niż chęć ratowania wszystkich i wszystkiego. Już ustaliliśmy, że ja nie potrzebuje twojego ratunku — zadrwiła, nie odwracając od niego spojrzenia.

    czekamy na większy wkurw

    OdpowiedzUsuń
  16. A któż to do nas zawitał? :) Coś mi się wydaje, że Noah to wszystko, czym Lucy nie chciałaby się stać... Ale propozycja wątku brzmi ciekawie, bo jej największym lękiem jest dać się zmienić temu miejscu. Nie wiem więc, czy Noah udałoby się ją zgorszyć, ale jeśli chcesz spróbować, to zapraszam na maila albo czaty google. :D
    Co do postu zaś: ostatnio chodzi za mną nieśmiała koncepcja na krótkie opowiadanie, ale jako autor nie napisałam chyba jeszcze żadnego postu fabularnego w życiu, więc jeszcze się mocno waham...
    Dzięki za powitanie, baw się dobrze z tym gagatkiem!


    LUCY WILLIAMS

    OdpowiedzUsuń
  17. [Henlo! Co powiesz na to, aby wykorzystać fakt, że jego matka jest aktorką i może występowała w jakimś filmie kręconym przez ojca mojej panny? Jeśli nie, zawsze mogli zakręcić się wokół siebie w szkole. Może akurat Shan była w tej paczce i wie co nieco o tamtym zajściu? Wątków nigdy nie odmawiam, ale czasem jestem ślimakiem, ostrzegam. ;>]

    Shantall

    OdpowiedzUsuń
  18. [Hej, dziękuję za przywitanie na blogu Debory ♥ Noah wraz ze swoim usposobieniem na pewno niezwykle łatwo wpisał się w społeczność Valmont i znalazł swoje miejsce, a miejsce kapitana szermierczej drużyny tylko to potwierdza.
    Punktów zaczepienia nam z pewnością nie brakuje, chociażby biorąc pod uwagę ich wiek oraz ten sam profil zajęć, jaki obrali. Na pewno chętnie zobaczylibyśmy z Deborą co z tego wyjdzie, zatem spodziewaj się wkrótce maila z propozycją wątku!]

    Deborah

    OdpowiedzUsuń
  19. Octavia jedynie uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak Amy odchodzi zrezygnowana, jakby właśnie przegrała najważniejszą bitwę. I w sumie tak było, bo właśnie w tej chwili rywalizowały między sobą, każdą chcąc zdobyć trofeum. Tym trofeum był nie kto inny jak Noah, ale on wybrał, zrobił to pewnie w sekundę. Amy już zawsze miała być na drugim miejscu, nigdy nie miała zaznać smaku wygranej.
    Spoglądała na Noaha, uśmiechając się w ten swój osobliwy sposób. Octavia wiedziała, jak się uśmiechnąć, jak spojrzeń, jaki zrobić gest, by druga osoba straciła dla niej głowę. Noah nie był inny — nie potrafił się jej oprzeć, zrezygnować z niej i ich… dziwnego układu, który nigdy nie powinien się zacząć.
    — Pieprzysz. Znaczy, nie robiłbyś tego, gdyby nie ja — mruknęła ironicznie, podchodząc w jego stronę. Dyskretnie się rozejrzała, czy aby na pewno nikt na nich nie spogląda z zainteresowaniem, a kiedy upewniła się, że tak było, przesunęła palcami po szyi Noaha.
    — Och Noah — westchnęła po chwili, stając tuż obok niego. Widziała, jak jej gest na niego zadziałał, znała go za dobrze. Może i nie chciał jej pokazywać, ale Octavia wiedziała, że pewnie przeszedł go dreszcz.
    Przesuwała spojrzeniem po zebranych ludziach, przetwarzając w głowie słowa, które skierował do niej brat. Długo się zastanawiała, nie wiedząc kogo wybrać i najważniejsze — do czego miałby tego kogoś nakłonić Noah.
    — Boże, Noah, ile my mamy lat, żeby bawić się w taki sposób— mruknęła po długiej chwili cieszyć spogladajac w stronę chłopaka.
    — Ty. Wybieram Ciebie. To nie będzie wyzwanie, bo za łatwo Ci pójdzie. Chodźmy stąd. Ani Ty, ani ja nie chcemy tu być. A potem, jeśli nadal tak Ci będzie na tym wyzwaniu zależało, to proszę — będziesz musiał wytrzymać tydzień bez myślenia o mnie i dotykania mnie. Wchodzisz w to? Pamiętaj, ja będę robić wszystko, abyś nie wytrzymał. Będę prowokować Cię na wszystkie możliwe sposoby. Już nieraz pokazałeś, że cóż, nie potrafisz mi odmówić. To jak, gdzie mnie zabierasz?
    zabawimy się? 😈

    OdpowiedzUsuń
  20. Lubiła prowokować, a Noah wiedział o tym najlepiej. Tak naprawdę, to on znał ją jak nikt inny. Spędzili ze sobą wiele lat, które to pozwoliły im na stworzenie dziwnej, specyficznej więzi, która pewnego dnia przerodziła się w coś, co dla wielu było zakazanym owocem.
    Octavia jednak na swój sposób lubiła to, co ich łączyło. Lubiła ten zakazany owoc, i Noah też go lubił. Widziała to w jego spojrzeniu, w tym jak na nią spoglądał czasami, jak przesuwał spojrzeniem po jej ciele. Za każdym tym razem Octavia czuła delikatny dreszcz, który przebiegał po jej ciele.
    — Jesteś przewidywalna, Octavia — przedrzeźniała go, wywracając przy tym oczami. Może i była, ale co w tym złego? Potem, rzuciła mu szybkie, wyzywające spojrzenie. Owszem, może i grała zazwyczaj według zasad, ale Noah wiedział, że kiedy sytuacja tego potrzebuje, Octavia była w stanie zrobić wszystko, nawet dojść po trupach do celu. Czasami poświęcenie wymagało ofiar, ale ona nigdy tą ofiarą nie była.
    Prychnęła, z pogardą dla jego słów, z wyczuwalną ironią. Noaha był twardym zawodnikiem, tego nie można mu było odmówić, ale było tam wiele sytuacji, kiedy jej ulegał, a ona jak zwykle triumfowała, bo znowu udało jej się wygrać, pokazać mu, że tak naprawdę nie jest mu obojętna, że on nie potrafi z niej zrezygnować.
    — Chcesz wojny, Noah? — zapytała równie cicho, kiedy nachylił się w jej stronę. Uśmiechnęła się złośliwie, przesuwając językiem po wargach. Wyzywał ją, a Octavia z wielką ochotą przystała na tą szaloną propozycję.
    — Zdecydujesz co zrobić? — zapytała, nieco z rozbawieniem, ruszając tuż za Noahem.
    — Ale jesteś tajemniczy, Noah. Nie chcesz się zabawić? Ty? Dobrze się czujesz? — zapytała, równając z nim swoje kroki. Kiedy wyszli z sali i znaleźli się na pustym, akademickim korytarzu, Octavia złapała go za rękę, odwracając Noaha twarzą do siebie.
    — Czyli co, ostatni seks, i potem już wchodzimy na wojenną ścieżkę? A może tego też już nie chcesz, panie Tajemniczy?
    😈

    OdpowiedzUsuń
  21. — A nie to właśnie chciałeś oglądać? — Spytała, a na jej twarzy malował się złośliwy uśmiech — Noah, znowu bohaterem — zakpiła, nie odrywając od niego spojrzenia.
    Przez chwile stałą, wciąż trzymając ostrze. Jej palce zaczęły drzeć, bo słowa, które wypowiadał ani trochę jej się nie podobały. Przez ułamek sekundy wyglądała tak, jakby naprawdę miała się zaraz rozpaść na jego oczach. A to, bardzo jej się nie podobało.
    — Próbujesz mnie zawstydzić? Chcesz sprawić, żebym wstydziła się tego, że przestałam się łudzić? — Szepnęła cicho, chociaż jej mina mówiła więcej niż cichy głos — jeśli tak, to przegrałeś. Mam ten etap za sobą.
    Odwrócił się, aby chwycić kardigan, który zawsze miała w pracowni. Otarła nim ostrze noża, a następnie owinęła krwawiącą rękę. Cięcie nie było głębokie, miało być tylko prowokacją, niczym więcej.
    — Nie wiem już czy jesteś bardziej uroczy czy żałosny, Noah — powiedziała robiąc krok do tyłu. Próbowała za wszelką cenę znaleźć punkt, którego mogłaby się uczepić i odwrócić sytuację. Sprawić, żeby to on czuł się w tym momencie tak, jak czuła się ona. Rozdarty. Zraniony. — Nie jestem spektaklem. To raczej ty, z tym swoim szukaniem we mnie… nie wiem? Czego właściwie szukasz? Piękna? Źle trafiłeś — prychnęła, zaciskając mocno dłoń na ręce owiniętej swetrem — nikt nie prosił, żebyś tu był. Możesz sobie dać spokój — prychnęła.
    Wpatrywała się w jego plecy. Chyba… jakaś cząstka jej nie chciałaby, aby ją zostawiał. Wygodnie było go mieć. Wkurzać się, nie musieć niczego udawać, bo przecież znał ją… znał ją stamtąd. Wiedział co zrobili, znał jej sekrety tak jak ona znała jego. Nienawidziła go za to, ale jednocześnie… w pokręcony sposób nie chciała go tracić.
    — Nie krwawię dla ciebie czy siebie. Krwawię, bo… to jedyne co jeszcze rozumiem — szepnęła, przez tę krótką chwilę pokazując mu prawdziwą twarz. Kruchą. Przestraszoną. Pragnąca czegoś, czego nie mogła mieć. — Jeżeli teraz wyjdziesz, to daj mi spokój. Nie wracaj. Nigdy więcej, rozumiesz? — Była zbyt dumna, żeby zatrzymać go w inny sposób. Nie mogła krzyknąć nie zostawiaj mnie, skoro ciągle go odpychała. Chciała… zostawić mu otwartą furtkę, możliwość wycofania się przed opuszczeniem pracowni.
    Kropla jej krwi uderzyła o podłogę, a cisza panująca między nimi sprawiała, że ten dziwek był wyraźnie słyszalny. Opuściła głowę, patrząc na czerwoną, małą plamę na podłodze.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  22. To właśnie te słabe światło, którzy oświetlało korytarz, dodawało specyficznej aury. Tajemniczości? Być może, ale idealnie współgrało z obecną chwilą, w której znalazła się Octavia i Noah. Napięcie między nimi było wyczuwalne. Elektryzowało, wprawiało ciała w wibracje. Czuła to Octavia, i wiedziała, że Noah również jest bardzo wyczulony, zawsze był, kiedy tylko byli blisko siebie.
    — Nie rezygnujesz, bo nie lubisz przegrywać. A co mogłoby się wydarzyć w tej ciszy, Noah? Czasami gadasz, jakbyś naprawdę był wariatem — rzuciła prowokacyjnie, spoglądając mu ostro prosto w oczy. Octavia wiedziała, że w głowie Noaha nie zawsze było wszystko w porządku. Przekonała się o tym niejednokrotnie, ale nigdy nie czuła wobec niego strachu. Wiedziała, że mogła zdarzyć się taka chwila, gdy mógł stracić nad sobą panowanie, ale o dziwo w jej towarzystwie jeszcze nigdy nie to nie stało.
    Odwzajemniła jego uśmiech, który był za to nieco drwiący, ironiczny. Taki, który bardzo często posyłała w jego stronę, prowokując go bardziej i bardziej. Noah przez te wszystkie lata nauczył się, jak być czasami ostrożny w jej towarzystwie. Na samym początku miał trudności, ale z każdym kolejnym rokiem uczył się i poznawał ją coraz lepiej, aż w końcu doszedł do tego momentu, kiedy mógł o Octavii, swojej siostrze, powiedzieć bardzo wiele i czasami nawet odgadnąć to, jak wobec niego postąpi.
    Chciała tej specyficznej wojny, dreszczu emocji, zaciętej walki i chęci zwycięstwa. Wiedziała też jednak, że może w którymś momencie zrezygnować i to wtedy Noah byłby na piedestale, triumfując i chełpiąc się zwycięstwem.
    — Wojna. Pamiętaj, że raczej żadna inna mnie nie zastąpi — uśmiechnęła się przebiegle, unosząc przy tym w górę jedną brew, kiedy poczuła, jak jego kciuk gładzi delikatnie jej skórę. Noah próbował ją podejść, na wszystkie możliwe sposoby, o tym przekonała się chwilę później, kiedy jej ciało przywarło do chłodnej ściany. Jej skóra była rozgrzana, więc Octavia miała wrażenie, że chłód zaczął ją wręcz palić, ale było to zdecydowanie jedno z przyjemniejszych uczuć. Ciemne oczy brunetki uniosły się w górę, napotykając wzrok Noaha. Oddech nieco przyspieszył, gdy jego ciało naparło na nią mocniej, ale to było coś, co tylko Octavie nakręciło.
    — Romantyk. Od tej strony Cię nie znałam. Spalmy się razem. Ilu dziewczynom to powtórzyłeś? — zapytała z rozbawionym uśmiechem. Noah jednak był poważny, wziął jej słowa na serio, był chętny na tą wojnę.
    Cóż, niejednej dziewczynie na jej miejscu zapewne ugięłyby się kolana od takiego pocałunku, Octavia jednak oddała go równie brutalnie, wciągając go jeszcze bardziej w tą chorą grę między nimi.
    Działała instynktownie, tak samo jak Noah. Rządza grała tu pierwsze skrzypce, wyszła naprzeciw, przyciągała go. Noah jednak chyba czerpał z tego niebywałą satysfakcję.
    Odetchnęła głęboko, kiedy jego usta w końcu przestały ją całować. Czuła, jakby nagle wokół nich temperatura wzrosła o kilka stopni.
    — Podoba Ci się to. Czuję, jak cię to cholernie kręci, Noah — posłała mu delikatny uśmiech, by chwilę później pozwolić mu na to, by pocałował ją kolejny raz. Jednak, pocałunek ten nie trwał zbyt długo, bo może i Noah przez chwilę prowadził i miał nad nią władzę. Zsunęła się ustami po jego szczęce, by następnie złożyć kilka pocałunków na jego szyi. Robiła to niespiesznie, wręcz leniwie, drażniąc sie z nim.
    — Wiec, to tu mnie chciałeś zabrać? Na korytarz? Brakuje Ci dreszczyku emocji, że zawsze ktoś może nas przyłapać? Zapytała cicho, sunąć rękami po jego ciele.
    rimcimcim

    OdpowiedzUsuń
  23. Noah bardzo dobrze wiedział, jak wyprowadzić Octavię z równowagi. Uczył się tego kunsztu już od wielu lat, i jak niegdyś zajmowało mu to dużo czasu, tak teraz było zupełnie odwrotnie. Wystarczyła chwila, iskra, by odpalić lont, który sprawi, że Octavia wybuchnie.
    Owszem, chciała się kontrolować, ale przy nim to było ciężkie zadanie. Robił wszystko, by tylko ją sprowokować. Używał wszystkich sztuczek, wszystkich chwytów, nie bojąc się tego, co może potem nastąpić. Bo Noah uwielbiał przekraczać granice, sprawdzać jak daleko się może posunąć. Jak dużo może zrobić, aż w końcu druga osoba nie wytrzyma. Wiedziała, że był zdolny do wszystkiego, nieraz widziała w jego spojrzeniu ten szalony błysk, tą iskrę szaleństwa, która popychała go do tego wszystkiego. Jego umysł był zupełnie inny od wszystkich. Pełen nieodkrytych tajemnic i myśli, które on schował głęboko w sobie.
    — Tak myślisz? Myślisz, że jesteś warty tego, by przy Tobie zostać? — zapytała, unosząc w górę brew. Jej oczy błyszczały od ekscytacji, której nie umiała już ukryć. Uwielbiała wyzwania, jej życie składało się głównie z nich, a ona przez te wszystkie lata nauczyła się, jak stawiać im czoła. Więc to, że Noah rzucał jej wyzwanie, nie było niczym nowym. Teraz najważniejsze było to, by Octavia wygrała tę nierówną walkę.
    — Jesteś pewnym siebie dupkiem, Noah. to Cię kiedyś zgubi, i nie uratuje Cię ja ani nasza rodzina — powiedziała z powagą w głosie, spoglądając na niego. Kiedy przyparł ją do ściany, pozwoliła mu na to. Pozwoliła mu również na błądzenie palcami po jej ciele, zaciśnięcie ich na jej biodrze. Na spojrzenie, na ten kpiący uśmiech, który zagościł na jego ustach.
    I tak, Octavia odpowiedziała na te wszystkie jego zaczepki. Czuła to przyjemne uczucie ciepła, które rozlewało się powoli po jej ciele, niczym magma, która wybuchała z wulkanu. Wszystko to było tym, co zawsze się z nią działo, kiedy Noah był w pobliżu. Ale też czuła, że i on nie jest obojętny na jej wszystkie gesty, czy zachłanne pocałunki.
    — Ach, chcesz więc, żebym klęknęła? — zapytała drwiąco, uśmiechając się przy tym równocześnie. Większość ich zbliżeń wyglądała w ten sposób; gwałtownie, emocjonalnie, jakby byli na polu bitwy. W końcu jednak zawsze wygrywali oboje.
    Przeklęła w myślach. Wyzywała zarówno siebie jak i jego od najgorszych. Bo Noah znów sprawił, że na moment straciła kontrolę nad sobą. Uległa mu, a o to właśnie w tej jego grze chodziło, by na moment wytrącić ją z równowagi. Kiedy pocałował ją, a jego ręce zwinnie wślizgnęły się pod materiał sukienki, Octavia syknęła, ale na pewno nie z bólu. Jej ciało jakby oderwało się od umysłu, błędnie wiedzione podnieceniem, które w niej rozpalił. Poruszyła delikatnie biodrami, ocierając się o jego palce, rozpalając ich obojga jeszcze bardziej. I mogłaby tak trwać, mogłaby się mu poddać tu i teraz, ale jego słowa sprawiły, że wszystko nagle zniknęło.
    Rzuciła mu spojrzenie pełne nienawiści, złości i wkurwienia. Noah dokładnie wiedział, że tego tematu nie powinien rozpoczynać, a jednak to zrobił.
    — Daje mu się zniszczyć za każdym razem, kiedy mnie dotyka — wysyczala, wiedząc dokładnie jak bardzo może go rozzłościć. I chciała tego, chciała widzieć złość na jego twarzy. Ten szalony wzrok, kiedy docierało do niego, że nie będzie nigdy na miejscu Theo.
    — Nigdy nie będziesz jedyny, Noah — odparła spokojnie, podążając za nim wzrokiem, kiedy nagle się odsunął, stając naprzeciw niej. Być może zrobiła ogromny błąd, wypowiadając te słowa, ale nie potrafiła inaczej. Czemu tylko on mógł się z nią drażnić?
    — Pokaż mi prawdziwego siebie, Noah — odparła w końcu, odpychając go od siebie. Raz jeszcze spojrzała mu prosto w oczy, by później wyminąć, ruszając w stronę pokoi.
    — Mój pokój nadal zajmuje tylko ja. Jeśli chcesz, możesz przyjść, braciszku — rzuciła w przestrzeń, nie oglądając się za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  24. — Nie potrzebuję litości — odpowiedziała, nawet na niego nie patrząc — ani twojej, ani nikogo innego.
    Chociaż prawda była taka, że sama nie była pewna swoich słów. Może właśnie tego potrzebowała? Wbrew wszystkiemu co jej się wydawało? Może była spragniona uwagi. Teoretycznie uwielbiała te poczucie kontroli, które miała nad swoimi obrazami, rzeźbami czy jedzeniem. Uwielbiała to, że Liam niczego nie dostrzegał, że mogła nie jeść całymi dniami, a jej ukochany chłopak nie miał pojęcia, co się dzieje. Tak samo było z nocami, ze spotkaniami z Ghostface’m, zatracaniem się w malowaniu. Podobało jej się, że to wszystko było tylko jej, że miała kontrolę chociaż nad minimalną ilością rzeczy w swoim życiu. Nienawidziła matki, która narzucała jej swoją wolę, nienawidziła jej zainteresowania, ale… ale może tu był problem. Bo gdy ktoś się nią interesował, nie robił tego w sposób w jaki chciałaby te zainteresowanie poczuć.
    Zagryzła wargi po jego słowach. Musiała zmusić się do spojrzenia w jego oczy i nie pokazania mu, że jego słowa w jakikolwiek sposób ją ruszają. Co nie było łatwe. Nie, kiedy siedziało w niej tak wiele sprzeczności. Tak wiele uczuć, związanych z nim, z tym co ich łączyło, co się wydarzyło, tego było… za dużo. Wszystkiego było za dużo.
    — To wszystko, to… to co zostało, kiedy wszystko inne się wypaliło — powiedziała cicho, głos jej się nie załamał, ale był tego bliski. I wkurzało ją to strasznie. Odchyliła głowę do tyłu, wzięła głęboki oddech i spojrzała w sufit. Nie mogła się przed nim rozbeczeć, nie mogła. — Wszyscy odchodzą, wiesz przecież — powiedziała — wszyscy w końcu mają dość — nie była pewna czy chodziło jej o ogół czy bycie z nią, przy niej.
    Zagryzła mocniej wargi.
    — Słyszę ją — szepnęła — ciszę, która po niej została, Noah — spojrzała w jego oczy, chociaż nie była pewna, jak długo wytrzyma. Jego bliskość w tym momencie nie była istotna. To czy ją dotykał, czy nie. Czy normalnie kazałaby mu się od siebie odsunąć? Zapewne tak, był za blisko, ale teraz, w tym konkretnym momencie… — zrobiliśmy coś złego, Noah, ja… to był tylko problem z jedzeniem, Noah, kurwa, trafiłam tam, bo moja matka nie potrafiła zrozumieć, że wiem, co robię, bo mi nie ufała i proszę — wyrzuciła ręce do góry, czując jak zaczyna przepełniać ją frustracja. Nie myślała o tym, że nie powinna krzyczeć, bo ktoś mógłby ich usłyszeć.
    Zamilkła, a po chwili wypuściła drżący oddech, jakby wreszcie przestała walczyć z czymś, czego i tak nie mogła zatrzymać.
    Osunęła się powoli po ścianie w dół, usiadła na podłodze i przyciągnęła kolana do klatki piersiowej. Objęła nogi ramionami, rozczarowana sobą. Tym, że właśnie zaczęła się rozpadać na oczach chłopaka.

    ale będzie milutko

    OdpowiedzUsuń
  25. Siedziała, jak wbić mu szpilkę, jak go zranić i sprawić, by poczuł ból. Octavia została tego nauczona dawno temu. Nie umiała inaczej, Octavia została po prostu tak wychowana, żeby zawsze być wyżej od kogoś,
    Więc teraz wygrała, wiedziała to. Noah wszedł na niebezpieczny grunt, spowodował, że Octavia odebrała to jako atak, odparła go za wszelką cenę. I wiedziała, że on prędzej czy później i tak do niej przyjdzie. Zawsze przychodził, nie umiał odpuścić. Oboje nie umieli odpuścić. Znaleźli się w relacji, która tak naprawdę nigdy nie powinna się rozwinąć. Wiedzieli to, a jednak nadal brnęli w te bagno, które coraz mocniej ich wciągało.
    Nie spojrzała na Noaha od razu, kiedy. Znalazł się w jej pokoju. Przez dłuższą chwilę spoglądała za okno, odwróciła się dopiero w momencie, kiedy do niej podszedł. Wtedy też na niego spojrzała, głęboko i przenikliwie w oczy,
    — Tak Noah, chce zobaczyć prawdziwego Ciebie. W każdym, najmniejszym detalu — odparła spokojnie, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy.
    — Widzę tylko fragmenty, bo to mi dajesz. To nie ja sobie to wszystko wybieram, Noah. To ty to robisz — dodała po chwili.
    Wiedziała, jaki może być, do jak wielu rzeczy może się posunąć. Powinna się bać? Być może, ale zupełnie tego strachu nie czuła. Za to miała wrażenie, że Noah jest zagubiony, że się miota. Wysłuchała go w ciszy, kiedy mówił. Nie przerywała, tak jak to miała w zwyczaju, bo wiedziała, że nie powinna. To był ten moment, kiedy Noah się przed nią obnażał, pokazywał prawdziwego siebie. W innych okolicznościach nigdy nie wypowiedziałby takich słów, nie pozwoliłby na to, by ktoś uznał je za oznakę słabości.
    — Noah — powiedziała cicho, kiedy się odsunął i ruszył w stronę drzwi. — Poczekaj, Noah — dodała, ruszając w jego stronę. Kiedy się zatrzymał, chwyciła go za rękę i odwróciła w swoją stronę.
    — Wiesz, że jesteś dla mnie ważny. Cholernie ważny. Ale jesteś też dupkiem, który doprowadza mnie do szału, bawisz się i udajesz, a ja naprawdę chcę poznać prawdziwego Ciebie. Pozwól mi na to — poprosiła, zmniejszając odległość między nimi.
    — Mogę wyjść z tej wojny nawet z bliznami. Jebać to — dodała, wzruszając przy tym ramionami.
    — To jak? Pokażesz mi, jaki jesteś naprawdę? — zapytała, spoglądając na niego.
    O.

    OdpowiedzUsuń
  26. Chantelle przez chwilę się nie poruszała, wpatrując się w jeden punkt na podłodze, jakby jego słowa po prostu prześlizgnęły się obok niej. Czuła jego dłoń na ramieniu – ostrożną, jakby bał się, że zaraz się odsunie – i faktycznie… jej ciało automatycznie chciało to zrobić. Ręce miała skrzyżowane na kolanach, napięte, jakby to mogło ją ochronić przed tym, co właśnie mówił.
    Drgnęła dopiero wtedy, kiedy jego palce przesunęły się lekko po jej ramieniu. Wciągnęła gwałtownie powietrze, odwracając głowę, ale nie na niego – patrzyła w bok, w ścianę, byle nie w jego oczy.
    – Nie rozumiesz… – wycedziła w końcu cicho, głos miała ochrypły, jakby każde słowo przechodziło jej przez gardło z trudem. – Ty myślisz, że to takie proste. Że wystarczy… puścić.
    Zacisnęła dłonie na materiale spodni tak mocno, że jej knykcie pobielały. Przełknęła ślinę, nie patrząc w jego stronę, choć czuła, jak siedzi obok niej, jak jego obecność powoli zaczyna ją przytłaczać.
    – Jeśli puszczę, nic mnie nie złapie – dodała jeszcze ciszej, niemal szeptem. – Nigdy nie łapie.
    Przez moment w jej głosie pobrzmiewał gniew, ale równie szybko zgasł, zostawiając po sobie tylko zmęczenie. W końcu, z opóźnieniem, odwróciła głowę i spojrzała na niego. Nie dłużej niż na ułamek sekundy, ale wystarczająco, by w jej oczach pojawił się błysk czegoś, czego zwykle nie pokazywała nikomu – strachu, może nawet tęsknoty.
    Potem spuściła wzrok. Nie odsunęła się, choć jej ciało było wciąż spięte. Kiedy usiadł obok niej, jeszcze bliżej, drgnęła, jakby chciała zareagować, ale ostatecznie… została. Jej kolano ledwie musnęło jego i to wystarczyło, by znów wstrzymała oddech.
    – Noah… – zaczęła cicho, głos jej się lekko załamał, choć od razu spróbowała to ukryć, zbyt szybko wciągając powietrze. – Ty naprawdę… chcesz w tym siedzieć?
    Nie spojrzała na niego. Trzymała wzrok utkwiony w swoich dłoniach, które zaciskała i rozluźniała na zmianę, jakby w ten sposób mogła zapanować nad drżeniem palców.
    – Bo to nie jest… – urwała, potrząsając głową i wypuszczając ciężko powietrze. – To się nie kończy dobrze. Nigdy się dobrze nie kończy. Dobrze wiesz, co się stało, Noah. Co zrobiliśmy… my… to… to nasza wina – zagryzła mocno wargi, patrząc uparcie w podłogę przed sobą.

    Channy

    OdpowiedzUsuń
  27. Zagryzła mocno wargi, bo przez cały ten czas, nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, jak mógł się czuć Noah. Tak naprawdę, nie chciała o tym myśleć. Nie chciała patrzeć na niego z takim filtrem. Wolała przez cały czas traktować go jak swojego wroga. Kogoś, kogo trzeba trzymać jak najdalej od siebie. Nie pozwolić się zbliżyć, a wspólną przeszłość traktować jak dodatkowy powód do trzymania dystansu.
    Nie zamierzała nagle zmienić zdania i pozwolić mu tak po prostu być przy sobie. To wszystko było dużo bardziej skomplikowane. Na tyle, że sama Chantelle nie miała pojęcia, co ma robić, jak ma się zachowywać. Jak powinna reagować na obecność Noah w swoim życiu, w życiu, które prowadziła w Valmont. Starała się jakoś to wszystko pogodzić siebie sprzed wycieczki i po wycieczce, ale to było… Czuła się jakby żyła w dwóch różnych rzeczywistościach. To co dzieliła z siedzącym obok chłopakiem, a wszystko to co działo się poza tą relacją, to było… to był inny świat. Tak właśnie się czuła.
    Dlatego jego słowa tak bardzo bolały. Wbijały się w nią jak kolejne ostrza, tym razem jednak wymierzone nie przez nią samą, nie z naciskiem, na który była gotowa, którego mogła się spodziewać. To był zupełnie inny ból.
    — Ja… — przerwała jednak, biorąc głęboki, drżący oddech. Miała tylko problem z jedzeniem. Miała świadomość, że jej obsesja na punkcie swojego ciała, ścisłej diety i ciągłego patrzenia w lustro nie była zdrowa, ale miała też świadomość, że gdyby matka nie wysłała ją do ośrodka, w tym momencie byłaby w zupełnie innym miejscu swojego życia. W dużo lepszym, bo wszystko to, co wydarzyło się podczas terapii nigdy nie miałoby miejsca — ciągle o niej myślę — wydusiła w końcu z siebie zduszonym głosem. Wciąż jednak na niego nie patrzyła, nie była w stanie spojrzeć na jego twarz. Nie mogła spojrzeć mu w oczy — nie mogę przestać myśleć o tym, że to powinnam być ja, Noah. To wy powinniście… — zaczynała pękać, a wcale tego nie chciała. Nie miała ochoty dzielić się swoim popapranym życiem z Noah, ale chyba jej śmierć sprawiła, że to i tak się stało. W pokręcony sposób ich życia zostały połączone.
    Zwiesiła głowę w dół, odsuwając się odrobinę. Bliskość, która pojawiła się między nią a Arnaultem to było za dużo jak na jedno spotkanie, jedną rozmowę. Bała się, że gdyby to wciąż trwało, otworzyłaby się przed nim całkowicie, a na to nie była jeszcze gotowa. Było dużo za wcześnie.
    — Czasami tęsknie za Danielem — wyszeptała ledwie poruszając ustami. Czuła się, jakby wypowiadała właśnie największe bluźnierstwo, bo tęsknienie za kimś, kto doprowadził ją do stanu, w którym się znajdowała nie było logiczne, ale to się działo. Dzień w dzień czuła te duszącą tęsknotę i nic nie było w stanie tego zagłuszyć. — Tylko on to wszystko rozumiał. Rozumiał mnie, Noah.

    Chantelle

    OdpowiedzUsuń
  28. Chantelle długo nie odpowiadała. Czuła, jak każde jego słowo osiada na niej ciężarem – nie jak kamienie rzucane w obronie, ale jak dłonie, które próbują ją przytrzymać, kiedy wszystko się osuwa. Siedziała nieruchomo, wpatrzona w podłogę, jakby mogła w niej znaleźć odpowiedź, której nie miała odwagi wypowiedzieć. A jednak, mimo ciszy, jego słowa w nią trafiały – nie mogła ich od siebie odgonić, tak jak odganiała inne głosy.
    — Nie powinnam…? — powiedziała w końcu, jej głos był prawie szeptem, urywanym, jakby każde słowo miało krawędzie, którymi raniło jej gardło. — Noah… ja nie wiem, jak inaczej się oddycha. To… to było jak… jakby ktoś wyjął mnie z własnego ciała i kazał patrzeć, jak dalej chodzę, jem, oddycham, jakby nic się nie stało. Wszyscy chcieli, żebym tak właśnie wyglądała. Nawet ona… gdyby żyła, też by tego chciała, prawda? — jej głos się załamał, ale szybko zacisnęła usta, jakby chciała połknąć resztę słów.
    Długo patrzyła w bok, wciąż nie na niego.
    — A ja… ja wcale nie chciałam żyć, Noah. Nie wtedy. Nie po tym. — Jej ramiona lekko się uniosły, jakby próbowała coś w sobie utrzymać, ale opadły, bezsilne. — I nie wiem, czy to się kiedykolwiek zmieniło. Wiesz, dlaczego Daniel miał nade mną taką władzę? — w końcu spojrzała na niego, ale to nie był gniewny wzrok, nie była to też prośba o współczucie. Było w nim coś zmęczonego, prawie gorzkiego. — Bo on mi nigdy nie mówił, że powinnam chcieć żyć. Nigdy. On… on patrzył na mnie tak, jakby to było w porządku, że jestem… popsuta. Jakby nie oczekiwał, że się poskładam. I wiesz, to było takie chore, ale pierwszy raz poczułam, że ktoś mnie naprawdę widzi. Nawet jeśli to, co widział, to były tylko resztki mnie.
    Chwyciła powietrze głębszym oddechem, jakby dopiero teraz przypomniała sobie, że powinna oddychać.
    — A ty… ty mówisz, że mnie widzisz. — Zawahała się, nie odwracając już wzroku. — Ale ja nie wiem, czy to jest prawda. Bo może widzisz tylko to, w co chcesz wierzyć. I może dlatego wciąż tu jesteś. Bo w twojej wersji ja jeszcze mogę być czymś… prawdziwym. — jej głos zadrżał, ale brnęła dalej, jakby te słowa musiały w końcu z niej wypłynąć — A jeśli ja już nie mam w sobie nic prawdziwego, Noah? Jeśli naprawdę jestem tylko tym, co on ze mnie ulepił?
    Jej dłonie zacisnęły się na materiale spodni, palce wbijały się w tkaninę.
    — Wiesz, jak to jest, kiedy budzisz się rano i pierwsze, co czujesz, to nienawiść do siebie? Nie… nie taka dramatyczna, nie w stylu “nienawidzę cię, chcę umrzeć”. Tylko taka cicha, codzienna, jak oddech. Jakby wszystko, co robisz, było… nieprawidłowe. Jakbyś nie zasługiwał nawet na powietrze, które zabierasz innym. — Jej głos przyciszył się jeszcze bardziej, prawie do szeptu. — Tego on mnie nauczył. Że wszystko ma cenę. Nawet to, że oddychasz. A ja płacę, Noah. Cały czas płacę.
    Przełknęła ślinę, ciężko, jakby każde słowo paliło jej gardło od środka.
    — Ty mówisz, że nie chcesz mnie naprawiać. Że chcesz tu być. Ale co, jeśli ja nie chcę, żeby ktoś tu był? Co, jeśli ja nie umiem ci pozwolić? — Jej spojrzenie zadrżało, ale nie cofnęła go. — Boję się… że jeśli ci pozwolę, to znowu będę miała coś do stracenia. A ja już nic nie chcę tracić, rozumiesz? Nic. Nawet ciebie. Bo jak cię stracę, to… to będzie gorzej niż wtedy.
    Zamilkła na dłuższą chwilę. Jej oddech był płytki, drżał, ale nadal siedziała, nadal nie odsunęła się.
    — A mimo to… — dodała po chwili, ciszej, jakby nie była pewna, czy naprawdę to mówi — …nadal tu siedzę. Z tobą. Więc może… może jeszcze nie jest tak, że nic ze mnie nie zostało. Może — jej głos załamał się przy ostatnim słowie, ale nie cofnęła dłoni, kiedy jej palce niechcący musnęły jego.
    Przymknęła oczy, jakby ten dotyk był czymś, czego bała się bardziej niż własnych słów.
    — Nie obiecuj mi, że mnie złapiesz, Noah. Bo ja… ja nie wiem, czy w ogóle jeszcze lecę. Może już dawno spadłam. Poza tym… to Liam powinien mnie łapać. Powinien mnie widzieć, prawdziwą mnie – dodała słabym głosem, dobrze wiedząc, że Liam miał ją tak samo głęboko w dupie, jak ona jego.

    Chantelle

    OdpowiedzUsuń
  29. Wiedziała, że nie wyjdzie. Noah nie mógł sobie tego odpuścić, tak samo jak każdej możliwości, w której mógł ją dotknąć czy też pocałować. Octavia była pod wrażeniem, że tak długo dał radę wytrzymać, że nie próbował jej w żaden sposób zmusić do niczego więcej. Tolerował to, że wyznaczała mu granice i nie pozwalała ich przekroczyć, choć nieraz widziała te iskierki wkurwienia w jego spojrzeniu, kiedy nagle przerywała, widząc, jak on bardzo się nakręcił.
    Teraz jednak coś się zmieniło. Tym razem to Octavia odpuściła, nie chcąc już dłużej bawić się w tą grę. Jeszcze jakiś czas temu wydawało jej się to wszystko nie na miejscu, zastanawiała się, czy aby na pewno się nie wycofać. Teraz jednak, to ona już nie potrafiła dłużej czekać. Chciała go. Chciała Noaha w całej okazałości. Chciała poznać jego najgorszą stronę, tą najmroczniejszą, którą ukrywał przed światem. Chciała być w gronie tych nielicznych, którzy ją ujrzeli.
    — Gdybym Cię nie chciała, to uwierz, że już dawno byś tu nie stał i nie rozmawialibyśmy, tylko wyleciał stąd z hukiem — odparła ironicznie, ale taka też była prawda. Octavia nie bawiła się w półśrodki, nie mówiła miłych rzeczy, by kogoś przypadkiem nie urazić. Nie, ona zawsze mówiła prawdę, nawet tą brutalną i najbardziej bolesną. Gdyby nie chciała, by Noah tu był, wywaliłaby go za drzwi, nawet się za nim nie oglądając.
    Lubiła adrenalinę, emocje. Lubiła poznawać coś nieznanego i tak właśnie było w tym momencie. Noah powoli ukazywał jej się zupełnie innym, niż go znała przez całe życie. Niejednokrotnie widziała ten jego szaleńczy błysk w oku, i choć na początku ją nieco przerażał, tak z czasem stał się czymś ciekawym. Teraz w końcu dopuszczał ją do siebie.
    — Boże, Noah — jęknęła nieco z irytacją, wywracając przy tym oczami. Wiedziała, że budował napięcie, że dawał jej możliwość tego, by miała okazję się jeszcze wycofać, ale ona nie chciała. I chyba była wystarczająco pojebana, miał rację.
    — Wiesz, że Cię chcę — jeszcze udało jej się odpowiedzieć, zanim to Noah wpił się gwałtownie w jej usta. Tymi kilkoma gestami doprowadził Octavię na skraj. Przez pewną chwilę się powstrzymywała, ale gdy Noah uniósł jej ręce w górę i przytrzymał, z jej ust wyrwało się długiej jęknięcie. Drżała za każdym razem, gdy Noah ją dotykał. Gdy bawił się i drażnił jej skórę, dotykiem czy pocałunkiem.
    — Boże — jęknęła cicho, przymykając oczy. Czuła, jakby skóra ją paliła. Chciała przekroczyć z nim każdą granicę, i nie miała zamiaru się wycofać.
    — Nigdzie nie chce się wycofywać, Noah — powiedziała. Kiedy puścił jej dłonie, ona odruchowo wplotła je w jego włosy, przyciągając go do siebie najbliżej, jak tylko mogła.
    Miała wrażenie, że znał jej ciało doskonale. Że wiedział, jak ją dotknąć, jak rozpalić i sprawić, żeby straciła całą swoją kontrolę.
    — Noah — mruknęła, czując jego palce na swoim brzuchu.
    — Lubisz się droczyć, co?

    OdpowiedzUsuń
  30. Chantelle siedziała nieruchomo, tylko jej dłoń, wciąż w jego dłoni, co jakiś czas napinała się, jakby zaraz miała się wyrwać. Ale nie robiła tego. Jeszcze nie.
    — Myślisz, że to takie proste, prawda? — zaczęła w końcu, cicho, z tą irytacją, która bardziej brzmiała jak zmęczenie. — Że wystarczy tu siedzieć. Że wystarczy być.
    Zamilkła i wciągnęła powietrze, jakby chciała połknąć słowa, które i tak już zaczęły się z niej wysypywać.
    — Daniel mówił, że takie gadanie to dla ludzi, którzy chcą się dobrze czuć z własnym kłamstwem — rzuciła w końcu, jakby bez namysłu. — Powtarzał, że ja nigdy nie chciałam się leczyć. Że przyszłam tam tylko po to, żeby nauczyć się… udawać zdrową. Bo to jedyny sposób, żeby znowu ktoś chciał mnie oglądać, słuchać, traktować jak człowieka.
    Nie patrzyła na Noaha, jej wzrok uciekał gdzieś w bok, w pustkę.
    — Pamiętam jedną sesję z nim. — Jej głos nagle się przyciszył, ale nie przerywała. — Pytał, jak to jest być w izolatce. Powiedziałam mu, że to jak bycie zamkniętym w lodówce. Nic się nie rusza, powietrze jest za gęste, a ty siedzisz i czekasz, aż ktoś otworzy drzwi… albo zapomni, że tam jesteś. A on się uśmiechnął. Naprawdę się uśmiechnął. I wiesz, co odpowiedział? — uniosła na niego wzrok, ale zaraz znów go spuściła. — „Widzisz, właśnie o to chodzi. Tam przestajesz być artystką dla ludzi. Jesteś tylko mięsem. A dopiero jak zniesiesz to bycie niczym, wtedy można coś z ciebie wyrzeźbić”.
    Przygryzła wargę, jakby te słowa ją fizycznie gryzły od środka.
    — A ja mu wtedy powiedziałam… — na chwilę jej głos się załamał, ale nie urwała — …że przynajmniej kiedy nic nie jesz, czujesz, że masz nad czymś kontrolę. Że chociaż to jest twoje. Wiesz, co zrobił? — zacisnęła dłonie mocniej, aż pobielały jej knykcie. — Kazał mi to powtarzać na głos. Raz za razem. Mówił, że jak wypowiem to głośno, to w końcu zabrzmi jak prawda, która ma zostać ze mną, ale pozwoli stworzyć kłamstwo dla reszty i będę mogła w końcu opuścić szpital…
    Zatrzymała się, oddychała szybciej, a jej oczy na moment drgnęły w jego stronę, jakby chciała sprawdzić, czy słucha, czy rozumie.
    — Wiesz, że po tamtej rozmowie z Danielem trafiłam do izolatki jeszcze dwa razy? — powiedziała nagle, jakby to nie miało żadnego znaczenia, jakby mówiła o czymś odległym. — On… on wiedział, co powiedzieć, żeby mnie tam wepchnąć.
    Przełknęła ślinę i uniosła na niego spojrzenie tylko na ułamek sekundy.
    — Powtarzał, że w izolatce wychodzi z ciebie „prawdziwe mięso”. Że jeśli chcesz tworzyć coś wartościowego, musisz być najpierw zupełnie pusta. — Jej głos drgnął na tym słowie, jakby miała ochotę je przeżuć i wypluć. — I ja mu uwierzyłam. Wróciłam tam. Dwa razy, chociaż po pierwszym razie nie chciałam być tam już nigdy więcej.
    Cicho wypuściła powietrze przez zęby, jakby ją to fizycznie zabolało.
    — Kazał mi malować. W kółko. Jedno i to samo. Mówił, że prawdziwa sztuka zaczyna się tam, gdzie kończy się twój komfort. Że jak cię boli, jak czujesz, że się rozpadasz, to znaczy, że zaczynasz wreszcie mówić prawdę. — Zacisnęła dłonie na materiale spodni tak mocno, że pobielały jej knykcie. — I wiesz co? Miałam wrażenie, że kiedy maluję, naprawdę przez chwilę czuję, że to ma sens. Że jak dokończę to, co zaczęłam, to może wszystko się w tym chaosie ułoży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwróciła głowę, żeby na niego nie patrzeć, wbiła spojrzenie w swój nieskończony obraz. Sama już nie wiedziała, co tak naprawdę miał przedstawiać.
      — Muszę to skończyć, Noah — wyznała cicho, podnosząc się z podłogi. — Muszę. Jeżeli tego nie zrobię, to będzie na marne. Więc nie mów mi, że wystarczy być, Noah — dodała ciszej, prawie szeptem. — Bo ja umiem być. Umiałam tam siedzieć, milczeć, udawać, że wszystko się naprawia. Ale wiesz, co było najgorsze? — podniosła na niego wzrok, na krótki moment, i coś w tym spojrzeniu było ostre, bolesne. — Że zaczęłam mu wierzyć. Że naprawdę myślałam, że jak się rozpadnę do końca, to może coś z tego będzie… warte pokazania.
      Jej ramiona były napięte, a drżenie palców zdradzało, że wcale nie była pewna, czy chce, żeby Noah ją zostawił, czy jednak został.
      Chantelle odwróciła wzrok, ale tym razem nie dlatego, że chciała coś ukryć – raczej jakby próbowała wcisnąć wspomnienia z powrotem w głowę, zanim wyleją się na zewnątrz. Jej palce drżały, choć stała nieruchomo.
      — Muszę to skończyć — powtórzyła, wbijając spojrzenie w swój obraz.

      Chantelle

      Usuń
  31. Nie pozwalała mu na zbyt wiele na początku. Wyznaczała granice, niejednokrotnie sprawdzała jego cierpliwość, przerywała w momencie, gdy wiedziała, że Noah już dłużej nie wytrzyma. Bywała dla niego okropna, nakręcała go, by chwilę później odepchnąć go z pełną siłą, wyrzucić za drzwi. Octavia się w tym wszystkim miotała, a momentami jej moralność brała górę. Bo nie powinni się tak zachowywać. Bo tak naprawdę nigdy nie powinni dopuścić, by ich relacja rozwinęła się w tym kierunku.
    Ale bywały momenty, takie jak ten, że odpuszczała, bo już najzwyczajniej w świecie nie była w stanie dłużej walczyć. Choć lubiła kontrolować, to również chciała być uległa. Chciała, by to ktoś miał nad nią władzę, by trzymał ją za szyję, blisko siebie, nie pozwalał odsunąć się choć na milimetr. Był nieidealny, nieokrzesany, niebezpieczny. I to właśnie chyba jej się w nim podobało najbardziej, bo Octavia miała słabość do tego typu mężczyzn. Choć ona była silną kobietą, która potrafiła poradzić sobie w wielu sprawach, była pewna siebie i tego, co chce w życiu osiągnąć, to jednak lubiła otaczać się znacznie silniejszymi. Nie lubiła nudy, dlatego też Noah, w swojej prawdziwej odsłonie, był dla niej w tym momencie idealny, z tym chaosem majaczącym w spojrzeniu, tym gardłowym szeptem i mocnymi uściskami.
    Już się nie powstrzymywała, kiedy znowu wszedł w nią zdecydowanym ruchem, kiedy ich ciała stały się jednością. Miała gdzieś to, że ktoś może usłyszeć jej głośne jęki, jej każde sapnięcie i cichą prośbę, by robił to mocno i zdecydowanie. W seksie nie lubiła delikatności. Zdecydowanie uwielbiała, jak było ostro, jak ktoś używał siły, jak ona się mogła poddać i rozpływać się w tych wszystkich emocjach, zatracać się i znów na chwilę wracać, targaną rozkoszą, którą Noah okazywał jej w tym momencie idealnie.
    Jęknęła, głośno i przeciągle, wyginając się nieco i sprawiając tym samym, że poczuła go w sobie jeszcze bardziej. Każde pchnięcie, każdy ruch.
    — Nie lubię delikatności, przecież wiesz — odpowiedziała cicho, również zachrypniętym głosem. Z kolejnym ruchem Noaha, wbiła mu palce w skórę na plecach, również pozostawiając po sobie długi i czerwony ślad, kiedy zsunęła w dół. Nie miała zamiaru być dłużna, jeśli on pokusił się na to, by pozostawić na jej szyi ślad po ugryzieniu.
    — Podoba Ci się to. Cholernie Ci się to podoba, Noah — powiedziała z uśmiechem, biorąc jego twarz w swoje dłonie i przyciągając go bliżej. Nie pocałowała go jednak, choć ich usta dosłownie się stykały, ich przyśpieszone i ciepłe oddechy mieszały się ze sobą, tworząc jedność.
    — Nie musisz się powstrzymywać — powiedziała zaczepnie, zaciskając mocniej nogi na jego ciele.
    🔥

    OdpowiedzUsuń
  32. Chantelle odwróciła się do niego powoli, jakby te słowa były zbyt ciężkie, żeby mogła je od razu unieść. Jej dłonie drżały, kiedy zacisnęła je na poręczy krzesła, jakby chciała się czegoś chwycić, zanim znów wciągnie ją to, o czym mówił.
    — Ty mówisz to tak… spokojnie — odezwała się w końcu, głos miała zachrypnięty, jakby każde słowo musiało przejść przez coś, co ją dusiło. — Jakby to było takie proste. Jakby wystarczyło powiedzieć sobie: „robię to dla siebie”, i nagle wszystko się zmieniało.
    Uśmiechnęła się gorzko i potrząsnęła głową, spoglądając na obraz, który stał przed nią jak wyrzut sumienia.
    — Wiesz, dlaczego tam wracałam? Do izolatki? — spytała nagle, nawet nie czekając na jego odpowiedź. — Nie tylko dlatego, że byłam chora. Daniel… on… — zacisnęła dłonie jeszcze mocniej. — On mówił, że jeśli chcę być czymś więcej niż „ciałem do nakarmienia”, muszę się nauczyć znikać. Mówił, że prawdziwa sztuka rodzi się z poświęcenia. Że im mniej mnie zostanie, tym więcej powstanie na płótnie.
    Jej spojrzenie zbiegło na podłogę, jakby wstydziła się nawet wypowiadać te słowa.
    — A ja mu wierzyłam. Za każdym razem, kiedy mnie tam wsadzali, myślałam, że robię to dobrze. Że on będzie zadowolony, kiedy wrócę. Że jeśli zniknę wystarczająco, jeśli będę… pusta, to w końcu stworzę coś, co będzie warte bycia oglądanym. I wiesz co? — zaśmiała się krótko, bez radości. — Miałam rację. Kiedy wyszłam po drugim razie, Daniel powiedział, że w końcu „rozumiem”. A ja czułam dumę. Dumę, Noah.
    Przesunęła dłonią po twarzy, jakby chciała coś z niej zetrzeć.
    — A potem trafiłam tam jeszcze raz. Bo on… kazał mi malować, aż nie mogłam przestać. Bo obiecał, że dopóki nie skończę, nie będę gotowa. A ja mu wierzyłam tak bardzo, że nawet kiedy odchodziłam z ośrodka, nie umiałam przestać.
    Odwróciła się znów w stronę obrazu, który stał w pokoju, jakby był czymś żywym, czymś, co czekało na nią i osądzało jednocześnie.
    — Dlatego nie mogę go zostawić. Rozumiesz? — jej głos złamał się na moment. — Nie mogę porzucić tego jednego dzieła, przy którym mnie nakrył. Bo jeśli to zrobię, to znaczy, że cały ten chaos, to wszystko, co zrobiłam… że to było na nic. A ja… ja nie zniosę myśli, że tamto cierpienie było puste.
    Milczała chwilę, oddychając płytko, wbijając wzrok w obraz, jakby chciała się w niego wtopić.
    — Ty mówisz, że mam wybór — odezwała się w końcu cicho. — Ale ja nie wiem, jak wygląda wybór, kiedy przez tyle czasu ktoś decydował za mnie.
    Jej głos stwardniał na moment, choć w oczach widać było strach, nie pewność.
    — Ja muszę to skończyć. Nawet jeśli to głupie. Nawet jeśli on dalej mnie w tym trzyma. Muszę, Noah. Bo inaczej… inaczej to wszystko będzie znaczyło, że ja wciąż jestem nikim.

    Channy

    OdpowiedzUsuń
  33. Chantelle stała przez chwilę w ciszy, jakby każde jego słowo spadało na nią warstwami, ciężkimi i lepko oblepiającymi skórę. Jej oddech był szybki, nierówny, a oczy błyszczały w świetle, które nie miało w sobie nic ciepłego. Patrzyła na niego, ale nie widziała go. Nie w tej chwili. Widziała obraz. Tę przeklętą plamę farby, która pulsowała w jej świadomości jak rana.
    Zrobiła krok w jego stronę, ale nie po to, by się do niego zbliżyć. Minęła go, jakby był tylko meblem, którego obecność nie miała znaczenia. Podeszła do sztalugi. Zatrzymała się przed obrazem i przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu. Wydawało się, że jego kontury drżą, jakby oddychały razem z nią. Jej dłoń uniosła się, zawisła nad płótnem, ledwie je musnęła opuszkami palców.
    Oddech przyspieszył.
    — Ty nic nie rozumiesz — wyszeptała, ale to nie były słowa skierowane do Noah. To było do niego. Do Daniela. Do obrazu.
    Nagle chwyciła pędzel, który jeszcze przed chwilą leżał spokojnie obok palety. Zrobiła to gwałtownie, jakby się bała, że jeśli się zawaha, obraz ją pochłonie. Farba była wciąż świeża. Zanurzyła pędzel, aż z sykiem wciągnął ciemną czerń, i pociągnęła nim po płótnie tak mocno, że rozdarła strukturę farby. Pędzel sunął w poprzek całej kompozycji, brutalnie przecinając twarz, którą malowała godzinami.
    Jej ruchy były coraz szybsze, coraz bardziej chaotyczne. Pociągnięcia zmieniały się w uderzenia, w drapanie, w szarpanie płótna tak, jakby chciała je rozerwać na strzępy. Pędzel wypadł jej z dłoni, kiedy szarpnęła za krawędź obrazu i przechyliła sztalugę tak, że prawie runęła na ziemię. Farba spływała na podłogę, rozmazując się pod jej stopami.
    Chantelle nie przestawała. Jej dłonie, już brudne od farb, , zacisnęły się na płótnie i rozdarły je w końcu z dziką siłą. Tkanina pękła z głuchym dźwiękiem, a ona prawie się uśmiechnęła — szeroko, nienaturalnie, maniakalnie. Oddychała ciężko, każdy jej oddech był jak cios.
    — To on jest niczym — wysyczała, jakby dopiero teraz usłyszała własny głos. — To on jest pusty. Nie ja. Nigdy ja.
    Szarpnęła resztę płótna, aż oderwała je całkiem od ramy. Rozdarła je jeszcze raz, a potem cisnęła na podłogę i nadepnęła na nie, zostawiając ślady w ciemnej farbie. Jej ruchy były nerwowe, jakby każdy kolejny gest musiał udowodnić, że obraz nie żyje, że już nie ma nad nią władzy.
    Przez moment stała pochylona, z rozwichrzonymi włosami, z farbą na twarzy i dłoniach. Oddychała szybko, jej klatka piersiowa unosiła się gwałtownie.
    A potem wyprostowała się powoli. Spojrzała na zniszczone płótno, a jej oczy błyszczały jak u kogoś, kto coś stracił… i kogo to wcale nie obchodzi. Było w nich coś dzikiego, niepokojącego.
    Obróciła się w stronę Noah. Nie powiedziała ani słowa. Nie musiała. To, co w niej zobaczył, nie miało nic wspólnego ze spokojnym krokiem ku uzdrowieniu, o którym mówił. W jej spojrzeniu było coś, co kazało mu zrozumieć, że to nie jest koniec. Że to tylko kolejny etap jej obsesji — może jeszcze bardziej niebezpieczny niż wcześniej.
    Chantelle zrobiła jeden krok w jego stronę, a potem zatrzymała się, jakby przypomniała sobie, że on tam w ogóle jest. Jej twarz złagodniała tylko na moment, w dziwnie kruchym grymasie, który równie szybko zniknął.
    — Nie ma czego ratować — powiedziała cicho, prawie szeptem. A potem odwróciła się z powrotem do chaosu, który sama stworzyła, jakby to właśnie on był teraz jedynym miejscem, w którym mogła oddychać.

    obłąkana Channy

    OdpowiedzUsuń
  34. Wszystko, co robił, pozostawiało w niej jakby ślad. Jego śmiech wwiercał się w jej głowę. Jego pocałunki i ugryzienia piekły, ale był to przyjemny rodzaj bólu. Taki, którego Octavia nigdy nie odmawiała, a przyjmowała z wielką ochotą. Jego mocne ruchy, jego spocone ciało, które przygniatało ją swoim ciężarem — to było wszystko, czego Octavia teraz pragnęła. Pragnęła Noaha w całej okazałości, tego szalonego i niebezpiecznego, który górował nad nią, który trzymał ją w garści. Jęczała za każdym razem, gdy poruszał się w niej szybko i pewniej. Każdy jego ruch sprawiał delikatny ból, a to ją nakręcało jeszcze bardziej. Cholernie.
    Teraz już nie grała pewnej siebie, nie chciała przewodzić jak to miała w zwyczaju. Chciała być w jego rękach kimś, kogo mógł złamać i wykorzystać.
    Rzadko kiedy błagała. Zazwyczaj ich zbliżenia wyglądały jak walka o to, kto będzie silniejszy. Kto tym razem wygra. Tym razem Noah wygrywał, ale Octavia od samego początku odpuściła i przekazała mu wygraną.
    — Chcesz, żebym błagała? — wydyszała, uśmiechając się przy tym. Poczuła, jak dreszcz przechodzi przez jej ciało, kiedy ręka Noaha wylądowała na jej gardle i zacisnęła się na nim delikatnie. Jej oczy rozbłysły po tym geście, a ciało jeszcze mocniej zachęciło go, by wszedł w nią bardziej, mocniej i zdecydowanie.
    — Mogę błagać w innej pozycji, jeśli chcesz — rzuciła, zanim ją odwrócił gwałtownie na plecy. Gdy to zrobił, ona odruchowo chciała się unieść, jednak Noah na to nie pozwolił. Kolejny głośny jęk wyrwał się z ust Octavii. Kiwnęła grzecznie głową, kiedy Noah syczał jej do ucha te wszystkie słowa. Boże, jak to wszystko ją nakręcało. Żar podniecenia rozlewał się powoli po jej ciele. Jej ciało drżało i spinał się na zmianę, z każdym mocnym ruchem przyjmowała w sobie Noaha, jęczała i wiła się pod nim wiedząc, jak bardzo mu się to podoba. Kiedy pociągnął ją za włosy, jęknęła, przymykając na moment oczy. Zadrżała, kiedy poczuła na swojej skórze jego zęby, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Drżącą ręką złapała jego dłoń, którą położyła na swojej piersi. Palcami oplotła jego nadgarstek, ściskając go.
    — Ja pierdolę, Noah — wysapała, czując jak uderza w nią fala gorąca.
    — Błagam, mocniej — powiedziała. Zrobiła to, czego chciał. Octavia błagała, poddając się całkowicie. A on miał w końcu nad nią kontrolę, pełną władzę. I mógł z nią zrobić co tylko chciał.
    🔥

    OdpowiedzUsuń
  35. Sweter zawsze był ciężarem. Zbyt gruby, zbyt ciepły, zbyt obcy. Nosiła go jak pancerz, ale tak naprawdę przypominał kajdany – narzucone przez innych, przez ich oczekiwania, przez to, co miała sobą zakrywać. Palce zacisnęły się na materiału, poczuła, jak pod paznokciami napina się wełna. Dłonie drżały, ale nie z zimna.
    Przez moment patrzyła na sweter, jakby to on był winny wszystkiego. Zbierał na sobie wszystkie spojrzenia, wszystkie słowa, które miały ją chronić. Ochrona była kłamstwem. Ciepło było kłamstwem. Prawda była tylko wtedy, gdy płonęło.
    Wzięła zapalniczkę Noah. Metal był chłodny, obcy, ale kiedy kółko zaiskrzyło, poczuła znajome ciepło.
    — Proszę bardzo — powiedziała, a na jej usta wkradł się szaleńczy uśmiech.
    Mały płomień zatańczył przed jej oczami, drgający, niecierpliwy, jakby czekał tylko na jej decyzję. Zbliżyła go do rękawa.
    Najpierw nic się nie działo, wełna zaczęła się tylko lekko przypalać, zapach był drażniący, gryzący, ale to ją uspokajało. Docisnęła ogień mocniej. I wtedy płomień w końcu zjadł pierwszą nitkę, rozlał się po materiale jak coś żywego. Zaskakująco pięknego.
    Patrzyła, jak płonie.
    Nie odsunęła się. Nie poruszyła. Czuła ciepło coraz bliżej skóry, czuła, jak gorąco wdziera się przez cienką warstwę ochrony, ale nie odwróciła wzroku. To było prawdziwe. Tu i teraz, bez masek, bez słów. W ogniu nie było miejsca na udawanie.
    Ogień wspinał się coraz wyżej, pochłaniał rękaw, a ona tylko obserwowała, jak materiał skręca się i czernieje. Serce biło jej szybko, ale spokojnie – jakby wreszcie znalazło rytm, który miał sens. To był jej wybór. Jej gest. Jej kontrola.
    Przez sekundę wyobraziła sobie, że to nie sweter płonie, tylko ona sama. Że zjada ją ten sam ogień, który od dawna czuła pod skórą, ten, którego nikt nie chciał zobaczyć. Nikt. Chociaż… może jednak się myliła. Nie chciała być jednak tak śmiała w swoich myślach. On by patrzył. On by się uśmiechnął pod tą swoją nieruchomą twarzą, bo widziałby ją taką, jaka jest naprawdę.
    Płomień doszedł do łokcia, gorąco stało się nie do zniesienia, ale nawet wtedy nie drgnęła. Patrzyła, jak włókna pękają, jak popiół osypuje się na podłogę. W oczach miała coś pomiędzy zachwytem a rezygnacją.
    Chantelle uśmiechnęła się krzywo. Ten uśmiech nie miał w sobie nic radosnego, ale był prawdziwy. Spaliła część tego, co miało ją chronić. I przez chwilę, krótką i ostrą jak zryw serca, poczuła się wolna.
    I wtedy pomyślała o kimś, kogo nie spodziewała się we własnych myślach. Tam nie musiałaby nic palić. Tam mogłaby płonąć cała, a ktoś patrzyłby do końca. I ta myśl ją przeraziła. Przeraziło ją, że Eli’a wszedł tak głęboko w jej głowę, chociaż nawet go nie lubiła.

    nosz musi się w końcu wkurwić na nią, C

    OdpowiedzUsuń
  36. Była u kresu. Czuła, jak zbliża się do niewidocznej krawędzi, jak zaraz rzuci się w ciemna otchłań, jak otuli ją na chwilę nicość, a euforią eksploduje w jej ciele. Każdy jej stawał się głośniejszy. Każdy ruch Noaha w niej, sprawiał, że Octavia drżała i wiła się, walcząc z nim i ze sobą. Ze swoją chęcią walki, z tym, by choć na moment się wyrwać i przejąć inicjatywę. Tylko, że ta walka była niepotrzebna, bo Noah ciągle trzymał ją w mocnym uścisku. Z każdym jej ruchem przygniatał ją mocniej do materaca, wchodził w nią głębiej, gryzł i zostawiał na jej skórze ślady, oznaczając, że jest tylko i wyłącznie jego.
    Jej za to było błogo. Czuła to, jak jej ciało pulsowało, jak z każdą sekundą robiło jej się bardziej gorąco. Jak jego dotyk ją parzył i sprawiał, że robiła się coraz bardziej mokra.
    Błagała. Głośno i wyraźnie, tak jak tego pragnął. Z jej ust co chwilę wysypywały się prośby i błagania, o to by było mocniej, szybciej, boleśniej. Noah spełniał je z ochotą, a ona za to jęczała i błagała na przemian, oddawała mu się w pełni, pozwalając, by Noah złamał ją do końca. Bo wiedziała, że w tej chwili nie ma szans z nim wygrać.
    Bolało ją całe ciało, ale był to ten rodzaj bólu, który Octavia w seksie lubiła najbardziej. Wielu może i próbowali, by być na tym samym poziomie co Noah, ale to on zdecydowanie wiedział, jak sprawić, by Octavii było dobrze.
    Kiedy rozkazał jej na siebie spojrzeć, zrobiła to. Spojrzenie Noaha było roziskrzone, chaotyczne, wręcz szalone. Te połączenie brunetka widziała pierwszy raz, z tak bliskiej odległości. I powinna się bać, czuła to, że powinna się go bać, ale było wręcz odwrotnie. Fascynował ją, będąc takim władczym i pewnym swoich słów i gestów.
    Pocałowała go. Szybko, bez zastanowienia. Mocno i jakby z dozą wściekłości, ale te emocje były dla nich całkiem normalnie. Nawet udało jej się nieco unieść, podpierając na łokciu. Czuła go bardzo dobrze. Czuła, jak w niej pulsował, jak poruszał się mocno i pewnie. Czuła też, jak ciało Noaha z każdą sekundą się spina, jak jego mięśnie drżą, jak też zbliżał się do tej niewidocznej krawędzi.
    Jej ciało zaczęło drżeć, a ona sama nawet nie walczyła z tym, by jakoś to kontrolować. Z ust wyrwał się długi, przeciągły jej, a ręce Octavii zacisnęły się na materiale kołdry. Ona sama zaś osunęła się, tracąc już resztki sił. Jęknęła, przymykając oczy. To był właśnie ten moment, kiedy jej ciało ogarnęła fala garach i rozkoszy, rozlewająca się w niej niczym lawa. Czuła, jakby ruchy Noaha przyspieszyły, kiedy zobaczył, że ona dochodzi. Uśmiechnęła się lekko, prawie, że niewidocznie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie powiedziała nic. Patrzyła na niego, na twarz napiętą, oczy wściekłe, usta ściśnięte w cienką linię. W jego gniewie nie było tego, czego szukała. Mimo tak dużego kroku, próbie udowodnienia czegoś sobie i jemu… nie poczuła satysfakcji, której pragnęła. Nie zamierzała jednak pokazać, że sama jest rozczarowana.
    Nie cofnęła się. Nie przeprosiła. Jej spojrzenie było spokojne, prawie wyzywające, jakby chciała mu powiedzieć: to nie twoja sprawa więc odpuść.
    Sweter parzył jeszcze w dotyku, a skóra na przedramieniu była zaczerwieniona, podrażniona, ale wciąż jej. Wciąż żywa. Bolała. Cholernie mocno, ale nie zamierzała mu tego pokazywać. Nie dla niego był jej ból, chyba właśnie zaczynała to rozumieć.
    Kiedy puścił jej dłoń, zrobiła krok w tył. Nie spieszyła się. Stała pośród tego wszystkiego, zapachu dymu, popiołu, napięcia, które nie chciało opaść. Jej twarz była nieruchoma, prawie obojętna, ale w oczach błysnęło coś, co można było pomylić ze smutkiem albo z ulgą.
    — Już skończyłam — powiedziała tylko, jakby to zamykało temat.
    Ale w powietrzu nic się nie skończyło. Dym wciąż pachniał, a jej cisza była głośniejsza niż jakiekolwiek słowa. Zniszczony obraz leżał na podłodze i mogłoby się wydawać, że stał się przeszłością, ale to nie prawda.
    Odwróciła się nagle i usiadła na podłodze kilka kroków dalej, przyciągając kolana do piersi. Dłoń, którą przed chwilą trzymał, oparła o zimne drewno, jakby chciała się oczyścić z jego dotyku. Nie patrzyła już na Noah. Nie chciała, żeby jej twarz w tym momencie była czymś, co będzie mu się należało do zapamiętania.
    Powietrze pachniało dymem, a cisza była gęsta, ale ona siedziała spokojnie, jakby wszystko było tak, jak miało być. Jakby znów była sama, mimo że on wciąż stał zaledwie kilka kroków od niej.
    — Daruj sobie, Noah — powiedziała nagle zmęczonym głosem — po prostu pozwól mi być sobą — dodała, cały czas brzmiąc tak samo. Chyba nie miała już siły na granie, udowadnianie mu czegokolwiek. Chciała spokoju. Niczego więcej. Musiała… przetrawić swoją porażkę. Wszystkie swoje porażki. I chociaż pierw chciała go wyprowadzić z równowagi, wkurwić go, zobaczyć go wściekłego… to nie było to. To nie dało jej tego uczucia, którego pragnęła. To po prostu… Noah nie był tym, którego gniew chciała czuć. — Nie zabije się — zaśmiała się sztucznie — możesz być spokojny.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  38. Nich mógł myśleć, że Octavia mu się poddała, bo był na tyle silny. Jednak, ona mu się poddała, bo tego chciała. Bo lubiła seks z nim, kiedy to na chwilę on robił z nią wszystko, co tylko chciał. Bo lubiła tą swoistą kontrolę, te rozkazy rzucane w jej stronę. Noah wiedział, że to ją kręciło i tego typu zbliżenia lubiła najbardziej. Ona sama jednak decydowała, czy mu ulec i tym samym się poddać, oddać całkowicie w jego ręce, czy też nie.
    Lubiła tą walkę z nim, kiedy próbował ją ze wszystkich sił zdominować, ale nie był w stanie. Octavia była silna, nie oddawała wygranej zbyt łatwo, lubiła walczyć, nawet w łóżku. Trafiając na Noaha, trafiła na godnego siebie przeciwnika, a jemu samemu też to wszystko sprawiało frajdę.
    Tym razem jednak oddała się mu w pełni, co mógł zauważyć po drżącym ciele, głośnych jękach i prośbach, by było mocniej. Spełniał każdą jej prośbę, a ona oddała mu się z ogromną ochotą.
    Te kilka ruchów, mocnych i pewnych, które Noah podarował jej na sam koniec, sprawiło, że Octavia na moment zapomniała, co się wokół niej dzieje. Jeszcze przez dłuższą chwilę dochodziła do siebie, leżąc na łóżku, kiedy on zapalił papierosa i milczał. Długo i wymownie, aż w końcu się odezwał. Ona, zamiast wziąć jego słowa na poważnie, zaśmiała się jedynie, przekręcając na plecy i okrywając się nieco kołdra. Nadal czuła, jak skóra jej płonęła i jak było jej gorąco. Chłodny materiał miło łagodził ten stan.
    — Oczywiście, że mam coś do powiedzenia. A Ty naiwnie myślisz, że znów Ci się udało. Noah, jak zawsze się mylisz — powiedziała spokojnie, kładąc głowę na poduszce. Spojrzała na sufit, nadal nieco rozbawiona.
    — Lubię seks z Tobą. Lubię, jak jest tak intensywnie jak teraz, ale to nigdy nie będzie tak, że mnie złamiesz. Ja to zrobiłam, bo chciałam się tak poczuć — powiedziała, po czym przybliżyła się do niego, kiedy podszedł do łóżka. Kucnęła przy nim, wciąż zakrywając kołdrą swoje nagie ciało.
    — Noah, cholernie mi się to podobało, ale to ja zawsze wygrywam. Uwierz mi, że nawet teraz, jakbym Cię dotknęła, uległbyś mi. Znów bym Ci się oddała, i może znów mógłbyś zrobić ze mną co tylko byś chciał, a chciałbyś, nie musisz tego nawet mówić. A może by było tak, że tym razem to ja bym robiła z Tobą, co tylko bym chciała. Dotykałabym cię, bawiła się Tobą, doprowadzała do szału. Oglądałabym to z przyjemnością, jak czekałbyś na to, by znów móc się we mnie zatracić — powiedziała z uśmiechem, muskając ustami jego szyję.
    — Sami stworzyliśmy ten popierdolony układ, i żadne z nas nie chce tego przerwać. Zależy Ci na mnie na swój pojebany sposób, wiem to. To nie jest miłość, a mimo wszystko nie potrafisz znieść myśli, że mogę być kogoś innego. Na razie jestem Twoja, Noah. Ale kiedyś może się to zmienić — powiedziała, odsuwając się od niego, by usiąść na łóżku. Przesunęła ręką po jego nagim ciele, uśmiechając się przy tym.
    — szybko odzyskujesz siły — stwierdziła z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  39. Noah miał rację, to była wojna, w której nie było zwycięzcy. Oni oboje zawsze zajmowali to samo miejsce, wymieniali się jednak pokazem siły i władczości. Nigdy jednak żadne nie zajmowało drugiego miejsca.
    Octavia drgnęła delikatnie, gdy Noaha się nad nią nachylił, a jego niski i nieco zachrypnięty głos dotarł do jej ucha. Wiedziała, że to drgnięcie nie uszło jego uwadze, nawet nie chciała, by je przeoczył.
    —Oh, Noah — szepnęła jego imię, kiedy tylko poczuła rozgrzane usta na swojej szyi. Wiedział, gdzie dokładnie uderzyć, by znów powoli zaczęła się rozpadać na miliony kawałków. Tak, ich relacja była uzależniająca. Nie można tego było nazwać miłością, bardziej zależało im na tej ekscytacji, na tym płomieniu, który wybuchał za każdym razem, gdy byli blisko siebie. To dla nich liczyło się najbardziej. Ten nigdy niegasnący ogień, który wybuchał w ciągu sekundy.
    Jej oczy błysnęły, gdy pociągnął kołdrę, oraz kiedy spoglądał na nią z tą samą fascynacją, co chwile temu. Bez skrępowania błądził ręką po jej udzie, drażniąc się z nią. Octavia mruknęła, czując ciepło jego dłoni.
    —Mhm, chce grać. I raczej nie mam zamiaru odmawiać — powiedziała z uśmiechem, kiedy Noah znalazł się tuż nad nią, trzymając za nadgarstki. Lubiła ten błysk w jego oczach. Był niebezpieczny, i wiedziała, że mogła spodziewać się wszystkiego. Że Noah jest nieobliczalny w swoim szaleństwie. I może właśnie to tak bardzo ją do niego ciągnęło, bo tylko on potrafił wydobyć z niej zupełnie inną Octavię. Szaloną, niebezpieczną i chcącą wszystkiego, co on, a w szczególności jego.
    Jęknęła po raz kolejny, delikatnie wyginając się pod jego dotykiem. To było mimowolne, Octavia nie potrafiła nad tym zapanować, a Noah wiedział o tym bardzo dobrze.
    — Łaskawy jesteś — odparła, spoglądając na niego z niebezpiecznym uśmiechem czającym się na ustach. Puścił ją, a Octavia wykorzystała ten moment, by podnieść się, klękając na łóżku.
    — Taki grzeczny — mruknęła, złączając ich usta w pocałunku. Nie śpieszyła się. Przesunęła językiem po wargach Noaha, jakby zachęcając go do podjęcia gry. Jej dłonie zaczęły leniwie błądzić po jego ciele. Zapamiętywała strukturę skóry, każde drgnięcie mięśnia. Poddawał się jej, a Octavia nie miała zamiaru w tej chwili przerywać. Pchnęła go lekko, tak że usiadł na łóżku, plecami opierając się o zimną ścianę pokoju. Ona sama zaś usiadła na nim okrakiem. Był jej gorąco i duszno.
    — Chcesz mi oddać kontrolę? — szepnęła, całując skórę na jego szyi.
    — Chcesz mi się oddać, Noah? — zapytała, zostawiając mocną malinkę na jego szyi. Jej dłoń zatrzymała się na jego podbrzuszu, i tak drażniła się z nim przez kilka sekund.
    — Wyluzuj się — mruknęła z uśmiechem, biorąc w dłoń jego męskość. Niespiesznie, i trochę specjalnie zbyt wolno, zaczęła poruszać ręką w górę i w dół, nie odrywając spojrzenia od oczu Noaha. Jego wzrok mówił wszystko, i to cholernie jej się podobało.
    😈

    OdpowiedzUsuń

✉️ Wiadomość od Sekretariatu✉️

Drodzy Uczniowie,

Rozumiemy, że anonimowość internetowa kusi do kreatywności, ale przypominamy, że formularz komentarzy służy do merytorycznych uwag, kulturalnej wymiany myśli i waszego wątkowania. Jeśli ktoś zdecyduje się używać go do teorii spiskowych czy też plotek o Pani Williams – prosimy, zachowajcie umiar (i pamiętajcie, że Pani Williams ma naprawdę dobry słuch!).

Z poważaniem,
Elise Kramer 🏛️✒️